Pokazywanie postów oznaczonych etykietą thriller. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą thriller. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Powiew świeżości






 „Zbrodnia popełniona przez rozum staje się tym straszliwsza, że ma pozory logiki.”


Albert Camus



Literatura kryminalna od dawna fascynuje czytelników nie tylko samą zagadką, ale też portretem społeczeństwa i psychologią postaci. Współczesne powieści coraz częściej wykorzystują znane tropy kryminalne jako punkt wyjścia do głębszej refleksji – czy to nad stanem instytucji publicznych, czy nad kondycją kultury. W ten nurt wpisuje się „Mroczne wersety” Pana Jana B. Bełkowskiego – powieść, która w przewrotny sposób igra z konwencją kryminału, oferując jednocześnie pełnokrwisty wątek śledczy i autoironiczny komentarz do świata literatury.

„Mroczne wersety” ukazały się nakładem LeTra – imprintu Wydawnictwa ARKADY, który specjalizuje się w beletrystyce sensacyjnej, często osadzonej na styku sztuki, historii i przestępstwa. Wydawnictwo kieruje swoją ofertę do czytelników, którzy cenią sobie połączenie tajemnicy i intelektualnej rozrywki. Powieści LeTra to zazwyczaj intrygi toczące się wokół zaginionych dzieł, artystycznych fałszerstw lub ekscentrycznych śledztw. „Mroczne wersety” odbiegają od tej formuły – są osadzone w świecie literatury, lecz równie intensywnie operują motywami zbrodni, kłamstwa i fałszu.

Akcja książki koncentruje się wokół śledztwa prowadzonego przez komisarza Jakuba Laskowskiego oraz podkomisarz Aleksandrę Bereszyn. Z pozoru sprawa wygląda rutynowo: znika mało znana autorka powieści kryminalnych. Jednakże im głębiej bohaterowie wnikają w życie zaginionej, tym bardziej sprawa komplikuje się, uwikłana w literackie ambicje, osobiste obsesje i środowiskowe rozgrywki.

Podejrzani to między innymi:

Właściciel upadającego wydawnictwa, który próbuje ratować swoją pozycję na rynku;

Fanatyk literacki, marzący o sławie i sukcesie – gotowy na wszystko, by zaistnieć.

Ale najciekawszy jest sam Laskowski, który – przytłoczony prozą życia i niskimi zarobkami – wpada na pomysł... napisania własnego kryminału. I to na podstawie śledztwa, które właśnie prowadzi. Pomysł ten staje się dla czytelnika osią, wokół której obraca się nie tylko fabuła, ale także szersza refleksja o tym, jak literatura fikcyjna może przenikać rzeczywistość – i na odwrót.

Konstrukcja powieści operuje kilkoma warstwami narracyjnymi:

Wątek śledztwa – zaginiona pisarka, podejrzani, ślady i tropy.

Autoironiczne komentarze bohaterów – zarówno Laskowski, jak i Bereszyn często podważają sens tego, co robią, wyśmiewając absurdy instytucjonalne i społeczno-kulturowe.

Meta-kryminał – fragmenty pisanej przez Laskowskiego powieści, które ukazują, jak bohater wykorzystuje (i przeinacza) prawdziwe zdarzenia, by stworzyć literacką fikcję.

Styl Pana Bełkowskiego jest lekki, dowcipny, nasycony sarkazmem, ale niepozbawiony momentów powagi. Autor bawi się językiem, używając zarówno policyjnego żargonu, jak i karykaturalnego języka coachingu czy środowiska literackiego. Dzięki temu książka momentami przypomina satyrę na realia polskiej kultury i rynku książki.

Bohaterowie, to ironiczna dekonstrukcja stereotypów.

Komisarz Jakub Laskowski to policjant wykształcony, cyniczny i intelektualnie znudzony. Zamiast klasycznego „twardziela” dostajemy faceta z ambicjami literackimi, którego bardziej interesuje potencjalna sława autora bestsellerów niż samo rozwiązanie zagadki. Aleksandra Bereszyn, jego partnerka, to postać bardziej racjonalna i pragmatyczna – często pełni funkcję „głosu rozsądku”, ale także ironiczną komentatorkę zachowań Laskowskiego.

W tle pojawia się cała galeria drugo- i trzecioplanowych postaci, będących karykaturami znanych typów: niezadowolony wydawca, grafoman o ambicjach wyższych niż talent, influencerzy kryminalni z TikToka i Instagrama.

Choć „Mroczne wersety” są przede wszystkim powieścią rozrywkową, zawierają kilka istotnych wątków:

Krytyka kultury sukcesu – Laskowski staje się alegorią współczesnego człowieka, który – zmęczony systemem – szuka drogi na skróty.

Satyra na rynek wydawniczy – Autor wyśmiewa zarówno wydawców, którzy promują bylejakość, jak i autorów gotowych sprzedać się dla pięciu minut sławy.

Pytanie o granice fikcji i prawdy – jak bardzo można „ulepszyć” rzeczywistość w imię literackiego sukcesu?

Powieść można porównać do prozy takich Pisarzy jak:

Aleksandra Marinina (w kontekście społecznych obserwacji),

Jakub Ćwiek (ze względu na humor i autoironię), czy Wojciech Chmielarz, choć Bełkowski idzie w stronę większej groteski.

To nie jest „ciężki” kryminał, który analizuje przemoc i traumę. To raczej postmodernistyczna gra – z czytelnikiem, z gatunkiem, ze światem wydawniczym. I właśnie ta gra czyni książkę oryginalną i wartą uwagi.

„Mroczne wersety” to lekki, inteligentny kryminał z dużą dozą ironii i świeżego podejścia do schematów gatunku. To powieść zarówno dla tych, którzy cenią sobie klasyczną intrygę, jak i dla czytelników lubiących, gdy autor mruga do nich okiem zza tekstu. Polecam każdemu, kto: zna i lubi gatunek kryminalny, ale nie boi się jego dekonstrukcji, interesuje się światem książek i procesem twórczym, ceni sobie powieści z przymrużeniem oka, ale pisane z literacką świadomością.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

piątek, 25 lipca 2025

Gra z efektem WOW





 

„W tajemnicy ukrywa się nie tylko to, czego nie znamy, ale także to, co boimy się poznać.”

Anonim


Literatura kryminalna to nie tylko mrok, pościgi i krwawe zbrodnie. To również — coraz częściej — gatunek łączony z humorem, subtelnością i społecznym komentarzem. „Podchody”, debiutancka powieść Pani Katarzyny Żechowicz‑Wygryz, idealnie wpisuje się w tę „łagodniejszą” falę. Zamiast dusznych policyjnych gabinetów mamy tu słoneczną Kalabrię. Zamiast seryjnego mordercy – zaginioną uczestniczkę terenowej gry. I wreszcie – zamiast twardziela-detektywa – redaktorkę, która nie do końca wie, w co się wpakowała. Efekt? Zaskakująco ciepły, lekki i angażujący kryminał w stylu cosy crime z ambicjami obyczajowymi.

Główna bohaterka powieści, Józka (dla Włochów — Joska), to redaktorka z Warszawy, której życie zawodowe i prywatne znalazło się na zakręcie. Kiedy wydawnictwo, w którym pracuje, staje w obliczu kryzysu, dostaje nietypowe zadanie: pojechać do małej kalabryjskiej miejscowości Soveria Mannelli i znaleźć „materiał na bestseller”. Misja wydaje się nudna, ale malownicza okolica i pozorna sielanka szybko okazują się pełne napięcia i tajemnic. Podczas zwiedzania Józka przypadkiem trafia na trop nieodkrytej od lat sprawy – zaginionej uczestniczki lokalnej gry terenowej. Zaintrygowana, zaczyna sama rozgrywać „podchody” – śledząc stare rebusy, rozmawiając z mieszkańcami i powoli odkrywając, że cała społeczność ukrywa jakąś niewygodną prawdę. Czy dziewczyna rzeczywiście padła ofiarą mafii? A może zniknęła z własnej woli?

Największą siłą powieści jest postać Józki – inteligentnej, ale też trochę pogubionej kobiety w średnim wieku, która w nowej sytuacji zaczyna konfrontować się nie tylko z tajemnicą Vanessy, ale też z własnymi problemami: samotnością, wypaleniem, brakiem odwagi do zmiany. To postać bardzo ludzka, z którą łatwo się utożsamić. Postacie drugoplanowe – mieszkańcy Soverii – pełnią rolę nośników zagadki. Są barwni, choć nie zawsze pogłębieni psychologicznie. Momentami wydają się szkicami postaci, które służą fabule, ale nie zapadają na długo w pamięć. Niemniej ich dialogi i relacje z Józką są wiarygodne i naturalne. Język powieści to duży atut. Pani Katarzyna Żechowicz‑Wygryz, mająca doświadczenie dziennikarskie, posługuje się stylem lekkim, obrazowym, ale niebanalnym. Opisy są malownicze, plastyczne, pełne szczegółów, które przenoszą czytelnika w samo serce Kalabrii. Sceny kulinarne, dialogi, detale krajobrazu – wszystko to tworzy atmosferę południowych Włoch, jak z dobrej powieści podróżniczej.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, co zbliża nas do bohaterki i jej wewnętrznych dylematów. Nie brakuje tu ironii, dystansu do siebie, błyskotliwych spostrzeżeń – książka czyta się momentami jak dziennik podróżny z wątkiem kryminalnym. Choć „Podchody” nie są klasycznym moralitetem, niosą kilka istotnych przesłań. Po pierwsze, że z pozoru spokojne miejsca często kryją głęboko zakorzenione sekrety. Po drugie – że każdy z nas odgrywa swoją grę: wobec innych, wobec siebie, wobec przeszłości. Kalabryjska gra terenowa staje się tu metaforą ludzkiego życia – z jego wskazówkami, ślepymi zaułkami i nieoczywistymi rozwiązaniami.

Interesującym kontekstem jest również zarysowanie wpływów mafijnych, które nie przybierają tu formy spektakularnych strzelanin, ale raczej systemowego strachu i zmowy milczenia. To ważny, choć subtelny komentarz społeczny.

Książka nie jest wolna od drobnych mankamentów. Jak na debiut – bardzo udana, ale chwilami brakuje jej większej dynamiki. Niektóre rozdziały mogłyby być bardziej intensywne, a postacie drugoplanowe – głębiej zarysowane. Część zagadki można też rozgryźć nieco wcześniej, niż chciałaby tego Autorka. Ale są to niedoskonałości, które łatwo wybaczyć w zamian za klimat, styl i autentyczną przyjemność lektury. „Podchody” Pani Katarzyny Żechowicz‑Wygryz to książka, która idealnie sprawdzi się jako wakacyjna lektura, ale nie tylko. To literacki koktajl: trochę kryminału, trochę powieści obyczajowej, trochę przewodnika po Kalabrii. Dla miłośników literatury w stylu Magdaleny Witkiewicz, Małgorzaty Starosty czy Agathy Raisin – lektura obowiązkowa. Dla pozostałych – bardzo przyjemne odkrycie.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

sobota, 19 lipca 2025

Niczym z Rodziny Soprano





„W każdej rodzinie jest coś, o czym się nie mówi. Coś, co zostaje przemilczane — i właśnie to przemilczenie najczęściej staje się trucizną.”

Delia Owens



Współczesna literatura kryminalna coraz częściej przekracza granice gatunku, sięgając głębiej niż tylko po klasyczne zagadki i tropy detektywistyczne. Przykładem takiego podejścia jest „Milcząca córka” Pani Emmy Christie — powieść, która pod pozorem thrillera psychologicznego porusza uniwersalne tematy: samotności, rodzinnego milczenia i emocjonalnych konsekwencji niespełnionych relacji.

Głównym bohaterem powieści jest Chris Morrison — dziennikarz śledczy, który przechodzi osobistą tragedię: jego żona leży w śpiączce, a kontakt z dorosłą córką Ruth niespodziewanie się urywa. Z czasem wychodzi na jaw, że ktoś próbuje udawać Ruth w mediach społecznościowych. Ta pozorna tajemnica staje się punktem wyjścia do znacznie głębszego śledztwa — nie tyle w sensie dziennikarskim, co emocjonalnym i rodzinnym.

Pani Christie z ogromną subtelnością ukazuje milczenie jako formę komunikacji — nie tylko Ruth milczy fizycznie, ale i cała rodzina od lat unikała prawdziwych rozmów, odsłaniania emocji, wyrażania bólu. Milczenie bohaterów nie jest puste — wręcz przeciwnie, pełne jest żalu, winy, potrzeby zrozumienia. To milczenie jest krzykiem, którego nikt nie chciał usłyszeć, a jego konsekwencje okazują się tragiczne. Autorka kreśli postacie nie jako nośniki akcji, ale jako psychologicznie złożone jednostki, które muszą skonfrontować się z przeszłością. Chris nie tylko poszukuje córki — poszukuje też siebie jako ojca, człowieka i partnera. Jego podróż to droga przez wspomnienia, błędne wybory i trudne emocje, które przez lata były wypierane. Pisarka pokazuje, jak łatwo jest zgubić bliskich w codziennej rutynie, jak prosto przeoczyć momenty, które potem stają się punktami zwrotnymi życia.

„Milczącej córce” dominuje atmosfera przytłaczającej niepewności. Edinburgh — szary, deszczowy, zimny — odbija emocje bohaterów, stając się niemal metaforą ich stanu psychicznego. To miasto nie tylko stanowi tło, ale wzmacnia uczucie izolacji i lęku, które przeszywa czytelnika niemal na każdej stronie.

Powieść nie daje prostych odpowiedzi. Nie oferuje łatwego katharsis, lecz uczciwe spojrzenie na to, czym jest odpowiedzialność emocjonalna. Zmusza do zastanowienia się nad tym, co mówimy swoim bliskim — i czego nie mówimy. Czy naprawdę znamy tych, z którymi dzielimy życie? Czy potrafimy wyrazić żal, zanim będzie za późno? „Milcząca córka” to książka, która przekracza ramy thrillera. To opowieść o tym, że prawdziwe tragedie często rozgrywają się nie w hałasie przestępstw, lecz w ciszy niezadanych pytań i niewypowiedzianych słów. To mocna, emocjonalna lektura, która zostaje z czytelnikiem długo po przewróceniu ostatniej strony.

Jeśli oczekujesz klasycznego kryminału z detektywistycznym schematem, tutaj znajdziesz raczej rodzinny dramat z twistami Jeśli nie przepadasz za mrocznymi, refleksyjnymi opowieściami — lepiej będzie odpuścić. Ta pozycja jest dla miłośników thrillerów psychologicznych, w których napięcie wynika z rodzinnych sekretów. Dla osób ceniących postaci z pełnym ładunkiem, emocjonalnym, czytelników, którzy oczekują opowieści nie tylko o zagadce, ale też o winie, stracie i milczeniu.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

 

wtorek, 15 lipca 2025

Sami w sobie






„Człowiek rodzi się nie raz, ale wiele razy – tyle razy, ile razy zaczyna naprawdę żyć.”
Erich From

Pan Franck Bouysse, mistrz nastrojowej prozy osadzonej w prowincjonalnych realiach Francji, w powieści Odludzie „L’Homme peuplé” prowadzi czytelnika w świat tajemnicy, pamięci i psychicznej udręki. To książka trudna do jednoznacznego sklasyfikowania – balansująca pomiędzy thrillerem, dramatem i egzystencjalną refleksją.

Główny bohater, pisarz Harry, postanawia uciec od miejskiego zgiełku i osiedla się na odludziu, w domu położonym blisko gęstego, niepokojącego lasu. Tam spotyka Caleba – tajemniczego, milczącego sąsiada. Od tej chwili jego życie zaczyna przypominać powolny sen na granicy jawy i halucynacji. Pojawiają się głosy, sny, wspomnienia, które mieszają się z teraźniejszością. Pisarz nie wie już, co jest prawdą, a co jego własnym wyobrażeniem.

To nie jest powieść z wartką akcją. Tu dominuje atmosfera – gęsta, senna, niepokojąca. Pan Bouysse nie spieszy się z odsłanianiem kart – pozwala, by czytelnik powoli zanurzał się w psychice bohatera.

Caleb wydaje się wiedzieć więcej, niż mówi. Przeszłość obu mężczyzn, choć z pozoru odległa, zaczyna się niepokojąco zazębiać. Dom Harry’ego staje się miejscem, gdzie zaczynają nawiedzać go głosy, sny, niepokojące wspomnienia. Pytanie, które stawia Autor, brzmi: co jest prawdą, a co jedynie projekcją zranionego umysłu?

Odludzie „L’Homme peuplé” można czytać jako alegorię wewnętrznej podróży człowieka zmagającego się z traumą i samotnością. Las, dom i sąsiad to nie tylko realne elementy świata przedstawionego, ale też metafory psychicznego labiryntu. Bohater konfrontuje się z własną przeszłością, z wyparciem, z lękami, które przybierają niemal namacalne formy. Tytułowy „człowiek zaludniony” może być rozumiany jako człowiek pełen wspomnień, duchów, głosów – ktoś, kto nigdy nie jest naprawdę sam, bo nosi w sobie całą historię swojego bólu. Styl Pana Bouysse’a w tej powieści jest gęsty, poetycki i jednocześnie pełen niepokoju. Narracja stopniowo odsłania tajemnice, nigdy nie daje pełnej pewności, co jest realne. Przypomina to atmosferę literatury gotyckiej i psychologicznych thrillerów. Rytm narracji jest powolny, refleksyjny, co pogłębia klaustrofobiczny nastrój.

Samotność to jeden z najważniejszych motywów w powieści. Główny bohater – pisarz Harry – izoluje się od świata i zamieszkuje w odludnym miejscu. Jednak zamiast spokoju odnajduje niepokój, wewnętrzne rozdarcie i własne demony. Samotność fizyczna szybko przeradza się w samotność psychiczną, która wypełnia każdy aspekt jego życia. Motyw samotności ukazuje, że ucieczka od świata nie oznacza ucieczki od siebie samego.

Dom, w którym zamieszkuje Harry, to więcej niż miejsce – to symbol jego umysłu i psychiki. Jest pełen ukrytych kątów, głosów, niepokojących odgłosów. Staje się przestrzenią, w której bohater konfrontuje się z własną przeszłością i wyobraźnią. Dom to metafora duszy – może być schronieniem albo więzieniem. Powieść często wraca do przeszłości, sugerując, że bohater nosi w sobie głęboko ukrytą traumę, być może z dzieciństwa. Pamięć działa tu jak duch – nawiedza, zniekształca rzeczywistość, odzywa się w snach i halucynacjach.

Motyw traumy jest kluczowy dla zrozumienia psychologicznego wymiaru książki.

Harry to pisarz, który zmaga się z blokadą twórczą. Sama powieść może być czytana jako metafora procesu pisania – bolesnego, samotnego, nasyconego niepewnością. Sąsiedztwo Caleba działa jak katalizator – inspiruje, ale i przeraża. Motyw twórczości ukazuje, jak cienka jest granica między rzeczywistością a fikcją. Z biegiem fabuły czytelnik coraz bardziej zaczyna się zastanawiać, co w świecie przedstawionym jest rzeczywiste, a co stanowi projekcję psychiki bohatera. Pojawia się pytanie: czy Caleb istnieje naprawdę, czy jest tylko częścią umysłu Harry’ego? Caleb, tajemniczy sąsiad, może być interpretowany jako alter ego głównego bohatera – uosobienie jego lęków, sumienia, ukrytej przeszłości. Relacja między nimi przypomina dialog wewnętrzny, walkę między rozsądkiem a obłędem.

W świecie przedstawionym dominują cisza, szelesty, szepty, półgłosy. Pisarz operuje tym motywem w mistrzowski sposób, pokazując, jak dużo emocji i napięcia można zawrzeć w tym, co niewypowiedziane. Klimat Odludzia „L’Homme peuplé” przywodzi na myśl twórczość takich autorów jak William Faulkner czy Cormac McCarthy – pełen mroku, milczenia i niepokoju czającego się tuż poza granicą widzenia. Odludzie to powieść dla czytelników cierpliwych i otwartych na literacką niepewność. Nie ma tu klasycznej fabuły ani typowego zakończenia. Zamiast tego otrzymujemy intymną opowieść o samotności, traumie, twórczości i cieniu, który każdy z nas nosi w sobie. To książka do przemyślenia – i do powrotu.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Nowe

 

czwartek, 27 lutego 2025

Tajemnica zamku



„Życie jest baśnią, a my jej bohaterami, co chcą żyć długo i szczęśliwie”.

Gena Showalter



Stare baśnie są piękne, mogą wiele nauczyć pod warunkiem, że nie są cenzurowane, tak jak się to stało z baśniami Braci Grimm. Każdy z nas był kiedyś piękną księżniczką, czy dzielnym rycerzem, a może Kotem w Butach lub Muzykantem z Bremy. Fascynacja zamkami, przygodami, walką dobra ze złem zostanie na pewno w każdym dorosłym czytelniku, ja przyznam, że odkryłam baśnie na nowo po serialu Dawno, dawno temu… Cudownie było wrócić do królewny Śnieżki, Rumpelsztyka, czy Czerwonego Kapturka w nowym wydaniu.

Książka Zamczysko Pani Korol, jest trochę taką baśnią, która zaprasza nas do świata bohaterów na wielkim dworze. Zaczarowany zamek, stary król i jego młoda żona, spiski i tajemnice, zagadki i przyjaźń, a także zemsta… intryga dworska z pułapką lepiej opowiedziana niż Korona Królów na TVP1. Jak napisano na odwrocie, wszyscy widzą kim, jest król, ale kim jest królowa? Wokół tego wątku toczy się akcja i zapewniam, wciągnie Was jak dobry thriller szpiegowski.

Książka podobałam mi się bardzo. Szybka akcja, wciągająca fabuł, mnogość postaci i poboczne wątki. Z jakiegoś powodu, może dlatego, że poprzednia książka Autorki była dla dzieci wydawało mi się na początku, że ta też jest skierowana do młodszego odbiorcy, ale stanowczo nie jest. Okładka powiewa grozą, żałuję, tylko że jest miękka, w twardej byłoby jeszcze mroczniej. Może się wydawać, że język jest dość prosty, i faktycznie dla niektórych szybkość czytania może być za szybka, ale czy nie o to chodzi w baśniowych książkach? Dla mnie była to lektura na parę godzin, myślę że jeśli lubicie klimat starego zamczysk, to będzie coś dla was.

Przeczytałam trzy książki Pisarki, każda jak to się mówi z innej parafii. Jestem pod wrażeniem, jak Autorka odnajduje się w tworzeniu fabuł w różnych gatunkach. Niby, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, ale nie w tym przypadku. Pani Korol wbija się w poczet tych Pisarzy, którzy potrafią napisać coś dla każdej grupy wiekowej, jest to trudne. Bardzo dobrze bawiłam się przy wszystkich trzech publikacjach, tak w sumie to żałuję, że są one tak krótkie… Ale może dostaniemy coś historycznego, powiedzmy na 500 stron. Pani Korol jest miłośniczką historii, więc jestem pewna, że powieść z zachowaniem oryginalnych wydarzeń byłby, wspinała.

Jeśli chcecie przeczytać coś intrygującego, a jednocześnie zachowanego w mroku wielkiego zamku, to koniec zimy, jest idealnym momentem na sięgnięcie po Zamczysko i poznanie sekretów jego komnat.

Książkę do receznji otrzymałam dzieki Uprzejmości Autorki


 

czwartek, 5 grudnia 2024

Tajemnica żółtego płaszcza




„- Nie jestem mordercą - zaprotestował

- Nikt nie jest dopóki nie popełni pierwszej zbrodni”.

Umberto Eco





Ostatnio trochę porzuciłam swoje ukochane kryminały i thrillery na rzecz innych gatunków, ale wracam do nich z utęsknieniem. Powrót mnie nie rozczarował, ponieważ Wydawnictwo LeTra, jak zawsze daje mi, to czego potrzebuję zagadkę, tajemnicę, niebanalnych bohaterów i zwroty akcji.

Tym razem totalnie przepadłam w Grzebielcu Pana Fredrika Wintera, żałując, że ta pozycja nie ma więcej stron i tak szybko ją skończyłam. Ach, co to była za fabuła. Jestem zachwycona i przyznam, że chętnie przeczytałabym coś jeszcze w tym stylu. Żółty płaszczyk na okładce przypomina mi małego bohatera z książki To Pana Kinga, a to jest, najlepsza zapowiedz tego, że będzie się działo.

W fabule mamy seryjnego mordercę, który zabija tylko w nocy z 5 na 6 listopada, niczym jak Michael Meyers z serii Halloween. Podkopując się do domów swych ofiar, wciąga je pod ziemię. Zbrodnie nie są rozwiązane, nasza główna bohaterka otrzymuje przesyłkę, tajemniczy rękopis zatytułowany Ja jestem Grzebielec. Wszystko wskazuje na to, że to wyznania mordercy. Wydawca, dla którego pracuje kobiet, decyduje się wydać biografię i tak zaczyna się walka o przetrwanie… Kim jest Grzebielec i czy faktycznie książka należy do niego, doczytajcie sami.

Ta publikacja łączy w sobie wiele wątków i zdarzeń, które już miały miejsce w horrorach. Przyznam, że właśnie to, jest dla mnie najlepsze. To tak, jakby jeść swoje ulubione lody z mnóstwem dodatków. Książka mimo gatunku nie jest brutalna to raczej zagadka psychologiczna, w której nic nie jest takim, jakim się wydaje. Nie mam pojęcia, czy Pisarz napisał coś więcej, ale mam nadzieję, że tak i się do tego dokopię. Powieść tę połknęłam w dwa dni, uważam, że jest świetna, na zakończenie roku w sezonie thriller😊 W ogóle wydaje mi się, że Wydawca ostatnio ma w swej ofercie coraz więcej naprawdę świetnych pozycji, rozkręca się. Plusem pozycji, jest również to, że Autor poświęca dużo miejsca opisom i wątkom pobocznym, bardzo działa tym na wyobraźnię. Na koniec oczywiście maiłam problem, bo okazało się, że to wszystko nie było tak, jak ja myślałam, marny byłby ze mnie policjant, ale muszę przyznać, że napięcie trzyma do ostatniej strony. Lubię także, mocno rozbudowane wątki psychologiczne postaci i tutaj również to znajdziemy. Na szczęście nasza bohaterka nie jest nudna, ma swoje zdanie i twardo stąpa po Ziemi, a to w książkach rzadkość. Jeśli chcecie jeszcze przed końcem roku przeczytać dobry thriller, to z pewnością Grzebielec, jest taką publikacją. Książka, jest również dostępna w formie e-booka.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

 

poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Bolszewicy po raz kolejny



„Wszystkie śmiertelne kobiety , bez wyjątku, są najbardziej nieprzewidywalnymi, nieobliczalnymi, szalonymi stworzeniami, jakie kiedykolwiek chodziły po ziemi”.

Alexandra Ivy





Kiedyś, poza książkami dokumentalnymi, biografiami, czy pozycjami historycznymi raczej nie czytałam nic, czego fabuła dzieje się w Rosji. Nie wynika, to z tego, że mam coś do tego kraju, bardzo lubię rosyjską literaturę Tołstoja zwłaszcza. Chodzi o to, że unikałam polskich książek, których Autorzy umieszczają akcję w tym kraju.

Z jakiegoś powodu wielu Pisarzy demonizuje Rosję, jako kraj w swych pozycjach, a przecież ma ona wiele naprawdę wspaniałych zabytków nie tylko sztuki, czy architektury, ale także wspaniale rozwiniętą kulturę, weźmy, chociażby rosyjski balet. Z tego też powodu, w pierwszej kolejności sięgnęłam po drugą pozycję Pana Horwatha, czyli Dziewczyna z Konstancina, a Lisicę zachowałam na później.

Lisicy faktycznie także mamy tę zdemonizowaną, złą Rosję. Bolszewików, rewolucję, rozruchy etc. Pod tym względem, jednak chyba wszystkie polskie publikacje są na jedno kopyto. Ta zła Rosja i wspaniała Polska. Muszę sprawdzić, czy kraje skrzywdzone przez Marszałka Piłsudskiego, wydają jakieś książki, które ciągle w każdej nawet romantycznej, czy obyczajowej publikacji robią z Polaków potworów. Ten wątek, akurat mi nie podszedł.

W powieści Pana Howartha mamy Hankę, której ojciec zostaje skatowany przez robotników podczas rewolucji. Przywódcy, który jest bolszewikiem, to nie wystarcza i postanawia on prześladować również naszą bohaterkę. Dziewczyna po wybuchu rewolucji musi się ewakuować z kraju, podczas ucieczki wpada na trop niebezpiecznego spisku, w międzyczasie bierze udział w udaremnieniu zamachu na pochód pierwszomajowy w Marsylii… Po drodze ma jeszcze wiele przygód, oraz ciekawych znajomości, co faktycznie sprawia, że fabuła książki jest wartka i nie nudzi czytelnika.

Faktycznie intryga, tajemnica, ciekawi bohaterowie, to wszystko sprawia, że przez tę pozycję się płynie. Przeszkadzało mi tylko, to, że powieści, które wplątują bohaterów w polityczne problemy Rosji, jest tak wiele, że nie dostarczają one nic nowego poza właśnie ciągłym tylko powtarzaniem, jacy to Rosjanie nie są źli, a my pokrzywdzeni. Bywa, to męczące. Dlaczego np. Autor nie umieścił bohaterki w Ameryce lat 20 kiedy, to rządził Ku Klux Klan… To by była ciekawa historia.

Stanowczo, bardziej podobała mi się Dziewczyna z KonstancinaLisica, to nie mój klimat. Na rynku wydawniczym, jest tyle polskich książek pisanych w duchu cierpienia podczas prześladowania bolszewickiego, że czytanie czegoś podobnego po raz kolejny, już nie jest atrakcyjne. To, jest trochę jak z książkami w stylu holoporno, gdzie dwoje ludzi poznaje się w niemieckim obozie koncentracyjnym i są tacy szczęśliwi, całkiem niedawno był wysyp na tego typu publikacje, które nie dość, że zakłamują rzeczywistość, to wprowadzaj czytelnika w błąd, umniejszając tamtym tragediom.

Bardzo bym chciała, aby kolejna książka Pisarza, która być może będzie zawierała rys historyczny, dotyczyła historii innego kraju, takiej mniej opowiedzianej np. apartheid, obozy koncentracyjne w Chinach, czy konflikt o ropę w delcie Nigru.

Lisica totalnie nie w moim guście, natomiast spodoba się czytelnikom, którzy lubią czytać o walce z bolszewicką Rosją. Trzeba tutaj uczciwie, jednak napisać, że kreacja bohaterów, ciąg zdarzeń w fabule, pomysł na zwroty akcji, to jest coś, co Panu Horwathowi wychodzi doskonale. Dzięki temu Jego książki nie są jednoznaczne i nudne, co niewątpliwie w świecie pisarskim jest plusem. Czekam na kolejną powieść Autora, polecając obie Jego powieści mimo tego, że Lisica, to dla mnie książka, do której nie wrócę.

Książkę do recenzji otrzymałam dzięki Uprzejmości Autora


 

wtorek, 6 sierpnia 2024

Miłe zaskoczenie


„Zbrodnia i kara, krzywda i zemsta, wcześniej czy później, ale zawsze idą w parze”.

Ryszard Kapuściński



Lata 20 XX wieku, zawsze przyprawiają mnie o dreszcz. Przyznam, że sama chciałabym żyć w tamtych czasach, które być może nie były łatwiejsze, ale na pewno miały w sobie ten urok retro, który tak lubię.

Nie przypominam sobie, abym czytała kryminał lub thriller w stylu retro dziejący się w Polsce, podczas którego lektury słyszy się turkot kół powozu i silniki pierwszych samochodów. Książka Pana Horwatha, jest właśnie w tym stylu, co nie tylko mnie zaintrygowało, ale też okładką zachęciło, aby zapoznać się z publikacją.

Książka Dziewczyna z Konstancina, nie tylko oddaje ducha minionej epoki, przenosi nas do świata, który dawno nie istnieje, ale też opisuje całą otoczkę lat 20. Publikacja, ta to kryminał, w którym pierwsza polska policjantka, próbuje rozwikłać zawiłą zagadkę morderstwa znanego adwokata, który zajmował się sprawami półświatka. Pozycja, ta tematyką mocno przypomina dzieła Pana Grishama, oczywiście na terenie dawnej Polski. Ja wprost uwielbiam kryminały i thrillery polityczne, prawnicze, z jakąś sensacyjką w tle i tutaj Pisarz bardzo mocno wpisuje się w mój gust.

Dziewczyna z Konstancina, to również po części obyczajówka, opisująca życie naszej głównej bohaterki Hanki Lubochowskiej. Po stylu pisania widać, że Pan Horwath obraca się w świecie nie tylko czytelniczym, ale także filmowym, ponieważ akcja, jest niezwykle wartka a fabuła skonstruowana, tak że może z niej powstać ciekawy film. Jedyne, do czego można się przyczepić, to brak zwrotów i słów z tamtych czasów. Moim zdaniem język bohaterów, jest zbyt współczesny i trochę odbiera tej oryginalności lat 20. Bardzo rzadko czytam polskie powieści, ale uczciwie mogę powiedzieć, że ta naprawdę mi się podobała. Główna bohaterka ma bardzo mocno rozwinięty rys psychologiczny, jej przemyślenia nie są płytkie i nie zamykają się w dwóch słowach, co jest plusem. Mimo tego, że akcja toczy się w świecie typowo męskim, takie mieliśmy wtedy czasy, książka nie jest wulgarna i męscy bohaterowie nie rzucają mięsem. Tekst naprawdę bardzo subtelny.

Autor, bezsprzecznie mnie zaskoczył, gdy się czyta tę powieść, człowiek tak wsiąka w atmosferę, że brakuje tylko kieliszeczka martini z oliwką i tych sławnych wtedy papierosów😊. Trudno, jest stworzyć dzieło, które przenosi czytelnika od razu w okres, w którym się dzieje, a ja otwierając tę książkę, od pierwszej strony słyszałam ten stukot tych kół, a nie ryku silnika, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Ta publikacja od razu przynosi na myśl seriale typu Taboo, czy Rok 1900 😊, jestem mocno zaskoczona na plus. Czytelnicy, którzy pragną czegoś świeżego w tematyce kryminalnej na pewno znajdą w tej publikacji coś dla siebie.

Książkę do receznji otrzymałaam od Autora Pana Witolda Horwatha



 

sobota, 22 czerwca 2024

Klasyka zamkniętej społeczności



„Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni sami sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zmieniają się i znikają, niektórzy za inną maską lub osobowością, inni w gęstej porannej mgle nad klifem”.

Lauren Oliver





Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że książka Pani Very Buck była dostępna na Legimi już jakiś czas temu przed premierą. Później dopiero kiedy przyjrzałam się temu bliżej, uświadomiłam sobie, że są to powieści o podobnych tytułach stąd moja pomyłka. Chodzi o tytuł Wilcze dzieci, co najważniejsze bardzo dobry tytuł.

Osobiście jestem bardzo łasa na wszelkie thrillery z wątkiem społecznym, kocham zamknięte środowiska w książkach, mimo że może to jest oklepany temat, ale czyż między innymi nie z tego powodu wielką sławą cieszą się wielkie klasyki ciągle wznawiane, jak np. książki Pani Christie? Tak samo, jest z pozycją Pani Buck. Byłam bardzo napalona na tę publikację, całkowicie mój styl nie tylko fabuły, ale i pisania. Mamy tutaj dziewczynę, która ginie bez śladu, po tym wydarzeniu znika miejscowa nauczycielka i okazuje się, że tajemniczych zaginięć kobiet w wiosce Jakaobsleiter było więcej. Ludzie zamieszkujący osadę są odcięci od świata i podejrzliwie podchodzą do wszystkiego, co związane z nowościami i nowinkami. Bystra dziennikarka Smilla dostrzega podobieństwo między zniknięciami kobiet a tym co stało się z jej dawną przyjaciółką Julią. Podejmuje własne prywatne śledztwo, które zamieni się w walkę o życie.

Jak już pisałam wyżej zamknięte miasteczko, wąski krąg podejrzanych… Książka ta bardzo mocno kojarzy mi się z horrorem Osada, który swoją drogą bardzo mi się podobał. Tutaj również mamy zacofane społeczeństwo, manipulację, kłamstwa, tajemnice, zbiorową winę, coś niesamowitego. Trzeba, również napisać, że publikacja Wilcze dzieci została nominowana do nagrody Glauser – Preis 2024, a to już o czymś świadczy. Oczywiście nie wszystkie książki, które otrzymują nominację, czy nagrody są dobre, ta jednak jest napisana moim zdaniem po mistrzowsku. Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że Autorka, jest Polka, może dlatego, że Wydawnictwo głównie bazuje na polskich Pisarzach, ale nie. Nie zmienia, to faktu, że pozycja ta, jest jedną z lepszych, jakie czytałam do tej pory i mocno zawyża poziom. Szeroko rozbudowana psychologia zbiorowości na pewno zadowoli tych, którzy uwielbiają wątki psychologiczne. Patrząc z perspektywy lat i wieków, prawdą, jest, że czytelnicy lubią, wydawać by się mogło, proste krwawe historie z tajemnicą w tle, w których bohaterami są małe, uśpione miasteczka, inaczej Wydawcy nie zawracali sobie głowy, aby je wydawać. Jestem pod wrażeniem, jeśli Pani Buck napisze coś jeszcze, z całą pewnością przeczytam. Jeśli lubicie klimatyczne, prowincjonalne śledztwa z całą pewnością Wilcze dzieci są dla Was i nie możecie tego przegapić.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prozami


 

wtorek, 21 maja 2024

Super sprawa



„Niech pan nie lekceważy mądrości Kościoła! Kościół to jedyna dyktatura, jaka od dwóch tysięcy lat nie została obalona”.

Erich Maria Remarque





Uwielbiam powieści z kościołem rzymskim w tle, w każdej książce od czasu szokującej pozycji Dana Browna, jaka powstała, jest odrobina prawdy w fabule i otoczonej przygodą plotce. Co ciekawe od wielu lat kościół rzymski nie ma już monopolu nie tylko na prawdę, ale i na ochronę dobrego imienia, co wykorzystuje coraz szersze grono Pisarzy. O ile jeszcze parę lat temu katolicyzm walczył z dziełami Browna, czy Pani J.K. Rowlling dziś nie przejmuje się, tym, że staje się bohaterem często negatywnym wielu publikacji, od powieści począwszy, na dokumencie skończywszy.

Na rynku wydawniczym ukazała się nie dawno pozycja Pani Agnieszki Ptak Spotkanie, która obraca się właśnie w kręgach tajemnic watykańskich, prawdach i nieprawdach o objawieniach maryjnych, niedomówieniach i plotkach wokół kościoła rzymskiego. Przyznam, że bardzo chciałam tę powieść, przeczytać, nie chodziło o sam gatunek, ale o wątek oraz akcję, jaka się w niej dzieje. Muszę przyznać ze zręcznie napisana, dogania Pana Browna, szkoda tylko, że nie jest bardziej rozbudowana.

Christopher postanawia popełnić samobójstwo, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna jest księdzem, a kościół uważa samobójców za śmiertelnych grzeszników. Czy nasz bohater faktycznie nie żyje? A może, jest to zręczne oszustwo mające wyższy cel? Tego próbuje dowiedzieć się brat bliźniak Christophera, stąpając po kruchym lodzie i podążając za być może fałszywymi tropami. Co do całej sytuacji ma Tajemnica fatimska, oraz objawienia w La Salette? Jak oba wydarzenia wpłyną na losy świata, oraz czy zbiegi okoliczności i nieoczekiwane zwroty akcji wstrząsną instytucją kościelną? Doczytajcie sami.

Intryga miesza się z tajemnicą, prawda przeplata się z plotką i fikcją, napięcie, dramatyzm sytuacji, zwroty akcji i zakończenie, które jest warte przeczytania, tak pokrótce można opisać tę pozycję. Jak już pisałam wyżej, żałuję, że książka jest tak mało rozbudowana i krótka, można było wiele wątków pociągnąć i oddać w ręce czytelnika prawdziwą kryminalną przygodę. Nie zmienia, to jednak fakty, że powieść czyta się jednym tchem i czeka na, to co będzie dalej. Podobałam mi się bardzo, ja w ogóle lubię wątki około kościelne, z reguły są ciekawe i zawierają ziarnko prawdy w tekście, tym bardziej czyta się to z zapartym tchem i oczekuje się więcej. Spójrzcie na okładkę… Już ona sama przyciąga wzrok i powoduje, że obraca się książkę, aby przeczytać, o czym jest.

Cóż tu dużo mówić, liczę na to, że Pani Ptak stworzy kolejną równie fascynującą publikację, tym razem sprawiając ucztę odbiorcy objętością pozycji. Wszystkim fanom Dana Browna, Umberto Eco, czy Arthura Conana Doyle’a polecam bez dwóch zdań. Jestem przekonana, że będziecie się świetnie bawić.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

 

Islam inaczej

  Dżalal ad-Din Rumi (XIII w.): „Jesteś nie kroplą w oceanie, jesteś całym oceanem w kropli.” Książka  „W świecie islamu. Przewodnik dla tur...