sobota, 17 czerwca 2023

Coś niesamowitego



„Cud jest najukochańszym dzieckiem wiary. Cud zdarza się tylko raz, a gdy się objawia, przemawia językiem tajemnic, które ujawniwszy się, giną na zawsze”.



Objawienia, zaraz po Całunie Turyńskim i Świętym Graalu, jeden z najciekawszych moim zdaniem tematów, o którym warto wiedzieć więcej. Jeśli doliczymy do tego dodatkowo tajemnice stygmatów, opętań, oraz historię ludzi, którzy zaufali, Opatrzności Bożej jak np. Maksymilian Maria Kolbe mogłabym siedzieć i czytać o tych rzeczach cały czas i bez końca.

Moim ostatnim odkryciem, którym przyznam, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, jest Wydawnictwo Rosikon Press, a wraz z nim cała seria nagrodzona Feniksem o największych tajemnicach ukrytych w wierze Kościoła Rzymskokatolickiego. Wśród nich pozycja, którą jestem absolutnie zafascynowana, czyli Sekrety Guadalupe rozszyfrowanie ukrytego kodu.

Matka Boża z Guadalupe, to jeden z najważniejszych obiektów kultu religijnego w Meksyku. Objawienie, jakiego doznał skromy i niczym niewyróżniający się Indianin Juan Diego na wzgórzu Tepeyac w roku 1531 sprawiło, że dziś do niepozornego miejsca na drugim końcu świata przyjeżdżają rocznie miliony wiernych i turystów. Matka Boża z Guadalupe ukazana została w płaszczu, na którym widoczne są gwiazdy. Jak udało się ustalić, są one odzwierciedleniem rzeczywistych gwiazdozbiorów w układzie, jaki miał miejsce 12 grudnia 1531 roku o godzinie 6.45 nad stolicą Meksyku. Zachowane są nawet proporcje w odległościach między gwiazdami.

Po roku 1917 miało miejsce wiele kolejnych objawień, niektóre z nich zostały uznane przez Kościół Rzymski za prawdziwe. Szacuje się, że właśnie po roku 1917 wizji tych było około 40 tysięcy. Do dziś zagadką pozostaje materiał, z jakiego była sporządzona farba do namalowania wizerunku Madonny. Płótno od lat stanowi tajemnicę dla badaczy, jak i dla okulistów. Konserwatorzy sztuki ze zdumieniem uznają, że obraz nie posiada żadnych poważnych braków, a powinien. Natomiast odbicie w źrenicach przebadane tysiące razy, fascynuje i stwarza duże pole do spekulacji.

Właśnie Panią z Guadalupe zajęło się Wydawnictwo Rosikon Press, tworząc jeden z najpiękniejszych albumów uzupełnionych historią Juana Diego, oraz kultem Madonny. Nigdy nie widziałam, tak pięknie wydanej książki związanej z objawieniami i kultem maryjnym. Pozycja zawiera ponad 270 stron, od których ciężko oderwać oczy.

Pan Grzegorz Górny wraz z Panem Januszem Rosikoniem poświęcili wiele czasu i zachodu, aby stworzyć dzieło tak przemawiające do czytelnika. Znajdziemy tutaj setki wspaniałych zdjęć ukazujących historię niezwykłego wizerunku. Najbardziej moim zdaniem fascynującym, jest to, które przedstawia źrenicę Maryi i jej odbicie. Dodatkowo Panowie uwiecznili tutaj całą historię Indian, samego miasta, powstania sanktuarium. Mamy także szczegółowy opis konstelacji gwiazd z płaszcza Madonny, coś niesamowitego.

Autorzy próbują wytłumaczyć nam w tekście, to co wydaje się niewytłumaczalne, czyli to, kim jest Pani z Guadalupe.

Muszę powiedzieć, że kult Guadalupe fascynuje mnie bardziej niż Fatima. Składa się na to wiele czynników, myślę, że jednym z nich jest na pewno to, że Matka Boża objawiła się Indianinowi, a jego historia, a później historia w ogóle Indian, do tej pory bardzo mnie interesuje. Pisarze pochylili się nad nią, co sprawia, że dla mnie książka ta jest jeszcze bardziej wartościowa.

Trzeba tutaj dodać, że pozycja ta nie jest tylko publikacją katolicką. Wiem, co zaraz powiedzą bracia Protestanci, że to herezja etc. Po naprawdę dokładnej analizie tego dzieła zapoznaniu się z opisami, zdjęciami oraz informacjami zawartymi w środku mogę uczciwie powiedzieć, że tutaj fenomen Guadalupe został potraktowany naprawdę rzetelnie, bardziej jako coś, co warto zbadać od strony naukowej, niż narzucanie komukolwiek swojej wiary i to, jest moim zdaniem w tej pozycji najważniejsze.

Książka w twardej oprawie ze skrzydełkami, Papier z gatunku tych ekskluzywnych, gdy bierzesz do ręki, nachodzi Cię onieśmielenie przed otwarciem, jestem zachwycona. Sekrety Guadalupe, to publikacja, do której z całą pewnością będę wracała nie ze względu na wiarę, ale ze względu na dużą wartość historyczną i naukową tego dzieła.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Rosikon Press


 

George i nudne wakacje



– Wejdź albo stój dalej za drzwiami, jak wolisz! – zawołała Pippi.

– Nie zmuszam nikogo do niczego!

Astrid Lindgren: „Pippi Pończoszanka” (1945)





W ostatnich latach obserwujemy coraz większy wzrost liczby wydawnictw, które publikują tylko, lub niemal tylko pozycje dla dzieci. Książki dla najmłodszych nie są już bure, czarnobiałe, jak to miało miejsce kilkadziesiąt lat temu. Dziś to z reguły piękne, graficznie teksty, które mają zachęcić młodego czytelnika do sięgnięcia po coraz to nową przygodę.

Są pozycje, które z biegiem lat stały się klasyką gatunku literatury dziecięcej np. książki Pani Astrid Lindgern, Lucy Maud Montgomery, czy w ostatnich czasach Pani J.K Rowling. Nawet my, jako dorośli mamy swoje ulubione pozycje dla dzieci i po latach bardzo chętnie do nich wracamy, ja do dziś chętnie biorę do ręki Polyanne, czy kultową już serię o przygodach Martynki Wandy Chotomskiej.

Trzeba tutaj napisać, że wielu rodziców nie wraca już do klasyki literatury dziecięcej, czasy się zmieniają i szukamy dla naszych dzieci książek, które wzbudzają coraz więcej emocji, dostarczają wrażeń i powodują, że nie można się od nich oderwać. Fantastyka dziecięca cieszy się dziś wielkim uznaniem, takie serie jak Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow, czy Swiftowie, nie schodzą z czołówek sprzedaży. Wydawnictwo Poradnia K po raz kolejny wychodzi do najmłodszych z ciekawą i wartościową serią przygód tym razem jedenastolatka w świecie podziemnego świata.

Po mojej ulubionej serii, o Allanie, oraz o chłopcu, który przyjaźnił się z jednorożcami czas na przygody Gregora. Nasz bohater to jedenastoletni chłopiec, który ma przed sobą perspektywę nudnych wakacji z babcią i swoją dwuletnią siostrą. Znudzony i sfrustrowany szuka sobie zajęcia na te upalne dni. Nic nie, jest jednak takie, jakim się wydaje i nasz bohater pewnego pięknego dnia przenosi się do świata mrocznego podziemia, w którym czeka go wiele przygód, zanim wróci na powierzchnię. Ukryty świat pod Nowym Jorkiem już na niego czeka, aby błagać o pomoc. Wentylacja nowojorskiego mieszkania przenosi go do tam, ludzie żyją w symbiozie z co najmniej dziwnymi stworzeniami, olbrzymimi pająkami, nietoperzami, czy karaluchami. Okazuje się jednak, że pokój, jaki panuje, jest bardzo zagrożony. Chłopiec nie chce mieszać się w problemy mieszkańców, ale gdy dowiaduje się, że w tym dziwnym świecie ma szansę odnaleźć swojego zaginionego ojca, wszystko się zmienia.

George i niedokończona przepowiednia to niezwykła powieść fantasy nie tylko dla dzieci. Wspaniała okładka ze skrzydełkami przyciąga uwagę, a fabuła budowana moim zdaniem niezwykle rzetelnie i skrupulatnie nie pozwala się nudzić. Książka przypomina mi serię o Arturze i Minimkach, która także bardzo mi się podobała. Nieprzeciętni bohaterowie, rodzeństwo, które próbuje wrócić do domu, wielka przyjaźń, wspaniale oddana miłość rodzinna to tylko niektóre atuty tej pozycji.

Przygody Georga, to powieść na parę godzin, Pani Collins (Autorka, także takiej pozycji jak Igrzyska śmierci) po raz kolejny tym razem w książce dla dzieci pokazuje swój talent i polot literacki. Ciepła opowieść o chłopcu, który zrobi wszystko, aby ratować swoją rodzinę, to książka, obok której nie można przejść obojętnie. Dodatkowym plusem, jest duży druk, który ułatwia czytanie. Do tej pory ukazały się dwa tomy tej publikacji, jestem niezmiernie ciekawa kolejnych przygód dzielnego chłopca, oraz jego fantastycznych przyjaciół. Przygody Georga polecam bez dwóch zdań.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

piątek, 16 czerwca 2023

Przygoda Minecraft



Świat Minecraft, bezsprzecznie nadal podbija rynki światowe nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Komputerowa gra survivalowa, o otwartym świecie, to nie tylko obraz na komputerze, ale także coraz częściej przygoda zagarniająca rynek wydawniczy, zarówno dla młodszych, jak i dla starszych czytelników.

Moje dzieci, także grają w tę grę i interesują się wszystkim, co dotyczy świata podzielonego na biomy, więc gdy zobaczyłam serię książeczek Przygoda w świecie Minecraft, w aż szesnastu tomach pomyślałam, że muszę po tę pozycję sięgnąć. Pierwszy tom Herobrine Powstaje, przeczytałam, w 25 minut uznając, że było warto.

Pan S.D Suart zaprasza nas do świata dwóch braci Josha i Andre, którzy są bliźniakami. Ich tato pracuje w laboratorium rządowym, w którym testowany jest super komputer jedyny taki na świecie. Pewnego dnia chłopcy dostają się na chroniony hasłem serwer, który zawiera pierwotną wersję Mincrafta, która została stworzona przez samego Notcha. Podobno, jest to jedyna aktywna wersja, w której grasuje Herobrine. Chłopcy odkrywają w grze wiele tajemnic, które wciągają ich do świata pełnego przygód.

Dla niewtajemniczonych Herobrine to mroczny brat Notcha, który grasuje, po grze śledząc i zabijając innych graczy. Książka ma dosłownie nieco ponad 70 stron napisana dużymi literami, z całą pewnością stanie się ulubioną serią młodszych dzieci. Nie sądziłam, że spodoba mi się przygoda w świecie Minecraft. Nigdy ta gra mnie nie fascynowała, nie odróżniam na ekranie tych wszystkich bloków, dla mnie całość wygląda jednakowo, ale przeniesienie tego świata do książki, jest naprawdę super pomysłem.

Seria Przygoda w świecie Minecraft to 16 tomów, lekkiej literatury na kilka minut. Mimo tego, ze temat może wydawać się banalny, w pozycji tej bracia muszą sobie pomagać, jest tutaj wspaniale oddana więź między dziećmi, wzajemna pomoc, magia przyjaźni oraz opisy technologii. Myślę, że każdy młody czytelnik, który fascynuje się tą grą, będzie zachwycony książką.

Byłam zaskoczona, objętością tych pozycji. Myślałam, że są grubsze i zastanawiałam się, jak można stworzyć aż szesnaście tomów, ale teraz już wiem. Gdyby te książeczki połączyć powstałaby jedna gruba przygoda. Jedyne czego mi brakowało to obrazki, przedstawiające właśnie np. postać Herobrina.
Jestem przekonana, że świat Minecraft jeszcze długo będzie zachwycał i fascynował młodego odbiorcę, tym bardziej że ciągle powstają nowe serwery, które wciągają bez dwóch zdań. Jak na razie zapoznałam się tylko z trzema pierwszymi częściami, ale jestem pewna, że sięgnę po więcej.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Arkady


 

Powrót do klasyki


„Czasem sama prawda nie wystarcza, musisz mieć prawnika”.

Charles Dickens





W ostatnim czasie bardzo chętnie wracam do klasyki literatury, nie tylko polskiej, ale także zagranicznej. Z jakiegoś nieznanego mi powodu, ciągnie mnie w kierunku tej literatury i nadrabiam ubytki. Sięgając po publikacje Charlesa Dickensa, miałam wiele obaw, nie tylko jeśli chodzi o tematykę jego powieści, ale także sam język, oraz grubość tych publikacji.

Charles Dickens, jest jednym z moich ulubionych pisarzy. Jego dzieła dają wyraz wrażliwości na niesprawiedliwość, krzywdę społeczną i bezduszność praw wobec ludzi ubogich. Realistyczny i drobiazgowy opis środowisk społecznych (mieszczańskich, biedoty miejskiej) zespalał z romantyczną atmosferą baśniowości i liryzmem. Stał się on jednym z lepszych kronikarzy ówczesnego Londynu. Kochał utrwalać postacie ekscentryków oraz dziwaków, co pozwoliło na lepszy pogląd na świat, w którym żył.

W pierwszej kolejności sięgnęłam po jego Samotnię, którą zareklamowano mi jako naprawdę jedną z lepszych pozycji klasycznych. Muszę napisać, że jej objętość mnie zaskoczyła, dwa obszerne tomy przedstawiające sprawę sądową Jarndyce przeciw Jarndyce oparte na prawdziwych wydarzeniach pochłonęły mnie bez reszty.

Dickens przedstawia nam ponury, mokry, mroczny wiktoriański Londyn pełen niesprawiedliwości społecznych. Tło, oraz sceneria samej książki bardzo mi się podobała, ogólnie uwielbiam takie klimaty i świetnie mi się tego typu dzieła czyta. Mamy tutaj bohaterkę Esther, ubogą sierotę, o nieznanym pochodzeniu, oraz pełną sekretów Lady Dedlock. Obie te panie spotykają się na Sali sądowej w sprawie Jarndyce kontra Jarndyce, która z każdym dniem robi się coraz bardziej skomplikowana. Zawiłości prawne, związane z nimi niedorzeczności sprawiają, że nie wiadomo komu ostatecznie, przypadnie wielki majątek. W tle mamy historię rodzinną, sekrety, dramaty oraz walkę o prawdę.

Mimo objętości Samotnia bardzo mi się podobała, oba tomy wspaniale oddają nie tylko miasto i jego najciemniejsze zakamarki, ale także skorumpowanie, opieszałość, czy kumoterstwa w świecie biurokratycznego prawa. Dodatkowym atutem powieści, jest podwójna narracja, która zabiera czytelnika w dwa zupełnie różne światy.

Samotnia, to także książka przedstawiająca całą panoramę życia i obyczajowości dziewiętnastowiecznej Anglii, dla mnie to wisienka na torcie. Bez wątpienia Dickens, jest jednym z wielkich pisarzy, do inspiracji jego twórczością przyznawali się np. Lew Tołstoj, czy George Orwell.

Wiem, że dwa tomy mogą przerażać. Dodatkowo staroświecki naprawdę mocno wyszukany język, w który trzeba się wbić, mogą na początku zniechęcać czytelnika. Mimo, to twórczość Charlesa Dickensa warto poznać. Myślę, że na pierwszy ogień raczej nie wybrałabym Samotni gdyby mi jej nie polecono, ale cieszę się, że się z nią zapoznałam. Z całą pewnością, jest to publikacją, którą warto znać.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

czwartek, 15 czerwca 2023

Najważniejsza książka roku


„Minuta pojednania więcej znaczy niż całe życie przyjaźni”

Gabriel Garcia Marquez





Arystoteles napisał Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny… Zbliża się nieubłaganie, wielkimi krokami, zdrady, ignorancji, kumoterstwa, osiemdziesiąta rocznica Ludobójstwa Polaków na Wołyniu, ale nie tylko tam, także w Małopolsce Wschodniej i na Zamojszczyźnie w latach 1939-1947. Wołyń, który w tym roku stał się pomnikiem Judaszy, ikoną zakłamania (zaraz po Jedwabnym), a także wielkiej kilkunastoletniej nieporadności państwa polskiego.

Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia. Jak tu, jednak przebaczyć kiedy kaci robią z siebie ofiary, a ofiary spycha się na margines historii? Ponad 100 miejscowości zniknęło z powierzchni ziemi, rana w sercach krwawi, a tak trudno stanąć w prawdzie. Kto nie zna historii, nie zasługuje na przyszłość… A przyszłość rozciąga się przed nami w czarnych barwach baćki Bandery. Straszne, jest gdy słyszysz, jak prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, staje i krzyczy Sława Ukrainie! Dobrze wiedząc czyj i kiedy, to był okrzyk.

Kolejne rządy RP, wykazują się ignorancją tematu Rzezi Wołyńskiej, Andrzej Duda „prezydent” Polski mówi, że trzeba miarkować słowa… https://www.youtube.com/shorts/8EQcPKFuRvA prezydent polin, nie Polski, co już nie raz udowodnił, strofuje księdza Isakowicza – Zaleskiego, za mówienie prawdy. Czy obywateli naszego kraju nie przeraża banderyzm pukający nam do drzwi? Pani wicemarszałek sejmu Małgorzata Gosiewska mówi, że dla kultu UPA powinniśmy wykazać się pewnym zrozumieniem (sic!)… Poniżenie Polski osiąga niemal dno, w październiku i tak sprzedamy się za kolejną miskę ryżu.

Ostatni świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, powinni być dla nas bohaterami, ostoją prawdy, a także przykładem do naśladowania w wybaczeniu. Gdy prezydent Francji powiedział, że Ukraina i Rosja są, jak bracia, rozległ się głos Ołeha Nikołenko rzecznika prasowego MSZ Ukrainy, który 22 kwietnia 2022 roku powiedział

„Braterski naród nie morduje dzieci, nie rozstrzeliwuje cywilów, nie gwałci kobiet, nie rani osób starszych i nie niszczy domów drugiego braterskiego narodu. Do barbarzyństwa wobec ludzi nie uciekają się nawet zajadli wrogowie”.

Naprawdę Panie Nikołenko??

A może cytat z Pana Melnyka, który całkiem niedawno awansował robiąc karierę na grobach ofiar Wołynia

„Przyczyną wrogości pomiędzy Polską i Ukrainą było to, że Ukraińcy byli największą grupą mniejszościową w państwie polskim. Stanowili ¼ ludności, a mimo to byli uciskani w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić. I dlatego Ukraina była przeciw Polsce, więc Polacy byli dla nas takimi samymi wrogami, jak nazistowskie Niemcy i ZSRR. Bandera nie był masowym mordercą Polaków i Żydów. Tak mówię i mogę, to powtórzyć. Nie zdystansuje się od tego. I tyle”.

Tak kłamać Panie Melnyk, tak kłamać… Jaka była reakcja polskiego MSZ? Żadna. Za to Izrael zareagował, bo nie da swoim obywatelom pluć w twarz. A zna Pan Akt Proklamowania Państwa Ukraińskiego z 10 lipca 1941 roku? Tam taka perełka świeci w punkcie trzecim

Nowo powstające Państwo Ukraińskie będzie ściśle współdziałać z narodowosocjalistycznymi Wielkimi Niemcami, które pod przywództwem swojego wodza Adolfa Hitlera tworzą nowy ład w Europie i na świecie oraz pomagają narodowi ukraińskiemu wyzwolić się spod okupacji moskiewskiej.

Ukraińska narodowa Armia Rewolucyjna, która powstaje na ziemi ukraińskiej, będzie nadal walczyć wraz z SOJUSZNICZĄ ARMIĄ NIEMIECKĄ przeciwko okupacji moskiewskiej za Suwerenne Zjednoczone Państwo Ukraińskie i nowy ład na świecie.

Nadchodzi wielkimi krokami osiemdziesiąta rocznica ukraińskiego Ludobójstwa Polaków na Wołyniu… W tym roku prawdopodobnie bez uroczystości państwowych, aby nie urazić naszych „przyjaciół” Ukraińców. Ach, co to będzie za uroczystość… Pan Zelenski już zaciera ręce, na kolejne poniżenie polaczków.

Na szczęście powstają książki, które odkłamują, to co zakłamane nie ustami Autora, ale ludzi, którzy przeżyli ukraińskie piekło i chcą się tym podzielić z coraz bardziej ciemnym narodem polskim. Pozycja Sąsiedzi Pana Jacka Międlara to publikacja, która sama dla siebie jest recenzją. Autor kontrowersyjny, dla jednych bohater dla innych zdrajca, dla mnie człowiek, który odważył się zrobić, to co już dawno powinno być zrobione, czyli wysłuchać i upublicznić. Setki poświęconych godzin, tysiące stron tekstu, a przede wszystkim ludzie, którzy mimo traumy i cierpienia postanowili na nowo napisać i odkłamać historię Polski oraz relacji z Ukrainą.

Nie będę oceniała przeżyć i emocji, uczuć i zdarzeń, byłoby to niegodne i niemoralne. Napiszę, jednak, że są pozycje, które trzeba przeczytać i ta, jest właśnie jedną z nich. Nie czytamy jej dla Pisarza, dla ilości sprzedanych egzemplarzy, ale dla tych, którzy przeżyli, to co było nie do przeżycia. Z Szacunku do nich i troski o przyszłość narodu. Sąsiedzi, to swego rodzaju katharsis dla ocalałych i nauka dla nas, tych, którzy nie przeżyli ówczesnych wydarzeń.

Długo zastanawiałam się, czy pisać o dwóch tomach naraz, czy może podzielić to na części. Doszłam do wniosku, że skupię się na każdej z tych książek z osobna, a będą to z całą pewnością długie recenzje. Część pierwsza, pozwala nam pogłębić wiedzę o wydarzeniach na Wołyniu, Zamojszczyźnie, Podkarpaciu, czy w Małopolsce. W początkowych rozdziałach Autor przytacza nam to, co jako świadomi obywatele Polski powinniśmy wiedzieć o tej niewyobrażalnej zbrodni. Mamy tutaj opis nie tylko postawy Polskiego rządu obecnie, ale także tego jak państwo polskie odbierało wszelkie rzezie na Polakach popełnione przez Ukraińców na przestrzeni wieków. Mamy, także pikantne cytaty wielkich tego świata.

Nie ma dowodów na to, że oddziały bandery wymordowały setki tysięcy Żydów. To rosyjska narracja, utrwalana w Polsce, Niemczech i Izraelu. Nie wiem, skąd Pan ma swoje dane. (Rozmowa Melnyka z dziennikarzem)

Życzymy wszystkim zwycięstwa, życzymy wszystkim, by byli, jak Roman Szuchewycz. Tak mówił w roku 2021 mer Tarnopola.

Pierwsze rozdziały, to także opisy współpracy Kościoła grekokatolickiego z UPA. Święcenie siekier, którymi mordowano Polaków, nawoływanie do zabijania… I w końcu to, co jest esencją tej pozycji, czyli wywiady. Wywiady i wspomnienia dziesiątek starszych ludzi, którzy powiedzieli TAK polskiemu czytelnikowi.

Czytałam tę publikację na raty, ponieważ nerwowo po prostu nie byłam w stanie się z nią zapoznać od razu. Zużyłam około stu znaczników, oraz przyznam, że wylałam morze łez, czytając, jak wielkie okrucieństwo spotkało naszych rodaków ze strony ich sąsiadów. Historia Pani Majewskiej, Pana podpułkownika rez. pil. Jastrzębskiego, czy Pan Strągowskiego, to tylko kropla w morzu tego co wybrzmiało w tej książce. Gdy czytasz słowa, że Niemcy w tamtym czasie, mimo że cię wywieźli do obozu, to pomagali bronić się przed Ukraińcami, nie chce ci się wierzyć, ale takie są fakty, opowiadane przez ludzi, którzy przeżyli.

Sąsiedzi, zawierają wspaniałe zdjęcia, nie tylko naszych bohaterów, ale także ludzi, którzy dopuścili się tej zbrodni. Jedyne czego mi brakowało, to brak fotografii historycznych z samej rzezi, mam nadzieję, że zostanie to uzupełnione w kolejnych tomach. Muszę powiedzieć, że jeszcze żadna książka traktująca o Wołyniu nie wywołała u mnie tyle emocji, co pozycja Pana Międlara. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy Autora, ale przede wszystkim chciałabym Podziękować ludziom, którzy opowiedzieli swoje historie.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski, jeden z najmądrzejszych kapłanów, jakiego miałam okazję słuchać, powiedział,Sprawa Wołynia musi zostać w końcu rozwiązana. Ekshumacja i pochówki ofiar zamknęłyby ten problem. Dziś kiedy bez mydła wchodzimy, wiadomo gdzie Ukrainie, nie ma szans na prawdę i pojednanie. Afera podkarpacka skutecznie zamyka usta naszym rządzącym… Wierzę, jednak w to, że dzięki takim pozycją, jak Sąsiedzi i takim ludziom, jak ksiądz Zaleski, czy Pan Międlar dojdzie w końcu do tego, do czego powinno dojść już dawno, a mianowicie do wybaczenia i pojednania.

Drugi tom przede mną. Boję się ogromnie, czy wytrzymam nerwowo, ale mam zamiar przeczytać wszystko, co wyjdzie w tej rozpoczętej serii wywiadów.

Prawda o Wołyniu i ukraińskich zbrodniach jest niestety wciąż zamazywana i przeinaczana. Na zachodniej Ukrainie w lokalnych samorządach doszli do władzy pogrobowcy banderowców, co sprawiło, że nacjonalistyczne nastroje, których eksplozja legła u podstaw rzezi Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, nie tylko nie zanikły, ale wręcz spotęgowały się, uzyskując nobilitację dzięki polityce prezydenta Wiktora Juszczenki. Dopóki nacjonalizm stworzony przez Doncowa i Banderę będzie na zachodniej Ukrainie ideologią dominującą, nie widzę szans na pojednanie polsko-ukraińskie. Oczywiście pomiędzy zwykłymi Ukraińcami i Polakami pojednanie się odbywa. Nie wszyscy Ukraińcy byli przecież krwawymi rezunami. Wielu z nich zginęło z rąk banderowców za to, że pomagali Polakom, ratując ich przed nożami współziomków.

Marek A. Koprowski




Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości Autora Pana jacka Międlra 


 

środa, 14 czerwca 2023

Połączenie fantastyki i grozy



Gdy fantastyka łączy się z grozą, powstaje książka, którą trzeba przeczytać. Moje spotkanie z J.M Miro, skończyło się stanowczym niedosytem, nie znoszę kiedy na kolejny tom powieści muszę czekać, w momencie kiedy chcę go mieć już😊

O pozycji Zwyczajne potwory, miałam zupełnie błędne wyobrażenie. Po pierwsze byłam przekonana, że jest to raczej seria dla dzieci, może dla młodzieży, po drugie, objętość tej publikacji powaliła mnie na kolana. Zazwyczaj wiem, że fantastyka, jest raczej obszerna, ale gdy z góry założyłam, że otrzymam książkę dla młodszych czytelników, pomyślałam, ile to może mieć stron, maksymalnie z trzysta. Moje zaskoczenie było ogromne, kiedy wzięłam do ręki powieść zawierającą ponad sześćset, a to dopiero pierwsza część.

Opis przykuł moją uwagę od razu, więc wiedziałam, że muszę to przeczytać. Mamy końcówkę XIX wieku, gdy niedaleko od Edynburga, pewien naukowiec gromadzi sieroty, które są obdarzone niezwykłymi zdolnościami. Dzieci posiadające różne dary w Londynie prześladuje człowiek o ciele utkanym z dymu. Posiadłość Berghasta skrywa, jednak wiele mrocznych tajemnic, między którymi świat żywych i umarłych przeplatają się nawzajem. Nasi bohaterowie Charlie, który sam się uzdrawia, Marlow lśniący dziwnym niebieskim blaskiem, a także inne dzieci postanawiają odkryć nie tylko sekrety posiadłości, ale także tajemnice swoich umiejętności. Przeciwstawią się nawet mrocznym dręczącym siłom.

Pisarz znany, również pod nazwiskiem Steven Price zabrał mnie do mrocznego świata, którego nie powstydziłaby się nawet Pani Jackson Shirley, z którą od razu ta pozycja mi się skojarzyła, a muszę tutaj dodać, że naprawdę bardzo lubię Jej horrory. Zwyczajne potwory, to powieść, która bardzo wolno się rozkręca, Autor próbuje najpierw wdrożyć czytelnika w swój świat, pozwala nam na domysły i niedopowiedzenia, aby ostatecznie przenieść w akcję pełną makabry, nadprzyrodzonych zjawisk oraz grozy. Pozycja Pana Miro zabiera nas na wyższy level pojęcia fantastyki, na dodatek tej wiktoriańskiej.

Właśnie, to jest czymś, co uwielbiam, pomieszanie gatunków i ten wiktoriański, angielski splendor. Do tego nietuzinkowi bohaterowie, ciągła wartka akcja, pytania bez odpowiedzi i klimat, powoduje, że czytasz jednym tchem, niecierpliwie przerzucając kartki, aby wiedzieć, co będzie dalej. Powieść magiczna, pełna osobowości, epicka, to coś, czego ostatnio brakuje na naszych półkach wydawniczych. Wydaje się, że wszystko już było, a tu trafiasz na Pana Miro i okazuje się, że świat, który niczym Cię z reguły nie zaskakuje, tak wciąga, że chcesz więcej.

Nadal uważam, że jest to bardziej książka dla dorosłych, lub dla starszej młodzieży, mimo że opis może wydawać się skierowany do młodszego odbiorcy. Zwyczajne potwory to pierwsza część serii Mroczne talenty, która od razu podbiła moje serce mimo wielkiego oporu przed fantastyką. Przyznam, że dobrze czyta się ten gatunek kiedy Pisarz stawia na mocną fabułę, dobrych bohaterów oraz wszechogarniający mrok i grozę, zmierzające do apokalipsy. Książka trzyma w napięciu od samego początku, do samego końca, to jedna z tych publikacji, od której już na wstępie oczekuje się dużo, na szczęście, to dostając. Ja czekam na kolejny tom.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

Spowolnienie akcji



W końcu nadszedł ten dzień i doczekaliśmy się dziesiątego tomu bezsprzecznie jednej z lepszych serii fantasy Koło czasu, czyli Rozstaje zmierzchu. Wielkie oczekiwanie oraz wielkie nadzieje sprawiły, że był to zarówno przeze mnie, jak i przez wielu czytelników naprawdę wyczekiwany tom. Ilu fanów tyle opinii, jednym się podoba innym nie, dla mnie Pan Jordan nadal pozostaje na wyżynach, mimo że w Rozstajach zmierzchu było trochę niedociągnięć.

Zasiadłam to tej pozycji z wielkim ożywieniem, choć dochodząc do połowy, zastanawiałam się, nad sensem tak wielkiej ilości opisów pobocznych, które mocno tę publikację wydłużyły. Bohaterowie zostali ruszeni z miejsc, w których tkwili w poprzednim tomie, co jest wielkim plusem tej pozycji, ponieważ Wielka Bitwa zbliża się nieubłaganie a wątków pobocznych, jest całe morze. Tom dziesiąty, to ten moment, w którym czytelnik już naprawdę wie, czy seria mu się podoba, czy nie. Nawet nie seria, co styl pisania Pana Jordana, który, co tu dużo mówić, jest trudny.

Z jednej strony wielki szacunek dla Pisarza za tak rozbudowaną gamę fabuły, jak i bohaterów z drugiej człowiek może czuć się przytłoczony ogromem wydarzeń, oraz zwolnieniem akcji gdzieś od tomu piątego. Zarówno Rozstaje zmierzchu, jak i poprzednie części nie są to publikacje, do których zasiada się raz i ciągnie bez przerwy, czytając. Mimo to trzeba powiedzieć uczciwie, że Pan Jordan to ikona świata fantasy tak jak i Pan Tolkien. Czytając komentarze o Kole czasu, mam wrażenie, że czytelnik nie do końca rozumie, że Autor nie skupia się tutaj tylko i wyłącznie na toczącej się fabule, która według wielu musi ciągle gnać. Dla Pana Jordana ważne jest także przedstawienie postaci, ich wzajemne relacji, przemyślenia, miejsce w utworze. Wiem, że nie każdy to lubi, ale moim zdaniem w książce, jest to potrzebne, aby czytelnik mógł tak naprawdę uczciwie utożsamić się z bohaterem, polubić go lub nie… Dlatego tak wielkie rozwleczenie całej serii uważam za plus, momentami męczący, ale plus.

Całość obejmuje jeszcze cztery tomy, trzy z nich napisał Pan Brandon Sanderson, co z pewnością zaważy na stylu literackim. Przyznam, że już nie mogę się doczekać, jestem niezmiernie ciekawa, czy Pan Sanderson także posiada tak lekkie pióro. Mimo że część dziesiątą można nazwać powolną, nie uważam, że powinna być krótsza, gdy połączy się wszystkie tomy, które do tej pory powstały ma to sens. Z całą pewnością cykl ten zapewni rozrywkę prawdziwym fanom szeroko pojętej fantastyki, oraz tym którzy nie mają problemu z wielowątkowością, czy celowym spowolnieniem akcji. Koło czasu nadal pozostaje wśród moich ulubionych książek, czekam na kolejną część.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

poniedziałek, 12 czerwca 2023

Najlepsza w tym półroczu



„Wśród morza ewentualności: tego, co potrzebne, mniej potrzebne i zbyteczne, tego, co przyjemne, a pożyteczne, tego, co szkodliwe, bardziej szkodliwe, a smakowite, tego, co opłacalne, bardziej opłacalne, a krzywdzące drugiego człowieka, tego, co prawdziwe, mniej prawdziwe, kłamliwe, ale dające korzyści. Nie zgubić się w tym gąszczu ani nie rozstrzygać fałszywie. Nie zgubić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć odkryć błąd, przyznać się do tego, że się było nieuczciwym, brutalnym, egoistycznym, że się skrzywdziło drugiego człowieka. Potrzeba drugiego człowieka, który pomoże, ostrzeże, upomni w imię dobra, życzliwości. Potrzeba drugiego człowieka, który uratuje od rozpaczy. Potrzeba człowieka wiernego, który nie zdradzi nie odejdzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepowodzeń, klęsk, katastrof życiowych, gdy wszyscy się odsuną, potępią, zapomną, który pocieszy, podeprze, poda rękę, pozwoli uwierzyć w siebie, przyniesie nadzieję i radość. Bo miłość to bycie do dyspozycji, to gotowość do tego, by usłużyć, pomóc, przydać się, zaopiekować się. To chęć, by być potrzebnym. Czas jest zawsze tym egzaminatorem, przed którym nie ostanie się żadna złuda, zaślepienie”.

Mieczysław Maliński

W ubiegłym tygodniu zagościła na mojej półce bezsprzecznie najważniejsza książka tego półrocza, czyli Lato 69 Pani Elin Hilderbrand. Napisać o niej, że jest dobra, bardzo dobra, znakomita, czy wspaniała, to tak naprawdę nic nie napisać. Nie pamiętam kiedy czytałam, tak niesamowitą powieść obyczajową z wątkami historycznymi… Jestem pod wielkim wrażeniem Pisarki, ponieważ jej pozycję wprost połknęłam i przyznam, że czekam na więcej. Nie wierzę, że to piszę, ponieważ tego rodzaju pozycje nie były nigdy moimi ulubionymi, ale po lekturze Lata 69 Pani Hilderbrand stała się moim numerem jeden zarówno w tym roku, jak i na moich półkach.

Są książki, które zasługują na więcej, niż tylko marginalna sprzedaż w księgarniach i z całą pewnością, ta publikacja do nich należy. Powieść ta, to z wielkim smakiem przedstawione losy rodziny Nicholsów-Foleyów-Levinów podczas najważniejszych ówczesnych wydarzeń historycznych lat 60. Mamy w niej seniorkę rodu Exality, u której zwykle cała rodzina spędza letnie wakacje. Niestety tym razem plany pokrzyżuje im nie tylko wojna w Wietnamie, ale także zdarzenia losowe każdego z członków rodziny. Ostatecznie upalne lato u babci spędza tylko trzynastoletnia Jesse, która wśród burzy dorastania, zapamięta ten rok na długo.

W ubiegłym roku pewien znany historyk w Polsce napisał w swym podręczniku do szkoły średniej, że lata 60 w USA, to wyzwolenie seksualne, niemoralny rock and roll, za duża ingerencja czarnych w kulturę etc. Ta książka udowadnia nam, że powielany w Polsce stek bzdur krzywdzi i hańbi ludzi, żyjących w tamtym okresie czasu. Zręcznie wmanewrowane w powieść, takie wydarzenia, jak wojna w Wietnamie, przeobrażenia obyczajowe, pierwsze lądowanie człowieka na księżycu, powstając wtedy muzyka, sytuacja po zamachu na Johna F. Kennedy’ego, oraz np. trudna sytuacja polityczna pokazują nam, że nic nigdy nie było czarne, czy białe, a życie ma wiele barw i wielką odwagą jest się z nim zmierzyć w najtrudniejszych dla rodziny, ludzi i świata problemach.

Fabuła typowa dla jednotomowej sagi rodzinnej, w której losy kilku osób splatają się i przenikają, aby ukazać nam cały obraz trudów dnia codziennego. Znajdziemy tutaj nie tylko zbuntowaną nastolatkę, ale także przewrażliwioną i nadopiekuńczą matkę, młodego mężczyznę, który staje twarzą w twarz z niemal pewną śmiercią, czy młodą żonę i przyszłą matkę, która martwi się o przyszłość. Trzy rodziny jednego rodu, przeprowadzą czytelnika przez lata, po których nic już nie było tak samo.

Lato 69 to historia, miłość, pasja i odwaga, ale także dramaty i decyzje, których konsekwencje pozostają na długo. Powieść ta, to również zmierzenie się ze swoją dojrzałością. Każdy czytelnik odnajdzie w niej siebie.

Słyszałam, że ma pojawić się ekranizacja tej książki. Nawet mój mąż, który nie czytuje takich, powieści o niej słyszał i szeroko ze mną o tym dyskutował, a to oznacza, że pozycja trafiła w eter i zasługuje na to, aby się z nią zapoznać. Momentami kontrowersyjna, wyciąga to co w człowieku i najgorsze i najlepsze, porusza tematy tabu w ówczesnych latach, zaskakuje szczerością i brutalnością przeszłości. Lato 69 to publikacja ważna, obok której nie można przejść obojętnie, to historia o ludziach takich, jak my którzy chcieli wykorzystać swój czas, jak najlepiej i najkorzystniej dla przyszłych pokoleń. Pani Elin Hilderbrand, to Autorka, po którą trzeba sięgnąć.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

sobota, 10 czerwca 2023

Subtelnie




„Lubię zabijać ludzi, bo to świetna zabawa. To zabawniejsze niż polowanie w lesie na dzikie zwierzęta, bo człowiek jest najniebezpieczniejszym ze wszystkich zwierząt. Zabijanie dostarcza mi najbardziej ekscytujących doznań”.

Zodiak



Mój ostatni maraton z kryminałem oraz thrillerem zamyka powieść Dziewczyna w drugim rzędzie Pani Aurelii Blancard. Bardzo długo miałam ochotę przeczytać, tę pozycję, ale jakoś nigdy nie było okazji, więc kiedy w końcu się nadarzyła, postanowiłam ją wykorzystać.

To już współczesna książka w tematyce lekki thriller, z rozbudowanym wątkiem psychologicznym, po moim maratonie z pozycjami klasycznymi literatury angielskiej była, to duża odmiana. Nie wiem dlaczego, ale przed przeczytaniem myślałam, że to publikacja związana tematycznie z teatrem, nawet nie przyglądałam się okładce… Okazało się, jednak inaczej a fabuła sprawiła, że spędziłam z tą książką miłe 4 godziny.

Dziewczyna w drugim rzędzie to powieść, którą czytamy z perspektywy dwóch kobiet, Cathy oraz Lidii. Nasza bohaterka Cathy wraca w rodzinne strony, aby napisać obszerny i soczysty artykuł o śmierci swojej koleżanki ze szkoły, która ginie z rąk mordercy. Niestety dopadają ją duchy przeszłości, a w wyniku dziennikarskiego śledztwa wychodzą na jaw najmroczniejsze sekrety ofiary i jej rodziny. Lidia natomiast wraz z mężem przeprowadza się do domu jego kolegi, aby szczęśliwie doczekać porodu. Niestety sielankę w wiejskim stylu burzą tajemnicze zgony gołębi, zaduszonych pod jej domem, oraz gość widmo, który korzysta z domu pary… Jak łączą się te dwie historie, musicie doczytać sami, w ostateczności wszystko jeszcze bardziej się gmatwa, a losy obu kobiet zostają połączone.

Muszę przyznać, że ten thriller mnie zaskoczył. Uwielbiam takie klimaty, zamknięte społeczeństwo, tajemnica sprzed lat, fałsz i obłuda prowincji. Tutaj tak naprawdę nie był ważny wątek kryminalny, ale psychologiczny, ponieważ to w nim odnajdujemy całe clou powieści. Cathy, jest bohaterką odrobinę nieporadną życiowo, która nie odnajduje się w roli dziennikarki z prawdziwego zdarzenia, ale trakcie rozwoju wydarzeń nabiera odwagi i siły. Napięcie w tej książce raczej dawkowane w małych ilościach, mimo to chce się wiedzieć, co będzie dalej. Pani Blancard stworzyła powieść dla ludzi o słabych nerwach, ale ta delikatność jak na thriller jest tutaj plusem. Zakończenie oraz zwroty akcji, wynagradzają czytelnikowi oczekiwanie na konkretną akcję.

Nie sądziłam, że spodoba mi się publikacja w tym gatunku, która nie dostarcza szokujących emocji. Dziewczyna w drugim rzędzie, pisana jest w stylu Pana Kellermana tylko przez kobietę. Tutaj zarówno Pani Pisarka, jak i Pan Kellerman skupiają się raczej na umyśle, niż fabule, podobało mi się to. Książka na jeden raz, za to przeczytana z wielką ciekawością, sprawiła mi wiele przyjemności. Nie było żadnego WOW, jednak warto było sięgnąć po tę pozycję.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

 https://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t