W końcu nadszedł ten dzień i doczekaliśmy się dziesiątego tomu bezsprzecznie jednej z lepszych serii fantasy Koło czasu, czyli Rozstaje zmierzchu. Wielkie oczekiwanie oraz wielkie nadzieje sprawiły, że był to zarówno przeze mnie, jak i przez wielu czytelników naprawdę wyczekiwany tom. Ilu fanów tyle opinii, jednym się podoba innym nie, dla mnie Pan Jordan nadal pozostaje na wyżynach, mimo że w Rozstajach zmierzchu było trochę niedociągnięć.
Zasiadłam to tej pozycji z wielkim ożywieniem, choć dochodząc do połowy, zastanawiałam się, nad sensem tak wielkiej ilości opisów pobocznych, które mocno tę publikację wydłużyły. Bohaterowie zostali ruszeni z miejsc, w których tkwili w poprzednim tomie, co jest wielkim plusem tej pozycji, ponieważ Wielka Bitwa zbliża się nieubłaganie a wątków pobocznych, jest całe morze. Tom dziesiąty, to ten moment, w którym czytelnik już naprawdę wie, czy seria mu się podoba, czy nie. Nawet nie seria, co styl pisania Pana Jordana, który, co tu dużo mówić, jest trudny.
Z jednej strony wielki szacunek dla Pisarza za tak rozbudowaną gamę fabuły, jak i bohaterów z drugiej człowiek może czuć się przytłoczony ogromem wydarzeń, oraz zwolnieniem akcji gdzieś od tomu piątego. Zarówno Rozstaje zmierzchu, jak i poprzednie części nie są to publikacje, do których zasiada się raz i ciągnie bez przerwy, czytając. Mimo to trzeba powiedzieć uczciwie, że Pan Jordan to ikona świata fantasy tak jak i Pan Tolkien. Czytając komentarze o Kole czasu, mam wrażenie, że czytelnik nie do końca rozumie, że Autor nie skupia się tutaj tylko i wyłącznie na toczącej się fabule, która według wielu musi ciągle gnać. Dla Pana Jordana ważne jest także przedstawienie postaci, ich wzajemne relacji, przemyślenia, miejsce w utworze. Wiem, że nie każdy to lubi, ale moim zdaniem w książce, jest to potrzebne, aby czytelnik mógł tak naprawdę uczciwie utożsamić się z bohaterem, polubić go lub nie… Dlatego tak wielkie rozwleczenie całej serii uważam za plus, momentami męczący, ale plus.
Całość obejmuje jeszcze cztery tomy, trzy z nich napisał Pan Brandon Sanderson, co z pewnością zaważy na stylu literackim. Przyznam, że już nie mogę się doczekać, jestem niezmiernie ciekawa, czy Pan Sanderson także posiada tak lekkie pióro. Mimo że część dziesiątą można nazwać powolną, nie uważam, że powinna być krótsza, gdy połączy się wszystkie tomy, które do tej pory powstały ma to sens. Z całą pewnością cykl ten zapewni rozrywkę prawdziwym fanom szeroko pojętej fantastyki, oraz tym którzy nie mają problemu z wielowątkowością, czy celowym spowolnieniem akcji. Koło czasu nadal pozostaje wśród moich ulubionych książek, czekam na kolejną część.
Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz