czwartek, 26 sierpnia 2021

Do kraju tego... Domowy chleb






Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba,
Tęskno mi Panie...”


Cyprian Norwid








Chleb, chlebek, chlebuszek... Ten tradycyjny, suto obsypany mąką i ten pokrojony w grube pajdy, posmarowany smalcem, mieszanym ze skwarkami. Jedynie w tradycji polskiej, otaczany tak wielką czcią i estymą, wypiekany w piecach chlebowych, zapewniający dobrobyt całemu domowi. Nie bez przyczyny utarło się powiedzenie „Kto ma piekarza w rodzinie, ten nie zginie”. Znak Krzyża, czyniony na każdym gotowym do pokrojenia bochenku, był podziękowaniem dla Boga za udane zbiory, które pozwoliły zasiąść do stołu, a także czcią wyrażoną dla każdego okruszka.


Od zawsze nasze dzieci były uczone, a także są nadal, że chlebem się nie bawi, a upuszczony na ziemię od razu jest podnoszony i całowany. Wielką tradycją w kulturze naszego kraju jest również witanie pary młodej chlebem i solą, natomiast staropolski zwyczaj nakazuje wniesienie do nowego domu bochenka wypieczonego dzień wcześniej.


Bardzo często wypiek ten miał również charakter zdrowotny. Przez lata wierzono, że pieczywo a zwłaszcza chleb jest najlepszym lekarstwem na ukąszenie żmii, czy dokuczliwe migreny. Podawano go również zwierzętom, zresztą zwyczaj ten utrzymał się do dziś, karmimy nim kaczki w parku, a nasze babcie podają go świniom i kurom. Nie wszyscy, jednak zawsze mogli się nim cieszyć. Do I polowy XIX wieku pojawiał się na stołach bardzo rzadko. Mogli się nim cieszyć tylko nieliczni, ludzie, którzy nie mieli możliwości spożywania go, na co dzień jadali chleb tylko podczas większych świąt.


Chleb, jest najważniejszym daniem naszym stole wigilijnym. Przed kolacją w dawnej Polsce pieczono parę rodzajów pieczywa na tę okazję. Były bułeczki pszenne dla dzieci i kolędników, chleb z ziarnami oraz tak zwana strucla. Każdy rodzaj pieczony był dzień przed Bożym Narodzeniem. Z czasem tym wiąże się ciekawa tradycja, którą jeszcze na wsiach oczywiście się podtrzymuje. Mianowicie gospodyni, wsadzając do pieca strucle, robiła wiecheć ze słomy i wkładała go do buta. Wraz z nim chodziła ona, do Trzech Króli gdzie paliła go i okadzała dymem domowników, zwyczaj ten miał przynieść pomyślność całemu domowi oraz chronić przed bólem gardła.


Chleba nie mogło również braknąć przy rozpoczynaniu zbiorów. Tak zwane zażynki jak i żniwa zawsze rozpoczynała kobieta, czyli osoba, która piecze w domu chleb. Przynosiła ona na pole chleb, który pozostawał tam jako ofiara. Ciekawe jest to, że chleb stanowił również ważne jadło podczas pogrzebów. W guberni worniejskiej ludzie w dzień pogrzebu stawiali na mogile drobinki zrobione z ciasta, aby duszy umarłego lżej było wstępować do nieba.




Dziś chleb zazwyczaj kupujemy w piekarni lub sklepie. Nie jest on już tym samym wypiekiem, jaki pamiętamy sprzed lat. Warto zatem sięgnąć po pozycje książkową Pani Lauren Chattman, która zachęca nas do domowego wypieku tego dla nas ważnego tradycyjnego pokarmu.


W publikacji Domowy wypiek chleba nie znajdziemy opisów tradycji i obrządków związanych z wypiekiem. Jest to książka całkowicie poświęcona temu jak w domowym zaciszu własnej kuchni przygotowań najważniejsze pieczywo dla naszej rodziny.


Znajdziemy tutaj dział jak w ogóle zacząć wypiek, wszelkie składniki, wyposażenie, jakie będzie nam potrzebne, a także wspaniałą gamę tradycyjnych przepisów na prawdziwym zakwasie, które krok po kroku nauczą nas jak przygotować np. chleb na bazie prostego ciasta, chleby na zakwasie z dzikich drożdży, płaskie pieczywo drożdżowe, czy pieczywo pełnoziarniste. Wszystkie przepisy są bardzo dokładnie rozpisane oraz opatrzone fotografiami.



Biorąc do ręki pozycje Pani Chattman myślałam, że jest to kolejna z tych cóż... okrojonych książek kucharskich, która zawiera zdjęcia z przeróbek komputerowych. Okazało się jednak, że autorka, w co aż nie wierzyłam, trzyma się ściśle tradycyjnych receptur i składników. Nie znajdziecie tutaj pieczywa na spulchniaczach czy z dodatkiem jajek w proszku, publikacja ta to skarbnica wypieku chleba na naszych rodzimych zbożach z użyciem tradycyjnych form.


Przepisy są wspaniale wytłumaczone i jestem pewna, że nie będą stanowiły problemu nawet dla tych, którzy pierwszy raz sięgają po domowy chleb. Publikacja zawiera również najważniejsze pytania i odpowiedzi dotyczące zaczynu na wypieki, co jest bardzo ważne jeśli chcemy, aby nasz chlebek był smaczny. Muszę tutaj stwierdzić, że książka ta jest napisana, może brzydko to zabrzmi jak dla dzieci, czyli wszystko krok po kroku co dla mnie jest wielkim atutem. Oczywiście wypiek na zakwasie własnej roboty troszkę trwa, ale zapewniam Was, że opłaca się podjąć tego zadania. Chleb, jaki wyciągniecie z piekarnika, będzie miał, tylko jedną wadę, nie będzie z pieca chlebowego, cała reszta a najważniejszy jest smak, będzie taka sama jak przy wypieku naszych babć.


Bezsprzecznie pozycja Domowy wypiek chleba to publikacja, która musi zagościć na półce każdej pani domu. Tego typu pozycje pomagają zachować nasze polskie tradycje i zwyczaje, a także to, co najważniejsze smaki.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM

 

wtorek, 24 sierpnia 2021

Wielki powrót, wielkie zjednoczenie




Boże zachowaj króla”.




Od czasu śmierci Przemysła II dla Polski nastały ciemne lata. Błąd popełniony przez króla, który chciał teoretycznie dobrze, sprawił, że na nasz naród rozdarty żałobą i polityką wpadł w ręce wrogów.


Po wielu latach rządu Piastów w roku 1300 Jakub Świnka biskup gnieźnieński koronował na władcę Polski Wacława II. Tragedia był to dla nas wielka, ponieważ to nie Piast a Czech włożył koronę, przejmując tym samym dziedzictwo narodu. Dla Władysława Łokietka był to porażka podwójna. Utracił on na rzecz Wacława Pomorze Gdańskie, Wielkopolskę i Małopolskę i został zmuszony udać się na wygnanie. Sytuacja na Śląsku wcale nie był lepsza. Tam rządy sprawował Henryk III głogowski. W tym samym czasie zmarł Bolko I jaworski książę rządzący we Wrocławiu. Walka o te tereny między Czechem a Henrykiem była zagorzała. Całą ziemię zagarnął, jednak Wacław II.


Rządy Czecha w Polsce były bardzo mocno osadzone na relacjach z Niemcami i Czechami, niestety narody te dopuszczały się hańbiących czynów na naszej ziemi. Twarda ręka króla również sprawiała, że poddani mieli dość. Wacław II zmarł nagłą śmiercią w roku 1305, a kraj pogrążony w konflikcie chylący się ku upadkowi pozostawił swojemu synowi. Wacław III niespełna szesnastoletni młodzieniec, prowadząc ciągłe wojny, nie zauważył, że Władysław Łokietek szykuje się do odzyskania korony. Prawowity władca powraca z banicji, zbierając po drodze sojuszników dla swojej sprawy. Niestety Brandenburczycy nadal ostrzą sobie zęby na nasz kraj, interesuje ich zwłaszcza Poznań. Krzyżacy tak bezmyślnie wpuszczeni na nasze ziemie marzą o Pomorzu na zawsze, które siłą zostało wcielone do państwa krzyżackiego w roku 1309. Długi konflikt o tę część kraju nie został rozwiązany nawet przez Papieża, który w roku 1321 wydał wyrok, aby Krzyżacy Pomorze oddali. Władysław Łokietek musiał zmierzyć się również z Czechami, którzy nie chcieli odpuścić w walce o polską koronę. Konflikty i walki były częścią dojścia do władzy człowieka, który postanowił zjednoczyć rozbity kraj.




To już trzeci tom serii o naszej polskiej historii, naprawdę wspaniałej autorki Pani Elżbiety Cherezińskiej. Płomienna Korona jak dotąd najbardziej brutalna i zarazem prawdziwa część zabierze Was w świat walk o godność i wielkość naszego kraju po rozbiciu dzielnicowym.


Łokietek powraca, zbierając przyjaciół, Czesi ponownie ostrzą zęby, na nasze ziemie a Krzyżacy cóż terroryzują nas na całego i tak to będzie trwało aż do roku 1410. W tym tomie akcja nie toczy się tylko na ziemiach polskich. Razem z naszym przyszłym królem odbijamy się od pałaców, zamków i dworów, przemykamy korytarzami Watykanu i poznajemy historię jednego z największych zakonów na świecie Templariuszy. Intrygi i zdrada, wielkie tajemnice, odważni wojownicy i ukryci zabójcy... Do tego wspaniałe kobiety, święte mniszki i mądre niewiasty Starej Krwi. To wszystko splata się w wielką historię wielkiego narodu.


Pozycja Pani Cherezińskiej początkowo wywołała mój szok swoją objętością. Zastanawiałam się, jak ogromną trzeba mieć wiedzę i wyobraźnię, aby stworzyć nie dość, że tyle części jednej powieści to jeszcze w takiej objętości. Płomienna korona jak dotąd podoba mi się najbardziej. Czytając tę część, miałam, wrażenie, że temat poruszony przez autorkę głównie Czechów i konfliktu z Krzyżakami był naprawdę wyczerpany. Wiele szczegółów, historycznych postaci i relikwii, a przede wszystkim to, co lubię w tego typu publikacjach najbardziej, tajemnice to wszystko pióro pisarki zamieniło w dzieło literackie na miarę sławy Szekspira a bardziej współcześnie Folletta.


Na tylnej części okładki jest napisane, że jest to trzeci i ostatni tom, ale z tego co się orientuję, są jeszcze dwa. Jestem przekonana, że całość niezwykłej opowieści o kraju nad Wisłą zasługuje na wielkie uznanie i nagrodę.


Moim prywatnym zdaniem mimo tego, że na rynku wydawniczym ukazało się wiele pozycji o historii Polski zarówno tych dokumentalnych jak i fabularnych to Pani Cherezińska wiedzie prym i wyznacza nowe standardy w tworzeniu dzieł, które swoją fabułą, akcją, postaciami, wątkami historycznymi i tajemnicą mają największą szansę dotrzeć do miliona odbiorców zarówno w kraju jak i za granicą. Czekam z niecierpliwością na kolejną część, a Was Kochani zachęcam, przede wszystkim tych, którzy są nieprzekonani, tak jak ja byłam, aby zapoznać się z pierwszym tomem powieści i razem z bohaterami przemierzać świat tworzącego się nowego wielkiego, narodu w kolejnych częściach.


Jestem przekonana, że będziecie zachwyceni historią Polski, której nie znajdziecie na kartach podręczników szkolnych.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

niedziela, 22 sierpnia 2021

Niemcy w szale demonów po II wojnie światowej




Bo wiedźma jest zła... Czarownica też jest zła,
ale dobrze czaruje”.






Był 1811 rok... Pochmurne popołudnie, które oczekiwaniem na deszcz zwiastowało to co miało zdarzyć się po raz ostatni w Europie. Ciemnota ludu sprawiła, że Barbara Zdunk doczekała chwili, w której miała zostać spalona na stosie. Prostakom z ludu nie przeszkadzał nawet wcześniejszy skwar, który lał się z nieba kiedy przygotowywano drewno na podpalenie ciała młodej dziewczyny. Zacofani, i zabobonni mieszkańcy Reszla z uciechą wyglądali tego wydarzenia. Kobieta została skazana na karę śmierci za rzekome wywoływanie pożarów. Urzędnicy bez litości wydali wyrok na stos. Legenda głosi, że katowi tak zrobiło się żal dziewczyny, iż zanim ją podpalił, własnoręcznie ją udusił. Ostatni proces o czary i kara, która spotkała Barbarę, zakończyła haniebny okres mordowania niewinnych.


Gdy Germanie przyjęli chrześcijaństwo, nadal uważali, że wiedźmy są pomocnicami diabła. Już w VI wieku rozpoczęli sławne procesy czarownic. Kościół Rzymskokatolicki naprawdę długo wzbraniał się przed tymi germańskimi bzdurami, jednak uległ im i przyłączył się do przedstawienia.


Tragedia ta na dobre rozhulała się w wieku XVII. Płonęła cała Europa, jednak najwięcej procesów odbyło się w Niemczech. Samowola prawników sprzyjała niesprawiedliwym procesom i karom za wyimaginowane oskarżenia. Niemal jak u Kafki Niemcy bez skrupułów nawet fałszywe oskarżenia przyjmowali za pewnik.


Wydawać by się mogło, że średniowieczna i renesansowa ciemnota została na zawsze wyparta z Europy w wieku XIX gdy odbył się ostatni brutalny proces. Nic, jednak bardziej błędnego. Okazuje się, że tuż po II wojnie światowej przegrane Niemcy odnotowały wysoki wskaźnik opętań, czarów, magii, i egzorcyzmów. Nie do końca wiadomo, z czego to się wzięło, być może naród ten zaczął zrzucać winę swej porażki na siły nieczyste. Teorie spiskowe głoszą, że sam Adolf Hitler parał się okultyzmem. Po roku 1945 cudowne uzdrowienia, zwłaszcza te Groninga, czy egzorcyzmy Eberlinga, który we wszystkim doszukiwał się działania złych mocy, obiegły Niemcy z prędkością światła. Wszędzie widziano demony, czarownice i duchy a ci, którzy potrafili, to wykorzystać trzepali na tym niezłe sumki.




Pani Monica Black w swej naprawdę wartościowej pozycji Niemcy opętane w niezwykle ciekawy, fascynujący i wprost wciągający sposób przedstawia nam powojenną historie Niemiec, które zaczęły wierzyć w to, że demony opanowały kraj.
W powieści znajdziecie takie tematy jak fałszywy mesjasz z Monachium, niezwykłe uzdrowienia Groninga, czy skuteczne nieskuteczne egzorcyzmy a przede wszystkim to, że grzech prowadzi do choroby i opętania.


Niezwykłe przedstawienie zabobonności wydawać by się mogło oświeconego narodu. Pozycja ta wciąga, bez reszty i przenosi nas w czasy kiedy wielki powrót czarownic ponownie przyczynił się do wielu tragedii.




Pozycją Pani Black jestem oczarowana. Jest tak świetna, że po prostu trzeba ją mieć. Nigdy bym się nie spodziewała, że tak „wspaniały”, „wielki”, „oświecony” naród ma tak pełne ciemnot przekonania. Książka pisana w formie fabularyzowanej powoduje przeniesienie czytelnika do czasów, które wydawać by się mogło dawno odeszły. Niewątpliwie pisarka ma dar opowiadania o realnych wydarzeniach w sposób ciekawy i wciągający. Jestem tak zachwycona tą publikacją, że jeszcze mnie ona trzyma. Nigdy bym się nie spodziewała, że spotkam się z takim tematem właśnie odnośnie naszych sąsiadów.


Lekki język, barwne szczegóły. Mnogość postaci i dodatkowe wątki historyczne to wszystko sprawia, że ta książka bije na głowę wszystko, co do tej pory przeczytałam w temacie historycznym opętań, czarów, i duchów. Polecam tę niesamowitą publikację wszystkim tym, którzy interesują się tematem, ale również tym którzy nie wierzą w duchy i opętania. Dzieło Pani Black to jedna z tych pozycji, które po prostu trzeba mieć.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i Spółka



 

Nowe spojrzenie na psychologię




Życie jest trudne. Jest to, wielka prawda, jedna z największych prawd.
Jest to wielka prawda, bo kiedy już ją dostrzeżemy,
możemy wyjść poza nią”.

Scott Peck




M. Scott Peck psychiatra, który sam stwierdza, że miała różne związki i romanse pozamałżeńskie, a jego relacja z dziećmi był zawsze co najmniej zła, pisze dzieło, które od 20 lat podbija listy bestsellerów. Ponad 20 milionów sprzedanych egzemplarzy dzieła o rozwoju duchowym na całym świecie, zachęca coraz młodszych odbiorców do zapoznania się z niewątpliwie mocnym tytułem, jakim jest Droga rzadziej przemierzana.




Rzadko w rozwoju nauki, jaką jest psychiatria, łączono psychikę ludzka z Bogiem i jego wpływem na nasze życie. Jednakowo Wiliam Tuke uważany za ojca tej dziedziny nie uważał, że wartościowe życie bez problemów psychicznych może mieć jakikolwiek związek z cytatami z Biblii, a już na pewno Zygmunt Freud w swych teoriach na temat miłości, ego oraz alter ego nie poważyłby się na napisanie pracy podobnej do tej, którą wydał Pan Scott. Szczęśliwe życie oraz seksualność człowieka od wieku XIX była traktowana jako pojęcie czysto psychologiczne z domieszką psychiatrii, która miała niwelować problemy pochodzące z naszego wnętrza. Zapewne w czasach kiedy terapia dopiero wchodziła do obiegu, a o rozwoju duchowym nawet nie było mowy, twórcy terapii moralnej pozbawiliby Pana Scotta prawa do wykonywania zawodu.


Nawet dziś rzadko kiedy łączy się rozwój duchowy i pomoc psychiatryczno – psychologiczną z boskim pierwiastkiem. Wiedząc jednak o tym, że ludzie od zawsze poszukują ukojenia autor pozycji,Droga rzadziej przemierzana wyszedł im naprzeciw fantastyczną publikacją, wywołującą kontrowersję wśród czytelników.


Pisarz, który jest jednocześnie psychiatrą, neurologiem skupia się nie tylko na tym jak łącząc religie i psychikę odkryć wartość swojego pobytu na ziemi, ale również skupia się na aspekcie umysłowo duchowym miłości. Po kontrowersyjnych opiniach najsławniejszych terapeutów mamy w końcu kogoś, kto nie traktuje człowieka, tylko jako jednostkę czysto fizyczną i seksualną, mamy kogoś, kto daje nam wybór, aby wyjść poza teorie Wunda i bełkoty Freuda.


Pozycja Pana Scotta stawia tezę, że psychologia i religia uzupełniają się, a ich połączenie sprawia, że rozwój duchowy i praca nad swoim życiem nabiera nowej jakości i jest o wiele bardziej wartościowa. Książka porusza takie tematy jak samodyscyplina, samokontrola, branie odpowiedzialności za swoje życie, moralność, przyjaźń, rolę Boga w przeżywaniu każdego dnia, o prawdzie i życiu w niej. Autor przedstawia nam również nowe podejście do tematu miłości, która według niego nie jest tylko popędem zmysłów i zaspokojeniem żądz cielesnych, ale jest ona naszą decyzją, która obejmuje przede wszystkim aspekt miłości duchowej i umysłowej w każdej relacji, którą budujemy.


Przyznam, że publikacja Pana Scotta niezwykle mnie wciągnęła. Nigdy nie interesowałam się samorozwojem, ze względu na klasyczny psychologiczny bełkot oparty na nauczaniu XIX psychologów i psychiatrów. Dzieło pisarza może wywoływać ambiwalentne uczucia, ponieważ jest ono mocno osadzone w mocno osadzone w korzeniach duchowości, Boga, religii, co nie każdemu może się podobać. Trzeba jednak przyznać, że im bardziej człowiek próbuje radzić sobie ze wszystkim sam, odtrącając pierwiastek duchowy, naszego istnienia tym jest gorzej. Ja jako osoba wierząca jestem tą pozycją oczarowana. Myślę, że jest to jedna z tych książek, która czytana na różnym etapie naszego życia za każdym razem wprowadza do niego coś nowego. Bezsprzecznie dzieło to zachęciło mnie do sięgnięcia po inne prace autora, które moim zdaniem są równie wartościowe.


Niewątpliwie jest to publikacja, która moim zdaniem powinna znaleźć się na półce każdego, kto interesuje się rozwojem duchowym. Pozycja napisana z punktu widzenia połączenia psychiatrii i religii z całą pewnością dopełnia wszystkie inne publikacje w tym temacie wydane do tej pory. Myślę również, że osoby wierzące znajdą w tej książce duchowe schronienie z punktu widzenia terapii umysłu. Pan Scott w fantastyczny sposób przechodzi z XIX wiecznych teorii czysto nastawionych na pracę z psychiką na poziom połączenia nauki i religii co niewątpliwie zachęca do pracy nad sobą większą liczbę osób. Zachęcam do zapoznania się z lekturą nowej psychologii oraz własnej oceny. Jestem, jednak pewna, że się nie zawiedziecie.



Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

czwartek, 19 sierpnia 2021

Potęga wywiadu




Wolę gdy ludzie popierają mnie ze strachu,
niż z przekonania. Przekonanie jest zmienne,
strach zawsze jest ten sam”.


Józef Stalin






Operacje przeprowadzane przez tajne służby są niezmiennym aspektem życia politycznego. Jeśli są przeprowadzane przeciwko innym narodom, to jeszcze można zrozumieć, gorzej jest z sytuacją gdy oszalały przywódca takie operacje przeprowadza przeciwko obywatelom własnego kraju. W Związku Radzieckim a wcześniej w Rosji carów było z tym różnie. Trzeba, jednak przyznać, że Federacja Rosyjska jest najbardziej krwawym narodem nie tylko ze względu na pomordowanych w jej imię wrogów, ale przede wszystkim tych obywateli tego kraju, którzy zginęli w imię manii prześladowczych jej przywódców. Na przestrzeni lat nic się nie zmieniło.




Jedną z najbardziej znanych operacji wywiadowczych kraju nad rzeką Moskwą jest niewątpliwie operacja TRUST. Była to największa operacja tajnych służb, która miała za zadanie skompromitować wywiady innych krajów w tym Polski. Odbywająca się w latach 1921 – 1926 została ostatecznie zakończona w roku 1927 w geście triumfu ZSRR.


Jeśli nie wiadomo, o co chodzi zawsze, chodzi albo o władzę, albo o pieniądze, a że często jedno z drugim jest powiązane, w operacji TRUST chodziło o obie te rzeczy. Genialnym pomysłodawcą tego przedsięwzięcia był Feliks Dzierżyński, choć archiwa wspominają tutaj również nazwisko Mienżynskiego i Steckiewicza. Po miażdżącym zwycięstwie bolszewików w rosyjskiej wojnie domowej potrzebowali oni okresu spokoju, który umocni ich program, działalność i dyktaturę. W roku 1921 grupa carskich urzędników założyła organizację o nazwie Monarchistyczna Organizacja Centralnej Rosji. Działała ona przeciwko rodzącemu się ustrojowi. Niestety została wykryta przez Dzierżyńskiego, ten pomysłowy jegomość doszedł do wniosku, że nikt jej nie rozwiąże, a władza wykorzysta ją, przeciwko swoim wrogom. W efekcie przejęcia MOCR cała organizacja została w pełni opanowana przez agentów. Agentom GPU udało się przekonać zagraniczną opinię publiczną, że na terenie Rosji działa potężna agentura przeciwrządowa. Naprawdę jednak wszelkie pieniądze, które miały trafiać do rosyjskiej opozycji zasilały ustrój manipulujący MOCR.


MOCR nie tylko kontrolował opozycję w kraju. Jego ofiarą były również służby zagraniczne wywiadowcze takich krajów jak Finlandia, Czechy, Rumunia, Estonia, Wielka Brytania i oczywiście Polska. W naszym kraju powołano specjalną komisję, która miała wyjaśnić całą aferę TRUST (och jak my Polacy kochamy komisje!). Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ powołana komisja miała tak naprawdę za zadanie całe to bagno wyciszyć i zamieść pod dywan co zrobiono w roku 1927.




Pan Władysław Michniewiecz po raz kolejny pochyla się nad tematem Związku Radzieckiego i jego działalności na terenie Europy. W swej pozycji Wielki blef sowiecki autor z wielkimi szczegółami przedstawia nam kulisy afery TRUST, oskarża o agenturalność dwóch naczelników Referatu „Wschód” Michała Talikowskiego, oraz Jerzego Niezbrzyckiego. Pozycja niezwykle odważna zresztą jak wszystkie dzieła pisarza, niektóre pisane na emigracji.


Czytając tę publikację, zastanawiałam się, ile jeszcze kwiatków chowa ZSRR. Ile ich ma również współczesna Rosja. Wydawać by się mogło, że tyle lat po wojnie każdy naród powinien rozliczyć się, ze swoją historią a winni powinni zostać ukarani. Okazuje się jednak, że zamiast gnić w więzieniu, przestępcy spędzają ostatnie lata swego życia w bogactwie i dobrobycie.


Książka niezwykle szczegółowa. Przedstawia nam wszystkie fakty, i wydarzenia, które doprowadziły do przejęcia władzy w MOCR, wszelkie działania, które zostały przeprowadzone, aby pogrążyć nieprzyjaciół Rosji oraz niezwykłe ciekawostki. Publikacja ta z całą pewnością wciągnie miłośników historii sowieckiej i jej działań na terenie Polski. Pisarz niewątpliwie wykonał wspaniałą pracę, aby jak najrzetelniej przedstawić nam obraz tamtych sytuacji i wydarzeń. Pozycja jest przebogata w przypisy i wspaniałą bibliografię co bezsprzecznie pozwala na bardzo obszerne zgłębienie tematu. Ja jako miłośniczka historii jestem tą książką oczarowana i polecam Wam ją bez dwóch zdań.

Książkę do recenzji otrzyamałam od Wydawnictwa Fronda


 

środa, 18 sierpnia 2021

Za Naszą i Waszą...






Hańba temu, kto widzi w tym coś nieprzyzwoitego”.






Dywizjon 303 i bitwa o Anglię do dziś jest tematem zręcznie zakłamywanym i unikającym. Bo cóż z tego, że Anglicy mają dziś własny, wolny kraj jak do dziś nie wiedzą komu, go zawdzięczają. Ach tak sławne przemówienie Churchilla, w którym powiedział on „Nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym”obiegło świat... Czy ówczesny premier mówił prawdę, czy był to cel propagandowy? Z wydarzeń dalszych, które mówią o tym jak potraktowano naszych lotników wiemy dziś, że Anglia nigdy nie był naszym przyjacielem.


Tak naprawdę historia sławnego 303 zaczęła się w roku 1940 kiedy to w Northolt został sformowany dywizjon, przejął on dziedzictwo 1 Pułku Lotniczego stacjonującego w Warszawie. Większość pilotów 303 pochodziła z Warszawy i brała udział w walkach w obronie stolicy w roku 1939. Po klęsce zadanej polakom we wrześniu służyli we Francji. 30 sierpnia piloci Dywizjonu zestrzelili niemieckiego Messerschmitta, po tym wydarzeniu jednostka ta została włączona, do Bitwy o Anglię. Szacuje się, że do jesieni 1940 roku piloci dywizjonu strącili 126 niemieckich samolotów, po wojnie nieprzychylni nam badacze stwierdzili, że ta liczba była zawyżona.


O dokonaniach Polaków bardzo mocno rozpisywały się brytyjskie gazety. Najwięcej dla legendy dywizjonu zrobił podróżnik Arkady Fiedler. Udał się do generała Sikorskiego, ponieważ postanowił napisać o nich książkę. Był przekonany, że spotka tam już kolejkę w tej samej sprawie, jednak bardzo się pomylił. Fiedler napisała swoją pozycję Dywizjon 303, która sprawiła, że o pilotach usłyszał cały świat.


Piloci Dywizjonu 303 zasłynęli z ofensywy myśliwskiej nad Francją, operacji „Overlord”, lądowaniem w Normandii, inwazją na Niemcy. Brali również udział w operacji „Big Ben”. Ostatnia ich operacja miała miejsce w 1945 roku. Dywizjon 303 został rozwiązany w roku 1946. Większość jego pilotów zdecydowała się na emigrację.


8 czerwca 1946 roku w Londynie odbyła się wzbudzająca wiele kontrowersji defilada wojskowa na cześć uczczenia zwycięstwa aliantów nad państwami Osi w II wojnie światowej. Niestety zaproszenie na tę uroczystość otrzymali tylko piloci Dywizjonu 303, nie zaproszono innych polskich pilotów walczących w bitwach brytyjskich. To wielkie upokorzenie spotkało nie tylko naszych rodaków. Na defiladę nie zaproszono również bohaterów bitwy o Narwik z Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich oraz 1 Dywizji Pancernej pod dowództwem generała Maczka.




Pan Richard King autor książki Dywizjon 303 w swej dość obszernej historycznie pozycji przedstawia nam nie tylko powstanie legendarnego dywizjonu, ale również jego cała historie aż do roku 1946 kiedy piloci złożyli mundury. Jest to naprawdę rzetelne dzieło o legendzie obalające również mity powstałe na przestrzeni lat. Pozycja ta zawiera wspaniałe zdjęcia i jest okraszona ważnymi datami z wydarzeń politycznych, wojennych i światowych.



Przyznam, że pozycja Pana Kinga mimo całej rzetelności tekstu mnie rozczarowała, ponieważ nic nie wspomniano o defiladzie, która tak upokorzyła nasz kraj. Autor nie poświęcił również ani linijki na napisanie tego, że Polska musiała zwrócić pieniądze za to, że NASI lotnicy walczyli o Anglię na angielskim sprzęcie. Jest to publikacja, która nie wnosi nic nowego w to co już zostało napisane propagandowo o naszych lotnikach. Pan King powtarza informacje, które możemy przeczytać w innych pozycjach, pomija zupełnie prawdę o walce za naszą i waszą wolność. Mimo tego, że same zdjęcia i lekkość pozycji robią wrażenie, uważam, że można było choć trochę obiektywniej pochylić się nad polską historią.


Jeśli ktoś oczekuje, że przeczyta o tym jak Anglia zdradziła nas po bitwie z tej publikacji się tego nie dowie. To raczej opowieść, którą chętnie czyta świat o dzielnych lotnikach, którzy sami powinni być wdzięczni koronie brytyjskiej za to, że mogli za nią umierać. Książkę polecam jako ciekawostkę lotniczej historii, ale nic poza tym.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM


 

Wznowienie IPN

  „Kto będzie pamiętał o tej całej hołocie za dziesięć czy dwadzieścia lat? Kto dziś pamięta imiona bojarów, których pozbył się Iwan Groźny?...