czwartek, 31 grudnia 2020

Polska duma narodowa

 

Porozumienie tak zwanego okrągłego stołu w kwietniu 1989 roku oraz czerwcowe wybory zapoczątkowały wielkie zmiany ustrojowe.

Na trudnej drodze do niepodległości, wolności gospodarki rynkowej i demokracji stało jednak jeszcze wiele przeszkód.

NARÓD ZWYCIĘŻA

Rzeczpospolita Polska taką nazwę obrało państwo polskie po PRL dnia 1.01.1990 roku. Wkrótce po tym przestała istnieć PZPR.

Rozwiązana z wielkim bólem na jej ostatnim zjeździe. Na jej miejscu pojawiła się Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej. W międzyczasie legły w gruzach inne reżimy komunistyczne w całej Europie. Ludzie zaczęli głośno krzyczeć o odejściu Jaruzelskiego z fotela prezydenta.

W czerwcu 1990 roku na czele niezadowolonych z rządu Mazowieckiego (swoją drogą wybranego przez Solidarność) stanął Lech Wałęsa.

RZECZPOSPOLITA POLSKA POD RZĄDAMI LEWICY

W latach 1993 – 2005 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej tworzy kolejno w latach 93 – 97 rząd większościowy z Polskim Stronnictwem Ludowym.  Partia SLD tworzyła rząd w latach 2001–2005 (do 2003 większościowy, koalicyjny z PSL i Unią Pracy; od 2003 rząd mniejszościowy wraz z niektórymi ugrupowaniami lewicowymi).

Wzrost bezrobocia, podniesienie podatków, zapaść służby zdrowia oraz systemu gospodarczego to tylko, niektóre z grzechów SLD.

CO PO KOMUNIE, KTÓRA NIE MINĘŁA?

Od roku 2005 aż do 2020 mówimy o prawdziwej demokracji. Choć wyborcy Prawa i Sprawiedliwości by się z tym nie zgodzili. Rządy od 2005 roku próbowały postawić na nogi kraj nad Wisłą. Niestety nie udało się to ani Platformie, która rządziła tyle lat, ani Prawu i Sprawiedliwości.

RZECZPOSPOLITA POLSKA PLATFORMĄ OBYWATELSKĄ PISANA

Ośmioletnie rządy PO to czas afer i skandali. Począwszy od afery Amber Gold, Infoafery podsłuchowej czy aferki Beaty Sawickiej, która wybuchła jeszcze przed objęciem władzy przez platformę. Należy także wspomnieć o tym, że Donald Tusk zabrał Polakom 150 mld zgromadzonych z OFE po to, by spłacić część zadłużenia ZUS. Zbawca narodu powiedział wtedy, że te pieniądze nie należą do obywateli.

ZŁOTA ERA KACZYŃSKIEGO

W roku 2015 po wielu męczarniach do władzy dochodzi Prawo i Sprawiedliwość, obiecując złote góry nowej gospodarki Rzeczpospolitej Polskiej. Obywatele dostali 500+, 300+ oraz emerytury plus. Jednak nie obyło się bez skandali i aferek.

NASZE KAMIENICE, WASZE ULICE

Największa skandaliczna ustawa rzucająca Polaków na kolana przebiła nawet klęczenie przed Amerykanami. Środowiska Żydowskie domagają się od Polaków 300 miliardów dolarów za tak zwane mienie bezspadkowe po Holokauście. Polacy płaczą, a Żydzi skaczą z radości, bo rząd polski płaci. Just 447 rujnuje naród polski.

UPA NIC O NAS BEZ NAS

Klękać przed Ameryką to żaden wstyd, ale obowiązek. Za to klękać przed Ukrainą to wisienka na torcie. Ludobójstwo na Wołyniu nikomu w rządzie nie przechodzi przez gardło. Dla poprawnych stosunków nawet Szeptycki zostanie świętym. Polskie wsparcie dla Ukrainy bez wyjaśnienia historii jest według PIS potrzebne.

MAŁE KROKI KU WIELKIEJ POLSCE

Pan Stanisław Michalkiewicz prawnik, dziennikarz. Znany ze swoich kontrowersyjnych pozycji zwłaszcza poruszających kwestie żydowskie. Wieloletni publicysta takich serwisów jak „Magna Polonia” czy „Najwyższy czas”. Wydał kolejną fantastyczną książkę ” Małe kroki ku Wielkiej Polsce”. Pozycja ta ukazała się nakładem Wydawnictwa Magna Polonia i jest zbiorem artykułów napisanych w serwisach internetowych redakcji.

Książka ta porusza ważne kwestie dotyczące naszej ojczyzny, polskości i Miejsca rzeczpospolitej Polskiej w świecie. Relacje z Ameryką, Grabież kraju przez Żydów, Błędy i ośmieszenie Prezydenta RP, wsparcie dla Ukrainy… To tylko niektóre z tematów poruszanych przez Autora.

Pozycja ta może wywoływać skrajne emocje. Bezkompromisowe przedstawienie sytuacji Polski nie tylko w kraju, ale i za granicą. Autor nie obwijając w bawełnę, pokazuje nam miałkość i nijakość naszych rządzących. Służalczość narodu polskiego wobec silniejszych. Arogancję władzy i deptanie demokracji. Piłsudski na pewno w grobie się przewraca, a Dmowski zasłania oczy.

Pozycja ważna. Zapewne będzie ona powodem do awantury w niejednym domu. Jak to się u nas mówi, przy stole nie rozmawiamy ani o polityce, ani o religii. Jednak tematy tu poruszone są bardzo ważne jeśli chcemy budować wolną, suwerenną, pełna godności, liczącą się Rzeczpospolitą Polską.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Magna Polonia



wtorek, 29 grudnia 2020

Niemcy chcieli go zabić, Polacy postawić przed sądem - Hubal

 „Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć”

Napoleon


Był 9 października 1939 roku w Górach Świętokrzyskich. Major Henryk Dobrzański, przyjął właśnie na potrzeby dalszej walki z wrogiem pseudonim „Hubal”. Tak właśnie narodziła się jedna z największych legend wojennych.

Mieszkańcy wsi w województwie świętokrzyskim musieli być mocno zdziwieni widokiem oficera w ułańskiej czapce, który ciągle naprzykrzał się Niemcom pomimo tego, że opanowali oni cała Polskę. Robił to przez ponad pół roku, aż do momentu, w którym zginął w zasadzce.
Kawalerzysta, który przed wojną odnosił wspaniałe sukcesy sportowe. Dla wrogów nie miał litości, za nieposłuszeństwo i niesubordynację karał, jednak nikogo do walki o Polskę nie przekonywał i nie zmuszał. Jednak mieszkańcy kraju chcieli walczyć u boku „Szalonego Majora”. Tak nazywali go Niemcy. Nie mieściło im się w głowach, jak można nadal tkwić w II Rzeczpospolitej i walczyć o coś, co już praktycznie nie istnieje. Dobrzański nazywany był ostatnim żołnierzem września. Był człowiekiem, który nigdy nie złożył broni. Dla niego kampania wciąż trwała.

Hubal miał plan, którego konsekwentnie się trzymał. Wierzył on, że Hitler nie opanuje prawie całej Europy - jak ostatecznie się stało. Uważał on, że na wiosnę 1940 roku alianci zachodni wystąpią zbrojnie przeciwko Niemcom. Należało jedynie przeczekać zimę.

Niemcy podczas wojny stosowali zasadę winy zbiorowej. Za pomoc partyzantom groziła śmierć. Tropem Oddziału Wydzielonego okupanci przeczesywali wsie i miasteczka. Wiele z nich spłonęło. Wieści dotarły do Majora, który wolał umrzeć niż złożyć broń.
Niestety władze Polski Podziemnej uważali Hubala za duży problem. Chociaż wałczył on w szczytnym celu, robił to samowolnie. To oznaczało sąd wojskowy. 13 marca 1940 roku Dobrzański otrzymał informację od półkownika Leopolda Okulnickiego. Naczelny wódz generał Władysław Sikorski zabronił majorowi dalszej walki na własną rękę, groził pociągnięciem do odpowiedzialności karnej. Henryk Dobrzański nie posłuchał.



Rozkaz Komendy Głównej ZWZ, 1 V 1940
Po raz trzeci i ostatni rozkazuję natychmiast rozwiązać i zlikwidować oddział. (…) W razie niezastosowania się do powyższych zarządzeń będzie Pan Major traktowany jako dywersant i szkodnik sprawy narodowej. Ponadto jako działający na szkodę społeczeństwa będzie Pań ścigany sądownie.

Major zginął w strzelaninie z Niemcami 30 kwietnia 1940 roku pod Anielinem. Do tej pory nie odnaleziono grobu ze szczątkami majora Dobrzańskiego. Jednak cały czas trwa zbieranie informacji na ten temat.

3 lutego 1968 roku w Dzienniku Frankfurter Allgemeine Zeitung ukazał się tekst „Polski jeździec na siwym koniu” zawierający relację niemieckiego oficera wywiadu i kontrwywiadu 372 dywizji Wehrmachtu, Heinricha Schreihagego. Kwerenda archiwalna prowadzona przez pracowników Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, pozwoliła dotrzeć do oryginalnego tekstu, którym posiłkował się dziennikarz FAZ ponad 50 lat temu. Poza opisem prób rozbicia Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego majora Hubala znalazł się tam również wiersz, w którym padają słowa szacunku, jakim okupant darzył Henryka Dobrzańskiego.

Pan Łukasz Ksyta Autor książki „Major Hubal historia prawdziwa” jako kolejny Pisarz podjął się opisania życia, działalności, a także zwykłej codzienności legendy polskiego wojska. Serwis internetowy Pana Łukasza dedykowany polskim żołnierzom walczącym podczas II wojny światowej to dziś jedna z najważniejszych stron internetowych. Pisarz w swej pozycji nie tylko przedstawia nam majora człowieka, który posiadał wielka pasje do sportu, miał wspaniałą rodzinę, wierzył w wolną Polskę, ale również zmierza się z licznymi oskarżeniami pod adresem Dobrzańskiego, jak zarzuty o narażaniu ludności cywilnej na odwet okupanta czy nieposłuszeństwo wobec przełożonych, które było odbierane jako zdrada.
Publikacja ta nie polemizuje z powstałymi już do tej pory książkami o Hubalu. Jest to pozycja, która uzupełnia przez dodatkowe źródła, fotokopie, zdjęcia i dokumenty dopełnia to, co już powstało. Dzięki temu książka ta przedstawia majora nie przez pryzmat samej wojskowości, ale przede wszystkim jako człowieka, który ryzykując wszystko, postawił na swoją ojczyznę.

Publikacja ta to moim zdaniem jedna z ważniejszych książek o Henryku Dobrzańskim. Przeczytałam ich trochę i tylko w tej nie spotkałam się z narracją PRL, że major był partyzantem. Sam Hubal nie godził się na nazywanie go partyzantem, a swoją działalność uważał za naturalne przedłużenie żywotności regularniej armii. Swoją drogą Henryk Dobrzański i tak miał dużo szczęścia, ponieważ w PRL-u pozwalano o nim zarówno mówić jak i pisać. Jednak określenie partyzant wywodzi się, z tamtego okresu i przyległo do majora, jak widać na stałe. Moim zdaniem jednak nie jest ono prawdziwe. Byłam zaskoczona jak wiele Autor zadał sobie trudu jeśli chodzi o źródła. Niektóre dokumenty przytoczone w tej pozycji są naprawdę trudno dostępne, co jest dość dziwne skoro mamy wolną Polskę. Książka napisana przez pasjonata co widać od razu w formie tekstu, wnikliwości poruszanych tematów i przede wszystkim w bardzo starannym przedstawieniu faktów nawet tych nie zbyt chwalebnych.
Pozycje polecam. Ważna publikacja o człowieku, dla którego wolna Polska była ważniejsza, niż poprawność polityczna.

Cześć i Chwała Bohaterom, Wieczna Pamięć Poległym!!

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Iskry



poniedziałek, 28 grudnia 2020

Mity polskiej historii

 Historia, która staje się powieścią, powieść, która staje się legendą. Legenda, która staje się mitem.


Polska Husaria duma polskiego oręża, uskrzydleni jeźdźcy. Jej wspaniałe bitwy przeszły do legendy. Do dziś panuje przekonanie, że husarzy nie przegrali żadnej bitwy przez pierwsze 126 lat swojego istnienia. Ten pogląd, który niestety jest błędny, wynika z interpretacji tytułu artykułu, który napisał Pan Jerzy Teodorczyk (Bitwa pod Gniewnem pierwsza porażka Husarii). Prawda jest jednak taka, że ani bitwa pod Gniewnem nie była porażką Husarii, ani nie była to jej pierwsza przegrana bitwa. Przykładem tutaj może być bitwa z Moskwicinami, pod Dobryniczami, w której wojska Dymitra Samozwańca przegrały.

Wyssane z palca sarmackiego pochodzenia Polaków jest jeszcze ciekawsze niż sprzeczne informacje o Husarii. Z racji tego, że nazwy Polonia zabrakło w Biblii jak i w doniesieniach antycznych zaczęto szerzyć informacje, o Polsce i Słowiańszczyźnie pochodzącej od walecznego ludu Sarmatów. Pomimo tego, że Wincenty Kadłubek w swoich dziełach ani razu nie wspomniał o Sarmacji a Gal Anonim owszem, lecz tylko raz i to w kontekście tego, aby określić nadbałtyckie plemię Prusów, ich następcą to nie przeszkadzało. Jan Długosz w swoich „Annales” królestwa polskiego upatrywał w czasach biblijnego potopu i wieży Babel.
Według Jana Słowianie byli potomkami Jafeta syna Noego. Przyklaskiwał mu w tym Marcin Bielski w „Kronice wszystkiego świata". Ksiądz Wojciech Dębolecki w swoich wywodach poleciał jeszcze dalej. Postanowił udowodnić, że Rzeczpospolita z racji swoich starożytnych korzeni jest przeznaczona do rządzenia innymi krajami i narodami. Dowody popierające Wojciecha przytacza w swojej książce Jerzy Basala („Jak Polska zbawia świat - mesjasze i prorocy”) „Gdziekolwiek nie wejrzeć w Biblię, w dzieje Żydów, Grecji, Rzymu wszędzie widać ślady polszczyzny, od której wszystko się zaczęło...”

Największym blefem, w jaki wierzą współcześni, jest mit obrony Jasnej Góry. Garstka polskich obrońców pod wodzą nieustraszonego przeora Augusta Kordeckiego kontra banda szwedzkich żołdaków. Trwający całymi tygodniami ostrzał oraz piekielne walki na murach. W ten sposób wielu wyobraża sobie oblężenie Jasnej Góry w roku 1655. Mit książki Henryka Sienkiewicza jest z nami do dziś, ale powieść swoje a życie swoje. Jak się okazuje, Kordecki wcale nie miał zamiaru, stawiać oporu odnoszącym sukcesy Szwedom. W październiku 1655 roku udał się (zresztą jak Jan III Sobieski) do szwedzkiego obozu gdzie […] w swoim i paulinów imieniu, złożył hołd wiernopoddańczy Karolowi X Gustawowi, uznając go tym samym za władcę Rzeczypospolitej.
W zamian za to dostał potwierdzenie posiadanego przez paulinów przywileju, że klasztor na Jasnej Górze jest wolny od wszystkich podatków, oraz że w jego murach nie mogą stacjonować żadne oddziały wojskowe ani polskie, ani szwedzkie. Augustyn Kordecki zdradził władcę i ani myślał o przelewaniu krwi za Rzeczpospolitą. Postarał się nawet o list żelazny gwarantujący życie i mienie podległych mu zakonników.

Autor książki „Polskie złudzenie narodowe” Pan Ludwik Stomma opisuje wiele takich historycznych bzdur. Doktor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki, publicysta tygodnika „Polityka”. Zebrał w całości najciekawsze opowieści, które stały się legendą niekoniecznie prawdziwą. W publikacji tej przeczytamy o Marcu 68, przekłamaniach na temat Żydów i Masonów, O ślubach lwowskich, czy Krzyżakach, którzy według wielu sami postanowili nas odwiedzić.
Publikacja ta jest pełna historycznych ciekawostek, prawd i półprawd. Trzeba jednak powiedzieć, że pomimo dość lewicowej lewitacji Autora książka ta jest naprawdę dobra.
Osobiście bardzo mi się podobała. Nie odebrałam jej jako krytyki naiwności narodu polskiego, a raczej jako zbiór tematów, nad którymi warto się zastanowić i sprawdzić jak było naprawdę. Oczywiście książka spotyka się z krytyką osób, które wierzą w mity wielkiej Polski. Jednak oddając sprawiedliwość Pisarzowi, przedstawił on fakty, które można sprawdzić również w innych źródłach. Publikacja dość obszerna jednak napisana lekkim językiem, który zaciekawi nawet tych, którzy z historią nie są zaprzyjaźnieni. Warto sięgnąć choćby po to, aby poznać inny punkt widzenia niż ten radykalno patriotyczny.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Iskry



sobota, 26 grudnia 2020

Wieczna walka o Kresy Wschodnie

 Polska przed podpisaniem Unii w Krewie znajdowała się pod rządami Jadwigi Andegaweńskiej. Była ona młodszą córką króla Węgier i Polski Ludwika Węgierskiego. Fakt, że kobieta zasiadała na tronie, Polski był efektem ustaleń, poczynionych z Kazimierzem Wielkim oraz braku legalnego następcy tronu płci męskiej. Konflikt, kto ma, zostać mężem Jadwigi nie został rozwiązany. Szlachta nie zgodziła się na kandydaturę Wilhelma Habsburga, który był narzeczonym królowej. Starania o tron polski księcia Ziemowita IV również zostały udaremnione. Zaczęto coraz częściej zwracać się w stronę wschodniego sąsiada Litwy.

Litwa, posiadając, ogromne terytorium uważana była, za kraj bardzo dobrze rozwinięty militarnie. W skład jej terenów pod koniec XIV wieku wchodziła Żmudź i Auksztota oraz rozległe ziemie Rusi m.in. Kijowszczyzna, Siewierszczyzna, Ruś Połocka, Czernichowszyzna, wschodnie Podole, polskie Podlasie. W rzeczywistości jednak kraj ten był ogarnięty bardzo dużym konfliktem dynastycznym. Przywódcy litewskiej opozycji coraz częściej i chętniej szukali wsparcia i pomocy w Moskwie.

Najważniejszą kwestią, mającą wpływ na dalsze losy Polski i Litwy był charakter unii w Krewie. W wystawionym wtedy akcie zostały zawarte sformułowania łacińskie m.in. applicare. Wątpliwości, które pojawiły się później, dotyczyły właśnie tego słowa, a co za tym idzie charakteru związku obu państw. Polska uważała, że oznacza ono inkorporację Wielkiego Księstwa i rezygnację państwa litewskiego z niezależności i odrębności państwowej. Natomiast Litwa interpretowała to słowo jako związek dwóch krajów bez utraty prawa do samodzielnych decyzji i działań politycznych.



Federacyjna Rzeczpospolita Obojga Narodów dzięki unii zawartej w Lublinie stała się imperium ze wszystkimi tego skutkami. To Litwa od XIV wieku rozpoczęła, zbieranie ziem ruskich konkurując przez to z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Rzeczpospolita Obojga Narodów liczyła w swej świetności ponad 990 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni.


Ziemie Polski i Litwy Przed Unią Lubelską



Ziemie Polski i Litwy po Unii Lubelskiej

Pan Kazimierz Frąckiewicz napisał książkę „Polskość Kresów Wschodnich ”. Autor opisuje w niej zarówno same ziemie kresowe, stosunek polityczny do tych ziem, ludność, powierzchnię o raz co najważniejsze jak i najbardziej kontrowersyjne to czy Polska ma prawo mówić, że Kresy Wschodnie należą do państwa polskiego. Pozycja ta zawiera tylko cztery rozdziały, jednak są one mocno rozbudowane i opisane.
Bardzo mocno napaliłam się na tę pozycję. Jednak spadałam z wysokiego konia. Bardzo szanuję Wydawnictwo, które przekazało mi książkę do recenzji, jednak zastanawiałam się, czy napisać pod publikę, czy wyrazić własną zupełnie różną od Autora opinię. Postanowiłam jednak być wierna swoim przemyśleniom mimo tego, że moje zdanie jest inne, również uważam się za patriotkę.

Wiec pierwsza najważniejsza rzecz pozycja ta jest napisana z punktu widzenia narodowca, który jest po stronie polityki Romana Dmowskiego. Co to oznacza? Oznacza to, że Autor moim zdaniem interpretuje słowo applicare jako inkorporację. Ja natomiast z racji tego, że Kresy Wschodnie m.in. Wołyń, o który mimo tego, że nieoficjalnie toczy się, spór należał przed unią do Litwy nigdy wcześniej, nie był Polski. Trochę poszperałam, ponieważ książka jest dla mnie bardzo kontrowersyjna. W okresie II Rzeczpospolitej pojęcie Kresy zostało mocno rozszerzone o obszar wchodzący w skład WIELKIEGO KSIĘSTWA LITEWSKIEGO




Czy te ziemie faktycznie należą się Polsce?? Nie sądzę. Mapy powyżej przedstawiają ziemie, które zostały dołączone do ziem polskich, aby powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów... Więc jak dla mnie sprawa jest prosta.


Po drugie ja nie czczę pamięci ani Piłsudskiego, ani Dmowskiego. Ponieważ obaj mieli swoje dobre jak i złe poglądy polityczne.
Jednak ziemie Królestwa Polskiego PO INKORPORACJI to:


Związane unią

Lenna Korony

(* – inkorporacja do Korony)


Jak widać, są to również ziemie razem z terenami Księstwa Litewskiego. Polska po rozbiorach odzyskała, część ziem kresowych reszta znajduje się na terenie Ukrainy, Białorusi i Litwy. Moim zdaniem jeśli chodzi o resztę ziem kresowych to większe prawo do nich ma Litwa niż Polska, ponieważ przed Unią Lubelską należały one do Królestwa Litewskiego.

Kolejna rzecz, która mnie raziła w tej pozycji. Bardzo mocno rusofobiczna. Ja naprawdę nie uważam, że Rosja to wielki przyjaciel Polski, ale Autor publikacji rozwodząc się nad tym jak bardzo Rosjanie nas skrzywdzili kiedy dokonali rozbiorów zapomniał wspomnieć o tym, że wina leżała po stronie polskiej. Ponieważ mieliśmy tak „wspaniałego ” króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który w seksualnym amoku z Carycą Katarzyną SAM oddał Polskę Rosji. Wprawdzie Katarzyna z łaski kazała Stasiowi po tym jak go porzuciła dla kolejnego kochanka włożyć koronę Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale Staś jako król sam podjął decyzję z miłości do Kasi. Mimo tego, że Poniatowski był bardzo oświecony, a z naszego kraju chciał zrobić kraj europejski, uległ Rosji więc zwalanie całej winy na Moskwę, jest nieprofesjonalne.


Dmowski podczas wybuchu I wojny światowej miał już własną wizję nowego państwa głównym jej celem było wynegocjowanie granic powstającego państwa i przyłączenie do Polski zachodnich ziem piastowskich, określanych w 1914 r. jako „Linia Dmowskiego”. Polska według Dmowskiego miała także obejmować Śląsk Cieszyński, Litwę, Białoruś i Małopolskę Wschodnią po rzekę Zbrucz (ibidem, s.22.).
Jak wiadomo, nie udało się do końca zrealizować tych postulatów, jednak Kresy Wschodnie weszły w skład II Rzeczpospolitej. Dmowski oraz inni narodowcy sprzeciwiali się koncepcji Piłsudskiego, aby wrócić do Polski Jagiellonów, czyli utworzyć niepodległą Litwę, Białoruś i Ukrainę. Endecy uważali, że dawne Kresy Rzeczpospolitej stanowią integralną część państwa polskiego. Idee federacyjne Piłsudskiego jawiły się im jako „kwestionowanie praw Polski do kresów wschodnich” (ibidem, s.23.). Ostatecznie państwo ukraińskie, podobnie jak białoruskie nie powstało. Dzięki temu, w granicach Polski znalazły się takie województwa jak: wileńskie, nowogrodzkie, poleskie, wołyńskie, tarnopolskie i stanisławowskie, które nosiły miano Kresów Wschodnich.
Ziemie te zamieszkiwali jednak nie tylko rdzenni Polacy. Co więcej, w niektórych gminach stanowili oni mniejszość. Dobitnie ukazują to dane, uzyskane w Pierwszym Powszechnym Spisie Ludności z 30 września 1921 roku. II Rzeczpospolitą zamieszkiwało wtedy 25 694 700 osób, z czego Polacy stanowili zaledwie 69,23%. Drugą co do wielkości grupą narodowościową byli Ukraińcy – 3 898 428 (15,17%), Żydzi – 2 048 878 (7,97%), zaś Białorusini – 1 035 693 (4,03%), Rosjanie – 48 920 (0,19%) i Litwini – 24 044 0,09%; (H. Zieliński, Historia Polski 1914-1939, Wrocław 1985, s. 124-126, Tabela 6.).

Wiadomo, że po II wojnie światowej takie państwa jak np. Ukraina czy Białoruś powstały. Kresy Wschodnie należą teraz do nich. Jednak samo mówienie, że te ziemie powinny, należeć do Polski jest moim zdaniem grubo przesadzone. Sama interpretuję słowo applicare tak ja to robili Litwini i nie uważam, aby to uwłaczało mojemu patriotyzmowi.

Czy pozycję tę polecam? Tak. Z uwagi, że każdy ma inne zdanie na temat polskości kresów. Warto przeczytać i samemu wyciągnąć wnioski. Ja swoje wyciągnęłam.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Magna Polonia




środa, 23 grudnia 2020

 Czy zdarzało wam się siedzieć w szkole i przysypiać w najmniej odpowiednich momentach? Zapewne tak. Nie dla każdego z nas lekcje historii, geografii, czy chemii są atrakcyjne i ciekawe. Pewnie, zamiast siedzieć i uczyć się nudnych dat czy krain wolelibyście przenieść się w czasie i przeżyć prawdziwą przygodę podczas nieciekawych lekcji.


Czy wiecie, że Egipcjanie uważali, że makijaż nie tylko chroni przed słońcem, ale także posiada magiczną moc uzdrawiającą?
Czy wiecie, że wielka piramida Giza była najwyższą budowlą na świecie przez 3800 lat, aż do wybudowania wieży Eiffla. Egipcjanie uważali również koty za święte zwierzęta. Podobno przynosiły one szczęście domownikom.



W tak zwanych „greckich ciemnych wiekach” przed okresem achajskim ludzie żyli rozproszeni po całej Grecji, w małych wioskach rolniczych. Grecy mieli dziwne przesądy dotyczące jedzenia. Niektórzy nie jadali fasoli, ponieważ wierzyli, że zawiera ona dusze zmarłych. Grecu uważani są za wynalazców jednego z najmniej lubianych przedmiotów szkolnych, czyli matematyki. Starożytni Grecy byli również bardzo wysportowani. Zapasy uprawiali nago.


Wielcy Rzymianie wierzyli, że nic się nie dzieje przez przypadek, a wszystko ma swój cel. Mieli mnóstwo dziwnych przesądów. Twierdzili, że kiedy ktoś opowiada o wrzodzie, lub znamieniu nie może się dotykać, bo na pewno w miejscu, w którym to zrobi, wyskoczy mu taki wrzód. Rzymianie używali również szczotki na kiju do oczyszczania się po oddaniu kału.

Autorka książki „Wakacje u starożytnych” Pani Joanna Baran zaprasza młodych czytelników w świat niezwykle oryginalnej lekcji.
Nietypowa praca domowa zadana przez ekscentrycznego nauczyciela zabiera grupę uczniów w świat starożytnych Greków, Rzymian i Egipcjan. Nasi bohaterowie na własnej skórze mogą przekonać się jakie życie wiedli ludzie z najbardziej rozwiniętych kultur świata. Przenosząc się w czasie nie spodziewają się jak ciekawa może być lekcja kiedy sami realnie bierzemy w niej udział.
Zapomniane tradycje, dziwne obrzędy, zaskakujące kulty oraz przyjaźń, dzięki, której podróż staje się wielką wartościową przygodą. To wszystko i wiele więcej znajdziecie w tej oryginalnej pozycji.

Kiedy czytałam, tę powieść dla dzieci i młodzieży od razu skojarzyła mi się z książkami z serii „Strrrraszne historie” Terry Deary.
Pani Joanna stworzyła polską serię, książek najpopularniejszych w Stanach Zjednoczonych. Nie widziałam na naszym rynku literackim nic bardziej zbliżonego do pozycji amerykańskiej. Publikacja Autorki ma wszystko to, czego brakuje w konwencjonalnej nauce historii: poczucie humoru, ciekawe informacje, kontrowersyjne postacie, wspaniałe przygody... A to wszystko opowiedziane językiem młodych czytelników. Książka mimo krótkiej objętości wciąga w wielką przygodę, którą można kontynuować w następnych pozycjach Pisarki. Jestem wielką fanką zarówno książek jak i filmów z serii „Strrraszne historie” i bardzo się cieszę, że odnalazłam polską wersję tych pozycji. Zapewniam Was, że„Wakacje u starożytnych” będą wspaniałym dopełnieniem czasami nudnych i monotonnych lekcji, oraz sprawią, że całą rodziną będziecie mogli wskoczyć w świat opowiedziany w sposób nie tyle ciekawy ile niesamowicie ekscentryczny.


niedziela, 20 grudnia 2020

Przy dziedzińcu dom chędogi...

 Przy dziedzińcu dom chędogi... Półtoraczne ławy w ganku...


Przy dziedzińcu dom chędogi... To pierwsze słowa wiersza Wincentego Pola. Dwór szlachecki, bo o nim mowa w wierszu od lat stanowi tradycję polskości nie tylko pod względem wyglądu i wystroju, ale przede wszystkim pod względem zachowanej tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie.


Dwór określenie to miało, szersze znaczenie niż mogłoby się wydawać. W jego zakres wchodziły budynek mieszkalny, chłopskie czworaki, stajnie, stodoły, ogrody etc. Dwory najczęściej zbudowane były z drewna, otynkowane i pobielone. Najczęściej stały na wzniesieniu i górowały nad okoliczną wsią. Budowa tych pięknych domów ich wyposażenie, otoczenie tworzyły wspaniałą polską tradycję. Na terenie takiej posiadłości nie mieszkali tylko właściciele dworu, ale również pracownicy: służący, kucharki czy parobki. Przed rokiem 1831 polski dwór szlachecki rozkwitał dobrobytem, gościnnością, kulturą... Jednak wielka Emigracja z roku 1831 to osiem do dziewięciu tysięcy osób, w trzech czwartych szlachty, ludzi, którzy musieli wyjechać z kraju w obawie przed carskimi represjami.

Na właścicieli ziemskich, którym udało się pozostać we dworach, rząd carski nałożył ogromne latami spłacane kontrybucje. Jednocześnie zdecydowano się na uwłaszczenie chłopów. To wszystko podcięło podstawy gospodarcze majątków szlacheckich. Kiedy doszedł do tego kryzys, dwory zaczęły upadać. Konieczne okazało się przewartościowanie ideału szlachcica. Aby przetrwać, musiał on zacząć oszczędzać, poprzestawać na tym co ma i rezygnować z wielu udogodnień i zachcianek. Wielu z nich zwłaszcza tych wykształconych poradziło sobie z trudami i pozostało w swoich domach jeszcze przez wiele lat.

„Ten kraj szczęśliwy, ubogi i ciasny
Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!
Jakże tam wszystko do nas należało,
jak pomnim wszystko, co nas otaczało;
Od lipy, która koroną wspaniałą
Całej wsi dzieciom użyczała cienia
aż do każdego strumienia, kamienia.
Jak każdy zakątek ziemi był znajomy
aż po granicę, po sąsiadów domy”
A. Mickiewicz

Dwór był nie tylko mieszkaniem. Był też miejscem pracy, ośrodkiem kultury, miejscem nauczania dzieci... W dużej mierze był samowystarczalny, pod względem zaopatrzenia w żywność i wiele innych dóbr. Bardzo dużą wagę przywiązywano do wejścia do domu. Drzwi były duże majestatyczne, ale skromne swoją urodą. Na Święta zawsze pięknie ozdobione. Ganek przed domem wsparty na wspaniałych białych kolumnach. Zapraszał on gości i przyjaciół. Tak naprawdę wizytówką domu był salon. Zawsze czysty i świeży, elegancki, lecz równie skromny. Kusił on swoim czarem ozdobnością oraz przytulną przestrzenią, która sprawiała, że nasi goście chcieli zostać na dłużej. Oczywiście była również sień, sypialnia państwa oraz buduar. Do tego ogromna kuchnia z wielkim paleniskiem, z której dochodziły wspaniałe zapachy.

Życie w polskim dworze toczyło się według własnego ustalonego rytmu, który był zależny od pór roku. Jednak trzeba wspomnieć, że staropolski dom pełen był ludzi. Każdy znajdował tutaj nie tylko ciepłe przyjęcie, ale i zatrudnienie. Dzień typowy dla dworu zaczynał się bardzo wcześnie. Pan domu wstawał o świcie i rozdzielał pracę. Jednak najważniejszą częścią posiadłości stanowiła gospodyni - pani domu. Wnosiła ona do niego piękno starała się urządzić dom wspaniale nawet jeśli miała ograniczone środki. Pani dworu zaczynała dzień nieco później niż jej małżonek jednak i dla niej był on bardzo wyczerpujący. Mimo iż państwo mieli służbę, pani zaglądała do kurników i do obory. Rozmawiała z ogrodnikiem, a także sama dbała o pieczywo dla rodziny. Wstępowała do kuchni gdzie pomagała kucharce. Południe spędzała z dziećmi, które pilnowane przez nią uczyły się, i bawiły...

Wraz z dworami zniknął ten jakże ważny styl życia tak naprawdę nie do odtworzenia. Patriarchalny dom z zapracowanym Ojcem, wspomagającym gospodarstwo dziadem i matką, która dbała o wszytko i starała się o wszelkie dobra dla siebie i rodziny. Niezapomniany klimat i wspaniałe wartości. W swojej książce „Zakątek Pamięci - życie w XIX wiecznych dworkach kresowych” Pani Irena Domańska- Kubiak opisuje nie tylko świetność domu. Autorka skupia się na ludziach, tradycji, oddaniu polskiej ziemi, rodzinie i wszystkich tych wartościach, które dziś już prawie zanikły.

Przyznam szczerze, że do pozycji tej byłam nastawiona sceptycznie. Myślałam, że będzie to, kolejna z książek opisujących wybrane dwory w Polsce co nie zbyt mnie interesowało. A naprawdę potrzebowałam publikacji z duszą. I byłam w szoku, że Pisarka spełniła wszystkie moje oczekiwania. Jestem tą publikacją niesamowicie oczarowana. Tradycja, wartości, obyczaje, staropolskie przepisy, lekkość tekstu. A przede wszystkim wspaniale oddany czar... Czar dworu polskiego. Przeczytałam wiele książek tego typu. Do każdej miałam jakieś, ale. Jednak ta pozycja pokazała mi nie tylko jak się żyło kiedyś, ale to, że warto wrócić do przeszłość, aby tworzyć przyszłość. Do tego wspaniała, barwna stara polszczyzna sprawia, że do tej książki chce się wracać bez końca.

Pozycję tę chciałabym polecić wszystkim. Jednak szczególnie polecam ją paniom domu, które chciałyby wprowadzić staropolski czar do swoich czterech ścian. Zapewniam, że ta książka pomoże im stworzyć dom z duszą, tradycją, wartością. Każdy rozdział nie tylko pozwala nam wejść w środek dawnego życia, ale również szczegółowo odtworzyć je w naszych rodzinach, mieszkaniach i domkach.

„Przy dziedzińcu dom chędogi,

Półtoraczne ławy w ganku,

Sień obszerna, a przy wianku

Wiszą strzelby, smycze, rogi,

Kordy, rzędy, drożne burki

I wyprawne pękiem skórki.

Drzwi na oścież – a w pokoju

Stół dębowy, woskowany,

Pod nim niedźwiedź rozesłany,

Dzban cynowy do napoju,

A na ścianach antenaty,

A na półkach srebrne blaty…”

W. Pol



 https://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t