Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fantasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fantasy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 września 2024

Miłe zaskoczenie



„Obecnie w zalewie tandety tonąć muszą publikacje cenne, ponieważ łatwiej jest odnaleźć książkę wartościową wśród dziesięciu kiepskich aniżeli ich tysiąc w milionie”.

Stanisław Lem



Z powieściami fantasy, jest tak, że albo się lubi ten gatunek, albo nie… A ja chyb z tym stwierdzeniem się nie zgadzam. Uważam, że do powieści z tego gatunku trzeba dorosnąć. Nawet jeśli zachwycaliście się Tolkienem, czy serią o Harrym Potterze, to nie znaczy, że spodoba wam się fantasy, czy SF. Ja generalnie lubię obie te pozycje, ale do samego gatunku mam wiele zastrzeżeń, a już do tworu romantasy aż chyba za wiele.

Moim zdaniem nic ostatnio oryginalnego nie pojawia się na rynku polskim. Ile można czytać powieści podobnych do Sary J. Mass, czy do S.A Chakroborty. Wszystko na jedno kopyto, bez głębszej treści. Nie to, że jestem jakąś super znawczynią fantastyki, zwłaszcza tej młodzieżowej, ale nie oszukujmy się tak, jak Pan Tolkien czy Pan Martin nikt już nie pisze, że nie wspomnę o tych rozwleczonych powieściach, a jednocześnie tak dobrych Pan Jordana.

Nie zachwycił mnie nawet fenomen Pana Shustermana i Jego seria Kosiarze, choć przyznam, że Susza podobała mi się bardzo. W przypływie ochoty na jakąś dobrą fantastykę patrzę sobie na platformie inwigilującej ludzkość, gdzie wszyscy się obnażają, czyli na Facebooku (choć może powinnam napisać Meta), a tam Pan Paweł Kopijer, ze swoją serią Kroniki Dwuświata. Więc ja, która nawet nie wbiła się w popularność Pana Sapkowskiego, poza obejrzeniem jednego odcinka zacnego serialu o Wiedzminie, pomyślałam sobie, że do tych Kronik Dwuświata muszę zajrzeć. Trylogia Mitrys trzy tomy, myślę sobie, nooo dobraa w ramach eksperymentu czytelniczego, przeczytam.

Coś mi się w ogóle ubzdurało, że to jest seria dla dorosłych. Nawet okładka tych powieści to sugeruje, więc na pierwszej stronie byłam zaskoczona. Ale później, tak sobie myślę, czy ja w ogóle znam jakieś fantasy typowo dla dorosłych? Po zastanowieniu stwierdzam, że nie… Patrząc, czytając pierwszy tom na Legimi, na zacną fotografię półnagiej pani myślę sobie, dobra co ja tam wiem o młodzieżowym, czy dorosłym fantasy😊Ładna chociaż była, to czytam dalej😊Wiecie, ta powieść mnie tak wciągnęła, że pierwszy tom przeczytałam w dwie godziny. Ja ogólnie mam uprzedzenia do polskich publikacji, no przepraszam, po prostu uważam, że dziś nie wychodzi nic dobrego polskiego. W świecie fantasy trzeba mieć tę wyobraźnię, a nasi polscy Pisarze nawet romansu nie potrafią dobrego napisać moim zdaniem. Heh, Pan Kopijer trochę zachwiał moim wyobrażeniem tej beznadziejności rodzimej literatury. Trylogia Mitrys podobała mi się naprawdę bardzo.

Faktycznie w tekście zaciąga Tolkienem, bohaterowie, fabuła tak czuć, że Autor lubi Jego książki. To właśnie podobieństwo tych światów przekonało mnie, że mimo pewnych niedociągnięć, to są dobre książki.

Nie zgodzę się z tym, że to lekka lektura do pociągu. W pewnym momencie miałam trochę problem, aby odnaleźć się wśród bohaterów. Ciężko było mi spamiętać, ale ich różnorodność, jest wielkim plusem tej pozycji. Język faktycznie dość wymyślny, na początku ciężko się w niego wbić, ale to chyba wynikało z tego, że ja rzadko czytam ten gatunek.

Rozpadający się kontynent, śmierć króla, koniec panowania wielkiego rodu, wojna domowa, magia, młodzi bohaterowie, z własnymi demonami… Tak, temat godny uwagi i przyznaję wciągający. Mrok we krwi, część pierwsza dość delikatny i subtelny, poznajemy w nim naszą bohaterkę, jej nieoczywistą magię i zadanie, jakie ma do wykonania. W dalszych tomach akcja się rozkręca i muszę przyznać, że jeśli chodzi o fabułę, nie ma się do czego przyczepić. Ja miałam problem z opisami. Kurcze, według mnie było ich stanowczo za mało. Opisy świata, w jakim poruszają się bohaterowie stanowczo za mało rozbudowane. Autor bardziej skupił się na relacjach, ale jednak otoczka też jest ważna. Zaskoczyły mnie na plus dialogi. Żadnego yyyy… eeee… tego… To się chwali na poziomie i z klasą.

Ktoś mógłby powiedzieć, że szybka akcja, że za krótkie… Zgodzę się z tym, że za krótkie, ale Trylogia Deina, również zapowiada się super. Czytając o Skrze, o dziwo nie miałam wrażenia, że ta powieść, jest wybrakowana. Czasami ma się takie uczucie, że czegoś tutaj brakuje, jednak w tej serii wszystko było na swoim miejscu. Tak ubolewam nad opisami. Wielka, wielka szkoda, oczywiście książki pewnie zwiększyłyby przez to objętość, ale myślę, że byłyby bardziej fascynujące.

Pisarz przekonała mnie do swojego świata, jaki stworzył, a to oznacza, że czekam, co będzie dalej. Na szczęście w serii nie ma płytkiego romansu, a bohaterka nie jest zdziecinniała. Zabieram się za przygody Słonecznej Gwardii, liczę na rozbudowanie w kolejnych tomach. Co ciekawe na okładce tej powieści jeden z bohaterów wygląda, jak ork a drugi, jak krasnolud, liczę, że mnie nie zawiodą. Kroniki Dwuświata, staja obok Tolkiena na moich półkach więc liczę na to, że Autor zrobi z tego prawdziwy hit dorównujący mistrzowi. Zachęcam fanów fantasy, do zapoznania się z tym bezsprzecznie dobrym działem.

Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości Autora


 

czwartek, 18 kwietnia 2024

Pogańskie zaskoczenie


 


„Kiedyś się mówiło, że nasi przodkowie byli jak trawa. Wiatr przyginał ich do ziemi, a gdy niebezpieczeństwo znikało, podnosili się. Nie budowali grodów, by móc w każdej chwili zniknąć, ich bogowie nie potrzebowali wyniosłych świątyń. Bo czczono ich w lesie, na polanie, na jeziornej wyspie. Nie mieli bogactw, nie cenili ich, bo po cóż posiadać coś, czego w chwili grozy nie można zabrać ze sobą w leśne ostępy? Kto nic nie ma, o nic się nie martwi”.

Elżbieta Cherezińska





Nigdy nie interesowały mnie tematy słowiańskie, naukowcy twierdzą wraz z dużą gromadą historyków, że historia Polski opowiadana o czasach przed Mieszkiem I, jest najzwyczajniej kłamstwem, zupełnie inaczej ona wyglądała, począwszy od tego, że jako państwo, naród byliśmy bardzo rozwinięci.

Są pozycje z wątkiem historycznym, które mnie wciągnęły i mówią o tej naszej słowiańszczyźnie, ale generalnie ich unikam. O książce Pana Krzysztofa Spadło, dowiedziałam się całkowicie przypadkiem i co jeszcze bardziej niezwykłe uznałam, że muszę ją przeczytać. Jutro będzie wczoraj, to pierwsza powieść Pisarza, po którą sięgnęłam (na pewno nie ostatnia) niestety w e-booku, więc nie do końca mój mózg mógł się nią delektować (nie znoszę e-booków), mam zamiar to uzupełnić w formie papierowej. Czuje po tej lekturze naprawdę duży niedosyt, w ogóle nie sądziłam, że publikacja tej treści, tak mnie wciągnie.

Jutro będzie wczoraj, jest pierwszym tomem serii Czasotorium, czyli już coś dla mnie, ponieważ ja kocham serie. Jeśli są ciekawe, to moim zdaniem im dłuższa, tym lepsza. Mamy tutaj naszą tajemniczą Górę Ślężę, która ma naprawdę ciekawą historię związaną ze starą magią Słowian, cieszy się legendami o czarach, magii nie koniecznie tej białej i jest związana z tematem czarownic. Autor przedstawia nam tajemnicze zaginięcia właśnie związane z tą górą, (niemal coś, jak z ostatnio popularnego serialu Stamtąd tylko, że tam było drzewo) oczywiście motyw śledztwa i coś, co dla mnie jest wprost genialne, czyli podróże w czasie. Połączenie zniknięć z narodowym folklorem i wierzeniami, o których być może słyszymy od naszych Babć, to moim zdaniem geniusz. Po historii, jaką wykreował Pisarz zaginięcie studentów Uniwersytetu Wrocławskiego w roku 1985, a później licealistów w roku 2019 w kontekście Ślęży sprawia, że góra staje się jeszcze bardziej atrakcyjna historycznie, zabobonnie i turystycznie.

Pan Krzysztof zasypuje nas całą gamą różnych bohaterów, których wbrew pozorom nic nie łączy. Są oni w różnym wieku, z różnym wykształceniem, doświadczeniami życiowymi i planami na przyszłość. Losy naszych bohaterów się ze sobą łączą i koniecznie trzeba przeczytać kolejny tom, aby dowiedzieć się co będzie dalej.

Jedyną rzeczą, jaka mnie raziła to język. Jak na książkę w nurcie słowiańskim język moim zdaniem za bardzo wyszukany, taki słownikowy, w kontekście całej otoczki fabuły dziwnie, brzmiał. Jednak nie czepiam się, może jest to jakiś zamysł Pisarza. Całą publikację uważam za genialną! Nie wierzę, że to napiszę, ale nie sądziłam, że zachwyci mnie polski Autor z książką, osadzoną wśród narodowego pogaństwa dawnych lat. Jeśli nie jesteście przekonani do tego typu pozycji, koniecznie musicie sięgnąć, po Jutro będzie wczoraj.


Książkę do receznji otrzymałam od Wydawnictwa KAGO

środa, 14 czerwca 2023

Połączenie fantastyki i grozy



Gdy fantastyka łączy się z grozą, powstaje książka, którą trzeba przeczytać. Moje spotkanie z J.M Miro, skończyło się stanowczym niedosytem, nie znoszę kiedy na kolejny tom powieści muszę czekać, w momencie kiedy chcę go mieć już😊

O pozycji Zwyczajne potwory, miałam zupełnie błędne wyobrażenie. Po pierwsze byłam przekonana, że jest to raczej seria dla dzieci, może dla młodzieży, po drugie, objętość tej publikacji powaliła mnie na kolana. Zazwyczaj wiem, że fantastyka, jest raczej obszerna, ale gdy z góry założyłam, że otrzymam książkę dla młodszych czytelników, pomyślałam, ile to może mieć stron, maksymalnie z trzysta. Moje zaskoczenie było ogromne, kiedy wzięłam do ręki powieść zawierającą ponad sześćset, a to dopiero pierwsza część.

Opis przykuł moją uwagę od razu, więc wiedziałam, że muszę to przeczytać. Mamy końcówkę XIX wieku, gdy niedaleko od Edynburga, pewien naukowiec gromadzi sieroty, które są obdarzone niezwykłymi zdolnościami. Dzieci posiadające różne dary w Londynie prześladuje człowiek o ciele utkanym z dymu. Posiadłość Berghasta skrywa, jednak wiele mrocznych tajemnic, między którymi świat żywych i umarłych przeplatają się nawzajem. Nasi bohaterowie Charlie, który sam się uzdrawia, Marlow lśniący dziwnym niebieskim blaskiem, a także inne dzieci postanawiają odkryć nie tylko sekrety posiadłości, ale także tajemnice swoich umiejętności. Przeciwstawią się nawet mrocznym dręczącym siłom.

Pisarz znany, również pod nazwiskiem Steven Price zabrał mnie do mrocznego świata, którego nie powstydziłaby się nawet Pani Jackson Shirley, z którą od razu ta pozycja mi się skojarzyła, a muszę tutaj dodać, że naprawdę bardzo lubię Jej horrory. Zwyczajne potwory, to powieść, która bardzo wolno się rozkręca, Autor próbuje najpierw wdrożyć czytelnika w swój świat, pozwala nam na domysły i niedopowiedzenia, aby ostatecznie przenieść w akcję pełną makabry, nadprzyrodzonych zjawisk oraz grozy. Pozycja Pana Miro zabiera nas na wyższy level pojęcia fantastyki, na dodatek tej wiktoriańskiej.

Właśnie, to jest czymś, co uwielbiam, pomieszanie gatunków i ten wiktoriański, angielski splendor. Do tego nietuzinkowi bohaterowie, ciągła wartka akcja, pytania bez odpowiedzi i klimat, powoduje, że czytasz jednym tchem, niecierpliwie przerzucając kartki, aby wiedzieć, co będzie dalej. Powieść magiczna, pełna osobowości, epicka, to coś, czego ostatnio brakuje na naszych półkach wydawniczych. Wydaje się, że wszystko już było, a tu trafiasz na Pana Miro i okazuje się, że świat, który niczym Cię z reguły nie zaskakuje, tak wciąga, że chcesz więcej.

Nadal uważam, że jest to bardziej książka dla dorosłych, lub dla starszej młodzieży, mimo że opis może wydawać się skierowany do młodszego odbiorcy. Zwyczajne potwory to pierwsza część serii Mroczne talenty, która od razu podbiła moje serce mimo wielkiego oporu przed fantastyką. Przyznam, że dobrze czyta się ten gatunek kiedy Pisarz stawia na mocną fabułę, dobrych bohaterów oraz wszechogarniający mrok i grozę, zmierzające do apokalipsy. Książka trzyma w napięciu od samego początku, do samego końca, to jedna z tych publikacji, od której już na wstępie oczekuje się dużo, na szczęście, to dostając. Ja czekam na kolejny tom.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

Spowolnienie akcji



W końcu nadszedł ten dzień i doczekaliśmy się dziesiątego tomu bezsprzecznie jednej z lepszych serii fantasy Koło czasu, czyli Rozstaje zmierzchu. Wielkie oczekiwanie oraz wielkie nadzieje sprawiły, że był to zarówno przeze mnie, jak i przez wielu czytelników naprawdę wyczekiwany tom. Ilu fanów tyle opinii, jednym się podoba innym nie, dla mnie Pan Jordan nadal pozostaje na wyżynach, mimo że w Rozstajach zmierzchu było trochę niedociągnięć.

Zasiadłam to tej pozycji z wielkim ożywieniem, choć dochodząc do połowy, zastanawiałam się, nad sensem tak wielkiej ilości opisów pobocznych, które mocno tę publikację wydłużyły. Bohaterowie zostali ruszeni z miejsc, w których tkwili w poprzednim tomie, co jest wielkim plusem tej pozycji, ponieważ Wielka Bitwa zbliża się nieubłaganie a wątków pobocznych, jest całe morze. Tom dziesiąty, to ten moment, w którym czytelnik już naprawdę wie, czy seria mu się podoba, czy nie. Nawet nie seria, co styl pisania Pana Jordana, który, co tu dużo mówić, jest trudny.

Z jednej strony wielki szacunek dla Pisarza za tak rozbudowaną gamę fabuły, jak i bohaterów z drugiej człowiek może czuć się przytłoczony ogromem wydarzeń, oraz zwolnieniem akcji gdzieś od tomu piątego. Zarówno Rozstaje zmierzchu, jak i poprzednie części nie są to publikacje, do których zasiada się raz i ciągnie bez przerwy, czytając. Mimo to trzeba powiedzieć uczciwie, że Pan Jordan to ikona świata fantasy tak jak i Pan Tolkien. Czytając komentarze o Kole czasu, mam wrażenie, że czytelnik nie do końca rozumie, że Autor nie skupia się tutaj tylko i wyłącznie na toczącej się fabule, która według wielu musi ciągle gnać. Dla Pana Jordana ważne jest także przedstawienie postaci, ich wzajemne relacji, przemyślenia, miejsce w utworze. Wiem, że nie każdy to lubi, ale moim zdaniem w książce, jest to potrzebne, aby czytelnik mógł tak naprawdę uczciwie utożsamić się z bohaterem, polubić go lub nie… Dlatego tak wielkie rozwleczenie całej serii uważam za plus, momentami męczący, ale plus.

Całość obejmuje jeszcze cztery tomy, trzy z nich napisał Pan Brandon Sanderson, co z pewnością zaważy na stylu literackim. Przyznam, że już nie mogę się doczekać, jestem niezmiernie ciekawa, czy Pan Sanderson także posiada tak lekkie pióro. Mimo że część dziesiątą można nazwać powolną, nie uważam, że powinna być krótsza, gdy połączy się wszystkie tomy, które do tej pory powstały ma to sens. Z całą pewnością cykl ten zapewni rozrywkę prawdziwym fanom szeroko pojętej fantastyki, oraz tym którzy nie mają problemu z wielowątkowością, czy celowym spowolnieniem akcji. Koło czasu nadal pozostaje wśród moich ulubionych książek, czekam na kolejną część.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

piątek, 14 kwietnia 2023

Wielka historia



Gdy w Polsce nastał czas na wielką popularność pozycji Gra o tron, zastanawiałam się, co jest takiego w książkach Pana Martina, że zachwycają się nimi nawet osoby, które nie są miłośnikami serii fantasy. Sama mam problem z tym gatunkiem, przechodziłam obok tego tytułu z milion razy w bibliotece, ale jakoś zawsze mając go w ręce, rezygnowałam. W końcu nadszedł czas, że Gra o tron znalazła się na mojej półce i przyznam, że mnie pochłonęła.

Serial jakoś nie przypadł mi do gustu, dlatego kolejne tomy w tym Ogień i krew wolałam przeczytać niż zobaczyć i całe szczęście. Zadziwiające, jest dla mnie to, jak Pisarze niechronologicznie tworzą swoje dzieła. Pozycja Pana Martina toczy się w świecie Pieśni lodu i ognia, jednak przedstawia nam wydarzenia sprzed ponad trzystu lat całego cyklu. Zastanawiałam się, czytając ją, czy nie powinno się właśnie od niej rozpocząć swojej przygody z fantastyką Pisarza… Może wtedy więcej wątków byłoby zrozumiałych i można by było poukładać sobie wszystko dokładnie w głowie, ale z reguły czytelnicy zaczynają od Gry o tron.
Publikacja ta to rodzaj kroniki królewskiej, która opisuje ród Targaryen. Jeśli szukacie mnogości dialogów, ta książka może Was rozczarować. Zawiera ona raczej całe mnóstwo opisów wydarzeń, bohaterów, walk, oraz historii. Trzeba jednak przyznać, że mimo iż publikacja jest pozbawiona dialogu, ma bardzo dobrą fabułę, ciągle coś się dzieje i czytelnik z całą pewnością się nie znudzi. Fakt, że ilość opisanych rodów może przytłaczać, mimo to uważam, że dla zainteresowanych chronologią wydarzeń będzie to dodatkowy atut tej pozycji.

Oba tomy Ognia i krwi opatrzone są, także wspaniałymi ilustracjami, które dopełniają dzieła. Krytycy uważają, że ilustracje to jedyny plus książki, ponieważ ciągnie się ona niemiłosiernie i ciężko się wbić w fabułę, dodatkowo można się zgubić w opisach, myślę jednak, że fani Gry o tron z wielką chęcią poznają dzieje rodu Targaryen. Książka została z powodu objętości podzielona na dwie części, której przełom dokonuje się pod sam koniec panowania Viserysa I.

600 stron uniwersum Pana Martina porównywane jest do kolejnych części świata Śródziemia Pana Tolkiena. Różnica polega na tym, że o ile Pan Tolkien tworzy bardzo zrozumiały nawet dla tych, którzy zaczynają swoją przygodę z pierścieniem świat bez niedopowiedzeń, które rozumieją tylko fani publikacji, o tyle Pan Martin gra z czytelnikiem w kotka i myszkę i używa zwrotów zrozumiałych tylko dla fanów serii, co może być wadą tego dzieła. Mówi się, że sezon ósmy Gry o tron, był wielkim rozczarowaniem dla miłośników książki, gdy powstał Ród smoka, dano szansę nie tylko ekranizacji, ale i powieści. Mimo braku większego polotu serial przypadł do gustu widzom, jednak książka okazała się o wiele lepsza i cieszy się dużym uznaniem.

Myślę, że cała seria Pana Martina, jest godna polecenia, chociażby ze zwykłej ciekawości. Bardzo często zdarza się tak, że to, co popularne nie przypada nam do gustu, ale historia rodu Targaryen, jest warta poznania.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

piątek, 17 marca 2023

Dech zimy bez szału



Dziewiąty tom Koła czasu jest tą częścią, która lekko zatrzymuje mózg. Dech zimy to jak dotąd najkrótsza powieść Pana Jordana, a mimo to objętość i tak robi wrażenie. Ciągle się zastanawiam, skąd Autor brał pomysły na to, aby tak rozwlec fabułę i ciągle mimo tego, że tom dziewiąty jest chyba najmniej zajmujący, cała seria niezwykle mi się podoba.

Drobiazgowa powieść cały czas przyciąga przygodami Randa, który wraz ze swoimi przyjaciółmi przemierza świat w poszukiwaniu… No właśnie czego? Tego nie wie nawet Cadsuane. Kłamcą okazuje się Mazrim Taim, który rządzi Czarną Wieżą, a jego działania i intencje ciągle są sekretem dla wielu. W końcu do Ebou Dar przybywa seanchańska księżniczka, Córka Dziewięciu Księżyców. Właśnie tam poznaje ją Mat. Bohaterowi zostaje przepowiedziane małżeństwo, czy dojdzie ono jednak do skutku?

Mimo wielu fascynujących i ciekawych wątków wiele z rozpoczętych przygód stoi w miejscu, co przyznam, jest lekko frustrujące. Wątek Perrina stoi. Wątek Nynaeve stoi. Heh Mat robi jakiś postęp, ale niewielki. Pisarz bardziej skupia się na opisach otaczającego świata i postaci niż na samej akcji. Trzeba tutaj napisać, że naprawdę Autor jest mistrzem w kreowaniu literackiej rzeczywistości, można mu zarzucić rozwlekłość fabuły, ale opisy bezcenne.

Gdy przeczytałam tom pierwszy Koło czasu, prawdę mówiąc, myślałam, że w każdej z dalszych pozycji akcja zacznie jeszcze bardziej przyspieszać. Bez wątpienia są to książki dla tych, którzy nie są niecierpliwi i mają dużo czasu, aby zrozumieć zamysły Pisarza. Dopiero ostatnie strony naszej Zimy zaczynają nabierać tępa i zachęcają do oczekiwania na dalsze losy bohaterów.

Książki Pana Jordana, są zestawiane w jednym szeregu z dziełami Pana Martina, mam jednak wrażenie, że fabuła u twórcy Sagi lodu i ognia jest o sto kilometrów na godzinę, szybsza. Żywię nadzieję, że kolejna część Koła czasu poruszy w końcu najciekawsze wątki, które z jakiegoś powodu teraz się zagubiły, a także pojawi się więcej Synów Światłości, czy trolloków. Bez względu na wszystkie zastrzeżenia saga Pana Jordana zasługuje na polecenie wszystkim fanom literatury fantastycznej.
Zrezygnowałam z serialu, który moim zdaniem kompletnie nie oddaje ducha książki. Nie mam pojęcia, co myślą reżyserzy, którzy świadomie niszczą świat przedstawiony w powieści. Kiedy porównamy pierwszy tom do odcinków serialu, naprawdę można się zdziwić, że to jedna powieść. Bez dwóch zdań polecam książki, które być może lekko się wloką, ale mają spójną fabułę.

Czekam z niecierpliwością na kolejną część, która być może rozjaśni przygody pominiętych bohaterów.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

niedziela, 12 lutego 2023

Książę Serc powraca




„Bez ciebie, moje dziewczę, tak leniwym krokiem

Czas mi bieży, że jeden dzień zda się być rokiem”.



Skusiłam się na pozycję, która przyznam była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Po serii Caraval nie sądziłam, że Pisarka stworzy coś równie dobrego, a na dodatek z bohaterami znanej już nam gry o wszystko. Baśń o złamanym sercu, bo o niej mowa pozwala nam wrócić do świata magii, tajemnicy, miłości i mroku, w całkiem nowej odsłonie.

Muszę przyznać, że pierwszy tom nowej serii Pani Garber w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób pobija swoją subtelnością i czarem Caraval, a myślałam, że to nierealne. Książka jest bardziej delikatna, a jednocześnie stanowcza i mam wrażenie, że w tej opowieści Autorka serwuje nam dojrzalszą wersję swojego pisarstwa. Akcja jest przemyślana, fabuła bardziej wartka a bohaterowie wydają się żywsi i bliżsi nam. Usłyszałam ostatnio, że zarówno Caraval, jak i Baśń o złamanym sercu są na jedno kopyto, ale po zapoznaniu się z tą pozycją stanowczo nie mogę się zgodzić. Mimo tego, że mamy tutaj ponownie Księcia Serc, to poza tym moim zdaniem nie znajdziemy nic podobnego do serii o turnieju. Zgadzam się, że obie publikacje pisane są w podobnym duchu, ale taki był zamysł Pisarki, a jestem przekonana, że cała seria trzy tomy Caravalu oraz części Baśni trafią do serc młodych czytelników, ponieważ opisują miłość od tej mrocznej, a jednocześnie magicznej strony i to jest w tych książkach najpiękniejsze.

Przybliżając trochę fabułę w najnowszej powieści Autorki poznajemy Evangeline, która ze swoim problemem wyrusza po radę do znanego nam już Księcia Serc. Wszyscy dobrze wiemy, że nasz Książę to chytra postać, która w każdej sprawie musi mieć swoją korzyść i tak jest tym razem, ale o co chodzi? Nasza bohaterka pragnie odzyskać miłość ukochanego, co kończy się tragedią dla niej i jej rodziny. Mężczyzna, którego kocha Evangelina zaręcza się z jej przyrodnią siostrą, dziewczyna uważa, że rzucono na niego czar. Nasz Książę Serc zgadza się pomóc zdesperowanej damie w zamian za trzy pocałunki, które musi złożyć w wybranym przez niego miejscu i czasie. W zamian za to Jacks powstrzyma ślub, jednak plany Księcia wobec dziewczyny są zupełnie inne… Evangeline nie wie, na co tak naprawdę się zgadza, tragedia goni tragedię… Czy nasza bohaterka dotrwa do szczęśliwego zakończenia, doczytajcie sami.

Długo po lekturze tej książki zastanawiałam się, jak bardzo dojrzała będzie kolejna część. Uwielbiam Pisarzy, którzy dorastają wraz z czytelnikiem, tutaj świetnym przykładem jest seria o Harrym Potterze. Uważam, że w powieściach fantasy widać to jeszcze lepiej niż w innych. Jeśli Autorce uda się w kolejnej części dać nam pozycję na wyższym szczeblu fabuły i psychologii to seria Baśń o złamanym sercu będzie hitem, w co wierzę. Bezsprzecznie zachęcam, aby poznać nowych bohaterów Pani Garber, a także wrócić do Caravalu, gdzie zaczyna się magia.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictywa Poradnia K.


 

sobota, 4 lutego 2023

Zaproszenie do relacji



"Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością"

Jan Twardowski



Caraval… Miłość, lojalność, przygoda, tajemnica, zdrada. Trzy tomy bezsprzecznie najlepszego tekstu fantasy dla młodych czytelników. Właśnie doczekaliśmy się części trzeciej Finał, która udowadnia nam, że można napisać coś godnego uwagi, pięknego bez zbędnej przemocy i wymyślności.

Dwie siostry, niezwykła miłość, legendarny konkurs, który jest grą o wszystko. Seria Caraval olśniewa i zachwyca, a bohaterowie udowadniają, że gdy się czegoś chce, można to osiągnąć, stając po właściwej stronie. Ciekawym zabiegiem, jaki serwuje nam Pisarka, jest podzielenie tych części na różne perspektywy. Mamy więc tom pierwszy gdzie fabuła przedstawiona jest z punktu widzenia Scarlett, kolejny z punktu widzenia Donatelli, natomiast ostatni zawiera to, co najlepsze, czyli obie siostry we wspólnej narracji.

Nasz Finał zupełnie pozbawiony widowni pokazuje, kto straci wszystko, a kto zwycięży. Legenda wziął w posiadanie tron, a Mojrów uwolniono z kart. Tella odkrywa, że chłopak, w którym się zakochała, nie istnieje. Jej decyzja będzie trudna, komu zaufać Legendzie, czy swojemu wrogowi?

Część trzecia powieści Pani Garber zupełnie różni się od dwóch poprzednich tomów. Finał to już nie jest gra, to walka o miłość oraz zachowanie relacji. Śledzimy losy obu sióstr, a także relacje między Mojrami. Wchodzimy głębiej w wątki psychologiczne, mamy czas, aby zatrzymać się nad bohaterami, nad ich uczuciami, strachem, lękiem, potrzebą akceptacji. Przyznam, że Finał jest moją ulubioną częścią całej serii.

Długo zastanawiałam się, jak doszło do tego, że seria książek fantasy zrobiła na mnie takie pozytywne wrażenie… Fantasy kojarzy mi się zwykle z jakimiś potworami, wampirami, nie przypuszczałam, że można stworzyć powieść dla młodego czytelnika właśnie w tym stylu i zrobić to tak pięknie. Myślę, że napisać o ostatnim tomie, że jest piękny to za mało napisać. Caraval tom III jest delikatny i subtelny, jest wołaniem o potrzebę porządnej literatury dla młodego czytelnika, zaprasza nas do świata, w którym nic nie jest jednoznaczne, a jednocześnie, jest takie oczywiste. Dodatkowo utwierdza nas w przekonaniu, że relacje rodzinne, są najważniejsze, że miłość rodzinna, lojalność nigdy nie ustają.

Finał to finał trylogii, która podbiła serca czytelników, na całym świecie. Finał wciąga, uczy, zachwyca. Bez dwóch zdań Pani Stephani Garber stworzyła publikację, która długo zostaje w pamięci, obok której nie można przejść obojętnie, taką, która staje się najlepszym przyjacielem czytelnika.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K



 

czwartek, 2 lutego 2023

Niezwykła natura Śródziemia



„Fantazja to naturalny aspekt ludzkich działań. Na pewno nie niszczy rozumu ani go nawet nie obraża; nie stępia też apetytu naprawdę naukową i nie zaciera jej postrzegania. Wręcz przeciwnie. Im bystrzejszy i trzeźwiejszy umysł, tym wspanialsze będzie snuł fantazje”.

(„Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa”)



Nikt do tej pory nie stworzył, tak bardzo rozbudowanego uniwersum, jak sam Tolkien. Z reguły skupiamy się na jego dwóch najpopularniejszych dziełach takich jak trylogia Władcy Pierścieni i Hobbit, ale ostatnio mamy okazję śledzić ukazujące się ostatnie pisma Autora na temat Śródziemia. Zachwycaliśmy się już Księgą Zaginionych opowieści, teraz przyszedł czas na Naturę Śródziemia.

Natura Śródziemia zredagowana przez największego znawcę Pisarza Pana Carla Hostettera zaprasza nas do poznania bliżej tego wszystkiego, o czym możemy przeczytać w powieści o pierścieniu, czy smoku. Te późne teksty na temat krain, mieszkańców i metafizyki Śródziemia przyciągają szczegółami do tego stopnia, że czytane przed dwoma najpopularniejszymi pozycjami pozwalają nam na głębsze wejście i zrozumienie stworzonego przez Pana Tolkiena świata.

W książce tej znajdziemy takie rozdziały jak Domostwa w Śródziemiu, Rok Valarów, Podróże konne elfów, czy mój przyznam ulubiony Wytwarzanie lembasów. Zastanawiałam się, czytając tę publikację, jak bardzo Pisarz kochał świat, który tworzył, jak wielką trzeba mieć wyobraźnię oraz miłość do czytelnika, aby nie tylko napisać książki i teksty tak bardzo bogate w szczegóły, ale przede wszystkim chcieć to zrobić dla drugiej osoby. Nigdy nie zwracałam uwagi na inne dzieła Pana Tolkiena poza moimi dwoma ulubionymi, ale odkąd dostałam w swoje ręce serię, którą rozpoczyna pozycja Księga zaginionych opowieści, zaczęłam zupełnie inaczej postrzegać Śródziemie jako całość. Dzięki książce Natura Śródziemia widzę, że w całym tym świecie nie chodzi tylko o fabułę, jaką sobie doczytamy, śledząc przygody naszych ulubionych bohaterów, ale o głębsze wejście w świat, do którego zostaliśmy zaproszeni, poznanie tego, co do tej pory wydawało nam się mało istotne, zagłębienie się w historie, obok których przechodziliśmy obojętnie, poznanie ludów, co do których wydawało nam się, że nic nie wnoszą do toczącej się opowieści, głębszą analizę miejsc, które mogliśmy odwiedzić w innych publikacjach, w Naturze Śródziemia jest to np. Gondor (rozdział Rzeki i wzgórza sygnałowe Gondoru). Pozycja ta dostarcza czytelnikowi wielu odpowiedzi w kwestiach jego ulubionych krasnoludów, czy Eldarów. Niezwykle szczegółowa, przebogata w opisy udowadnia, że Śródziemie to świat, obok którego nie można przejść obojętnie.

Bezsprzecznie świat Tolkiena porywa, z każdym dniem Pisarz ma nowych fanów, a ci, którzy już go znają, doceniają go jeszcze bardziej. Autor Władcy Pierścieni to bez wątpienia ikona literatury światowej na najwyższym poziomie, jest autorytetem dla wielu twórców, wielu także chciałoby pisać tak jak on. Książki Pana Tolkiena dają radość czytelnikowi od lat, myślę, że to się nie zmieni, ja sięgając po kolejne, jakie się ukazały, uzupełniam swoją wiedzę w dziedzinie fascynującego świata Śródziemia i Was zachęcam do tego samego

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

piątek, 6 stycznia 2023

Osiem tomów przygody



To już ósmy tom, jednej z lepszych serii fantasy, Pana Roberta Jordana Koło czasu, czyli Ścieżka sztyletów.

Wielka przygoda nadal trwa, a nasz bohater cały czas musi zmagać się z przeciwnościami, które krok po kroku prowadzą go do zwycięstwa. Sprowadzona przez Czarnego susza nie odpuszcza, jedyną nadzieją może być tylko odnaleziona Czara wiatrów, czy uda się zakończyć klęskę? Współpraca kobiet jest w tej sprawie najważniejsza, ale jak wiemy, różnie z nią bywało, czy panie schowają swoje urazy w imię wyższego dobra? W międzyczasie Czarny po raz kolejny pokazuje swoje oblicze, puszczając w świat swoich mrocznych sługusów, tom ósmy to przeplatanka dobra i zła, walki na śmierć i życie, a także pełna rozczarowań i poświęceń przygoda.

Dotrwałam do tego tomu wraz z moimi ulubionymi bohaterami, część pierwsza napawała mnie wielkim podnieceniem i optymizmem, ponieważ na powieści fantasy z reguły reaguję negatywnie, a tutaj taki smaczek. Koło czasu, wciągnęło mnie bez reszty i przyznaję, że każdy kolejny tom był dla mnie nowym doświadczeniem, a przede wszystkim podziwem dla wyobraźni Autora. Czytając kolejne części, z moim nastawieniem było różnie, niektóre z nich wlekły się niemiłosiernie, zastanawiałam się często, po co tyle opisów, zwłaszcza tych psychologicznych, były momenty, że męczyło mnie ciągłe wbijanie się w umysły postaci. Po zapoznaniu się ze Ścieżką sztyletów, gdy w końcu wszystko układa się w całość, widzę sens tego, co tak bardzo mnie męczyło i muszę napisać, że mimo trudnych momentów to naprawdę niesamowita seria.

Nasz główny bohater nadal wydaje mi się mało męski, fascynuje mnie niezmiennie rola kobiet ukazana w tej pozycji oraz bezsprzecznie najbardziej rozbudowany świat, z jakim miałam do czynienia. Fabuła i opisy to moim zdaniem coś, co Panu Jordanowi udało się idealnie, choć tak jak pisałam, opisy bywają męczące. Tom ósmy nie jest już tak obszerny, jak poprzednie, może dlatego, że powoli powieść zmierza do swojej kulminacji i Pisarz nie chce wykładać na stół wszystkich kart. Całkowicie zrezygnowałam z serialu, poświęcając czas na historię stworzoną w książce i nie żałuję. Kolejna po moim ulubionym Tolkienie, bez dwóch zdań ponadczasowym, seria Pan Jordana wprawiła mnie w zdumienie, ponieważ nie sądziłam, że zaliczę ją do moich ulubionych dzieł.

Takie publikacje, jak Koło czasu, czy trylogia Władcy Pierścieni otworzyły mnie w ogóle na ten gatunek. Myślę, że ciężko jest napisać dobrą powieść fantastyczną, która urzekałaby nie tylko fabułą, ale i wyobraźnią, to naprawdę trzeba czuć. Trzeba tutaj również dodać, że im grubsza i bardziej rozbudowana w wątki poboczne powieść, tym lepiej dla odbiorcy, sama kocham pozycje wielowątkowe, a Koło czasu jako całość jest wprost nimi przesiąknięte.

Ścieżka sztyletów, po raz kolejny zaprasza nas do mistrzowskiego świata cieni, w którym nic nie jest oczywiste, ani takie, jakim się wydaje. Zwroty akcji, rozwiązanie wielu zagadek, walka wewnętrzna bohaterów, oraz pogłębiające się i czyhające na każdym kroku kłopoty również tutaj sprawiają, że to się po prostu chce czytać.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

czwartek, 29 grudnia 2022

Chińskie zaskoczenie



„Kiedy człowiek kroczy drogą Środka, nawet jego zwierzęta wstępują do Nieba.

一人得道、雞犬升天(一人得道、鸡犬升天)”.



Z niezrozumiałego dla mnie powodu, kochamy się w książkach świata zachodu. Powieści amerykańskie są na topie od dziesięcioleci, potrafimy wymienić ich autorów, na zmianę z tymi angielskimi. Nawet francuskie dzieła nie są tak popularne, mimo że Francja posiada wielu naprawdę wspaniałych pisarzy. Powieści azjatyckie, często omijane są szerokim łukiem, a opinia publiczna, która wyraża swoje zdanie np. na temat Chin czy Japonii kształtuje nasze spojrzenie na wszystko, co związane z tymi krajami, że nie wspomnę o Indiach, czy Afryce. Mimo tego, że ponad połowa to stek bzdur powtarzanych w celach manipulacyjnych, nikt tego nie sprawdza, a my wierząc w bajki, często nie dostrzegamy, co tracimy.

Odrobinę tak samo w moim przypadku było z książką Narodziny bohatera. Długo się za nią zabierałam, ciągle myślałam, o tym, co dobrego mogą w literaturze stworzyć Chińczycy, zwłaszcza że ich filozofia nigdy mi nie pasowała. Nota na okładce, że pozycja ta okrzyknięta została chińskim Władcą Pierścieni, co najmniej mnie zniesmaczyła, ale w końcu udało mi się sięgnąć po tę publikację.

Pan Luis Cha okazał się moim odkryciem mijającego roku, co stwierdzam z wielką przyjemnością, a moje podejście do literatury Państwa Środka uległo zmianie. Powieść Narodziny bohatera to przygoda fantasy dziejąc się wśród bogów starego świata, a także demonów, przeplatające się ze sobą światy nie zauważają narodzin chłopca, który stanie się wielkim bohaterem. Tak, jak bajka Mulan była pstryczkiem w nos dla starożytnych Chin tak samo Guo Jing jest pstryczkiem dla dynastii Song oraz Jin.

Ojciec naszego bohatera zostaje zamordowany, ten postanawia wraz z matką ukryć się na dworze Czyngis – chana. Guo doskonali swoje umiejętności w sztukach walki pod okiem najsłynniejszego wodza Mongołów, aby pewnego dnia stoczyć walkę w Gospodzie Pijanego Nieśmiertelnego, co doprowadzi go do bolesnych decyzji, które być może zniszczą jego świat. Powieść, w której miłość przeplata się z nienawiścią, zdrada z przeznaczeniem, a duchowa walka bohatera obudzi w nim moc, o jakiej nie marzył.

Pozycja Pana Cha zasługuje najwyższy szacunek, fabuła okraszona suto historią Chin, zabiera nas w podróż do świata, którego już nie ma, ale doprowadził on do powstania dzisiejszego wielkiego Państwa Środka. Narodziny bohatera, to moja pierwsza chińska powieść, jestem bardzo zaskoczona, że aż tak mi się podobała, mimo że nie lubię fantasy. Bez wątpienia Pisarz nie tylko stworzył przygodę, ale postarał się także, aby czytelnik zapoznał się z kulturą, jego kraju co w tym dziele jest moim zdaniem najważniejsze.

Nie opowiedziana wśród opinii publicznej historia Chin, przedstawiona w zwykłej powieści zasługuje na zainteresowanie.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i Ska


 

wtorek, 22 listopada 2022

Akcja zwalnia






To niesamowite, jak musi być ciekawa książka, aby dotrwać do któregoś tomu z rzędu i nie odłożyć na półkę z nadmiaru tematu. Ostatnio miałam tak, z dziełem Pani Gabaldon i tom dziewiąty Jej sagi, po prostu wciągnęłam. Kończąc część siódmą uniwersum Pana Jordana, mogę powiedzieć, że warto było poświęcić tyle czasu, na wgłębienie się w świat Smoka Odrodzonego, oraz jego przyjaciół.

Część pierwsza historii, pisana bardziej na luzie pod młodszych czytelników ewoluuje na przestrzeni kolejnych tomów i przeradza się w prawdziwą, niebezpieczną, pełną zwrotów akcji przygodę, która coraz bardziej odchodzi od książek dla starszej młodzieży. W częściach od 4 do 6 był moment, że zaczęłam się gubić w natłoku zdarzeń, skomplikowanych intryg oraz nadmiaru postaci i przyporządkowanym im fabułą. Korona mieczy, moim zdaniem jest najbardziej jak dotąd uporządkowaną częścią całej historii.

Wiele planów i intryg się nie powodzi, niektóre sprawy zostają rozwiązane, jednak najważniejsze jest to, że nasz główny bohater uświadamia sobie, jak trudno jest trzymać władzę i rządzić, kiedy z tyłu głowy ma się dodatkowy głos. Czytając tom siódmy, ma się wrażenie, że powoli stajemy w miejscu, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę zabiegi Autora, który wraca do wielkiej bitwy, opisując ją z perspektywy innego bohatera. Może to sprawiać wrażenie powtórzeń fabuły z poprzednich tomów, jednak mi osobiście to nie przeszkadzało. Trzeba, jednak przyznać krytykom, że faktycznie od tomu trzeciego przygoda zwalnia, może robić się monotonna i czasami nudna, ale liczę na wielki zwrot akcji w kolejnych częściach. Prywatnie lubię takie zwalnianie, pozwala to wrócić do ciekawszych fragmentów książki, powtórzyć momenty, które nam uciekły, czy po prostu wrócić do ulubionych przygód. Korona mieczy jest takim właśnie zwolnieniem akcji.

W tym tomie Smog Odrodzony musi mierzyć się nadal z wrogami, pomimo ich przegranej, dodatkowo mamy tutaj problem suszy, dalszy wątek Lana, oraz Moghedien. Z całej akcji wynika, że Pisarz ma dla nas jeszcze bardzo dużo w zanadrzu, więc dalsze tomy zapowiadają się naprawdę ciekawie. Niestety nie zapoznałam się jeszcze z serialem, ale po coraz większej lawinie krytyki cały czas odkładam to na później. Na razie jestem zachwycona serią w wydaniu książkowym, rozwojem akcji oraz coraz większą dojrzałością bohaterów i nie chcę sobie psuć tego, przedstawieniem reżyserskim. Czekam na dalsze zwroty akcji oraz pogłębienie relacji między postaciami, a także rozluźnieniem ich tam, gdzie to moim zdaniem powinno zajść. Jestem ciekawa, jak Pan Jordan opisał kolejne przygody więc przede mną tom ósmy. Zachęcam do zapoznania się z uniwersum Koła czasu, naprawdę warto

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

NOWOŚCI WYDAWNICZE MAJ 2025R.

http://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t   James Doty, neuronaukowiec i znany orędownik idei współczucia, opisuje w tej k...