poniedziałek, 21 lipca 2025

Jesteśmy tym, co jemy





 „Każdy kęs, który spożywamy, to wynik tysiącleci historii i godzin pracy niezliczonych ludzi.”


Michael Pollan



Książka Pana Billa Price’a „50 produktów spożywczych, które zmieniły bieg historii” to nie tylko zbiór ciekawostek o jedzeniu, ale przede wszystkim opowieść o tym, jak codzienne produkty spożywcze wpływały na losy całych społeczeństw, kształtowały gospodarki, inspirowały wyprawy i konflikty zbrojne, a także formowały kulturę. Autor zabiera czytelnika w podróż przez wieki, pokazując, jak często to, co mamy dziś na talerzu, odegrało znaczącą rolę w rozwoju ludzkości.

Pan Price podchodzi do tematu z wielką swobodą i poczuciem humoru, ale równocześnie z rzetelnością historyczną. Książka prezentuje 50 różnych produktów – od przypraw, przez napoje, po podstawowe składniki diety. Każdy z nich został przedstawiony w osobnym rozdziale, co sprawia, że lektura jest przystępna i pozwala na wybiórcze czytanie w zależności od zainteresowań.

Wśród najbardziej intrygujących przykładów można wymienić cukier, który przyczynił się do rozwoju kolonializmu i handlu niewolnikami, czy ziemniaka, który odegrał kluczową rolę w walce z głodem w Europie, ale też przyczynił się do wielkiej emigracji z Irlandii w XIX wieku. Innym istotnym przykładem jest sól, będąca niegdyś towarem na wagę złota, bez którego nie mogłoby istnieć przechowywanie żywności w starożytnych czasach. Autor nie pomija również bardziej współczesnych przykładów, takich jak fast food, który wpłynął nie tylko na kulturę żywieniową, ale również na globalizację i styl życia. Kawa i herbata, dziś traktowane głównie jako napoje codzienne, w przeszłości były narzędziami polityki i symbolem przemian społecznych. To, co czyni książkę szczególnie wartościową, to pokazanie, że historia nie toczy się wyłącznie wokół królów, bitew i wielkich idei – często jej bieg zmieniają rzeczy z pozoru błahe, takie jak jedzenie. Pisarz skutecznie ukazuje, że kuchnia i historia są ze sobą nierozerwalnie związane.

W książce „50 produktów spożywczych, które zmieniły bieg historii” Pan Bill Price ukazuje, jak jedzenie – rzecz z pozoru prosta i codzienna – potrafiło wpłynąć na cywilizacje, prowadzić do wielkich przemian gospodarczych, politycznych, a nawet moralnych. Jednym z najmocniejszych przykładów w tej opowieści jest cukier – pozornie niewinny, słodki dodatek do potraw, który przez wieki był narzędziem bogacenia się imperiów, ale też źródłem ludzkiego cierpienia.

Już we wstępie do rozdziału poświęconego cukrowi autor stwierdza:

„To, co dziś wrzucamy do herbaty niemal odruchowo, niegdyś kosztowało fortunę i napędzało jedną z najbardziej brutalnych instytucji w dziejach – handel niewolnikami.”

Cukier, szczególnie w XVII i XVIII wieku, był jednym z najbardziej pożądanych towarów na świecie. Jego rosnące spożycie w Europie sprawiło, że plantacje trzciny cukrowej zakładano masowo w koloniach – zwłaszcza na Karaibach i w Ameryce Południowej. Aby jednak zaspokoić zapotrzebowanie, konieczne było zapewnienie taniej, a najlepiej darmowej siły roboczej. Tak narodził się trójkąt handlowy: Europa – Afryka – Ameryka.

„Cukier był złotem Nowego Świata. Dzięki niemu zbudowano fortuny, ale też wysłano miliony ludzi na śmierć. Żaden inny produkt spożywczy nie miał tak gorzkiego smaku, mimo swej słodyczy.”

O ile w Europie cukier stawał się symbolem bogactwa i wyrafinowanego stylu życia, o tyle dla milionów Afrykanów oznaczał niewolę. Transportowani w nieludzkich warunkach do Nowego Świata, zmuszani byli do pracy na plantacjach w ekstremalnym klimacie. Współczesne standardy nie pozwoliłyby na taką skalę wyzysku, ale w czasach kolonialnych był to standard akceptowany przez europejskie potęgi. Pan Price pokazuje też, jak cukier wpływał na politykę i ekonomię. Brytyjskie imperium zbudowało swoją potęgę m.in. na podatkach od cukru, a francuskie kolonie na Karaibach były kluczowe dla gospodarki metropolii. To właśnie spory o podatki od cukru i inne towary kolonialne przyczyniły się pośrednio do rewolucji amerykańskiej.

„Wystarczy pomyśleć, że rewolucja, która dała początek Stanom Zjednoczonym, miała swoje źródła nie tylko w ideach wolności, ale i w praktycznym opodatkowaniu cukru.”

Wreszcie, Autor dotyka też współczesnych konsekwencji popularności cukru. Choć dziś nie wiąże się on już z niewolnictwem, to stał się symbolem problemów zdrowotnych: otyłości, cukrzycy, chorób cywilizacyjnych. Ironia losu polega na tym, że produkt, który kiedyś był luksusem dostępnym tylko dla elit, dziś jest jedną z głównych przyczyn problemów zdrowotnych w krajach rozwiniętych.

Wnioskiem płynącym z lektury jest to, że powinniśmy bardziej doceniać to, co jemy – nie tylko pod względem zdrowotnym, ale również kulturowym i historycznym. Książka „50 produktów spożywczych, które zmieniły bieg historii” to świetna propozycja dla wszystkich ciekawych świata, którzy chcą spojrzeć na historię z nietypowej, smakowitej perspektywy.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Almapress

sobota, 19 lipca 2025

Naród dumny historią





 „Ojczyzna to ziemia i groby. Narody tracąc pamięć, tracą życie.”

Ignacy Jan Paderewski


Książka „Najkrótszą drogą do kraju. 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa” autorstwa Pana Piotra Chmielowca to jedna z ważniejszych pozycji poświęconych historii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wydana przez Instytut Pamięci Narodowej w 2025 roku, wpisuje się w szerszy nurt przywracania pamięci o polskich żołnierzach walczących u boku aliantów podczas II wojny światowej. Publikacja ta nie tylko dokumentuje wojskowe aspekty działalności 1 SBS, ale też wpisuje się w refleksję nad tragedią pokolenia, które chciało walczyć „najkrótszą drogą do kraju”, lecz nigdy tam nie powróciło.

Wątek powstania 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w 1941 roku wiąże się z wizją stworzenia elitarnej jednostki gotowej do desantu na terytorium okupowanej Polski. Jej twórca i pierwszy dowódca – gen. Stanisław Sosabowski – już podczas kampanii wrześniowej 1939 r. dał się poznać jako nie tylko odważny dowódca, ale też człowiek o dużej intuicji politycznej i organizacyjnej. Ważnym aspektem formowania brygady była niezależność – jednostka ta miała podlegać wyłącznie Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a nie strukturze brytyjskiej. Ta samodzielność miała zapewnić wykorzystanie jej zgodnie z polskimi interesami – zwłaszcza w momencie wybuchu ogólnonarodowego powstania w Polsce. Brygada nie była tylko jednostką wojskową – była ideą i symbolem nadziei. Składała się z ochotników, którzy w czasie wojny przeszli przez syberyjskie łagry, kampanię norweską, francuską, więzienia niemieckie i sowieckie. Wszyscy łączyli się wokół jednego celu – wrócić do Polski z bronią w ręku. Szczególnym symbolem była tarcza noszona na rękawie munduru – orzeł spadochronowy na czerwonym tle z napisem „Poland”. Obok niej pojawiał się także znak brytyjskiej 1. Dywizji Powietrznodesantowej, ale Polacy zawsze podkreślali swoją odrębność.

Brygada była pierwszą tego typu formacją w historii Wojska Polskiego. Szkolenia, prowadzone m.in. w Largo House w Szkocji i w Ringway pod Manchesterem, obejmowały nie tylko skoki ze spadochronem, ale też walkę wręcz, dywersję, radiotelegrafię, szyfrowanie, zakładanie ładunków wybuchowych – umiejętności wykorzystywane potem przez cichociemnych, z których większość wywodziła się właśnie z tej brygady. Brygada była również miejscem integracji środowisk bardzo zróżnicowanych – byli tam chłopi i inteligenci, żołnierze z Syberii i polscy emigranci. Pan Chmielowiec poświęca sporo miejsca codziennemu życiu żołnierzy, ich zmaganiom z tęsknotą, konfliktom w kompaniach, a także kształtującej się wśród nich wspólnej kulturze oporu i dyscypliny.

Operacja Market Garden (wrzesień 1944) to najważniejszy epizod bojowy w historii 1 SBS, ale też najbardziej dramatyczny. Autor rekonstruuje nie tylko przebieg walk, ale też napięcia między dowództwami. Wysoki poziom strat (ponad 35%), chaos organizacyjny, błędne rozkazy oraz nieudana przeprawa przez Ren doprowadziły do niezasłużonego obciążenia Sosabowskiego winą za porażkę. To jedna z tragiczniejszych kart tej historii – zarówno brytyjski marszałek Montgomery, jak i inni dowódcy zbagatelizowali głosy polskich oficerów, a następnie politycznie wyeliminowali Sosabowskiego z dalszego dowodzenia. Wątek ten jest kluczowy dla zrozumienia, jak wierność zasadom i niezależne myślenie mogą prowadzić do marginalizacji – choć po wojnie prawda o tym, kto zawinił, została przywrócona (m.in. przez film O jeden most za daleko i działania historyków), to przez wiele lat 1 SBS i jej dowódca byli w cieniu.

Po wojnie większość żołnierzy brygady nie wróciła do Polski – nie mogli tego zrobić ze względu na represje ze strony władz komunistycznych. Wielu z nich zostało w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Australii. Żyli często w biedzie i zapomnieniu. Generał Sosabowski zmarł w Londynie w 1967 roku, jako zwykły robotnik fabryczny, nie doczekawszy się rehabilitacji. Dopiero w XXI wieku Polska zaczęła oficjalnie oddawać im należny honor. W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył generała Sosabowskiego Orderem Orła Białego. W 2010 r. w Driel (Holandia) powstał pomnik upamiętniający udział 1 SBS w Market Garden. Książka Pana Chmielowca ma wartość nie tylko historyczną, ale też edukacyjną. Pokazuje, że honor, lojalność, odpowiedzialność i niezłomność nie zawsze prowadzą do sukcesu, ale zawsze pozostają moralnym fundamentem. Publikacja może być z powodzeniem wykorzystywana w szkołach średnich i na uczelniach jako materiał do nauczania o II wojnie światowej, emigracji i walce o niepodległość. Współczesna młodzież – żyjąca w czasach pokoju – może dzięki tej książce zrozumieć, czym jest prawdziwe poświęcenie, służba i tragizm wyboru, kiedy lojalność wobec ojczyzny zderza się z realiami geopolityki.

„Najkrótszą drogą do kraju” to książka o brygadzie, która nie dotarła do kraju, ale pozostawiła po sobie najdłuższą pamięć. Jej żołnierze chcieli zrzucić się na spadochronach w Polsce, walczyć o Warszawę, zakończyć okupację. Zamiast tego zostali rzuceni w wir źle zaplanowanej operacji, a potem zapomniani przez sojuszników i zdradzeni przez historię. Dzięki publikacji Pana Piotra Chmielowca ta pamięć powraca. Książka nie tylko rzetelnie opisuje dzieje brygady, ale przywraca jej należne miejsce w narodowej świadomości. To nie tylko historia wojskowa – to opowieść o polskich marzeniach, walce, upokorzeniu i odrodzeniu pamięci.

Po wojnie PRL nie kontynuował tradycji ani 1 SBS, ani Cichociemnych. Jednak po 1989 roku, w III RP, formacje takie jak GROM czy Jednostka Wojskowa Komandosów w Lublińcu odwołują się bezpośrednio do dziedzictwa brygady Sosabowskiego i Cichociemnych. W dzisiejszych polskich siłach specjalnych istnieje świadomość tego rodowodu – zarówno pod względem taktycznym (szkolenia spadochronowe, działania za linią frontu), jak i etycznym (motywacja ideowa, służba Ojczyźnie ponad interesy polityczne). 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa była kolebką polskiego spadochroniarstwa wojskowego i duchowym zapleczem Cichociemnych. Choć nie wylądowała nigdy w Polsce jako całość, jej żołnierze wielokrotnie lądowali w nocy na polskich polach, by wspierać Armię Krajową. Tym samym brygada zrealizowała swój cel – walczyła „najkrótszą drogą do kraju”, przez powietrze, przez ryzyko, przez poświęcenie.

Książkę do recenzji otrzymałam od Instytutu Pamięci Narodowej

Niczym z Rodziny Soprano





„W każdej rodzinie jest coś, o czym się nie mówi. Coś, co zostaje przemilczane — i właśnie to przemilczenie najczęściej staje się trucizną.”

Delia Owens



Współczesna literatura kryminalna coraz częściej przekracza granice gatunku, sięgając głębiej niż tylko po klasyczne zagadki i tropy detektywistyczne. Przykładem takiego podejścia jest „Milcząca córka” Pani Emmy Christie — powieść, która pod pozorem thrillera psychologicznego porusza uniwersalne tematy: samotności, rodzinnego milczenia i emocjonalnych konsekwencji niespełnionych relacji.

Głównym bohaterem powieści jest Chris Morrison — dziennikarz śledczy, który przechodzi osobistą tragedię: jego żona leży w śpiączce, a kontakt z dorosłą córką Ruth niespodziewanie się urywa. Z czasem wychodzi na jaw, że ktoś próbuje udawać Ruth w mediach społecznościowych. Ta pozorna tajemnica staje się punktem wyjścia do znacznie głębszego śledztwa — nie tyle w sensie dziennikarskim, co emocjonalnym i rodzinnym.

Pani Christie z ogromną subtelnością ukazuje milczenie jako formę komunikacji — nie tylko Ruth milczy fizycznie, ale i cała rodzina od lat unikała prawdziwych rozmów, odsłaniania emocji, wyrażania bólu. Milczenie bohaterów nie jest puste — wręcz przeciwnie, pełne jest żalu, winy, potrzeby zrozumienia. To milczenie jest krzykiem, którego nikt nie chciał usłyszeć, a jego konsekwencje okazują się tragiczne. Autorka kreśli postacie nie jako nośniki akcji, ale jako psychologicznie złożone jednostki, które muszą skonfrontować się z przeszłością. Chris nie tylko poszukuje córki — poszukuje też siebie jako ojca, człowieka i partnera. Jego podróż to droga przez wspomnienia, błędne wybory i trudne emocje, które przez lata były wypierane. Pisarka pokazuje, jak łatwo jest zgubić bliskich w codziennej rutynie, jak prosto przeoczyć momenty, które potem stają się punktami zwrotnymi życia.

„Milczącej córce” dominuje atmosfera przytłaczającej niepewności. Edinburgh — szary, deszczowy, zimny — odbija emocje bohaterów, stając się niemal metaforą ich stanu psychicznego. To miasto nie tylko stanowi tło, ale wzmacnia uczucie izolacji i lęku, które przeszywa czytelnika niemal na każdej stronie.

Powieść nie daje prostych odpowiedzi. Nie oferuje łatwego katharsis, lecz uczciwe spojrzenie na to, czym jest odpowiedzialność emocjonalna. Zmusza do zastanowienia się nad tym, co mówimy swoim bliskim — i czego nie mówimy. Czy naprawdę znamy tych, z którymi dzielimy życie? Czy potrafimy wyrazić żal, zanim będzie za późno? „Milcząca córka” to książka, która przekracza ramy thrillera. To opowieść o tym, że prawdziwe tragedie często rozgrywają się nie w hałasie przestępstw, lecz w ciszy niezadanych pytań i niewypowiedzianych słów. To mocna, emocjonalna lektura, która zostaje z czytelnikiem długo po przewróceniu ostatniej strony.

Jeśli oczekujesz klasycznego kryminału z detektywistycznym schematem, tutaj znajdziesz raczej rodzinny dramat z twistami Jeśli nie przepadasz za mrocznymi, refleksyjnymi opowieściami — lepiej będzie odpuścić. Ta pozycja jest dla miłośników thrillerów psychologicznych, w których napięcie wynika z rodzinnych sekretów. Dla osób ceniących postaci z pełnym ładunkiem, emocjonalnym, czytelników, którzy oczekują opowieści nie tylko o zagadce, ale też o winie, stracie i milczeniu.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

 

czwartek, 17 lipca 2025

Pociągiem przez świat





 

    „Pociąg to najpiękniejsza metafora życia – pełen zakrętów, postojów, pośpiechu i niespodzianek.”

                 Anonim

 

   Wiek pary, elektryczności i kolei to jednocześnie epoka industrializacji, przyspieszenia życia społecznego i przekształceń przestrzennych. Kolej stała się nie tylko jednym z najważniejszych wynalazków XIX wieku, lecz także symbolem postępu technicznego, ekspansji państwowej i społecznej mobilności. W książce „Koleje na świecie” (ang. Railroads Across North America, wyd. pol. 2008),  Pan Brian Solomon podejmuje próbę syntetycznego i zarazem ilustracyjnego ukazania globalnego rozwoju kolei, traktując ją jako zjawisko o charakterze wielowymiarowym: technicznym, społecznym, kulturowym i ekonomicznym. Autor zabiera czytelnika w podróż przez różne regiony świata, prezentując nie tylko różnorodność taboru czy infrastruktury, ale również konteksty polityczne, geograficzne i kulturowe, w których kolej funkcjonuje.

Jednym z wątków przewodnich książki  Pana Solomona jest ukazanie kolei jako narzędzia modernizacji państw i społeczeństw. Przykład kolei transsyberyjskiej, opisywany w książce, doskonale ilustruje, jak infrastruktura kolejowa była wykorzystywana jako środek integracji odległych terytoriów i realizacji polityki imperialnej. W przypadku Rosji linia ta stała się symbolicznym przedłużeniem władzy carskiej, umożliwiając nie tylko szybsze przemieszczanie się towarów i wojska, lecz także migrację ludności i rozbudowę osadnictwa na Syberii. Podobne zjawiska miały miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie budowa tzw. kolei transkontynentalnej umożliwiła ekspansję osadnictwa na zachód i związanie gospodarki krajowej w jedną, spójną sieć. Pisarz zwraca uwagę, że infrastruktura kolejowa nie była jedynie efektem postępu technicznego, ale wręcz jego narzędziem – świadomą inwestycją polityczno-gospodarczą, często okupioną dużymi kosztami społecznymi, np. przesiedleniami ludności rdzennej, wyzyskiem robotników (w tym imigrantów) i przekształceniem krajobrazów naturalnych.

Znaczącą cechą książki, rzadko spotykaną w literaturze transportowej, jest nacisk na wymiar estetyczny i kulturowy kolei. Autor nie ogranicza się do technicznego opisu lokomotyw i torowisk, ale umieszcza kolej w szerszym kontekście krajobrazu kulturowego. Zdjęcia i opisy tras przebiegających przez Andy, Alpy, Himalaje czy australijskie pustkowia pokazują, że kolej wkracza nie tylko w przestrzeń geograficzną, ale również symboliczną – staje się pośrednikiem między cywilizacją a naturą. W ujęciu  Pana Solomona kolej jawi się jako forma współczesnego romantyzmu – potężna, zmechanizowana siła, która przecina dziewicze przestrzenie, a jednocześnie umożliwia ich poznanie. W tym sensie książka stanowi również refleksję nad wpływem infrastruktury na percepcję przestrzeni – krajobraz kolejowy to przecież nie tylko widok z okna pociągu, ale także sposób organizacji przestrzeni społecznej (przystanki, dworce, węzły kolejowe, osiedla przytorowe).

Pisarz ukazuje kolej jako zjawisko globalne, ale niejednolite. W różnych częściach świata kolej rozwinęła się w odmienny sposób, co wynikało zarówno z warunków naturalnych (klimat, ukształtowanie terenu), jak i uwarunkowań politycznych oraz kulturowych. W Europie Zachodniej systemy kolejowe były przez dekady modernizowane i integrowane, co zaowocowało powstaniem m.in. szybkich kolei TGV we Francji czy ICE w Niemczech. W Azji – zwłaszcza w Japonii i Chinach – kolej stała się symbolem rozwoju technologicznego i ekonomicznej potęgi państw. Z kolei w Ameryce Południowej czy Afryce kolej często pełni funkcję marginalną lub została zaniedbana w wyniku neoliberalnych reform i dominacji transportu drogowego.  Pan Solomon dostrzega te nierówności i wskazuje, że kolej może być zarówno narzędziem emancypacji społecznej, jak i ofiarą globalnych procesów deregulacji i prywatyzacji. Interesującym aspektem książki jest także prezentacja różnic w standardach technicznych – np. rozstawach torów, sposobach zasilania, systemach sygnalizacji – które pokazują, że kolej nie jest systemem uniwersalnym, lecz ciągle zależnym od kontekstu lokalnego.

Jednym z kluczowych wątków podjętych przez Autora jest problem przyszłości kolei w kontekście globalnych wyzwań.  Pan Solomon przywołuje argumenty ekologiczne – niski poziom emisji CO₂, efektywność energetyczna, możliwość integracji z transportem miejskim – które czynią kolej jednym z najbardziej zrównoważonych środków transportu zbiorowego. Przykłady dynamicznego rozwoju kolei dużych prędkości (Chiny, Hiszpania, Japonia) stanowią dowód, że kolej może stać się realną alternatywą dla krótkich lotów czy indywidualnego transportu samochodowego. Jednak Autor nie ukrywa również zagrożeń: niedoinwestowanie kolei w krajach rozwijających się, brak woli politycznej, fragmentaryzacja zarządzania, czy też rywalizacja z sektorem lotniczym. W tym sensie „Koleje na świecie” to nie tylko opowieść o przeszłości i teraźniejszości, lecz także apel o przemyślenie roli transportu w świecie kryzysu klimatycznego i globalnych nierówności.

Książka „Koleje na świecie”  Pana Briana Solomona to dzieło wielowymiarowe, które można odczytywać zarówno jako popularyzatorską opowieść o kolei, jak i głęboką refleksję nad historią nowoczesności, techniki i przestrzeni. Autor z powodzeniem łączy pasję badacza z wrażliwością fotografa i umiejętnością syntetyzowania wiedzy z różnych dziedzin. Jego książka ma charakter interdyscyplinarny – może być punktem wyjścia zarówno do badań geograficznych, jak i historycznych, socjologicznych czy kulturoznawczych. Kolej w ujęciu  Pana Solomona to nie tylko środek transportu, ale zwierciadło cywilizacji – odzwierciedlające jej aspiracje, konflikty, tempo życia i relacje z przestrzenią. W czasach, gdy mobilność staje się wyzwaniem ekologicznym i społecznym, Jego książka zachęca do ponownego przemyślenia, czym jest „postęp” i jakie miejsce powinna zajmować kolej w przyszłości naszych społeczeństw. Mimo licznych zalet książka momentami może wydawać się nieco zbyt ogólna dla czytelników o bardzo zaawansowanej wiedzy technicznej, ponieważ Pisarz celowo wybiera popularnonaukowy styl, by dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Jednak dla osób rozpoczynających przygodę z tematem lub chcących uzyskać szeroki obraz kolei na świecie, „Koleje na świecie” będą znakomitym wyborem.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Almapress

Atom, który tworzy świat





 „Zastanówcie się, jaki to świat, w którym możemy zniszczyć siebie w ciągu kilku godzin.”


(ang. "Think of the world we carry in our hands, where we can destroy ourselves in a few hours.")

Winston Churchill



Komiks „Trinity” opowiada o jednym z najważniejszych i najbardziej dramatycznych wydarzeń XX wieku – stworzeniu i użyciu broni atomowej. Aby w pełni zrozumieć przesłanie tej powieści graficznej, warto przyjrzeć się tłu historycznemu, które ją ukształtowało.

Na początku XX wieku nauka przeżywała rewolucję. Odkrycia takich postaci jak Marie Curie (promieniotwórczość), Ernest Rutherford (model atomu) czy James Chadwick (odkrycie neutronu) stworzyły podstawy do zrozumienia jądra atomowego. Gdy w 1938 roku niemieccy fizycy Otto Hahn i Fritz Strassmann odkryli zjawisko rozszczepienia jądra atomu uranu, naukowcy zdali sobie sprawę z jego potencjalnego zastosowania – zarówno energetycznego, jak i militarnego. Wybuch II wojny światowej zmienił wszystko. W obawie, że hitlerowskie Niemcy pierwsze zbudują bombę atomową, grupa wybitnych uczonych – wielu z nich żydowskich uchodźców z Europy – zwróciła się do rządu USA. Jednym z najważniejszych inicjatorów był Leo Szilard, który wraz z Einsteinem wystosował list do prezydenta Roosevelta. Tak narodził się Projekt Manhattan – ściśle tajna inicjatywa zbudowania amerykańskiej bomby atomowej. Projekt Manhattan (1942–1946) był jednym z największych i najdroższych projektów badawczo-wojskowych w historii. W jego skład wchodzili najwybitniejsi fizycy świata: Robert Oppenheimer, Richard Feynman, Niels Bohr, Enrico Fermi i wielu innych. Prace koncentrowały się m.in. w Los Alamos (Nowy Meksyk), gdzie opracowano konstrukcję dwóch bomb: „Little Boy” (na uran) i „Fat Man” (na pluton).

Mimo że Niemcy poddały się w maju 1945 roku, wojna na Pacyfiku trwała. 6 sierpnia 1945 roku bombowiec Enola Gay zrzucił bombę na Hiroshimę, a trzy dni później – 9 sierpnia – na Nagasaki. Szacuje się, że zginęło łącznie ponad 200 tysięcy ludzi. Był to pierwszy (i jak dotąd jedyny) przypadek użycia broni atomowej w konflikcie zbrojnym. Uzasadnienie polityczne brzmiało: skrócenie wojny i uniknięcie inwazji na Japonię. Ale dla wielu – w tym dla części naukowców – był to moralny punkt zwrotny.

Już po wojnie, kiedy ZSRR rozpoczął własny program nuklearny, świat wszedł w zimną wojnę i wyścig zbrojeń atomowych. Wielu naukowców, w tym Oppenheimer, zaczęło otwarcie krytykować militaryzację nauki. Oppenheimera publicznie przesłuchiwano, a jego reputacja została zniszczona przez władze USA w czasie rosnącej paranoi antykomunistycznej. Pan Jonathan Fetter-Vorm w swoim komiksie mistrzowsko przeplata fakty naukowe, biografie i wydarzenia polityczne. Przypomina o tym, że stworzenie bomby atomowej to nie tylko przełom technologiczny, ale też tragedia moralna i ludzka. Stawia pytania o odpowiedzialność naukowców, granice wiedzy i to, co dzieje się, gdy nauka służy wojnie. Komiks „Trinity” osadzony jest w bardzo bogatym i dramatycznym kontekście historycznym – od rewolucji naukowej po narodziny zimnej wojny. To opowieść o ludziach, którzy odkryli nowe prawa fizyki, ale zostali wciągnięci w tryby polityki i wojny. Dzięki temu „Trinity” to nie tylko lektura historyczna, ale też przestroga na przyszłość.

Kulminacją prac był test „Trinity” z 16 lipca 1945 roku – pierwsza w historii eksplozja jądrowa. Moment ten symbolicznie i dosłownie zapoczątkował erę atomową.

Pan Jonathan Fetter-Vorm w swoim komiksie „Trinity. Historia bomby, która zmieniła losy świata” podejmuje się trudnego, lecz fascynującego zadania: przedstawić narodziny bomby atomowej w formie powieści graficznej. I czyni to z dużą świadomością, równoważąc historyczną precyzję z emocjonalnym ciężarem tematu.

Komiks przedstawia rozwój fizyki jądrowej – od odkryć Curie i Einsteina, przez projekt Manhattan, aż po test Trinity i zrzucenie bomb na Japonię. Choć wydarzenia są dobrze znane z podręczników, tutaj ukazane są w sposób żywy i poruszający. Już we wstępie, narrator mówi:

„Każda bomba zaczyna się od pomysłu. Ale pomysły są łatwe. To wykonanie czyni je niebezpiecznymi.”

To zdanie ustawia ton całej opowieści – nie o technologii, lecz o wyborach.

Czarno-białe ilustracje budują atmosferę niepokoju i historycznego ciężaru. Fetter-Vorm nie epatuje przemocą – zamiast tego operuje symboliką i kontrastem. Scena testu Trinity przedstawiona jest z perspektywy oczekujących naukowców, gdy pojawia się rozbłysk:

„I wtedy nadeszło światło. Wcześniej niż dźwięk. Wcześniej niż cokolwiek.”

Ta cisza przed dźwiękiem eksplozji uderza bardziej niż jakikolwiek wybuch.

Pozycja ta świetnie tłumaczy podstawy fizyki jądrowej, jednak najważniejszy jest aspekt ludzki. Oppenheimer – główny bohater tej opowieści – ukazany jest jako człowiek pełen wątpliwości. Po teście Trinity wypowiada słowa, które przeszły do historii:

„Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów.”

Ten cytat z Bhagawadgity staje się echem całego komiksu – przestrogi przed wynalazkiem, który wymknął się spod kontroli. W innym miejscu Oppenheimer mówi z goryczą:

„Naukowiec nie powinien być generałem. Ale to generałowie podejmują decyzje.”

To gorzkie podsumowanie roli naukowców w konflikcie zbrojnym, który sami pomogli rozpętać.

„Trinity” to lektura obowiązkowa nie tylko dla pasjonatów historii czy nauki, ale również dla każdego, kto chce zrozumieć moralne dylematy XX wieku. Forma graficzna czyni przekaz jeszcze bardziej dostępnym i angażującym. Autor nie tylko przybliża wydarzenia, które zmieniły losy świata, ale też zadaje pytania o odpowiedzialność, które nie tracą na aktualności. Komiks staje się więc nie tylko lekcją historii, ale też lustrem naszych czasów.

„Byliśmy tak zajęci sprawdzaniem, czy możemy… że nie zapytaliśmy, czy powinniśmy.”

Styl graficzny Pana Fetterta jest kluczowy dla zrozumienia komiksu. Surowe, minimalistyczne rysunki, pozbawione zbędnych detali, podkreślają emocjonalną intensywność narracji. Ciemne, niemal monochromatyczne kolorystyka potęguje atmosferę niepokoju i tajemnicy. Ekspresyjna kreska, pełna drgań i niepewności, idealnie oddaje wewnętrzny stan bohatera. Pisarz nie boi się pustych przestrzeni na stronie, co dodatkowo wzmacnia wrażenie samotności i zagubienia. "Trinity" nie jest komiksem o jasnej fabule. Jest to raczej seria symbolicznych obrazów i epizodów, które stopniowo ujawniają wewnętrzny świat bohatera. Publikacją, którą należy odczytywać na wielu poziomach, poszukując ukrytych znaczeń i interpretacji. Pan Fettert wykorzystuje metafory i symbole, aby wyrazić złożoność ludzkiej egzystencji i poszukiwanie duchowej prawdy. To nie jest historia o znalezieniu odpowiedzi, ale o samym procesie poszukiwania.

"Trinity" Pana Jonathana Fetterta jest niezwykłym dziełem sztuki komiksowej, które łączy minimalistyczną estetykę z głęboką refleksją na temat ludzkiej kondycji. To komiks, który nie boi się niejasności i tajemnicy, zapraszając czytelnika do aktywnego udziału w procesie interpretacji i odkrywania ukrytych znaczeń. Jest to dzieło, które pozostawia trwały ślad i zmusza do refleksji długo po jego przeczytaniu.

Ksiązkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Copernicus Center Press

wtorek, 15 lipca 2025

Sami w sobie






„Człowiek rodzi się nie raz, ale wiele razy – tyle razy, ile razy zaczyna naprawdę żyć.”
Erich From

Pan Franck Bouysse, mistrz nastrojowej prozy osadzonej w prowincjonalnych realiach Francji, w powieści Odludzie „L’Homme peuplé” prowadzi czytelnika w świat tajemnicy, pamięci i psychicznej udręki. To książka trudna do jednoznacznego sklasyfikowania – balansująca pomiędzy thrillerem, dramatem i egzystencjalną refleksją.

Główny bohater, pisarz Harry, postanawia uciec od miejskiego zgiełku i osiedla się na odludziu, w domu położonym blisko gęstego, niepokojącego lasu. Tam spotyka Caleba – tajemniczego, milczącego sąsiada. Od tej chwili jego życie zaczyna przypominać powolny sen na granicy jawy i halucynacji. Pojawiają się głosy, sny, wspomnienia, które mieszają się z teraźniejszością. Pisarz nie wie już, co jest prawdą, a co jego własnym wyobrażeniem.

To nie jest powieść z wartką akcją. Tu dominuje atmosfera – gęsta, senna, niepokojąca. Pan Bouysse nie spieszy się z odsłanianiem kart – pozwala, by czytelnik powoli zanurzał się w psychice bohatera.

Caleb wydaje się wiedzieć więcej, niż mówi. Przeszłość obu mężczyzn, choć z pozoru odległa, zaczyna się niepokojąco zazębiać. Dom Harry’ego staje się miejscem, gdzie zaczynają nawiedzać go głosy, sny, niepokojące wspomnienia. Pytanie, które stawia Autor, brzmi: co jest prawdą, a co jedynie projekcją zranionego umysłu?

Odludzie „L’Homme peuplé” można czytać jako alegorię wewnętrznej podróży człowieka zmagającego się z traumą i samotnością. Las, dom i sąsiad to nie tylko realne elementy świata przedstawionego, ale też metafory psychicznego labiryntu. Bohater konfrontuje się z własną przeszłością, z wyparciem, z lękami, które przybierają niemal namacalne formy. Tytułowy „człowiek zaludniony” może być rozumiany jako człowiek pełen wspomnień, duchów, głosów – ktoś, kto nigdy nie jest naprawdę sam, bo nosi w sobie całą historię swojego bólu. Styl Pana Bouysse’a w tej powieści jest gęsty, poetycki i jednocześnie pełen niepokoju. Narracja stopniowo odsłania tajemnice, nigdy nie daje pełnej pewności, co jest realne. Przypomina to atmosferę literatury gotyckiej i psychologicznych thrillerów. Rytm narracji jest powolny, refleksyjny, co pogłębia klaustrofobiczny nastrój.

Samotność to jeden z najważniejszych motywów w powieści. Główny bohater – pisarz Harry – izoluje się od świata i zamieszkuje w odludnym miejscu. Jednak zamiast spokoju odnajduje niepokój, wewnętrzne rozdarcie i własne demony. Samotność fizyczna szybko przeradza się w samotność psychiczną, która wypełnia każdy aspekt jego życia. Motyw samotności ukazuje, że ucieczka od świata nie oznacza ucieczki od siebie samego.

Dom, w którym zamieszkuje Harry, to więcej niż miejsce – to symbol jego umysłu i psychiki. Jest pełen ukrytych kątów, głosów, niepokojących odgłosów. Staje się przestrzenią, w której bohater konfrontuje się z własną przeszłością i wyobraźnią. Dom to metafora duszy – może być schronieniem albo więzieniem. Powieść często wraca do przeszłości, sugerując, że bohater nosi w sobie głęboko ukrytą traumę, być może z dzieciństwa. Pamięć działa tu jak duch – nawiedza, zniekształca rzeczywistość, odzywa się w snach i halucynacjach.

Motyw traumy jest kluczowy dla zrozumienia psychologicznego wymiaru książki.

Harry to pisarz, który zmaga się z blokadą twórczą. Sama powieść może być czytana jako metafora procesu pisania – bolesnego, samotnego, nasyconego niepewnością. Sąsiedztwo Caleba działa jak katalizator – inspiruje, ale i przeraża. Motyw twórczości ukazuje, jak cienka jest granica między rzeczywistością a fikcją. Z biegiem fabuły czytelnik coraz bardziej zaczyna się zastanawiać, co w świecie przedstawionym jest rzeczywiste, a co stanowi projekcję psychiki bohatera. Pojawia się pytanie: czy Caleb istnieje naprawdę, czy jest tylko częścią umysłu Harry’ego? Caleb, tajemniczy sąsiad, może być interpretowany jako alter ego głównego bohatera – uosobienie jego lęków, sumienia, ukrytej przeszłości. Relacja między nimi przypomina dialog wewnętrzny, walkę między rozsądkiem a obłędem.

W świecie przedstawionym dominują cisza, szelesty, szepty, półgłosy. Pisarz operuje tym motywem w mistrzowski sposób, pokazując, jak dużo emocji i napięcia można zawrzeć w tym, co niewypowiedziane. Klimat Odludzia „L’Homme peuplé” przywodzi na myśl twórczość takich autorów jak William Faulkner czy Cormac McCarthy – pełen mroku, milczenia i niepokoju czającego się tuż poza granicą widzenia. Odludzie to powieść dla czytelników cierpliwych i otwartych na literacką niepewność. Nie ma tu klasycznej fabuły ani typowego zakończenia. Zamiast tego otrzymujemy intymną opowieść o samotności, traumie, twórczości i cieniu, który każdy z nas nosi w sobie. To książka do przemyślenia – i do powrotu.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Nowe

 

Polska marynarka wojenna i nie tylko






 „Tylko ocean i niebo znają spokój”.


Sergiej Łukjanienko



Tematyka udziału Polaków w II wojnie światowej jest obszerna i wielokrotnie podejmowana przez historyków. Jednak historia polskiej marynarki wojennej i handlowej w czasie tego konfliktu wciąż nie zajmuje należnego jej miejsca w powszechnej świadomości. Książka Pana Mateusza Kubickiego pt. „Polacy na morzach i oceanach w latach II wojny światowej” to próba wypełnienia tej luki – ambitna, rzetelna i znakomicie udokumentowana. Pan Kubicki dzieli swą książkę na chronologicznie uporządkowane rozdziały, ukazujące ewolucję działań morskich z udziałem Polaków od wybuchu wojny po jej zakończenie. Opisuje zarówno działania Marynarki Wojennej RP, jak i flotylli statków handlowych w służbie aliantów.

Rozdziały poświęcone są m.in.: obronie Wybrzeża w 1939 roku, ewakuacji jednostek do Wielkiej Brytanii, udziale w bitwie o Norwegię, heroicznej walce o Atlantyk i służbie konwojowej, działaniom w ramach operacji Torch (Afryka Północna), lądowaniom w Normandii, oraz służbie jednostek handlowych na trasach atlantyckich, afrykańskich i arktycznych.

Szczególną wartość ma również aneks zawierający zestawienie polskich jednostek pływających – zarówno wojennych, jak i handlowych – z dokładnymi danymi technicznymi i opisami losów. Autor świetnie balansuje pomiędzy przedstawieniem działań militarnych a ukazaniem codzienności życia na morzu. Opisy bitew i operacji są klarowne, bogato ilustrowane mapami i schematami. Ale równie ważne są w książce wspomnienia i relacje osobiste, które nadają jej ludzki wymiar. Bohaterowie nie są anonimowi – mają twarze, emocje, dramaty. Pisarz nie gloryfikuje wojny, lecz ukazuje ją w jej złożoności i tragizmie – także z perspektywy marynarzy walczących nie tylko z wrogiem, ale i z oceanem, pogodą, samotnością oraz tęsknotą za krajem. Na szczególną uwagę zasługuje warsztat historyczny Autora. Pan Kubicki korzysta z licznych źródeł: archiwów wojskowych, dzienników pokładowych, wspomnień marynarzy, relacji świadków, publikacji zagranicznych. Dzięki temu książka nie jest jedynie opracowaniem narracyjnym, ale ma charakter niemal naukowy – przy zachowaniu przystępnego języka. Zdjęcia, mapy, schematy oraz indeksy dodają jej wartości encyklopedycznej. To pozycja, którą można zarówno przeczytać w całości, jak i traktować jako kompendium wiedzy tematycznej. Pomimo bogactwa faktów, danych technicznych i nazw geograficznych, styl Pisarza jest zaskakująco lekki i przystępny. Pan Kubicki nie ucieka się do akademickiego żargonu – wręcz przeciwnie, tłumaczy trudne pojęcia, objaśnia konteksty, a tam, gdzie trzeba – oddaje głos świadkom wydarzeń. Czyni to lekturę atrakcyjną nie tylko dla specjalistów, ale także dla szerokiego grona odbiorców zainteresowanych historią.

Choć książka jest imponującym opracowaniem, nie jest wolna od drobnych ograniczeń. Dla czytelnika zupełnie niezaznajomionego z tematyką morsko-wojenną pewne fragmenty – zwłaszcza opisy techniczne jednostek – mogą wydać się zbyt szczegółowe. Również brak kolorowych map (wszystkie są czarno-białe) może ograniczać czytelność niektórych fragmentów dotyczących szlaków morskich i bitew. Ponadto – choć Autor wspomina o statkach handlowych i cywilnych marynarzach – to ich dramatyczne losy, zwłaszcza w kontekście rejsów do Murmańska czy przez Kanał Sueski, mogłyby być jeszcze szerzej omówione. Ale to raczej sugestia niż zarzut. Pan Kubicki wpisuje się w tradycję Jerzego Pertka, jednego z najważniejszych polskich historyków marynistyki, jednak wnosi nową jakość: panoramiczne ujęcie tematu, połączenie wojennej narracji z ludzkim doświadczeniem, a przede wszystkim nowoczesny warsztat badawczy. Książka ta ma szansę stać się lekturą kanoniczną dla każdego, kto interesuje się udziałem Polaków w wojnie – nie tylko na lądzie, ale i na morzu. To również istotny głos w dziele przypominania, że polscy żołnierze walczyli nie tylko pod Monte Cassino i w Powstaniu Warszawskim, ale także na Atlantyku, w Cieśninie Gibraltarskiej, na Morzu Norweskim i w rejonie D-Day.

„Polacy na morzach i oceanach w latach II wojny światowej” to książka głęboka, rzetelna i poruszająca. Pan Mateusz Kubicki wypełnia istotną lukę w polskiej historiografii i czyni to z pasją oraz naukową odpowiedzialnością. To dzieło nie tylko dla historyków, ale dla każdego, kto chce lepiej zrozumieć, jak szeroki był zakres polskiego udziału w najkrwawszym konflikcie XX wieku.

Książkę do recenzji otrzymałam od Instytutu Pamięci Narodowej

niedziela, 13 lipca 2025

Po słowiańsku





 „Dusze wszystkie bez wyłączenia są w wiecznej przestrzeni i podług starodawnych wyobrażeń są obecnymi przy nas.(…) Są to duchy praojców naszych, zgasłych przed X wiekiem”.


Zorian Dołęga Chodakowski



Wierzenia Słowian, choć przez wieki pomijane w oficjalnym obiegu kulturowym, dziś wracają do świadomości zbiorowej jako fascynujący element tożsamości dawnych ludów Europy Wschodniej. W ich centrum tkwi głęboka więź z naturą, cyklami przyrody, zjawiskami pogodowymi i światem duchowym, który przenikał codzienne życie. Choć nie zachowały się żadne pisane źródła stworzone przez samych Słowian przedchrześcijańskich, wierzenia te zostały zrekonstruowane przez historyków, etnografów i archeologów – i do dziś inspirują nie tylko naukę, ale też literaturę, sztukę i popkulturę. W przeciwieństwie do religii księgi, mitologia słowiańska opierała się na ustnych przekazach i związkach z otaczającym światem. Słowianie czcili siły natury – słońce, wodę, ogień, ziemię, las – personifikując je w postaci bogów i demonów. Rytm życia wyznaczały pory roku, fazy księżyca i zjawiska atmosferyczne, którym przypisywano wolę boskich bytów.

Ten pierwotny światopogląd nie rozróżniał wyraźnie sacrum i profanum – duchy mieszkały w rzekach, wiatrach, drzewach, w domostwach. Wiara była praktyczna i magiczna: miała zapewniać płodność, deszcz, pomyślność w polu, ochronę przed chorobą i złem. Obok bogów w słowiańskim uniwersum istniały setki istot półboskich, demonów, duchów i straszydeł. Nie wszystkie były złe – wiele z nich miało ambiwalentny charakter i zależało od kontekstu: Rusałki – duchy zmarłych dziewcząt, związane z wodą i wiosną. Mogły tańczyć i śpiewać, ale i zwabić na śmierć. Południca – demon żniw, pojawiająca się w samo południe. Karała roztargnionych pracowników w polu. Domowik – opiekuńczy duch domostwa. Dbał o porządek, ale potrafił się obrazić. Leszy – duch lasu. Przewodnik lub zmyłka – pomagał bądź gubił ludzi wśród drzew. Ich obecność pokazuje, jak silnie religia ludowa była zrośnięta z codziennością – każde miejsce i pora dnia miały swój metafizyczny wymiar.

Proces chrystianizacji rozpoczęty w X wieku (np. w Polsce w 966 roku) doprowadził do stopniowego wypierania religii pogańskiej. Świątynie i posągi (np. słynny Świętowit na wyspie Rugia) zostały zniszczone, a miejsce dawnych świąt zajęły chrześcijańskie. Jednak wiele elementów dawnych wierzeń przetrwało w kulturze ludowej – w kolędach, zaklęciach, przysłowiach i obrzędach ludowych. Rusałki, Południce, Dziady czy Noc Kupały to dziś nie tylko folklor – to świadectwo głębokiej duchowej tożsamości Słowian. Dziś wierzenia słowiańskie wracają w literaturze (np. u Andrzeja Sapkowskiego, Radka Raka, Wojciecha Leszczyńskiego), w grach komputerowych (Wiedźmin, Blacktail), w sztuce, filmie i muzyce (folk metal, pieśni ludowe). Istnieją również wspólnoty rodzimowiercze, które próbują rekonstruować dawne rytuały w XXI wieku.



To nie tylko nostalgia za „korzeniami” – to próba odzyskania duchowości związanej z naturą, wspólnotą i cyklem życia, jakiej brakuje w zindustrializowanym świecie. Wierzenia słowiańskie to niezwykle bogaty i złożony system światopoglądowy – pełen symboli, duchów, opowieści i rytuałów. Choć przez wieki marginalizowane, przetrwały w ukryciu – w pieśniach, legendach, zwyczajach – i dziś wracają jako ważny element tożsamości kulturowej i duchowej. W dobie kryzysu ekologicznego i kulturowego mogą być dla nas nie tylko inspiracją, ale i przypomnieniem, że człowiek nie żyje w oderwaniu od świata – lecz jest jego częścią.

Pan Wojciech Leszczyński w swojej książce Niepoprawne bajki słowiańskie dokonuje rzeczy nieoczywistej: bierze na warsztat mitologię słowiańską, temat często traktowany z powagą i nabożeństwem, po czym przerabia ją na szereg komicznych, niegrzecznych, a momentami wręcz absurdalnych opowieści. To nie rekonstrukcja kultury przedchrześcijańskiej, ale jej literacka dekonstrukcja. Autor bawi się konwencją, miesza starosłowiańskich bogów z językiem współczesnym, żartem sytuacyjnym, groteską i odważnymi komentarzami społecznymi. Postacie znane z mitologii – Perun, Weles, Mokosz, Domowik czy Rusałki – w interpretacji Pana Leszczyńskiego stają się bohaterami opowiadań niemal kabaretowych. Bogowie mają ludzkie wady: są egoistyczni, zazdrośni, zblazowani albo zwyczajnie… głupi. Perun bardziej niż gromem wali słowem obraźliwym, Weles nieustannie pakuje się w tarapaty, a Mokosz ma zdecydowanie dość bycia tylko „boginią płodności”. To mitologia, ale opowiedziana językiem komedii, podana bez koturnu i z dużym przymrużeniem oka.

Autor pisze lekko, celnie i bez autocenzury. Jego styl to połączenie gawędy, parodii i nowoczesnej groteski. Nie boi się wulgaryzmów, ale nie są one celem samym w sobie – służą budowaniu kontrastu między „wzniosłą” formą mitu a trywialną rzeczywistością bogów, którzy przypominają bardziej nieogarniętych sąsiadów z podwórka niż nieśmiertelne istoty. Tekst pełen jest zabawnych odniesień do współczesności, co czyni go atrakcyjnym także dla młodego, popkulturowego czytelnika. Choć książka ma charakter rozrywkowy, Pisarz nie poprzestaje na prostej komedii. Przez groteskę i parodię przebijają się pytania o władzę, tożsamość, granice sacrum, rolę płci i religii. W tym sensie Niepoprawne bajki słowiańskie nie są „tylko” śmieszne – są też subwersywne. Pan Leszczyński, podobnie jak kiedyś Bułhakow, wykorzystuje fantastykę, by pokazać absurd rzeczywistości. Zamiast dydaktycznych morałów serwuje ironię i dystans – i to Jego największa siła. Świetne poczucie humoru i kreatywna reinterpretacja mitologii brawurowy język i wyraziste postaci, przewrotna satyra z głębszymi podtekstami.

Niepoprawne bajki słowiańskie to książka dla tych, którzy nie boją się śmiechu w mitologii, którzy lubią literaturę niegrzeczną, zadziorną i inteligentną. To nie jest publikacja naukowa – to literacka jazda bez trzymanki przez świat słowiańskich bóstw, które wreszcie mówią ludzkim głosem. Czasem bełkotliwym, czasem pijanym, ale zawsze – z charakterem. Przyznam, że moja przygoda z literaturą tego typu zaczęła się właśnie od książki Pana Leszczyńskiego. Wcześniej bałam się je czytać, bo przyznam szczerze, że np. Pan Sapkowski nie przypadł mi do gustu, rozczarowałam się także Starą Baśnią. W twórczości Pisarza znalazłam, to czego potrzebowałam mianowicie humor. Wierzenia słowiańskie, przez wieki stanowiące podstawę duchowości i światopoglądu ludów zamieszkujących Europę Środkowo-Wschodnią, w ciągu kilku pokoleń uległy niemal całkowitemu wyparciu, to wielka strata. Chrystianizacja była przede wszystkim decyzją polityczną. Władcy – jak Mieszko I w Polsce, Włodzimierz Wielki w Rusi Kijowskiej czy Mojmir I w państwie wielkomorawskim – przyjmowali chrzest z rąk chrześcijańskich duchownych nie tyle z powodów duchowych, ile w celu legitymizacji swojej władzy i umocnienia pozycji wobec sąsiadów. Chrześcijaństwo było „religią cywilizowaną”, związaną z rozwiniętym światem Zachodu – z pismem, edukacją, instytucją Kościoła. Wielki powrót w literaturze do religii naszych ojców Słowian, to nie tylko odwaga sprzeciwienia się systemowi, ale przede wszystkim pokazanie czytelnikowi tradycji, z jakiej się wywodzimy. Książkę Niepoprawne bajki słowiańskie. Tom I: Bogi i demony polecam wszystkim, którzy tęsknią za tym, co tradycyjne, sama z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Sourus

Czas pojęcie względne

J.R.R. Tolkien – „Bajki nie kłamią. One mówią prawdę – tylko prawdę, którą w dzieciństwie ciężko przyjąć.” Literatura dziecięca pełni wiele ...