niedziela, 27 lipca 2025

Książka warta Nagrody Astrid Lindgren


 

„Dzieci to skrzydła, na których wznosi się nasza przyszłość.”
Anonim



Współczesny świat oferuje dzieciom wiele rozrywek: telewizję, gry komputerowe, internet. W tym gąszczu bodźców łatwo zapomnieć o książkach. Jednak literatura dziecięca nie straciła swojej wartości – wręcz przeciwnie – jest dziś potrzebna bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego? Ponieważ książki wspierają rozwój intelektualny, emocjonalny i moralny dziecka.

Po pierwsze, literatura rozwija wyobraźnię i kreatywność. Czytając opowieści o dalekich krainach, magicznych stworzeniach czy odważnych bohaterach, dziecko przenosi się w świat fantazji. Dzięki temu uczy się myśleć samodzielnie, tworzyć własne historie, rozwiązywać problemy i wyrażać siebie. Książki kształtują także zdolność do marzenia – a to fundament twórczego myślenia, które przydaje się przez całe życie.

Po drugie, książki uczą języka. Dzieci, które czytają regularnie, posługują się bogatszym słownictwem, lepiej rozumieją teksty, piszą z mniejszą liczbą błędów. Literatura to nie tylko źródło wiedzy, ale też narzędzie do nauki języka ojczystego. Przysłowia, powiedzenia, gry słów – to wszystko dzieci chłoną nie tylko z podręczników, ale właśnie z książek.

Po trzecie, literatura kształtuje charakter i pomaga w rozwoju emocjonalnym. Dziecko identyfikuje się z bohaterami, przeżywa razem z nimi smutek, radość, strach czy nadzieję. Uczy się rozumieć własne emocje, nazywać je i radzić sobie z nimi. W literaturze znajduje też odpowiedzi na trudne pytania – o dobro i zło, sprawiedliwość, miłość, przyjaźń czy śmierć.

Nie można też zapomnieć o tym, że wspólne czytanie z rodzicem to czas bliskości. Dziecko czuje się wtedy ważne i kochane. To moment, który buduje więź i daje poczucie bezpieczeństwa. Książki stają się pretekstem do rozmów, śmiechu, czasem nawet łez – ale zawsze zbliżają.

W dobie, gdy czytelnictwo wśród dzieci upada, a rodzic goni za dominacją, posiadania Pani Anna Marszałek przychodzi do nas z książką, która wywołała u mnie wzruszenie, a jednocześnie po raz kolejny zmusiła do refleksji, co dalej z naszymi dziećmi.

Mam wielki problem, aby pozbierać głowę z podłogi po lekturze tego nie wątpliwie arcydzieła. Pozycja O Helence, która nie chodziła do szkoły, to moim zdaniem najważniejsza pozycja dla dzieci roku 2025. Gdyby, to był czas przed Świętami Narodzenia Pańskiego, to bym tę pozycję kupowała hurtowo dla moich znajomych dzieci, mamy środek lata, a ja uważam, że księgarnie w okresie świątecznym powinny mieć braki w magazynie tej opowieści.

Mam już duże dzieci w swoim domu, mimo że książek dla nich mam setki, nie pisze o tego typu literaturze, ponieważ uważam, że trafić na perełkę wśród morza tandety, jest bardzo ciężko. Dla mnie jako mamy tylko książki klasyczne dla najmłodszych i tych starszych są coś warte, te współczesne są co najmniej nieciekawe, ale trafia się właśnie taka Helenka i człowiek, ma nadzieję, że literatura dla dzieci jednak nie upadnie.

Dostałam egzemplarz dzięki uprzejmości Wydawnictwa Niebieska Weranda. Czujecie tę nazwę, ja od razu przed oczami mam taras ze stolikiem, kubek gorącej herbaty i widok na łąki, które ciągną się kilometrami. Wierzcie mi sama nazwa, jak i treść książki się pokrywają. Na początek chciałabym napisać o tym, co najważniejsze, czyli Literacka Nagroda Nobla dla Pana Reymonta😊. Wiem, zaraz zapytacie, jak to się ma do naszej Helenki, co ja bredzę, ale Kochani jak tylko otworzycie tę książeczkę wyklejka, cudo świata od razu na myśl przychodzi ostatnia okładka wznowienia Chłopów i wiecie co podział książki moim zdaniem, chyba też był tym dziełem inspirowany. Jednak zaczęłam od nie tej strony, co trzeba, bo pochylmy się nad okładką. Pani Antonina Chmielewska-Merynda zabrała mnie swoimi ilustracjami do świata Elementarza Pana Falskiego, do Pani Wandy Chotomskiej ze wspaniałymi obrazkami z Jej dzieł, oraz do Kajtkowych przygód, które zachwycają ilustracjami starej akwareli (mowa o wydaniu z roku 1948). Nie wiedziałam, że ktoś tak jeszcze maluje. Wielki ukłon w stronę Pani Ilustratorki, to co klasyczne nigdy nie jest nudne i nie wychodzi z mody.

“O Helence, która nie chodziła do szkoły” to ciepła, rodzinna opowieść o życiu na wsi, które toczy się w rytmie pór roku. Dziewczynka i jej rodzeństwo uczą się w edukacji domowej. Wspólnie poznają świat i zdobywają wiedzę czytając książki, odwiedzając muzea i skanseny, jeżdżąc na wycieczki górskie, pracując w ogrodzie, pomagając przy pszczołach i w kurniku, biegając po lesie i łąkach.

Dokładnie tak, Helenka i jej rodzina mieszkają na wsi, gdzie pory roku ustalają ich rytm życia (no powiedzcie, że nie pachnie Chłopami). Helenka, jak i jej rodzeństwo nie chodzą do szkoły, ale uczą się w domu, a nad ich rozwojem pracują rodzice ramię w ramię, pokazując dzieciom piękno Polski i świata.

Dni Helenki wypełnione są zabawą z piątką rodzeństwa, nauką kaligrafii i słuchaniem książek czytanych przez mamę.

Życie rodziny toczy się w rytmie pór roku: jesienią pieką jabłka i chodzą na grzyby, zimą przygotowują ozdoby choinkowe, wiosną pracują na grządkach, a latem odkrywają historię tajemniczego domu.

Ta niezwykła opowieść, którą snuje przed nami sama Helenka, podzielona jest na pory roku. Zaczynamy od jesieni, kończąc na lecie, gdy promienie słońca kończą historię, którą aż żal odkładać.

Rodzina Helenki mieszka w drewnianym domu na skraju lasu, gdzie uprawia własne warzywa i hoduje pszczoły.

Ich życie, zwłaszcza wiosną i latem, toczy się na zewnątrz – dzieci budują szałasy w lesie, biegają po łąkach i palą wieczorami ogniska.

Ta sielska codzienność nie jest jednak pozbawiona realiów życia w dużej rodzinie, z jej nieporozumieniami i mnóstwem pracy. Mimo to, z całej opowieści bije ogromne ciepło miłości rodzinnego domu.

Jesień, to czas, w którym tęsknimy za ciepłem słońca, a jednocześnie już myślimy o czarownych chwilach zimowych z rodziną. Jesienne tradycje w Polsce są bardzo bogate i związane z przyrodą, rolnictwem oraz obrzędami ludowymi. Wiele z nich możemy poznać z Helenką, która sama opisuje nam, co dzieje się w jej domu podczas coraz chłodniejszych dni. Obrzędy ludowe związane z jesienią – np. zbieranie grzybów, które jest bardzo popularne w Polsce. W wielu regionach odbywają się też jesienne jarmarki i festyny z lokalnymi produktami. Dziewczynka opowiada, także o jesiennych rozmowach, robótkach ręcznych, suszeniu grzybów, wycieczkach, jakie odbywa jej rodzina… Najpiękniejsze w całej książce jest, to, że każda pora roku kończy się dwoma smacznymi przepisami kulinarnymi dla dzieci odpowiednio dobranymi do aury za oknem. Każda z pór roku zawiera także wiersze dla dzieci odpowiednio dobrane do fragmentów pozycji.

Po jesieni następuje zima, która dla nas Polaków, jest porą roku nie tylko magiczną i rodzinną, ale zawiera wiele ważnych wydarzeń z punktu religijnego. Kochani, to jak cała rodzina Helenki przygotowuje się do Świąt Narodzenia Pańskiego, opisy jak dzieci robią ozdoby na choinkę, samodzielnie przygotowują kartki pocztowe, celebrują religijny aspekt tych Świąt, jak np. Roraty, to zasługuje na nagrodę Astrid Lindgren. W tym wszystkim wybrzmiewa tak wielkie poszanowanie dla tradycji narodu, miłości do Polski, Boga, ludzi, że tę książkę chce się czytać i czytać.

„Bóg się rodzi!“ brzmi dokoła,

Pieśń radosna, pieśń wesoła!

I na twarzy wszystkich ludzi,

Jakiś dziwny blask się budzi,

Jakaś ufność w serca wchodzi:

„Bóg się rodzi! Bóg się rodzi!“

Pan Bełza byłby dumny, widząc fragmenty swego wiersza w tak pięknej pozycji. Kocham ten wiersz, więc przytaczam całość.

„Bóg się rodzi!“ brzmi dokoła,

Pieśń radosna, pieśń wesoła!

I na twarzy wszystkich ludzi,

Jakiś dziwny blask się budzi,

Jakaś ufność w serca wchodzi:

„Bóg się rodzi! Bóg się rodzi!“



Nad Betlejem gwiazdka świeci...

Idźcie za nią drogie dzieci,

I dziecinie tej maleńkiej,

Na kolanach złóżcie dzięki,

Że dziś zbawić świat przychodzi:

„Bóg się rodzi! Bóg się rodzi!“



Niech Jej polskie dzieci małe,

Pierwszy wzniosą hymn na chwałę!

Niech Pan Niebios, w czystej wierze,

Pierwszy od was hołd odbierze,

Pierwszą cześć od polskiej młodzi;

„Bóg się rodzi! Bóg się rodzi!“



A za czystych serc ofiary,

Jezus ześle wam swe, dary:

Da wam młodość piękną, jasną,

Skarby duszy co nie zgasną,

Chęć do nauk w was roznieci:

„Bóg się rodzi!“ drogie dzieci!



On choinkę wam zapali,

Towarzysze moi mali!

Da wam śliczne prezenciki:

Konie, szable i biczyki!

On wam każdy czyn nagrodzi:

„Bóg się rodzi! Bóg się rodzi!“



Chce On tylko, dziatwo mała,

Byś Go kochać nie przestała!

Byś godniejszą co dnia była,

Tych dobrodziejstw, co On zsyła,

I z czym do was dziś przychodzi,

Ten Bóg dobry, co się rodzi!

Nadchodzi wiosna, a wraz z nią pierwsze krokusy, bocianie gniazda i Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Kochani, to się czyta jak klasyczne powieści polskie Nad NiemnemDewajtisChłopi… Myślę, że Pisarze tacy jak Pani Orzeszkowa, czy Rodziewiczówna byliby dumni z Pani Marszałek. W części wiosna znajdziemy nie tylko tradycje związane z najważniejszymi świętami Chrześcijaństwa, ale także wybudzenie przyrody do życia opisane słowami małej dziewczynki. Oczywiście przepis na tradycyjny mazurek muszę wypróbować.

Lato zamykające tę piękną historię, to mądrość pszczół, tradycje Nocy Świętojańskiej, wakacje nad naszym polskim morzem, oraz zabytki, które poznacie z naszą rodziną. Przy czytaniu możecie uraczyć się wspaniałym koktajlem z truskawek, czy podjeść bułeczkę z patyka, których przepisy znajdziecie na końcu książki.

Ja przyznam, że ta książka mnie mocno przytłoczyła psychicznie. Nie dlatego, że jest zła, ale właśnie dlatego, że pokazuje nam, jak wiele tracimy, pędząc, za pieniądzem, a nie poświęcając czasu rodzinie, tradycji, wartościom. Pani Marszałek mama piątki dzieci w edukacji domowej, pokazuje nam jak wielką wartość ma czuwanie nad edukacją i wychowaniem własnych pociech. Nie mam pojęcia, jaka jest cena tej książki, ale Kochani zapewniam Was, że bez względu na to ile by kosztowała warto. Dla Waszej Rodziny, Waszych Dzieci, Waszych Wnuków. Wśród morza bylejakości wyrasta Pani Marszałek, wraz z ponadczasowymi ilustracjami Pani Chmielewskiej- Merynda. Obie Panie zapraszają Nas wszystkich do świata, który warto przywrócić dla przyszłych pokoleń.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Niebieska Weranda

Prasa i ZSRR





 „Ludzie mają głowy jak puste garnki — trzeba je napełnić naszą ideologią.”


Józef Stalin



Lata 1929–1939 to dekada intensywnych przemian politycznych, społecznych i ideologicznych w Europie i na świecie. W tym czasie Związek Sowiecki przechodził przez kluczowe etapy swojej transformacji w państwo totalitarne: realizacja pierwszych planów pięcioletnich, kolektywizacja rolnictwa, Wielki Głód na Ukrainie, Wielka Czystka, industrializacja oraz pełna kontrola państwa nad obywatelami. Te wydarzenia nie pozostawały bez echa w sąsiednich krajach – również w Polsce, która od 1926 roku funkcjonowała w systemie autorytarnego rządów sanacji, ale jednocześnie z pluralistycznym rynkiem prasowym.

W tym kontekście książka Pana Adriana Matuły „Obraz Rosji sowieckiej na łamach wybranych polskich czasopism konserwatywnych w latach 1929–1939” (wyd. IPN, 2025) jawi się jako wyjątkowo cenna i potrzebna analiza. Autor w sposób systematyczny i źródłowy rekonstruuje to, jak środowiska konserwatywne w II Rzeczpospolitej postrzegały sąsiada ze Wschodu – nie tylko jako państwo, ale przede wszystkim jako ideologiczną i cywilizacyjną alternatywę. Książka ta pozwala lepiej zrozumieć, jakie obawy, oceny i ostrzeżenia dominowały w konserwatywnej narracji na temat komunizmu i jego praktyk. Pan Adrian Matuła wybiera do analizy sześć tytułów prasowych reprezentujących różne środowiska konserwatywne: warszawski „Czas” i „Dzień Polski”, poznański „Dziennik Poznański”, wileńskie „Słowo”, a także tygodniki „Bunt Młodych” / „Polityka” oraz „Nasza Przyszłość”. Autor wskazuje, że choć wspólnym mianownikiem tych pism była niechęć wobec komunizmu, różniły się one stopniem radykalizmu, podejściem do religii, a także retoryką.

Prasa konserwatywna II RP nie pełniła jedynie funkcji informacyjnej – była przestrzenią formowania poglądów elit, wymiany idei i refleksji nad przyszłością Polski. Tym samym – jak pokazuje Pisarz – nie tyle opisywała Związek Sowiecki, ile go interpretowała: jako zagrożenie duchowe, polityczne, społeczne i moralne.

Jednym z najlepiej udokumentowanych tematów w analizowanej przez Pana Matułę prasie jest kolektywizacja rolnictwa oraz jej dramatyczne skutki – zwłaszcza Wielki Głód na Ukrainie (1932–1933). Mimo braku bezpośredniego dostępu do źródeł w ZSRR konserwatywna prasa korzystała z relacji korespondentów zagranicznych, doniesień Polaków mieszkających na Kresach oraz informacji od uchodźców.

„Wioski ukraińskie, niegdyś bogate i samowystarczalne, dziś zamienione w cmentarze. Matki grzebią dzieci, które umierają na rękach z głodu, a bolszewiccy agitatorzy ogłaszają sukces kolektywizacji.” („Dziennik Poznański”, marzec 1933)

Przekaz ten miał charakter nie tylko informacyjny, lecz również moralny: kolektywizacja była postrzegana jako świadome, brutalne zniszczenie fundamentów życia społecznego – rodziny, własności, wspólnoty lokalnej. Autor podkreśla, że dla konserwatywnego światopoglądu była to nie tylko katastrofa humanitarna, ale dowód na nihilistyczny charakter bolszewizmu.

Lata 1936–1938, czyli okres tzw. Wielkiej Czystki w ZSRR, były w prasie konserwatywnej przedstawiane jako apogeum przemocy rewolucyjnej. Pisarz pokazuje, że autorzy publicystyk ostrzegali, iż reżim komunistyczny eliminuje własnych twórców – to znak jego degeneracji i nieuchronnej porażki.

„Rewolucja pożera własne dzieci – ale tu nie kończy się na synach. Stalin pożera naród.” („Czas”, 1937)

Konserwatywna publicystyka interpretowała terror nie jako element wyjątkowy, ale immanentny składnik bolszewickiego projektu. Stalin jawił się nie jako potwór jednostkowy, ale jako logiczna konsekwencja ideologii, która odrzuciła Boga, prawo naturalne i tradycję.

Dla konserwatywnej prasy podstawową linią podziału między Polską a Związkiem Sowieckim była różnica aksjologiczna: system bolszewicki negował religię, moralność chrześcijańską i etykę narodową.

„Bolszewia nie potrzebuje sumienia, bo uznaje tylko cel – a cel ten jest zawsze jeden: władza.” („Słowo”, 1934)

Pan Matuła analizuje liczne artykuły przedstawiające zamykanie cerkwi, represje wobec duchownych (w tym katolickich na terenach Białorusi i Ukrainy), ateistyczną propagandę w szkołach i instytucjach kultury. Wspólnym mianownikiem tych relacji była teza, że komunizm niszczy „człowieczeństwo w człowieku” – odcina ludzi od transcendentnych wartości.

Ciekawym wątkiem poruszanym w pracy Autora, jest ambiwalentna reakcja niektórych autorów konserwatywnych wobec modernizacji ZSRR. O ile kolektywizacja i terror były jednoznacznie potępiane, o tyle imponujące tempo industrializacji, rozwoju technicznego i propagandy robiło wrażenie – choć traktowano je z podejrzliwością.

„W Moskwie buduje się kolej magnetyczną, ale z głodu umiera dziecko rolnika. To nie postęp – to cywilizacja pogardy.” („Bunt Młodych”, 1935)

Tym samym konserwatywna prasa starała się demaskować fasadę „postępu” jako instrument ideologicznej manipulacji.

Dla pełnego zrozumienia wartości pracy Pana Matuły warto zestawić ją z innymi nurtami ówczesnej publicystyki. Lewicowa prasa (np. Robotnik, Dziennik Ludowy) często przedstawiała ZSRR jako „eksperyment społeczny” – czasem krytycznie, ale z większym dystansem. Natomiast katolickie dzienniki (np. Mały Dziennik) skupiały się na prześladowaniach religijnych. Konserwatyści łączyli oba te wątki, ale dopełniali je ideologiczną diagnozą komunizmu jako wroga narodowego porządku, ładu społecznego i wolności duchowej. Pisarz posługuje się metodą systematycznej analizy treści (content analysis), wspierając ją ramami ideologicznymi i kontekstualnymi. Książka nie tylko dokumentuje fakty, ale interpretuje proces budowania obrazu ZSRR jako „Innego” – a nawet „Anty-Państwa”. Wpisuje się tym samym w nurt badań nad propagandą, tożsamością ideologiczną i funkcją mediów w warunkach napięcia politycznego.

Największą siłą książki Pana Matuły jest jej aktualność. Choć dotyczy prasy z lat 30. XX wieku, to jej przekaz o zagrożeniach wynikających z totalitaryzmu, zmasowanej propagandy i dehumanizacji przeciwnika politycznego brzmi wyjątkowo współcześnie. W czasach, gdy obserwujemy renesans autorytaryzmu i ekspansję narracji imperialnych (jak działania Rosji po 2014 roku), głos sprzed wieku staje się wyraźnym ostrzeżeniem.

Pan Adrian Matuła stworzył dzieło, które nie tylko dokumentuje sposób, w jaki konserwatywna prasa II Rzeczpospolitej postrzegała Związek Sowiecki, ale również analizuje mechanizmy ideologiczne, które stały za tym przekazem. Jego książka pokazuje, że media mogą być nie tylko lustrem rzeczywistości, ale również narzędziem interpretacji, ostrzeżenia i mobilizacji społecznej. W świecie, w którym granice między informacją a manipulacją stają się coraz mniej wyraźne, warto wracać do takich opracowań – by zrozumieć, jak słowa mogą budować postawy, bronić wartości lub... ostrzegać przed zagładą cywilizacji.

Książkę do recenzji otrzymałam od Instytutu Pamięci Narodowej

piątek, 25 lipca 2025

Gra z efektem WOW





 

„W tajemnicy ukrywa się nie tylko to, czego nie znamy, ale także to, co boimy się poznać.”

Anonim


Literatura kryminalna to nie tylko mrok, pościgi i krwawe zbrodnie. To również — coraz częściej — gatunek łączony z humorem, subtelnością i społecznym komentarzem. „Podchody”, debiutancka powieść Pani Katarzyny Żechowicz‑Wygryz, idealnie wpisuje się w tę „łagodniejszą” falę. Zamiast dusznych policyjnych gabinetów mamy tu słoneczną Kalabrię. Zamiast seryjnego mordercy – zaginioną uczestniczkę terenowej gry. I wreszcie – zamiast twardziela-detektywa – redaktorkę, która nie do końca wie, w co się wpakowała. Efekt? Zaskakująco ciepły, lekki i angażujący kryminał w stylu cosy crime z ambicjami obyczajowymi.

Główna bohaterka powieści, Józka (dla Włochów — Joska), to redaktorka z Warszawy, której życie zawodowe i prywatne znalazło się na zakręcie. Kiedy wydawnictwo, w którym pracuje, staje w obliczu kryzysu, dostaje nietypowe zadanie: pojechać do małej kalabryjskiej miejscowości Soveria Mannelli i znaleźć „materiał na bestseller”. Misja wydaje się nudna, ale malownicza okolica i pozorna sielanka szybko okazują się pełne napięcia i tajemnic. Podczas zwiedzania Józka przypadkiem trafia na trop nieodkrytej od lat sprawy – zaginionej uczestniczki lokalnej gry terenowej. Zaintrygowana, zaczyna sama rozgrywać „podchody” – śledząc stare rebusy, rozmawiając z mieszkańcami i powoli odkrywając, że cała społeczność ukrywa jakąś niewygodną prawdę. Czy dziewczyna rzeczywiście padła ofiarą mafii? A może zniknęła z własnej woli?

Największą siłą powieści jest postać Józki – inteligentnej, ale też trochę pogubionej kobiety w średnim wieku, która w nowej sytuacji zaczyna konfrontować się nie tylko z tajemnicą Vanessy, ale też z własnymi problemami: samotnością, wypaleniem, brakiem odwagi do zmiany. To postać bardzo ludzka, z którą łatwo się utożsamić. Postacie drugoplanowe – mieszkańcy Soverii – pełnią rolę nośników zagadki. Są barwni, choć nie zawsze pogłębieni psychologicznie. Momentami wydają się szkicami postaci, które służą fabule, ale nie zapadają na długo w pamięć. Niemniej ich dialogi i relacje z Józką są wiarygodne i naturalne. Język powieści to duży atut. Pani Katarzyna Żechowicz‑Wygryz, mająca doświadczenie dziennikarskie, posługuje się stylem lekkim, obrazowym, ale niebanalnym. Opisy są malownicze, plastyczne, pełne szczegółów, które przenoszą czytelnika w samo serce Kalabrii. Sceny kulinarne, dialogi, detale krajobrazu – wszystko to tworzy atmosferę południowych Włoch, jak z dobrej powieści podróżniczej.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, co zbliża nas do bohaterki i jej wewnętrznych dylematów. Nie brakuje tu ironii, dystansu do siebie, błyskotliwych spostrzeżeń – książka czyta się momentami jak dziennik podróżny z wątkiem kryminalnym. Choć „Podchody” nie są klasycznym moralitetem, niosą kilka istotnych przesłań. Po pierwsze, że z pozoru spokojne miejsca często kryją głęboko zakorzenione sekrety. Po drugie – że każdy z nas odgrywa swoją grę: wobec innych, wobec siebie, wobec przeszłości. Kalabryjska gra terenowa staje się tu metaforą ludzkiego życia – z jego wskazówkami, ślepymi zaułkami i nieoczywistymi rozwiązaniami.

Interesującym kontekstem jest również zarysowanie wpływów mafijnych, które nie przybierają tu formy spektakularnych strzelanin, ale raczej systemowego strachu i zmowy milczenia. To ważny, choć subtelny komentarz społeczny.

Książka nie jest wolna od drobnych mankamentów. Jak na debiut – bardzo udana, ale chwilami brakuje jej większej dynamiki. Niektóre rozdziały mogłyby być bardziej intensywne, a postacie drugoplanowe – głębiej zarysowane. Część zagadki można też rozgryźć nieco wcześniej, niż chciałaby tego Autorka. Ale są to niedoskonałości, które łatwo wybaczyć w zamian za klimat, styl i autentyczną przyjemność lektury. „Podchody” Pani Katarzyny Żechowicz‑Wygryz to książka, która idealnie sprawdzi się jako wakacyjna lektura, ale nie tylko. To literacki koktajl: trochę kryminału, trochę powieści obyczajowej, trochę przewodnika po Kalabrii. Dla miłośników literatury w stylu Magdaleny Witkiewicz, Małgorzaty Starosty czy Agathy Raisin – lektura obowiązkowa. Dla pozostałych – bardzo przyjemne odkrycie.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa LeTra

Moc roślin





 "Patrzenie, jak roślina rośnie, jest jak obserwowanie życia w zwolnionym tempie."


Anonim

W tradycyjnej historiografii rozwój cywilizacji interpretowany jest głównie przez pryzmat wydarzeń politycznych, militarno-strategicznych oraz działalności jednostek wybitnych. W tym kontekście przyroda – zwłaszcza flora – postrzegana bywała raczej jako tło niż jako aktywny uczestnik procesu dziejowego. Pan Bill Laws, brytyjski dziennikarz i autor książek popularnonaukowych, w swoim dziele „50 roślin, które zmieniły bieg historii” kwestionuje ten paradygmat, dowodząc, że niepozorne rośliny mogą mieć znaczący, a nierzadko wręcz decydujący wpływ na bieg historii ludzkości.

Książka ma charakter popularnonaukowy, ale bazuje na solidnych podstawach źródłowych i interdyscyplinarnych: Autor łączy wiedzę z zakresu botaniki, historii gospodarczej, antropologii, geografii oraz nauk społecznych. Każdy z pięćdziesięciu rozdziałów poświęcony jest jednej roślinie, która według Pisarza odegrała kluczową rolę w dziejach świata. Wśród analizowanych gatunków znajdują się zarówno podstawowe rośliny uprawne, jak pszenica, ryż, ziemniak, czy rośliny przemysłowe (np. bawełna, kauczuk), psychoaktywne (kawa, tytoń, konopie indyjskie) oraz lecznicze (np. chinowiec – źródło chininy). Każdy rozdział zawiera informacje o pochodzeniu biologicznym i geograficznym rośliny, jej zastosowaniu w różnych kulturach, roli w gospodarce i handlu, oraz jej wpływie na zjawiska społeczno-polityczne. Pan Laws przytacza liczne przykłady i anegdoty, łącząc dane historyczne z analizą cywilizacyjną. Dzięki temu książka jest nie tylko informacyjna, ale także atrakcyjna narracyjnie.

Jednym z najbardziej sugestywnych przykładów jest przypadek ziemniaka (Solanum tuberosum). Roślina ta, pierwotnie uprawiana przez Inków w Andach, została przywieziona do Europy w XVI wieku. Z czasem stała się podstawą diety w wielu krajach, zwłaszcza w Irlandii. W połowie XIX wieku zaraza ziemniaczana doprowadziła do wielkiej klęski głodu, w wyniku której zmarło ponad milion ludzi, a kolejne miliony zmuszone były do emigracji. Wydarzenie to miało ogromne konsekwencje demograficzne, społeczne i polityczne – zarówno w Irlandii, jak i w Stanach Zjednoczonych, dokąd masowo wyjeżdżali irlandzcy uchodźcy. Innym istotnym przykładem jest bawełna (Gossypium spp.), która odegrała fundamentalną rolę w kształtowaniu się nowoczesnej gospodarki przemysłowej. To właśnie potrzeba szybkiego przetwarzania bawełny napędzała rozwój mechanizacji w XVIII-wiecznej Anglii, przyczyniając się do rewolucji przemysłowej. Jednocześnie bawełna była podstawą gospodarki plantacyjnej na południu Stanów Zjednoczonych, co bezpośrednio wiązało się z rozwojem systemu niewolnictwa. W ten sposób jedna roślina stała się motorem zarówno postępu technologicznego, jak i ludzkiego cierpienia.

Na uwagę zasługuje także rozdział poświęcony kawie (Coffea arabica), której spożycie nie tylko zmieniło nawyki kulturowe, ale również przyczyniło się do rozwoju życia publicznego. Kawiarnie stały się w XVIII wieku centrami intelektualnej wymiany i dyskusji, z których wywodziły się idee Oświecenia oraz nowe formy organizacji społecznej i politycznej.

Książka Pana Lawsa ma istotne walory poznawcze, edukacyjne i metodologiczne. Przede wszystkim poszerza pole refleksji historycznej, uwzględniając czynniki środowiskowe i biologiczne jako pełnoprawne elementy dziejotwórcze. Autor wpisuje się tym samym w nurt historii środowiskowej (environmental history), która zyskuje coraz większe uznanie we współczesnej humanistyce. Jego podejście przypomina klasyczne dzieła Jareda Diamonda (np. „Strzelby, zarazki i stal”) czy Yuvala Noaha Harariego („Sapiens”), którzy również analizują losy człowieka w szerszym, ekologicznym i biologicznym kontekście. Dodatkowym atutem książki jest jej dostępność – Autor pisze językiem przystępnym, ale nie trywialnym. Nie popada w przesadny dydaktyzm, nie traci również z oczu szerszego tła historycznego. Co więcej, jego narracja ma wymiar uniwersalny i aktualny – przypomina o delikatnej równowadze między ludzkością a światem przyrody, której lekceważenie prowadziło i wciąż może prowadzić do kryzysów społecznych, ekonomicznych i zdrowotnych.

„50 roślin, które zmieniły bieg historii” to książka, która w sposób nowatorski i inspirujący ukazuje, jak wielką rolę w historii człowieka odgrywały – i nadal odgrywają – rośliny. Pan Bill Laws przekonująco argumentuje, że zrozumienie historii wymaga nie tylko znajomości faktów politycznych czy kulturowych, ale także świadomości procesów biologicznych, rolniczych i ekologicznych. To dzieło o znaczeniu nie tylko poznawczym, ale i wychowawczym – przypominające, że nasze przetrwanie i dobrobyt wciąż zależą od relacji z naturalnym światem, którego nie jesteśmy właścicielami, lecz częścią.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Alma Press

środa, 23 lipca 2025

Chwila refleksji





 „Rządy ludzkie w Kościele muszą służyć wierze, a nie jej ograniczać czy wypaczać.”


Jan Kalwin



Pan Grzegorz Nowak w swojej książce Oto Wielka Tajemnica Wiary. Kościół a Biblia stawia odważną i wyrazistą tezę, że fundamentem wiary chrześcijańskiej powinna być wyłącznie Biblia, czyli Pismo Święte, jako jedyne nieomylne i ostateczne źródło objawienia Bożego. Autor krytycznie odnosi się do tradycji Kościoła katolickiego, która – choć przez wieki uznawana za ważny nośnik wiary – w praktyce często nadpisuje i zaciera pierwotne przesłanie biblijne. Dla Pana Nowaka Biblia nie jest tylko jednym z wielu elementów życia religijnego, ale jest naczelnym fundamentem, na którym należy budować swoje rozumienie Boga, człowieka i relacji między nimi. W tym kontekście każda tradycja, która stoi w sprzeczności lub nie znajduje wyraźnego potwierdzenia w Piśmie Świętym, powinna być krytycznie zweryfikowana, a w razie potrzeby, odrzucona. Taka postawa jest bliska zasadzie Sola Scriptura, czyli „tylko Pismo”, która stała się jednym z fundamentów reformacji protestanckiej.

Pan Nowak wskazuje, że tradycja Kościoła katolickiego, choć posiada status „drugiego filaru” obok Pisma, często staje się czynnikiem dominującym, co prowadzi do wielu problemów. Po pierwsze, tradycja – rozumiana jako zbiór ustalonych praktyk, dogmatów czy zwyczajów – jest w dużej mierze dziełem ludzkim i historycznym, co naraża ją na błędy, interpretacje zależne od kontekstu kulturowego oraz instytucjonalne nadużycia. Po drugie, nadmierne przywiązanie do tradycji może zniechęcać wiernych do osobistego kontaktu z Biblią, zastępując żywe Słowo Boże „martwą” formą rytuału lub doktryny narzuconej odgórnie. Autor podkreśla, że właśnie ta dominacja tradycji nad Pismem może prowadzić do rozbieżności w wierze i praktyce religijnej, a nawet do odejścia ludzi od Kościoła. Zamiast zachęcać do indywidualnej lektury Biblii i duchowej samodzielności, instytucja często narzuca gotowe wzory i interpretacje, które nie zawsze odpowiadają pierwotnemu przesłaniu ewangelii. Pisarz stawia pytanie o to, czy Kościół nie zatracił w ten sposób prawdziwej „wielkiej tajemnicy wiary”, którą jest relacja człowieka z Bogiem oparta na bezpośrednim kontakcie z Jego Słowem.

Warto zaznaczyć, że postawa ta kontrastuje z oficjalnym stanowiskiem Kościoła katolickiego, który tradycję traktuje jako uzupełnienie i wyjaśnienie Pisma, a obie formy objawienia uważane są za nierozerwalne i komplementarne. Według katolickiej doktryny tradycja przekazywana przez apostołów i ich następców jest również natchniona przez Ducha Świętego i stanowi żywy przekaz wiary, który pomaga zrozumieć i stosować nauki biblijne w ciągłości historycznej. W tym kontekście spór między Panem Nowakiem a Kościołem katolickim toczy się wokół pytania o to, gdzie leży ostateczna władza i autorytet w kwestiach wiary i moralności. Czy jest to wyłącznie tekst biblijny, dostępny każdemu wierzącemu do interpretacji, czy raczej instytucja Kościoła wraz z jej tradycją, która ma prawo kształtować i interpretować naukę zawartą w Biblii?

Autor opowiada się zdecydowanie za pierwszym rozwiązaniem, wierząc, że jedynie powrót do Biblii jako „źródła i szczytu” wiary pozwoli na odnowę duchową i uniknięcie błędów wynikających z ludzkich interpretacji i tradycyjnych praktyk. Tym samym nawołuje do osobistego i krytycznego podejścia do własnej wiary, zachęcając wiernych do samodzielnego studiowania Pisma Świętego i poszukiwania w nim prawdy. Jego stanowisko może być postrzegane jako próba zmierzenia się z historycznymi problemami Kościoła – takimi jak nadużycia instytucjonalne, formalizm religijny czy rozbieżności w doktrynie – które wynikają właśnie z nadmiernego przywiązania do tradycji bez odpowiedniego odniesienia do Biblii. W ten sposób książka staje się także apelem o większą transparentność i autentyczność w praktykowaniu wiary chrześcijańskiej.

W pierwszych rozdziałach książki Pan Nowak skupia się na podkreśleniu absolutnej nadrzędności Pisma Świętego. Przypomina, że Biblia to zbiór tekstów natchnionych przez Ducha Świętego, które stanowią niepodważalne źródło prawdy wiary i życia chrześcijańskiego. Argumentuje, że każdy wierny powinien mieć bezpośredni dostęp do Biblii i możliwość jej samodzielnej interpretacji, co jest fundamentem duchowej wolności. Podobne stanowisko zajmował Marcin Luter, reformator protestancki, który sformułował zasadę Sola Scriptura. Luter odrzucał tradycję, jeśli nie była zgodna z Pismem, podkreślając konieczność osobistego czytania i zrozumienia Biblii. Z kolei katolicki teolog Hans Urs von Balthasar podkreślał współzależność Pisma i Tradycji jako dwóch filarów objawienia, które razem tworzą pełnię wiary.

„Biblia jest nie tylko księgą, lecz żywym Słowem Bożym, które prowadzi człowieka do prawdy i zbawienia. Bez niej wiara traci swój fundament i staje się jedynie pustą tradycją.”

Marcin Luter:

„Sola Scriptura – tylko Pismo Święte jest naszym najwyższym przewodnikiem i normą wiary. Wszystko, co jest sprzeczne z Biblią, należy odrzucić.”

Nowak poświęca kilka rozdziałów analizie doktryn i praktyk Kościoła, które według niego nie mają jasnego biblijnego uzasadnienia, np. kult Maryi, sakramenty, autorytet papieski czy celibat duchownych. Wskazuje, że wiele z tych elementów zostało wprowadzone przez instytucję Kościoła w ciągu wieków i są bardziej wynikiem tradycji niż bezpośrednio Bożym objawieniem. Podobne uwagi padały ze strony Jana Kalwina, który krytykował rozbudowany system sakramentalny Kościoła katolickiego i zwracał uwagę na konieczność uproszczenia praktyk religijnych zgodnie z Biblią. Z kolei w tradycji katolickiej Jan Paweł II w encyklice Fides et Ratio podkreślał, że Tradycja jest nie tylko przekazem, ale i żywym doświadczeniem Kościoła, które pomaga zrozumieć Pismo w kontekście wiary wspólnotowej.

Grzegorz Nowak:

„Tradycja, która nie ma oparcia w Piśmie, często zamienia się w ciężar duchowy, ograniczający wolność sumienia i prowadzący do oddalenia od prawdziwego Boga.”

Jan Kalwin:

„Nie możemy pozwolić, by ludzkie zwyczaje i decyzje przerastały Boskie objawienie zawarte w Biblii. Tradycja powinna służyć, a nie rządzić w Kościele.”

Pan Nowak wskazuje, że gdy tradycja zaczyna dominować nad Pismem, może to powodować duchowe zagubienie wiernych. Ludzie zaczynają skupiać się na formalnościach i rytuałach, a nie na osobistej relacji z Bogiem, co w efekcie prowadzi do osłabienia autentyczności wiary. W podobnym duchu wypowiadał się Søren Kierkegaard, który krytykował religijność formalną i instytucjonalną, nawołując do autentycznego, osobistego doświadczenia wiary. Z kolei teolog katolicki Karl Rahner zwracał uwagę na potrzebę łączenia tradycji z żywym doświadczeniem duchowym, aby uniknąć jej zbiurokratyzowania i formalizmu.

Grzegorz Nowak:

„Kiedy tradycja zaczyna dominować, wierni zatracają kontakt z żywym Bogiem, a religia staje się jedynie zbiorem rytuałów i formalizmów.”

Søren Kierkegaard:

„Prawdziwa wiara to indywidualne, egzystencjalne doświadczenie Boga, a nie bierne podążanie za zewnętrznymi regułami.”

W zakończeniu książki Autor zachęca do samodzielnego studiowania Biblii i odnowienia osobistej wiary opartej na bezpośrednim kontakcie ze Słowem Bożym. Podkreśla, że jest to niezbędne, by uniknąć przesądów, fałszywych nauk i duchowego zamglenia. Ta postawa bliska jest nurtowi pietyzmu protestanckiego, który kładzie nacisk na osobiste nawrócenie i studiowanie Pisma. W Kościele katolickim podobny apel kierował papież Benedykt XVI, podkreślając w encyklice Verbum Domini znaczenie osobistej lektury Biblii w życiu wiernych.

Grzegorz Nowak:

„Tylko przez osobisty kontakt z Biblią człowiek może odkryć głębię Bożej miłości i żyć autentycznie wiarą, nie opierając się na cudzych interpretacjach.”

Benedykt XVI (encyklika Verbum Domini):

„Czytanie Pisma Świętego w życiu osobistym i wspólnotowym jest źródłem odnawiającej siły duchowej i niezbędnym elementem wiary.”

Argumenty Pana Grzegorza Nowaka wpisują się w długą tradycję krytyki instytucjonalnej roli Kościoła oraz podkreślania nadrzędności Biblii. Jego apel o powrót do podstaw i odnowę duchową ma na celu wyzwolenie wiernych spod ciężaru dogmatów, które – jego zdaniem – nie zawsze mają biblijne podstawy. Porównania z innymi myślicielami pokazują, że choć jest to stanowisko mocno związane z reformacją, w historii chrześcijaństwa pojawiały się podobne głosy nawołujące do większej autentyczności i duchowej wolności w wierze.

Książka kontrowersyjna i genialna, dla osób słabo ugruntowanych w wierze i Słowie Bożym, może być trudna w odbiorze.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Sorus

Islam inaczej

  Dżalal ad-Din Rumi (XIII w.): „Jesteś nie kroplą w oceanie, jesteś całym oceanem w kropli.” Książka  „W świecie islamu. Przewodnik dla tur...