czwartek, 15 czerwca 2023

Najważniejsza książka roku


„Minuta pojednania więcej znaczy niż całe życie przyjaźni”

Gabriel Garcia Marquez





Arystoteles napisał Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny… Zbliża się nieubłaganie, wielkimi krokami, zdrady, ignorancji, kumoterstwa, osiemdziesiąta rocznica Ludobójstwa Polaków na Wołyniu, ale nie tylko tam, także w Małopolsce Wschodniej i na Zamojszczyźnie w latach 1939-1947. Wołyń, który w tym roku stał się pomnikiem Judaszy, ikoną zakłamania (zaraz po Jedwabnym), a także wielkiej kilkunastoletniej nieporadności państwa polskiego.

Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia. Jak tu, jednak przebaczyć kiedy kaci robią z siebie ofiary, a ofiary spycha się na margines historii? Ponad 100 miejscowości zniknęło z powierzchni ziemi, rana w sercach krwawi, a tak trudno stanąć w prawdzie. Kto nie zna historii, nie zasługuje na przyszłość… A przyszłość rozciąga się przed nami w czarnych barwach baćki Bandery. Straszne, jest gdy słyszysz, jak prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, staje i krzyczy Sława Ukrainie! Dobrze wiedząc czyj i kiedy, to był okrzyk.

Kolejne rządy RP, wykazują się ignorancją tematu Rzezi Wołyńskiej, Andrzej Duda „prezydent” Polski mówi, że trzeba miarkować słowa… https://www.youtube.com/shorts/8EQcPKFuRvA prezydent polin, nie Polski, co już nie raz udowodnił, strofuje księdza Isakowicza – Zaleskiego, za mówienie prawdy. Czy obywateli naszego kraju nie przeraża banderyzm pukający nam do drzwi? Pani wicemarszałek sejmu Małgorzata Gosiewska mówi, że dla kultu UPA powinniśmy wykazać się pewnym zrozumieniem (sic!)… Poniżenie Polski osiąga niemal dno, w październiku i tak sprzedamy się za kolejną miskę ryżu.

Ostatni świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, powinni być dla nas bohaterami, ostoją prawdy, a także przykładem do naśladowania w wybaczeniu. Gdy prezydent Francji powiedział, że Ukraina i Rosja są, jak bracia, rozległ się głos Ołeha Nikołenko rzecznika prasowego MSZ Ukrainy, który 22 kwietnia 2022 roku powiedział

„Braterski naród nie morduje dzieci, nie rozstrzeliwuje cywilów, nie gwałci kobiet, nie rani osób starszych i nie niszczy domów drugiego braterskiego narodu. Do barbarzyństwa wobec ludzi nie uciekają się nawet zajadli wrogowie”.

Naprawdę Panie Nikołenko??

A może cytat z Pana Melnyka, który całkiem niedawno awansował robiąc karierę na grobach ofiar Wołynia

„Przyczyną wrogości pomiędzy Polską i Ukrainą było to, że Ukraińcy byli największą grupą mniejszościową w państwie polskim. Stanowili ¼ ludności, a mimo to byli uciskani w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić. I dlatego Ukraina była przeciw Polsce, więc Polacy byli dla nas takimi samymi wrogami, jak nazistowskie Niemcy i ZSRR. Bandera nie był masowym mordercą Polaków i Żydów. Tak mówię i mogę, to powtórzyć. Nie zdystansuje się od tego. I tyle”.

Tak kłamać Panie Melnyk, tak kłamać… Jaka była reakcja polskiego MSZ? Żadna. Za to Izrael zareagował, bo nie da swoim obywatelom pluć w twarz. A zna Pan Akt Proklamowania Państwa Ukraińskiego z 10 lipca 1941 roku? Tam taka perełka świeci w punkcie trzecim

Nowo powstające Państwo Ukraińskie będzie ściśle współdziałać z narodowosocjalistycznymi Wielkimi Niemcami, które pod przywództwem swojego wodza Adolfa Hitlera tworzą nowy ład w Europie i na świecie oraz pomagają narodowi ukraińskiemu wyzwolić się spod okupacji moskiewskiej.

Ukraińska narodowa Armia Rewolucyjna, która powstaje na ziemi ukraińskiej, będzie nadal walczyć wraz z SOJUSZNICZĄ ARMIĄ NIEMIECKĄ przeciwko okupacji moskiewskiej za Suwerenne Zjednoczone Państwo Ukraińskie i nowy ład na świecie.

Nadchodzi wielkimi krokami osiemdziesiąta rocznica ukraińskiego Ludobójstwa Polaków na Wołyniu… W tym roku prawdopodobnie bez uroczystości państwowych, aby nie urazić naszych „przyjaciół” Ukraińców. Ach, co to będzie za uroczystość… Pan Zelenski już zaciera ręce, na kolejne poniżenie polaczków.

Na szczęście powstają książki, które odkłamują, to co zakłamane nie ustami Autora, ale ludzi, którzy przeżyli ukraińskie piekło i chcą się tym podzielić z coraz bardziej ciemnym narodem polskim. Pozycja Sąsiedzi Pana Jacka Międlara to publikacja, która sama dla siebie jest recenzją. Autor kontrowersyjny, dla jednych bohater dla innych zdrajca, dla mnie człowiek, który odważył się zrobić, to co już dawno powinno być zrobione, czyli wysłuchać i upublicznić. Setki poświęconych godzin, tysiące stron tekstu, a przede wszystkim ludzie, którzy mimo traumy i cierpienia postanowili na nowo napisać i odkłamać historię Polski oraz relacji z Ukrainą.

Nie będę oceniała przeżyć i emocji, uczuć i zdarzeń, byłoby to niegodne i niemoralne. Napiszę, jednak, że są pozycje, które trzeba przeczytać i ta, jest właśnie jedną z nich. Nie czytamy jej dla Pisarza, dla ilości sprzedanych egzemplarzy, ale dla tych, którzy przeżyli, to co było nie do przeżycia. Z Szacunku do nich i troski o przyszłość narodu. Sąsiedzi, to swego rodzaju katharsis dla ocalałych i nauka dla nas, tych, którzy nie przeżyli ówczesnych wydarzeń.

Długo zastanawiałam się, czy pisać o dwóch tomach naraz, czy może podzielić to na części. Doszłam do wniosku, że skupię się na każdej z tych książek z osobna, a będą to z całą pewnością długie recenzje. Część pierwsza, pozwala nam pogłębić wiedzę o wydarzeniach na Wołyniu, Zamojszczyźnie, Podkarpaciu, czy w Małopolsce. W początkowych rozdziałach Autor przytacza nam to, co jako świadomi obywatele Polski powinniśmy wiedzieć o tej niewyobrażalnej zbrodni. Mamy tutaj opis nie tylko postawy Polskiego rządu obecnie, ale także tego jak państwo polskie odbierało wszelkie rzezie na Polakach popełnione przez Ukraińców na przestrzeni wieków. Mamy, także pikantne cytaty wielkich tego świata.

Nie ma dowodów na to, że oddziały bandery wymordowały setki tysięcy Żydów. To rosyjska narracja, utrwalana w Polsce, Niemczech i Izraelu. Nie wiem, skąd Pan ma swoje dane. (Rozmowa Melnyka z dziennikarzem)

Życzymy wszystkim zwycięstwa, życzymy wszystkim, by byli, jak Roman Szuchewycz. Tak mówił w roku 2021 mer Tarnopola.

Pierwsze rozdziały, to także opisy współpracy Kościoła grekokatolickiego z UPA. Święcenie siekier, którymi mordowano Polaków, nawoływanie do zabijania… I w końcu to, co jest esencją tej pozycji, czyli wywiady. Wywiady i wspomnienia dziesiątek starszych ludzi, którzy powiedzieli TAK polskiemu czytelnikowi.

Czytałam tę publikację na raty, ponieważ nerwowo po prostu nie byłam w stanie się z nią zapoznać od razu. Zużyłam około stu znaczników, oraz przyznam, że wylałam morze łez, czytając, jak wielkie okrucieństwo spotkało naszych rodaków ze strony ich sąsiadów. Historia Pani Majewskiej, Pana podpułkownika rez. pil. Jastrzębskiego, czy Pan Strągowskiego, to tylko kropla w morzu tego co wybrzmiało w tej książce. Gdy czytasz słowa, że Niemcy w tamtym czasie, mimo że cię wywieźli do obozu, to pomagali bronić się przed Ukraińcami, nie chce ci się wierzyć, ale takie są fakty, opowiadane przez ludzi, którzy przeżyli.

Sąsiedzi, zawierają wspaniałe zdjęcia, nie tylko naszych bohaterów, ale także ludzi, którzy dopuścili się tej zbrodni. Jedyne czego mi brakowało, to brak fotografii historycznych z samej rzezi, mam nadzieję, że zostanie to uzupełnione w kolejnych tomach. Muszę powiedzieć, że jeszcze żadna książka traktująca o Wołyniu nie wywołała u mnie tyle emocji, co pozycja Pana Międlara. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy Autora, ale przede wszystkim chciałabym Podziękować ludziom, którzy opowiedzieli swoje historie.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski, jeden z najmądrzejszych kapłanów, jakiego miałam okazję słuchać, powiedział,Sprawa Wołynia musi zostać w końcu rozwiązana. Ekshumacja i pochówki ofiar zamknęłyby ten problem. Dziś kiedy bez mydła wchodzimy, wiadomo gdzie Ukrainie, nie ma szans na prawdę i pojednanie. Afera podkarpacka skutecznie zamyka usta naszym rządzącym… Wierzę, jednak w to, że dzięki takim pozycją, jak Sąsiedzi i takim ludziom, jak ksiądz Zaleski, czy Pan Międlar dojdzie w końcu do tego, do czego powinno dojść już dawno, a mianowicie do wybaczenia i pojednania.

Drugi tom przede mną. Boję się ogromnie, czy wytrzymam nerwowo, ale mam zamiar przeczytać wszystko, co wyjdzie w tej rozpoczętej serii wywiadów.

Prawda o Wołyniu i ukraińskich zbrodniach jest niestety wciąż zamazywana i przeinaczana. Na zachodniej Ukrainie w lokalnych samorządach doszli do władzy pogrobowcy banderowców, co sprawiło, że nacjonalistyczne nastroje, których eksplozja legła u podstaw rzezi Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, nie tylko nie zanikły, ale wręcz spotęgowały się, uzyskując nobilitację dzięki polityce prezydenta Wiktora Juszczenki. Dopóki nacjonalizm stworzony przez Doncowa i Banderę będzie na zachodniej Ukrainie ideologią dominującą, nie widzę szans na pojednanie polsko-ukraińskie. Oczywiście pomiędzy zwykłymi Ukraińcami i Polakami pojednanie się odbywa. Nie wszyscy Ukraińcy byli przecież krwawymi rezunami. Wielu z nich zginęło z rąk banderowców za to, że pomagali Polakom, ratując ich przed nożami współziomków.

Marek A. Koprowski




Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości Autora Pana jacka Międlra 


 

środa, 14 czerwca 2023

Połączenie fantastyki i grozy



Gdy fantastyka łączy się z grozą, powstaje książka, którą trzeba przeczytać. Moje spotkanie z J.M Miro, skończyło się stanowczym niedosytem, nie znoszę kiedy na kolejny tom powieści muszę czekać, w momencie kiedy chcę go mieć już😊

O pozycji Zwyczajne potwory, miałam zupełnie błędne wyobrażenie. Po pierwsze byłam przekonana, że jest to raczej seria dla dzieci, może dla młodzieży, po drugie, objętość tej publikacji powaliła mnie na kolana. Zazwyczaj wiem, że fantastyka, jest raczej obszerna, ale gdy z góry założyłam, że otrzymam książkę dla młodszych czytelników, pomyślałam, ile to może mieć stron, maksymalnie z trzysta. Moje zaskoczenie było ogromne, kiedy wzięłam do ręki powieść zawierającą ponad sześćset, a to dopiero pierwsza część.

Opis przykuł moją uwagę od razu, więc wiedziałam, że muszę to przeczytać. Mamy końcówkę XIX wieku, gdy niedaleko od Edynburga, pewien naukowiec gromadzi sieroty, które są obdarzone niezwykłymi zdolnościami. Dzieci posiadające różne dary w Londynie prześladuje człowiek o ciele utkanym z dymu. Posiadłość Berghasta skrywa, jednak wiele mrocznych tajemnic, między którymi świat żywych i umarłych przeplatają się nawzajem. Nasi bohaterowie Charlie, który sam się uzdrawia, Marlow lśniący dziwnym niebieskim blaskiem, a także inne dzieci postanawiają odkryć nie tylko sekrety posiadłości, ale także tajemnice swoich umiejętności. Przeciwstawią się nawet mrocznym dręczącym siłom.

Pisarz znany, również pod nazwiskiem Steven Price zabrał mnie do mrocznego świata, którego nie powstydziłaby się nawet Pani Jackson Shirley, z którą od razu ta pozycja mi się skojarzyła, a muszę tutaj dodać, że naprawdę bardzo lubię Jej horrory. Zwyczajne potwory, to powieść, która bardzo wolno się rozkręca, Autor próbuje najpierw wdrożyć czytelnika w swój świat, pozwala nam na domysły i niedopowiedzenia, aby ostatecznie przenieść w akcję pełną makabry, nadprzyrodzonych zjawisk oraz grozy. Pozycja Pana Miro zabiera nas na wyższy level pojęcia fantastyki, na dodatek tej wiktoriańskiej.

Właśnie, to jest czymś, co uwielbiam, pomieszanie gatunków i ten wiktoriański, angielski splendor. Do tego nietuzinkowi bohaterowie, ciągła wartka akcja, pytania bez odpowiedzi i klimat, powoduje, że czytasz jednym tchem, niecierpliwie przerzucając kartki, aby wiedzieć, co będzie dalej. Powieść magiczna, pełna osobowości, epicka, to coś, czego ostatnio brakuje na naszych półkach wydawniczych. Wydaje się, że wszystko już było, a tu trafiasz na Pana Miro i okazuje się, że świat, który niczym Cię z reguły nie zaskakuje, tak wciąga, że chcesz więcej.

Nadal uważam, że jest to bardziej książka dla dorosłych, lub dla starszej młodzieży, mimo że opis może wydawać się skierowany do młodszego odbiorcy. Zwyczajne potwory to pierwsza część serii Mroczne talenty, która od razu podbiła moje serce mimo wielkiego oporu przed fantastyką. Przyznam, że dobrze czyta się ten gatunek kiedy Pisarz stawia na mocną fabułę, dobrych bohaterów oraz wszechogarniający mrok i grozę, zmierzające do apokalipsy. Książka trzyma w napięciu od samego początku, do samego końca, to jedna z tych publikacji, od której już na wstępie oczekuje się dużo, na szczęście, to dostając. Ja czekam na kolejny tom.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

Spowolnienie akcji



W końcu nadszedł ten dzień i doczekaliśmy się dziesiątego tomu bezsprzecznie jednej z lepszych serii fantasy Koło czasu, czyli Rozstaje zmierzchu. Wielkie oczekiwanie oraz wielkie nadzieje sprawiły, że był to zarówno przeze mnie, jak i przez wielu czytelników naprawdę wyczekiwany tom. Ilu fanów tyle opinii, jednym się podoba innym nie, dla mnie Pan Jordan nadal pozostaje na wyżynach, mimo że w Rozstajach zmierzchu było trochę niedociągnięć.

Zasiadłam to tej pozycji z wielkim ożywieniem, choć dochodząc do połowy, zastanawiałam się, nad sensem tak wielkiej ilości opisów pobocznych, które mocno tę publikację wydłużyły. Bohaterowie zostali ruszeni z miejsc, w których tkwili w poprzednim tomie, co jest wielkim plusem tej pozycji, ponieważ Wielka Bitwa zbliża się nieubłaganie a wątków pobocznych, jest całe morze. Tom dziesiąty, to ten moment, w którym czytelnik już naprawdę wie, czy seria mu się podoba, czy nie. Nawet nie seria, co styl pisania Pana Jordana, który, co tu dużo mówić, jest trudny.

Z jednej strony wielki szacunek dla Pisarza za tak rozbudowaną gamę fabuły, jak i bohaterów z drugiej człowiek może czuć się przytłoczony ogromem wydarzeń, oraz zwolnieniem akcji gdzieś od tomu piątego. Zarówno Rozstaje zmierzchu, jak i poprzednie części nie są to publikacje, do których zasiada się raz i ciągnie bez przerwy, czytając. Mimo to trzeba powiedzieć uczciwie, że Pan Jordan to ikona świata fantasy tak jak i Pan Tolkien. Czytając komentarze o Kole czasu, mam wrażenie, że czytelnik nie do końca rozumie, że Autor nie skupia się tutaj tylko i wyłącznie na toczącej się fabule, która według wielu musi ciągle gnać. Dla Pana Jordana ważne jest także przedstawienie postaci, ich wzajemne relacji, przemyślenia, miejsce w utworze. Wiem, że nie każdy to lubi, ale moim zdaniem w książce, jest to potrzebne, aby czytelnik mógł tak naprawdę uczciwie utożsamić się z bohaterem, polubić go lub nie… Dlatego tak wielkie rozwleczenie całej serii uważam za plus, momentami męczący, ale plus.

Całość obejmuje jeszcze cztery tomy, trzy z nich napisał Pan Brandon Sanderson, co z pewnością zaważy na stylu literackim. Przyznam, że już nie mogę się doczekać, jestem niezmiernie ciekawa, czy Pan Sanderson także posiada tak lekkie pióro. Mimo że część dziesiątą można nazwać powolną, nie uważam, że powinna być krótsza, gdy połączy się wszystkie tomy, które do tej pory powstały ma to sens. Z całą pewnością cykl ten zapewni rozrywkę prawdziwym fanom szeroko pojętej fantastyki, oraz tym którzy nie mają problemu z wielowątkowością, czy celowym spowolnieniem akcji. Koło czasu nadal pozostaje wśród moich ulubionych książek, czekam na kolejną część.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

poniedziałek, 12 czerwca 2023

Najlepsza w tym półroczu



„Wśród morza ewentualności: tego, co potrzebne, mniej potrzebne i zbyteczne, tego, co przyjemne, a pożyteczne, tego, co szkodliwe, bardziej szkodliwe, a smakowite, tego, co opłacalne, bardziej opłacalne, a krzywdzące drugiego człowieka, tego, co prawdziwe, mniej prawdziwe, kłamliwe, ale dające korzyści. Nie zgubić się w tym gąszczu ani nie rozstrzygać fałszywie. Nie zgubić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć odkryć błąd, przyznać się do tego, że się było nieuczciwym, brutalnym, egoistycznym, że się skrzywdziło drugiego człowieka. Potrzeba drugiego człowieka, który pomoże, ostrzeże, upomni w imię dobra, życzliwości. Potrzeba drugiego człowieka, który uratuje od rozpaczy. Potrzeba człowieka wiernego, który nie zdradzi nie odejdzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepowodzeń, klęsk, katastrof życiowych, gdy wszyscy się odsuną, potępią, zapomną, który pocieszy, podeprze, poda rękę, pozwoli uwierzyć w siebie, przyniesie nadzieję i radość. Bo miłość to bycie do dyspozycji, to gotowość do tego, by usłużyć, pomóc, przydać się, zaopiekować się. To chęć, by być potrzebnym. Czas jest zawsze tym egzaminatorem, przed którym nie ostanie się żadna złuda, zaślepienie”.

Mieczysław Maliński

W ubiegłym tygodniu zagościła na mojej półce bezsprzecznie najważniejsza książka tego półrocza, czyli Lato 69 Pani Elin Hilderbrand. Napisać o niej, że jest dobra, bardzo dobra, znakomita, czy wspaniała, to tak naprawdę nic nie napisać. Nie pamiętam kiedy czytałam, tak niesamowitą powieść obyczajową z wątkami historycznymi… Jestem pod wielkim wrażeniem Pisarki, ponieważ jej pozycję wprost połknęłam i przyznam, że czekam na więcej. Nie wierzę, że to piszę, ponieważ tego rodzaju pozycje nie były nigdy moimi ulubionymi, ale po lekturze Lata 69 Pani Hilderbrand stała się moim numerem jeden zarówno w tym roku, jak i na moich półkach.

Są książki, które zasługują na więcej, niż tylko marginalna sprzedaż w księgarniach i z całą pewnością, ta publikacja do nich należy. Powieść ta, to z wielkim smakiem przedstawione losy rodziny Nicholsów-Foleyów-Levinów podczas najważniejszych ówczesnych wydarzeń historycznych lat 60. Mamy w niej seniorkę rodu Exality, u której zwykle cała rodzina spędza letnie wakacje. Niestety tym razem plany pokrzyżuje im nie tylko wojna w Wietnamie, ale także zdarzenia losowe każdego z członków rodziny. Ostatecznie upalne lato u babci spędza tylko trzynastoletnia Jesse, która wśród burzy dorastania, zapamięta ten rok na długo.

W ubiegłym roku pewien znany historyk w Polsce napisał w swym podręczniku do szkoły średniej, że lata 60 w USA, to wyzwolenie seksualne, niemoralny rock and roll, za duża ingerencja czarnych w kulturę etc. Ta książka udowadnia nam, że powielany w Polsce stek bzdur krzywdzi i hańbi ludzi, żyjących w tamtym okresie czasu. Zręcznie wmanewrowane w powieść, takie wydarzenia, jak wojna w Wietnamie, przeobrażenia obyczajowe, pierwsze lądowanie człowieka na księżycu, powstając wtedy muzyka, sytuacja po zamachu na Johna F. Kennedy’ego, oraz np. trudna sytuacja polityczna pokazują nam, że nic nigdy nie było czarne, czy białe, a życie ma wiele barw i wielką odwagą jest się z nim zmierzyć w najtrudniejszych dla rodziny, ludzi i świata problemach.

Fabuła typowa dla jednotomowej sagi rodzinnej, w której losy kilku osób splatają się i przenikają, aby ukazać nam cały obraz trudów dnia codziennego. Znajdziemy tutaj nie tylko zbuntowaną nastolatkę, ale także przewrażliwioną i nadopiekuńczą matkę, młodego mężczyznę, który staje twarzą w twarz z niemal pewną śmiercią, czy młodą żonę i przyszłą matkę, która martwi się o przyszłość. Trzy rodziny jednego rodu, przeprowadzą czytelnika przez lata, po których nic już nie było tak samo.

Lato 69 to historia, miłość, pasja i odwaga, ale także dramaty i decyzje, których konsekwencje pozostają na długo. Powieść ta, to również zmierzenie się ze swoją dojrzałością. Każdy czytelnik odnajdzie w niej siebie.

Słyszałam, że ma pojawić się ekranizacja tej książki. Nawet mój mąż, który nie czytuje takich, powieści o niej słyszał i szeroko ze mną o tym dyskutował, a to oznacza, że pozycja trafiła w eter i zasługuje na to, aby się z nią zapoznać. Momentami kontrowersyjna, wyciąga to co w człowieku i najgorsze i najlepsze, porusza tematy tabu w ówczesnych latach, zaskakuje szczerością i brutalnością przeszłości. Lato 69 to publikacja ważna, obok której nie można przejść obojętnie, to historia o ludziach takich, jak my którzy chcieli wykorzystać swój czas, jak najlepiej i najkorzystniej dla przyszłych pokoleń. Pani Elin Hilderbrand, to Autorka, po którą trzeba sięgnąć.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

sobota, 10 czerwca 2023

Subtelnie




„Lubię zabijać ludzi, bo to świetna zabawa. To zabawniejsze niż polowanie w lesie na dzikie zwierzęta, bo człowiek jest najniebezpieczniejszym ze wszystkich zwierząt. Zabijanie dostarcza mi najbardziej ekscytujących doznań”.

Zodiak



Mój ostatni maraton z kryminałem oraz thrillerem zamyka powieść Dziewczyna w drugim rzędzie Pani Aurelii Blancard. Bardzo długo miałam ochotę przeczytać, tę pozycję, ale jakoś nigdy nie było okazji, więc kiedy w końcu się nadarzyła, postanowiłam ją wykorzystać.

To już współczesna książka w tematyce lekki thriller, z rozbudowanym wątkiem psychologicznym, po moim maratonie z pozycjami klasycznymi literatury angielskiej była, to duża odmiana. Nie wiem dlaczego, ale przed przeczytaniem myślałam, że to publikacja związana tematycznie z teatrem, nawet nie przyglądałam się okładce… Okazało się, jednak inaczej a fabuła sprawiła, że spędziłam z tą książką miłe 4 godziny.

Dziewczyna w drugim rzędzie to powieść, którą czytamy z perspektywy dwóch kobiet, Cathy oraz Lidii. Nasza bohaterka Cathy wraca w rodzinne strony, aby napisać obszerny i soczysty artykuł o śmierci swojej koleżanki ze szkoły, która ginie z rąk mordercy. Niestety dopadają ją duchy przeszłości, a w wyniku dziennikarskiego śledztwa wychodzą na jaw najmroczniejsze sekrety ofiary i jej rodziny. Lidia natomiast wraz z mężem przeprowadza się do domu jego kolegi, aby szczęśliwie doczekać porodu. Niestety sielankę w wiejskim stylu burzą tajemnicze zgony gołębi, zaduszonych pod jej domem, oraz gość widmo, który korzysta z domu pary… Jak łączą się te dwie historie, musicie doczytać sami, w ostateczności wszystko jeszcze bardziej się gmatwa, a losy obu kobiet zostają połączone.

Muszę przyznać, że ten thriller mnie zaskoczył. Uwielbiam takie klimaty, zamknięte społeczeństwo, tajemnica sprzed lat, fałsz i obłuda prowincji. Tutaj tak naprawdę nie był ważny wątek kryminalny, ale psychologiczny, ponieważ to w nim odnajdujemy całe clou powieści. Cathy, jest bohaterką odrobinę nieporadną życiowo, która nie odnajduje się w roli dziennikarki z prawdziwego zdarzenia, ale trakcie rozwoju wydarzeń nabiera odwagi i siły. Napięcie w tej książce raczej dawkowane w małych ilościach, mimo to chce się wiedzieć, co będzie dalej. Pani Blancard stworzyła powieść dla ludzi o słabych nerwach, ale ta delikatność jak na thriller jest tutaj plusem. Zakończenie oraz zwroty akcji, wynagradzają czytelnikowi oczekiwanie na konkretną akcję.

Nie sądziłam, że spodoba mi się publikacja w tym gatunku, która nie dostarcza szokujących emocji. Dziewczyna w drugim rzędzie, pisana jest w stylu Pana Kellermana tylko przez kobietę. Tutaj zarówno Pani Pisarka, jak i Pan Kellerman skupiają się raczej na umyśle, niż fabule, podobało mi się to. Książka na jeden raz, za to przeczytana z wielką ciekawością, sprawiła mi wiele przyjemności. Nie było żadnego WOW, jednak warto było sięgnąć po tę pozycję.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

piątek, 9 czerwca 2023

Ukłon w stronę Agathy Christie



Gdy odkryłam książki Pani Sophie Hannah, która za pozwoleniem rodziny Pani Agathy Christie wskrzesiła najsłynniejszego belgijskiego detektywa, myślałam, że nie przeczytam nic lepszego w stylu angielskiego kryminału. Wszystko, jednak wskazuje na to, że książka, z którą ostatnio się zapoznałam kunsztownością swojej fabuły i zagmatwaniem sprawy dorównuje królowej kryminału.

Morderstwo na starej plebanii, to wielki powrót do pisania z klasą. Pani Jill McGown zrobiła chyba wszystko, aby oddać klimat najsławniejszych serii z Panną Marple, czy z Herculesem Poirotem, przyznam, że bardzo dobrze Jej się to udało. Na starej plebanii u zacnego pastora ginie człowiek. Sprawa może nie byłaby tak skomplikowana, gdyby nie to, że denat, jest zięciem samego pastora, który delikatnie mówiąc, nie cieszył się sympatią rodziny. Mimo banalności tematu skomplikowana zagadka oraz brytyjska prowincja wciągają od pierwszej strony, zachęcając czytelnika do dalszego kontynuowania powieści, w której sekrety rodzinne oraz wiele wątków pobocznych jeszcze bardziej zaciemnia obraz sytuacji.

Kocham tego typu książki, przede wszystkim klimatyczne, bo to jest dla mnie najważniejsze w angielskim kryminale. Nie oszukujmy się, ciężko jest podrobić styl Pani Christie, często zdarza się, że Pisarze robią to tak nieudolnie, że nie da się tego czytać. Pani McGown, chyba wzięła sobie do serca, aby zwrócić uwagę na scenerię, która nadaje ton fabule. Mroczna, nocna okładka jeszcze bardziej zachęca do poznania tajemnicy starej plebanii i jej mieszkańców. W tej publikacji najlepsza jest zawiłość i naprawdę duże skomplikowanie fabuły. Wiele wątków pobocznych powoduje, że aby dojść do prawdy, trzeba zająć się nimi w pierwszej kolejności. Nasi bohaterowie Lloyd i Judy z policji mają co robić. Tutaj akurat policja nie jest przedstawiona, jak w powieściach z detektywem Poirotem, jako banda przygłupów, wręcz przeciwnie, to nadaje ton książce.

Morderstwo na starej plebanii ku mojemu zaskoczeniu, to kryminał, po który sięgnę chętnie drugi raz. Tak jak potrafię zaczytywać się po kilka razy w tej samej publikacji Pani Christie, tak samo będzie z powieścią Pani McGown. Bardzo ciężko już teraz trafić na pozycje w stylu klasyki kryminału angielskiego, wielka szkoda, mimo to uważam, że trzeba doceniać Pisarzy, którym udaję się stworzyć coś w duchu tamtej epoki.

Książka dosłownie na parę godzin, zabierze Was w świat lekko zacofanej angielskiej prowincji, gdzie każdy każdego zna i wie, o wiele więcej niż mówi. Jeśli można o tym gatunku napisać, że powieść jest ciepła, to naprawdę jest. Wiem, mamy trupa, mordercę i tajemnicę rodzinną, ale ten urok otoczenia, sceneria, ten trzask w kominku w Boże Narodzenie, to jest to, co jak kocham najbardziej. Moim zdaniem otoczka, jest ważna.

Zachęcam Was bardzo uczciwie do sięgnięcia po Morderstwo na starej plebanii, jeśli tak jak ja, jesteście fanami gatunku w formie klasycznej, z całą pewnością nie będziecie zawiedzeni.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

czwartek, 8 czerwca 2023

Jeden z lepszych




Thriller, to mój ulubiony rodzaj książki, z reguły nie mam z nimi problemu, ponieważ generalnie większość jest na jedno kopyto i ma podobną fabułę. Ostatnio przeczytałam pozycję Pani Kateriny Diamond i przyznam, że z tą książką miałam problem, ale na plus. Belfer, bo o tym tytule mowa, wcisnął mnie w fotel i zostawił po sobie duży ślad w mojej głowie. Z pewnością jest to publikacja, o której trudno będzie zapomnieć.

Mamy tutaj dyrektora elitarnej szkoły dla chłopców, który otrzymuje tajemniczą przesyłkę. Po jej otwarciu wie już, że za chwilę będzie martwy. Gdy zostaje znaleziony, powieszony w auli szkolnej nakręca, to spiralę niewyjaśnionych zgonów, którym ulegają ludzie z wyższych sfer społecznych. Może się wydawać, że to powielony temat, ale tutaj mamy takie wątki, jak pedofilia, homoseksualizm, rytualne znęcanie się, sektę, gwałt etc. Muszę napisać, że jest to jeden z lepszych thrillerów, jakie czytałam, także z tego powodu, że zakończenie nie jest oczywiste, a wymiar sprawiedliwości nie ma ochoty zamykać mordercy.

Wszelkie wątki psychologiczne rozwinięte w sposób znakomity, pozwalają wejrzeć w głowę nie tylko ofiary, ale także zbrodniarza, który w niesamowity sposób staje się postacią pozytywną w tej powieści. Książka ta do ostatniej strony trzyma w napięciu, wspaniałe zwroty akcji, głęboka refleksja, niejednoznaczni bohaterowie, tragedia rodzinna, walka dobra ze złem, oraz kumoterstwo, pogarda biedniejszymi, to tylko niektóre wątki w tym dziele. Belfer, to powieść, która drażni oraz irytuje. Musiałam robić przerwy w czytaniu, bo jak tylko dochodziłam, do trudnych tematów np. pedofilii to aż mnie skręcało z nerwów. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki.

Zawsze uważałam, że tego typu literatura, jest na jeden raz i dosłownie na kilka godzin, natomiast pozycję Pani Diamond czytałam 2 dni, ponieważ nie mogłam przebrnąć przez niektóre wydarzenia. Nie dziwie się, że książka została okrzyknięta bestsellerem, bo naprawdę na to zasługuje. Jedyne, co mnie trochę śmieszyło w tej pozycji to wyidealizowany wymiar sprawiedliwości, który działa idealnie tylko i jedynie w książkach.

Przeczytałam w swoim życiu wiele thrillerów, jedne były gorsze inne lepsze, ale większość na jeden raz. Raczej nie wróciłabym do Belfra, mimo to porusza on ważne społecznie tematy, które przez lata zamiatane są pod dywan. Fani tego gatunku znajdą tutaj wszystko to, co sama bardzo cenię na czele z wielowątkowością. Książka niczym kostki domina, która ukazuje prawdę o człowieku, tym razem jak najgorszą. Polecam bez dwóch zdań, jestem pewna, że z tą lekturą przepadniecie na długo.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

środa, 7 czerwca 2023

Trzeci bestseller




Shari Lapena, to jedna z tych Pisarek, co do których zawsze w jakimś stopniu czuję niedosyt. Zastanawiam się, czy to, co pisze, jest bardziej dla dorosłych, czy może raczej dla młodzieży. Nie ma to większego znaczenia, mimo to Jej książki moim zdaniem mają tak szeroką gamę odbiorców, że tę Autorkę warto znać.

Poprzednie pozycje Niechciany gość oraz Para zza ściany przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, muszę przyznać, że to jest stanowczo mój klimat. Zwłaszcza publikacja Niechciany gość po skończeniu jej chciałam więcej, żałowałam, że to już. Gdy zobaczyłam kolejną wydaną książkę Ktoś, kogo znamy, po prostu musiałam się z nią zapoznać. Zanim ją otworzyłam, pomyślałam, że bardzo przypomina mi z opisu, publikację Ktoś z nas będzie następny, która była thrillerem dla młodzieży (zresztą bardzo dobrym), więc z góry założyłam, że będzie świetna. Już trzeci raz w przypadku tej Pisarki się nie pomyliłam.

Dziś moim zdaniem ciężko jest stworzyć dobry thriller. Sama lubię takie, których fabuła toczy się w jakimś odosobnionym miejscu, jakieś miasteczko, lub odcięty od świata dom etc. jasne, że z reguły akcja jest przewidywalna, zakończenie również, ale jakoś tego typu książki mnie relaksują, tak było również tym razem, mimo że nie mamy tutaj do czynienia z sytuacją odcięcia od świata.

Ktoś, kogo znamy to wciągająca powieść o sile ludzkiej wścibskości, oraz problemach, jakie wynikają kiedy ludzie za bardzo zaczynają interesować się sprawami sąsiadów. Mamy tutaj miasteczko położone kilka kilometrów od Nowego Jorku, w którym ktoś zaczyna włamywać się do domów, a szczególnie do komputerów ich właścicieli. Włamywacz poznaje niekiedy mroczne sekrety lokalnej społeczności, zręcznie nimi manipulując. Gdy po miasteczku zaczynają krążyć plotki o włamywaczu, niespodziewanie jego ofiary otrzymują listy z przeprosinami … Atmosfera się zagęszcza i sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana i niezrozumiała gdy zamordowana zostaje kobieta, do której wcześniej również się włamano.

Pozycja ta może się wydawać banalna oraz mało wymagająca, jednak posiada tak wiele zwrotów akcji, że czytelnik cały czas nie wie, co tak naprawdę się dzieje, jest to moim zdaniem największym atutem tej książki. Powieść lekka i przyjemna na dosłownie 2 może 3 godzinki czytania, urzeka także lekkim piórem Autorki i nieoczekiwanym zakończeniem. Wiem, że jeśli chodzi o fabułę, powstało mnóstwo tego typu powieści, ale mam sentyment do Pani Lapeny i Jej stylu pisania dlatego ten thriller uważam, za doskonały do relaksu. Trzeba tutaj wspomnieć, także o bohaterach, którym nie do końca można ufać. Przez całą akcję książki nie wiadomo kto jest dobry, a kto zły, kto kłamie, a kto mówi prawdę i moim zdaniem to podkręca atmosferę. Publikacja ta nie bez powodu, jest bestsellerem numer jeden w Kanadzie.

Jeśli nie czytaliście jeszcze tej Autorki, zachęcam. Jestem pewna, ze Wam się spodoba.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

wtorek, 6 czerwca 2023

Spadając z wysokiego konia



„Literaturze nie są potrzebni wielcy Pisarze,

ale wielkie dzieła”.





90% czytelników, gdy sięga po jakąś książkę raczej nie zastanawia się nad tym kim jest jej autor, oraz co sobą reprezentuje. Z reguły czytamy coś, ponieważ nam się podoba i pisarza określamy w ramach kategorii, jak dobra jest dana pozycja. Z biegiem lat okazuje się, że ludzie, którzy tworzyli i tworzą wielkie dzieła, to tylko ludzie i na wierzch wypływają coraz to nowe smaczki z ich życia. Generalnie nie wpływa, to na popularność autora (przecież nawet Mein Kampf cieszy się wielkim uznaniem), jednak żyjąc w XXI wieku, dobrze jest wiedzieć,z kim ma się do czynienia, a historie niektórych znanych twórców są naprawdę ciekawe.

Pani Rita Gombrowicz, wdowa po sławnym Witoldzie Gombrowiczu po 40 latach postanowiła ujawnić mroczną tajemnicę swojego męża. Oświadczyła, że opublikowany zostanie „Kronos”, dziennik zmarłego z wszelkimi jego tajemnicami, oraz skandalami.

"Kronos" to było jego życie, jego pamięć. Nie chodziło mu o to, co się stanie z tym tekstem po jego śmierci. "Kronos" był dla niego. Witold chciał wiedzieć, kim jest naprawdę. I jakie naprawdę było jego życie.”

Z początkowych wpisów przebija głównie seks, w dość wulgarnym stylu.

"Przyjaciółka Jadźki. 2 kurwy z Mokotowskiej, C. z Zodiaku. 9 kurew. Tancerka z Wilna. Przyjaciółka Brezów i Boya. Kurwa z tryprem. Dziewica. Poza tym: C. z Pragi, Franek, dz. w kinie, bodaj Narbuttówna. I ta z nogami w pantoflach gumiennych".

Dalej dla Pani Gombrowicz, jest tylko gorzej. 41 lat temu udało się odszyfrować zapiski, które w ostateczności sprawiły, że Witold Gombrowicz spadł z piedestału polskiego patrioty.

Takie smaczki dotyczą wielu polskich pisarzy. Można tutaj mówić o takich nazwiskach, jak np. Andrzej Brycht, Paweł Hertz, czy Gustaw Morcinek. Każdy z nich nie był i nie jest do końca tym, za kogo ludzie go uważali i o tym między innymi pisze w swej fenomenalnej książce Pan Krzysztof Masłoń. Klątwa sprzeczności, to trzecia część cyklu o sławnych osobowościach wcześniej ukazały się Od glorii do infamii, oraz W pisarskim czyśćcu. Ta część to taki sam szok dla czytelnika, jak poprzednie. Pisarz całkowicie bez cenzury opisuje życie, tajemnice, problemy, zakłamania, czy fobie ludzi z najwyższych świeczników. Bez strachu przed krytyką pokazuje nam, że wielu z nich z ideałem nie miało nic wspólnego, a nawet to, że ich patriotyzm, czy walka słowna o wolną Polskę był na pokaz. Hipokryzja, strach, obłuda sączą się z tej pozycji coraz bardziej, rozwalając wyidealizowane wizerunki.

Nie przepadam za biografiami, ani literaturą w tym stylu. Za tę publikację zabierałam się długo, przyznam, że moje negatywne nastawienie zmieniło się już na początku tej książki. Dzieło szokujące, bulwersujące, dające do myślenia, a przede wszystkim obnażające kłamstwa polskiej kultury. Pisarze, którzy wywierali duży wpływ na kształt powojennej Polski, okazują się maluczkimi ludźmi… Skąd czerpać ideały?

Jestem przekonana, że pozycja ta spodoba Wam się bez dwóch zdań.

Książkę do recenji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

niedziela, 4 czerwca 2023

Powrót do korzeni



„Czasem Człowiek zapomina, że na tym świecie nie wszyscy są nędznikami”.



Ciemny lud, dzikusy, ciemniaki zza Buga, czarnuchy… Ile już było tych określeń na ludzi innych niż my teoretycznie mądrzy, wykształceni, elokwentni… Gdy ogląda się takie programy, jak te Pana Wojciecha Cejrowskiego ma się wrażenie, że żyjemy w kilku różnych światach, a nasz jest tym jedynym i właściwym. Uprzedzenia, oraz stygmatyzacja rozwiniętym społeczeństwom weszła w krew, a nawet nie zastanawiamy się przez chwilę czy mamy rację.
W swej fenomenalnej pozycji Strzelby, zarazki, stal Pan Jared Diamond udowadnia nam, że nie jesteśmy jako społeczeństwo tak zwane rozwinięte, niczym idealnym, a nasze osiągnięcia wbrew pozorom są marne, powielane, mało kreatywne i nie do końca coś warte w życiu. Jak to się stało, że jedne cywilizacje upadały, podczas gdy inne rosły w siłę? Czy położenie geograficzne ma znaczenie? Czy faktycznie ludzie z krajów tak zwanego Trzeciego Świata są mniej inteligentni i wartościowi? Pisarz na niemal 700 stronach podpierając się badaniami historycznymi, naukowymi, demograficznymi, czy kulturalnymi, udowadnia nam, że gdziekolwiek byśmy nie mieszkali, skąd pochodzili, wszyscy jesteśmy tacy sami.

Nie ma ludzi gorszych i lepszych. Dostosowanie cywilizacyjne zależy od wielu czynników. Osobiście z fascynacją patrzę na ludzi zamieszkujących dzikie dżungle, gorące klimaty Afryki, czy tych, którzy osiedlili się w najzimniejszych zakątkach Ziemi. Jestem przekonana, że nigdy nawet w połowie bym się nie dostosowała do warunków, w jakich żyją, pod względem umiejętności, wytrwałości, czy wytrzymałości psychicznej. Ludzie ci są kreatywni, pomysłowi i naturalni, w dodatku ciężko pracują i moim zdaniem wykazują się większą inteligencją i mądrością niż nie jeden mieszkaniec tak zwanego cywilizowanego świata. Europejczycy, czy Amerykanie wykorzystują to, co zostało już wynalezione przez tak zwane prymitywne ludy. Jesteśmy społeczeństwem konsumenckim, które przez nadmiar czasu spędzanego przed urządzeniami elektronicznymi typu telefon, czy komputer przestało się rozwijać (co również, jest udowodnione w tej pozycji). Nie uczymy naszych dzieci życia, a rościmy sobie prawo, aby oceniać np. lud Keczua, czy Janomamów.

Pozycja Pana Diamonda, to ważna społecznie książka, która łamie wszelkie stereotypy i pozwala szerzej spojrzeć na świat. Opatrzona wspaniałymi fotografiami tłumaczy nam nie tylko zjawiska cywilizacyjne, ale także, to co może spotkać nas jeśli nie wyjdziemy z technologicznego uzależnienia. Niezmiernie mi się podobała, momentami trudna, z całą masą odnośników do różnego rodzaju badań zmusza do myślenia. Publikacja to, to żywy obraz tego, jak dostęp do pewnych upraw, hodowla zwierząt i postęp technologiczny wpłynęły na trajektorię ludzkich społeczeństw.
Z całą pewnością świat nie kręci się wokół nas samych, warto poznawać, to co obce, aby się rozwijać i żyć w ciągłej symbiozie z resztą otoczenia.

Ksiązkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

 https://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t