niedziela, 3 marca 2024

Zaskoczenie



"...Jedynym oparciem dla ducha jest bunt! Bunt, co jak mina pod twierdzą wybucha, bunt przeciw rzeczom, ludziom i własnej istocie, przeciw życiu i śmierci..."

Tetmajer





Temat powielany i odgrzewany, z reguły robi się nudny zwłaszcza kiedy wiele zagranicznych książek powiela go dobrze, a polscy Pisarze tworzą profanację. Szczerze mówiąc, myślałam, że ta samo będzie z najnowszą powieścią, Pani Danki Braun Nie pamiętam Cię córeczko.

Ta fabuła, kobieta traci pamięć, ktoś jej wmawia, że jakiś facet, to jej mąż a dziecko to jej dziecko na pewno znacie tę fabułę i jest ona zwykle taka sama, zwłaszcza w thrillerach. Przeczytałam z ogromną ciekawością, aby sprawdzić, czy Pani Braun trzyma poziom zagranicznych Autorów, którzy sprawnie poruszają się właśnie w tym temacie i byłam naprawdę zaskoczona.

Kobieta przebywająca w krakowskim szpitalu, nie pamięta, kim jest i skąd pochodzi. Pewnego dnia w jej Sali pojawia się mężczyzna, który twierdzi, że ma na imię Laura i jest jego żoną i matką jego pięcioletniej córki. Nasza bohaterka nie poznaje męża, domu ani dziecka, ale jest gotowa przyjąć, że faktycznie nazywa się Laura Kulig. Problem pojawia się, gdy zaczynają ją nawiedzać sny, w których widzi inne osoby, oraz czuje z nimi emocjonalną więź.

Nie wiem, jak skategoryzować, powieść Pani Braun nie do końca thriller nie do końca obyczajówka, ale jedno jest pewne, jest to świetna powieść. Zaskoczyły mnie dialogi. Niezmiernie przemyślane niepłytkie w stylu dużo słów mało treści. Ciekawy jest także wątek psychologiczny głównej bohaterki, jej przemyślenia takie szamotanie się z własnymi myślami. Faktycznie Pani Braun poradziła sobie świetnie z oklepanym zagranicznym tematem. Druk dość drobny, a książka i tak jest gruba. Bez płytkich bohaterów i powtarzania akcji, to jest chyba coś, co wyróżnia tę pozycję. Mam wrażenie, że powieść ta była pisana bardzo świadomie, jestem pewna, że pisarka wiedziała, że powiela temat i jest to, nie oszukujmy się duże wyzwanie.

Spodziewałam się gniota, na dodatek skopiowanego, ale dostałam świetnie skonstruowaną fabułę, szeroki wątek psychologiczny i zaskakujące zwroty akcji. Okazuje się, że polscy Pisarze także potrafią w oklepanych wątkach stworzyć coś fajnego. Moim zdaniem Pani Braun, jest pierwszą Autorką, która podjęła temat ze światowej tapety i stworzyła coś naprawdę bardzo dobrego. Muszę nadrobić inne pozycje Pisarki, jeśli są tak dobre, jak ta to może faktycznie przekonam się do współczesnej polskiej literatury kryminalno obyczajowej. Oczywiście polecam, nawet dla zwykłego porównania, ale naprawdę jest to świetna publikacja.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prozami


 

niedziela, 25 lutego 2024

Zapomniany stan



„Nie ma prawdziwych rycerzy, tak samo jak nie ma bogów. Ten, kto nie potrafi obronić się sam, powinien zginąć, żeby zrobić miejsce dla tych, którzy to potrafią”.



Kto nie kocha opowieści o Rycerzach Okrągłego Stołu, legendy króla Artura i jego dzielnych kompanów, zarówno w wydaniu książkowym, jak i filmowym? Artur i jego kompania przeszli do klasyki zarówno lekkim piórem, jak i doskonałą reżyserią. Mimo to, czy wiele wiemy dziś o rycerzach, ich roli w społeczeństwie, życiu, kulturze oraz zasadach, jakimi się kierowali? W XXI wieku nie koniecznie.

Pozycje traktujące o temacie nie są na dzień dzisiejszy za bardzo popularne. Gustujemy raczej w literaturze współczesnej, a i nasze wartości są coraz bardziej nie tylko różne, ale i zanikające. Takie rzeczy, jak honor, uczciwość, sprawiedliwość, pomoc, czy szacunek przechodzą powoli do lamusa, bo nasz wiek tworzy człowieka głównie nastawionego na własne ego, oraz coraz większy konsumpcjonizm.

Na rynku wydawniczym nie ma wielu, dokumentalnych, czy historycznych pozycji o stanie rycerskim dlatego książka Pani Rosie Serdiville oraz Pana Johna Sadlera z serii Sekrety historii, a mianowicie Rycerze honor i przemoc, zmusza nas niejako do przemyślenia nie tylko średniowiecznych wartości, ale i współczesnego zaganianego życia.

Templariusze i Krzyżowcy, odwaga i tchórzostwo, lojalność i zdrada to tylko niektóre z tematów poruszane przez Autorów. Książka ta odkłamuje średniowieczne opowieści i przedstawia fakty o ludziach takich, jak my, którzy poświęcili swoje życie w imię zasad. Kosztowny ekwipunek i uzbrojenie, służba królowi i ludowi, zemsta, krwawe walki, pijackie uczty i gotowość do poświęceń, to wszystko i jeszcze więcej w drugim wydaniu niezwykle ciekawej publikacji.

W tej pozycji zaskoczyła mnie bibliografia, całość ma 180 stron a bibliografia, jest tak obszerna, że aż zaczęłam się zastanawiać nad genialnością zamieszczenia tych wszystkich informacji w tak krótkiej formie. Po zapoznaniu się z książką Rycerze honor i przemoc zaczęłam trochę inaczej postrzegać ten temat. Z reguły, jest on niezwykle romantyzowany, piękne damy dworu i szlachetni mężczyźni, a tutaj mamy jednak przemoc, bunt, nienawiść i wszystko, co z tym związane. Mimo to nadal jestem pod ogromnym wrażeniem tego stanu, przyznam, że historia Templariuszy i Karola V fascynuje mnie od szkoły średniej, a sprawy związane z wyprawami krzyżowymi bulwersują i szokują. Jak widać w tej publikacji, każdy medal ma dwie strony. Napisana z wielką pasją miłośników historii książka, od pierwszej strony zachęca do chwilowego oczywiście porzucenia pełnej pasji i miłości opowieści o Arturze, a przeniesienia się w prawdziwe czasy, prawdziwych ludzi, którzy tak jak my kochali i nienawidzili, jednocześnie uznając honor za największą wartość.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM


 

niedziela, 28 stycznia 2024

Wielki lud i mroczna historia



„Co by było, gdyby wpuścić Normanów do królestwa niebieskiego? Zaczepialibyście święte dziewice nieprzystojną mową, podnosilibyście wojenny zgiełk przeciw serafinom i archaniołom i wrzeszczelibyście o piwo przed obliczem samego Pana Boga”.

Frans Gunnar Bengtsson

Historycy twierdzą, że wielu Słowian ma w sobie krew Wikingów. Magia, tak w wielkim skrócie można streścić opowieści, legendy i historię tego skandynawskiego ludu, który jest chyba jednym z najbardziej fascynujących społeczeństw nie tylko w kulturze. Cała Szwecja słynie z porozrzucanych w niej kamieni runicznych z wyrytymi na nich klątwami. Jeśli dodamy do tego podboje, wielkie bitwy, powstałe seriale, oraz fascynacje malarzy tematem Wikingów możemy przenieść się do świata, który może już nie istnieje, ale na pewno nie stał się mitem i nie popadł w zapomnienie.

Kochamy Thora, wymachującego ogromnym mieczem, Freię zarządzającą piątkiem oraz płodnością, a także Odyna mężczyznę bez oka specjalizującego się w szeroko pojętej mądrości. Fascynujemy się wielkimi budzącymi respekt łodziami, a także hełmami z rogami, które nigdy ich nie miały, ale zostały one dodane do legendy, aby wzmocnić wizerunek wojownika. Wikingowie stawiali raczej na wygodę i ciepło. Ich kobiety natomiast są opisywane jako niewiasty niezależne, o silnym charakterze i wyrażające własne zdanie. Nie ma się co dziwić, bo przecież kiedy mężczyźni wyruszali na podbój świata, to one zostawały w domach i przejmowały ich obowiązki. Co wiązało się niekiedy z walką z bronią w ręku. Podobno czasami towarzyszyły też mężom w wyprawach, co umożliwiało całym rodzinom osiedlanie się na nowych terenach.

I tak powstają serie książkowe, filmy, seriale, pieśni i legendy… A wśród nich Pan Radosław Lewandowski, który swoją książką Australijskie piekło opartą na faktach podbił moje serce, co doprowadziło do tego, że z wielką chęcią przeczytałam dzieło Klucz do Helheimu wpadając prosto w tajemnice, walki i mity Islandii. Największym zaskoczeniem było dla mnie, to, że nie zraziła mnie polska otoczka, a pierwsze co pomyślałam, czytając początek, to to, że mam przed sobą narodowego Dana Browna.

Grupa młodych archeologów i poszukiwaczy przygód, postanawia rozwikłać tajemniczą zagadkę i odnaleźć magiczny artefakt zwany Naczyniem. Ścigając się z czasem i agentami CIA przygoda nabiera tempa, a nasi bohaterowie stają oko w oko nie tylko z wielką historią, ale także z zagrożeniem. Świat nordyckich bogów wciąga nas bez reszty, aby zaszczepić w czytelniku fascynację tematem, jednocześnie podając na tacy przygodę ze skarbem w tle.

Cóż tu dużo pisać, muszę przyznać, że na kolejną pozycję Pana Lewandowskiego czekałam z niecierpliwością. Lepiej, jest wydać jedną książkę rocznie, która będzie hitem, niż sto miałkich pozycji do niczego. Taka jest właśnie literatura wychodząca spod pióra Autora. Żałuję, że publikacja ta jest tak krótka, o Wikingach można pisać dużo i spodziewałam się co najmniej objętości Australijskiego Piekła, ale nic straconego, ponieważ o tym ludzie Pan Lewandowski stworzył naprawdę wspaniałą serię.

Pisarz niezwykle świadomy tematu, o jakim pisze, co moim zdaniem jest godne pochwały. Bez bzdur i bajdurzenia wplata prawdziwą historię, legendy i tradycje w fantastyczną fabułę, tworząc kolejne bardzo dobre dzieło na wpół historyczne. Uwielbiam kiedy rzeczywistość miesza się z fikcją, a Autor, jest jednym z lepszych, który umiejętnie się tym bawi. Muszę tutaj także dodać, że cudowna wklejka od razu po otworzeniu książki zachęca czytelnika do przerzucenia kartek, a tłoczone obrazki na stronach zachwycają. Żałuję tylko, że powieść ma miękką oprawę, ale poza tym cały druk i wydanie nadaje jej ekskluzywnego wyglądu.

Klucz do Helheimu z całą pewnością zainteresuje także młodszego odbiorcę. Nie jest tak ciężki jak poprzednia powieść Autora, w którą trzeba się wgryźć. Okładka niemal jak z filmu o Indiana Jonesie od razu wpada w oko i krzyczy, przeczytaj mnie. Nie mogę tej publikacji nic zarzucić, poza już wyżej wspomnianą objętością, liczyła na grube tomiszcze, ale to subiektywne upodobania, cała reszta moim zdaniem sprawia, że z twórczością Pana Lewandowskiego po prostu trzeba się zapoznać.

Książkę do recenzji otrzymałam od Pana Radosława Lewandowskiego


 

niedziela, 21 stycznia 2024

Głód i brud?



„Nigdy nic się nie zmienia. Jeden system jest równie dobry, jak drugi. Średniowiecze nie jest epoką. Średniowiecze to nazwa ludzkiej natury”.

Juli Zeh





Średniowiecze nie takie straszne wieki… Epoka kojarząca się z zacofaniem, brudem, Inkwizycją, płonącymi stosami, czarną magią. Historia, która stała się legendą, legenda, która stała się mitem. Ten mit utwierdził nas w przekonaniu, że nic dobrego z czasów średniowiecznych nie wyniknęło, a przecież to właśnie ten okres stał się podwaliną współczesnej Europy. Zygmunt Freud pisał, że „synowie z nienawiścią odnoszą się do epoki ojców, a uwielbiają epokę dziadów”. Petrarca, określił te czasy jako światło i ciemność, o promiennej kulturze antyku i mrokach tysiącletniego upadku, który nastąpił zaraz po niej. Widać tutaj pewną hipokryzję, gdyż to wiek XX w historii zapisał się jako ten najbardziej barbarzyński i w ilości ofiar i zła prześcignął całą epokę średniowiecza.

Pomimo ciągłego strachu przed szatanem, średniowiecze, to czas obfitujący w wiele ciekawych wydarzeń. To właśnie wtedy wynaleziono pług i użyźniono gleby Europy, powstał kalendarz, oraz cyfry arabskie nie mówiąc już o budowie największych uniwersytetów. Ludzie żyli dłużej niż 30 lat, a często nawet dożywali 80. Statystyki fałszują dane, ponieważ była bardzo duża umieralność dzieci.

W serii Sekrety historii ukazała się pozycja Pana Chrisa Wickhama Średniowieczna Europa, która zabiera nas w podróż po tym niezwykle ciekawym okresie w historii świata. Autor opisuje epokę, która obfitowała w burzliwe wydarzenia i wielkie przemiany. Rozprawia się z najciekawszymi historiami ówczesnych czasów, jak czarownice, dominacja papiestwa, czy uciemiężenie chłopów. Przedstawia nam wielowymiarowość tysiąca lat po części przeinaczonej historii.

Tę pozycję czytałam z wielką fascynacją. Faktycznie średniowiecze, to czas przedstawiany niezbyt chlubnie. Bezsprzecznie wywołujący mnóstwo emocji, oraz kontrowersji. Pisarz swoją publikację faszeruje ogromną ilością przypisów, oraz źródeł historycznych, to książka nie tylko o społeczeństwie, ale także o władcach, nepotyzmie, rycerzach, szerokim rozwoju gospodarczym, czy powolnym upadku hegemonii kościoła. Autor polemizuje, także z twierdzeniem, że średniowiecze, to ciemne i zacofane czasy podając nam całą masę przykładów. Książka dość obszerna, napisana drobnym drukiem, świetnie udokumentowana historycznie, aż prosi się o zainteresowanie.

Średniowieczna Europa, to chyba jedna z lepszych pozycji, jakie czytałam o tej epoce. Bez górnolotnych słów przedstawia czytelnikowi, to co w ciągu tego tysiąclecia, jest najważniejsze i najciekawsze.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM


 

sobota, 20 stycznia 2024

Krew, pot i łzy



„Historia [...] to relacja, większością kłamliwa, ze zdarzeń, większością nieistotnych, zdawana nam przez historyków, większością durniów. [Geralt]”

Andrzej Sapkowski



Władze Rzymu dbały o to, by mieszkańcy Wiecznego Miasta mogli wypełnić swój czas różnorakimi rozrywkami. Wizyty w łaźni i podziwianie przedstawień to jeszcze nie wszystko. Na temat upodobań antycznych Rzymian wiele mówi motto „chleba i igrzysk”. O ile zdarzało się, że strawa nie zawsze była łatwo dostępna, to igrzysk nigdy nie brakowało, a największą popularnością cieszyły się zmagania specjalnie wyszkolonych wojowników. Kim byli gladiatorzy? Jak żyli i czy zawsze umierali na arenie?

W tej tematyce powstało wiele dzieł, nam czytelnikom gladiatorzy kojarzą się raczej z niewolnikami z góry skazanym na śmierć, soczystym przelewem krwi i okrutną władzą, która dbała o rozrywkę dla mas. Mimo stereotypu, panujący Rzymem Juliusz Cezar nie znosił walk na arenie i wolał oddawać się innym zajęciom np. studiować protokoły. Także Klaudiusz i Marek Aureliusz byli przeciwni walkom, jednak żaden z nich nie zdecydował się na ich zakazanie. Dlaczego? Ponieważ byłoby to dla nich czymś w rodzaju „politycznego samobójstwa”.

Pan M.C. Bishop w swej pozycji Gladiatorzy krew i igrzyska zaprasza nas do niejednolitego świata, w którym nic nie jest takim, jakim się wydaje. Pisarz rozwiewa nasze poglądy jednym dmuchnięciem, jednocześnie prostując przekłamania i półprawdy. Zapewne niewielu z czytelników wie, że gladiatorami były, także kobiety (do 200 roku n.e., kiedy takich zmagań zakazał cesarz Septymiusz Sewer). Choć trzeba przyznać, że było ich znacznie mniej.

Książka być może nie za bardzo obszerna, tłumaczy nam kto w ogóle mógł zostać gladiatorem, jaką sztuką walki posługiwali się wojownicy, czy jak ona zmieniała się na przestrzeni lat i władców. Czuję po tej lekturze lekki niedosyt. Mam wrażenie, że Autor mógł w tym temacie stworzyć naprawdę historycznie grube dzieło, postawił jednak na minimalizm, który można było sobie wygooglować. Książka, jest publikacją typowo dla tych, których ciekawi temat, ale tylko pobieżnie, bez zagłębiania się w historyczne, czy polityczne szczegóły.

Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, choć nie wyobrażam sobie patrzenia na taki rozlew krwi na żywo. Brutalność tych walk mnie przytłaczała, z jakiegoś powodu zawsze uważałam tych ludzi za nieszczęśliwych, choć faktycznie wielu było takich, którzy sami zgłaszali się do pełnienia tej funkcji.

Teoretyczny koniec krwawych zmagań na arenie nastał w IV wieku n.e., kiedy znaczna część Rzymian wyznawała już chrześcijaństwo. W 326 r. Konstantyn Wielki ugiął się pod naciskiem duchownych i wydał edykt zakazujący walk gladiatorów. Nieoficjalnie krwawe widowisko było wystawiane do ok. 440 r. Generalnie uważam, że po tego typu książki warto sięgać dla własnego rozwoju intelektualnego, fani igrzysk i walk mogą być lekko zawiedzeni, ale dla początkujących poszukiwaczy tego tematu polecam.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM


 

czwartek, 11 stycznia 2024

Wartościowa seria



„Nikt nie lubi być oceniany po pozorach, szczególnie jeśli wyróżnia się z tłumu.” 

                               Artur Tojza 

 

    Po co tu dużo mówić, angażującym pierwszym tomie Słonej Wanilii skończyłam także część drugą. To, co w pierwszej książce wydawało mi się za lekkie, w drugiej okazało się, że ma sens, co doprowadza do tego, że czekam z niecierpliwością na kolejne pozycje z tej serii. 

W końcu udało mi się nieco ogarnąć to całe uniwersum, trzy cykle po trzy książki, czyli 9 tomów fantastycznego czytania😊 faktycznie część druga, jest już mocniej dojrzalsza niż część pierwsza, co dla mnie jest wielkim atutem, ponieważ uwielbiam kiedy czytelnik dojrzewa wraz z bohaterami. Tutaj już postacią główną nie jest Tomek, tylko Amanda, w ogóle każdy tom będzie miał innego bohatera wiec, możemy spojrzeć na to licealne życie z szerszej perspektywy. 

Obu publikacjom zarzuca się, za bardzo rozbudowane opisy i analizy psychologiczne. Ja po zapoznaniu się z nimi uważam, że są to bardziej książki dla młodzieży niż dla dorosłych (wiem błędnie), wiec moim zdaniem takie tłumaczenie przez Autora wszystkiego, jak krowie na rowie, to plus. Z uwagi na to, że dziś mamy młodzież mniej rozgarniętą i mniej domyślną zwłaszcza jeśli chodzi o szeroko pojętą przemoc psychiczną i emocjonalną w szkołach rozbudowane wątki psychologiczne, a co za tym idzie i analizy postaci dokładnie tłumaczą problem, który dla wielu odbiorców może być niezauważalny. Zresztą, co tu dużo mówić dorośli także są coraz mniej spostrzegawczy więc im, również się to przyda. 

Słona Wanilia II oscyluje wokół tematu oceniania ludzi tylko na podstawie wyglądu. Z całą pewnością, jest to problem, który, niczym archetyp przeciąga się z pokolenia na pokolenie, a zaczyna się w domu, gdzie panują niskie umiejętności wychowawcze. Problemy nastolatków opisywane w lekki sposób poruszają najważniejsze tematy, obnażając ich lęki, kompleksy, oraz wszechobecne udawanie. 

Od tomu II zaopatrzcie się w dużą ilość znaczników, ponieważ złote myśli Pisarza są tutaj kwintesencją i zarazem niezobowiązującym morałem powieści. Trzeba tutaj, także wspomnieć, że faktycznie problemy poruszane w pozycji nie są niczym nowym i Pan Tojza Ameryki przed nami nie odkrywa, jednak myślę, że na polskim rynku będzie, to chyba jedyna tak długa seria narodowa poruszająca trudne tematy związane z dorastaniem. Miłość, zazdrość, nienawiść, zawiść, przyjaźń do tego problemy rodzinne, to wszystko i jeszcze więcej w części drugiej, ale i w całej serii. 

Mam wrażenie, że Słona wanilia, jest lepiej napisana niż pierwsza książka Autora, jaka czytałam… Może to znak, że należy zostać przy młodzieżówkach? Z całą pewnością Pisarz ma do nich talent. Czekam na kolejną część, a Wam polecam jako nikła fanka tego gatunku. 

Książkę do receznji otrzymałam od Pana Artura Tojzy


 

wtorek, 9 stycznia 2024

XX wieczna manipulacja



„Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie”.

A. Einstein

Manipulacja na przestrzeni historii przybierała różne formy. Czy naród polski został kiedykolwiek zmanipulowany? Oczywiście nie raz, nie tylko w przeszłości, ale i w czasach współczesnych. To samo od zawsze działo się w innych krajach Europy i całego świata. Czy Niemcy zostali zmanipulowani podczas dojścia Hitlera do władzy? Temat ten budzi coraz większe kontrowersje zwłaszcza w kontekście zbrodni na takich narodach, jak Polacy, czy Żydzi. Trzeba, jednak powiedzieć, że Wiele z założeń niesławnego akwarelisty była dobra dla jego narodu, przyczyniając się do rozwoju jego gospodarki, czy infrastruktury.

Ludzie dorośli podejmują raczej świadome decyzje, natomiast dzieci można wciągnąć, w każdy nawet poważny konflikt od rozwodu począwszy, na wojnie skończywszy. Nie inaczej było za III Rzeszy, kiedy to genialny pomysł utworzenia młodzieżowej przybudówki partii narodowosocjalistycznej. Hitlerjugend jest bez wątpienia najbardziej znaną organizacją, która zrzeszała niemiecką młodzież pod rządami nazistów. Jej liczebność, powszechność, zasady przyjęć i działania świadczyły o niemal całkowitej indoktrynacji niemieckiego społeczeństwa. Nazistom udało się niemal doszczętnie zniszczyć całe pokolenie, które nie znało innego obrazu świata niż ten, który prezentowała im bezwzględna propaganda. W tym kontekście była to jedna ze zbrodni, jakie Adolf Hitler popełnił na własnym narodzie. Nie należy jednak zapominać, iż cieszył się w tym okresie ogromnym poparciem społecznym, a przynależność do Hitlerjugend, choć na późniejszym etapie już obowiązkowa, była dla wielu – rodziców i młodych – powodem do nieskrywanej dumy.

Pan Michael Kater na ponad trzystu stronach zapoznaje nas z historią utworzenia tego ugrupowania, jego sukcesami, oraz późniejszym upadkiem. Poznamy tutaj zarówno dziewczęta, jak i chłopców, dla których czynny udział we wszelkich akcjach wojennych było nie tylko obowiązkiem, ale i radością ze służenia swojej ojczyźnie. Co ciekawe Autor poświęcił także jeden rozdział, który mówi o roli dziewcząt i kobiet w ówczesnym społeczeństwie. Ich obowiązków budowania szczęśliwych małżeństw i służeniu własnemu domowi. W publikacji tej wybrzmiewa cała propaganda, skrupulatnie przygotowana nie tylko przez samego Adolfa, ale także ludzi mu podległych.

Dzieci Hitlera Hitlerjugend, to skrzętnie zapisana machina manipulacji psychologicznej i społecznej, w mistrzowski sposób ukazująca ówczesny geniusz propagandy sukcesu. Jako książka historyczna, dla mnie troszkę za krótka, mam wrażenie, że Pisarz skupił się na najważniejszych rzeczach, ale nie za bardzo uraczył nas ciekawostkami, a szkoda. Pozycja niezwykle merytoryczna z niezwykle obszerną bibliografią, co moim zdaniem w tego typu książkach jest najważniejsze. Oczywiście sam Autor potępia powstanie młodzieżówki NSDAP, słusznie. Natomiast ja zastanawiam się, czy powstawanie młodzieżówek różnych partii dziś, nie jest podobne do tego, co zrobił Hitler… Myślę, że dziś działa ta sama manipulacja, co wówczas, może tylko na razie wciągająca w politykę nieco starszych młodych ludzi.

Książkę Dzieci Hitlera z serii Sekrety Historii, polecam. Generalnie polecam całą serię, ponieważ moim zdaniem, jest warta uwagi.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM

 

Zaskoczenie


No i co… Gdyby ktoś mi powiedział, że zacznę rok młodzieżową obyczajówką w dodatku polską, to pewnie popukałabym się w czoło. Nie jestem fanką polskich pozycji, chociaż ostatnio zaczytałam się w niezwykle przejmującej książce dla dzieci i nawet zakupiłam trzeci tom, jednak ogólnie uważam współczesne polskie publikacje za stanowczo mało głębokie.

Pan Artur Tojza „wpadł” w moje ręce, przyznam zachwycając mnie książką Farreter myślę, że była to jedna z lepszych pozycji, jakie czytałam, więc tym bardziej skusiłam się na kolejną, a mianowicie na Słoną Wanilię. Trochę sama siebie wprowadziłam w błąd, zakładając z góry, że jest to powieść dla dorosłych, docelowo był tak reklamowana, ale po zapoznaniu się z tekstem uważam, że to niezwykle dobra młodzieżówka. Z książek opowiadających o dojrzewaniu, relacjach damsko męskich w świecie licealistów, wszelkiego rodzaju problemach, oraz dodatkowo sprawach rodzinnych, jak do tej pory niemal wszystko porównywałam do pozycji Trzynaście powodów. Ciężko było mi znaleźć coś poziomowo podobnego, zwłaszcza w naszej rodzimej literaturze, ale aż nie wierzę, że to napiszę Pan Tojza niemal dogonił Jaya Ashera, choć z lekkim przymrużeniem oka. Być może wynika, to z dość szerokiego spektrum tematycznego, w jakim porusza się Autor, tworząc swoje publikacje. Mimo to Słona Wanilia jestserio dobrym zastępstwem, jeśli ktoś nie zna twórczości Pana Ashera.

Przeczytałam oba tomy. Ciągle żałuję, że nie znalazły one swojego wydania w formie papierowej, nie znoszę ebooków. Warto było jednak poświęcić im czas. Wiecie, ta książka należy do jakiegoś uniwersum, ale nie pytajcie mnie, do jakiego bo mimo tego, że Autor mi to tłumaczył, ja całkowicie się w tym zgubiłam. Nie wynika, to z ignorancji, a z tego, że dla mnie publikacja ma być dobra i ma mieć wciągającą fabułę, jeśli tak jest, to nie za bardzo interesuje mnie, do jakiej serii należy.

Słodko-słona historia o licealistach, którzy z jednej strony mierzą się z nastoletnimi problemami, a z drugiej – muszą przedwcześnie dorosnąć, ponieważ najbliżsi, którzy powinni być dla nich opoką, zawodzą.

Tomek jest wycofanym nerdem, siedzącym z nosem w komiksach oraz anime. Jego największą bolączką jest fakt, że urodził się w walentynki, których szczerze nie cierpi z wielu powodów. Pewnego razu niespodziewanie trafia do pomocy przy organizacji szkolnej imprezy walentynkowej, którą kierują dwie topowe uczennice - Amanda oraz Anna. Przyjaciółki wiodą z pozoru idealne życie i są niedoścignionym wzorem dla innych. Jednak nic nie jest tym, czym się wydaje na pierwszy rzut oka.

To opis powieści, jaki znajdziecie w Internecie, Ja dodałabym jeszcze, że bije na głowę serię Pretty Little Liars, Pani Shepard oraz Plotkarę Cecily von Ziegesar. Mam, jednak kilka uwag, najważniejsza z nich to niedosyt, uważam, że powieść można by rozbudować na kilka tomów (nie wiem, czy istnieje taki zamysł) z uwagi na to, że temat posiada wielki potencjał. Trochę zabrakło mi dramatyzmu, mimo że psychologia postaci jest bardzo mocno rozbudowana. Ostatnie, to za prosty język, ogólnie do języka nawet bym nic nie miała pod warunkiem, że publikacja faktycznie byłaby oznaczona, jako powieść dla młodzieży, dla dorosłego czytelnika za dużo moim zdaniem uproszczeń i kolokwializmów. Zastanawiałam się nad ekranizacją tej książki. Czy te dwa tomy można np. rozbić na kilka sezonów serialu? Myślę, że tak z uwagi na to, że dziś filmy i seriale młodzieżowe mają dość duże wzięcie, weźmy choćby serię Heartstopper, która jeśli chodzi o wydanie książkowe, to naprawdę lipa, z tych dwóch tomów Pana Tojzy można zrobić świetną ekranizację.

Pisarz, jest moim odkryciem zwłaszcza jeśli chodzi o zakres tematyczny książek, jakie tworzy. Osobiście już nie mogę doczekać się ukazania, Jego powieści w duchu z tego co słyszałam, rewelacyjnych retellingów znanych baśni dla dzieci. Będę płakała nad tymi wydaniami w formie e-booka, ale i tak przeczytam😊 licząc na cud wydania papierowego. Na temat Słonej Wanilii miałam jeszcze jedno spostrzeżenie, mianowicie tytuł kojarzy się raczej z erotykiem lub romansem niż z książką dla młodzieży w duchu licealnym… Dość ciekawy zabieg. Dodatkowo jest to powieść bardzo mocno współczesna, co tylko dodaje jej plusów.

Łapiąc się za głowę i sama, w to nie wierząc polecam Wam Pana Tojzę i jego młodzieżową twórczość. Przekonał nieprzekonaną do polskich powieści dla młodego czytelnika, choć założenie tej pozycji było inne.

Książkę do receznji otrzymałam od Pana Artura Tojzy - Autora


 

środa, 3 stycznia 2024

Po raz kolejny


„Pragnienie zanegowania depresji własnej i cudzej jest w naszym społeczeństwie tak silne, że wielu

ludzi uzna, że masz problem dopiero w chwili, gdy fruniesz z okna dziesiątego piętra”.

Elizabeth Wurcel



O depresji wśród dzieci i młodzieży czytam niemal wszystko. W ubiegłym roku na rynku wydawniczym mieliśmy wysyp poradników, zarówno tych dla rodziców, jak i dla nauczycieli, dotyczących nie tylko zjawiska depresji, ale wszelkich tematów do niej doprowadzających, jak przemoc w sieci, nękanie, problemy w szkole, czy w domu. Polska psychiatria bije na alarm, ale ze względu na pogłębiający się z roku na rok brak funduszy na leczenie zwłaszcza tych najmłodszych pacjentów, odnotowujemy wzrost chorób i zaburzeń psychicznych u dzieci i młodzieży.

Pani Anna Duman, jako kolejna Autorka pochyliła się, nad tematem pisząc, jedną z ciekawszych pozycji Depresja u dzieci i młodzieży, jak chronić i pomóc. Przyznam, że ta publikacja zaskoczyła mnie, niewielką objętością jak na powagę tematu. W książkach tego typu jednak nie objętość jest ważna, ale merytoryczna treść i to Pani Duman się udało. Nie znajdziemy tutaj psychiatrycznego podejścia do problemu wraz z całą gamą niezrozumiałych stwierdzeń, analiz i definicji. Książka ta, to raczej praktyczny poradnik, który pomaga dorosłym zauważyć problem i skutecznie sobie z nim poradzić.

Pierwszy rozdział traktujący o emocjach, to moim zdaniem coś, czego brakowało mi w dotychczas przeczytanych pozycjach w tym temacie. Znajdziemy tutaj takie zagadnienia, jak to czym jest pamięć emocjonalna, czy jak przeżycia z wczesnego dzieciństwa i związane z nimi emocje wpływają na rozwój osobowości. Dalej mamy czynniki rozwoju ryzyka depresji u dzieci i młodzieży, obszerny rozdział poświęcony samookaleczeniom i próbom samobójczym oraz dużo miejsca poświęcona na funkcjonowanie rodziny w problemie depresji. Nie wiem, czy tę książkę można nazwać naukową, ale z całą pewnością, jest ona napisana w sposób przystępny dla każdego, kto zaczyna dopiero interesować się zarówno zaburzeniami psychicznymi u młodego człowieka, jak i głębszą fazą depresji.

Jestem pod ogromnym wrażeniem naprawdę solidnej bibliografii, która dosyła czytelnika do bardziej zaawansowanych dzieł, związanych z problemem. Myślę, że książka Pani Duman, to jedna z tych, które rodzic powinien mieć na półce, ponieważ skupia się na subtelnych i wydawać by się mogło mało znaczących objawach depresji, co bardzo często zdarza nam się przeoczyć. Jestem pewna, że także w tym roku, wyjdzie wiele tego typu dzieł i dziełek, jedne będą lepsze inne gorsze, ale wszystkie potrzebne ze względu na fakt, że problem depresji, co udowadniają naukowcy, dotyczy coraz młodszej grupy dzieci.

Publikację Pisarki polecam bez dwóch zdań.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM



 

wtorek, 2 stycznia 2024

Wygrana/przegrana Norymberga




„23 października (cela Schachta)



Mam pełne zaufanie do sędziów i nie obawiam się konsekwencji. Kilku oskarżonych jest niewinnych, większość to zwykli zbrodniarze. Nawet Ribbentrop powinien zostać powieszony za swoją głupotę; nie ma gorszej zbrodni niż głupota”.



W roku 2015 podczas moich odwiedzin w Norymberdze zresztą całkowicie przypadkowych, bo tylko przejazdem byłam pozytywnie zaskoczona, że sąd, w którym odbywały się procesy, a także kawiarnia były otwarte dla Polaków całkowicie za darmo. Można było zwiedzić gmach i dodatkowo napić się kawy, to wszystko za okazaniem polskiego dowodu. Wbrew pozorom Niemcy z tamtych terenów uważają Hitlera za zbrodniarza i nie znajdują dla niego żadnego usprawiedliwienia, nie żywiąc jednocześnie tak dużej pogardy dla Polaków, jak ma to miejsce w części kraju położonej bliżej Nysy Łużyckiej.

Procesy Norymberskie wywoływały wiele emocji, najczęściej także skrajnych opinii, a także wiele strachu nawet wśród cywilów. Efekty były skromne. Łącznie zarzuty postawiono 208 osobom. [...] Jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie możliwe formy osądzania zbrodni nazistowskich, postępowania toczone w zasadzie do dziś, to wszczęto procesy w około 5 tysiącach przypadków. Tymczasem, historycy obliczają, że w działalność machiny nazistowskiej było zaangażowanych 5 milionów osób. Proces norymberski miał sprawić, by przywódcy III Rzeszy nigdy nie stali się bohaterami narodowymi, by sztandary niemieckie nigdy nie pochyliły się nad pomnikiem historycznych zbrodniarzy. By przyszłe pokolenia Niemców uznały krwawą winę i spłacić mogły- i chciały — straszliwy dług wobec całego świata. Czy, to faktycznie się udało, każdy powinien ocenić sam.

Trzecie wznowienie pozycji Panów Joe J. Heydeckera oraz Johannesa Leeba Proces Norymberski w serii Sekrety historii, po raz kolejny cieszy się popularnością, mimo naprawdę dużej objętości. Autorzy, uzupełniając dodatkowymi dokumentami, cytatami oraz fotografiami oddają do rąk czytelnika jeden z najbardziej oczekiwanych, ale też niemiarodajnych procesów świata. Książka ta, to nie tylko wskazanie winnych, których udało się złapać i osądzić, ale także porażka aliantów w kwestii takich nazwisk, jak Robert Ley, Gustav Krupp, czy Martin Bormann. Pozycja ta obnaża również zbrodnie systemu komunistycznego i zadaje wiele obiektywnych pytań w stosunku do osoby Józefa Stalina i jego ówczesnych poczynań.

O procesie w Norymberdze powstało wiele gorszych i lepszych dzieł. Dla mnie im bogatsza bibliografia i dodatkowe dokumenty, tym lepiej taka właśnie jest ta książka. Ponad 650 drobno zapisanych stron, ukazujących nie tylko zło nazizmu, ale także nieporadność aliantów, kumoterstwo, wielkie pieniądze, czy nepotyzm. Niezwykle ciekawe, jest to, że głównym oskarżycielem procesu podstawowego był Robert Houghwout Jackson, który po ogłoszeniu wyroku złożył swój urząd 17 października 1946.

Dodatkowo Autorzy zamieścili wiele ciekawych fotografii, które przybliżają nam cały wygląd tego głośnego procesu. Wisienką na torcie publikacji, są usuwane przed laty przez komunistyczną cenzurę fragmenty dotyczące paktu Hitlera i Stalina oraz zbrodni katyńskiej. Polecam bez dwóch zdań.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM


 

czwartek, 28 grudnia 2023

Powrót nad Niemen



„Słyszałeś, co się stało w Niemczech? Zuch z tego Hitlera! Wspaniale! To dopiero zręczne posunięcie”!

Józef Stalin





Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej, to klasyka wszech czasów. Każdy ma do tej pozycji inne nastawienie, ja ją uwielbiam. Długie opisy przyrody, oraz sytuacji pobocznych, rozbudowany rys historyczny, klasowi bohaterowie, ciekawa fabuła… Książka w szkole średniej mocno niedoceniona, z całą pewnością taka, do której trzeba dorosnąć.

Zapowiedzi pozycji Płynąc po dnie Niemna, Pana Roberta Pawłowskiego widziałam kilkanaście razy w Internecie. Czytam o fabule, a tam zdanie, że jest to kontynuacja losów bohaterów powieści Pani Orzeszkowej. Musiałam tę książkę mieć i przeczytać. Z perspektywy czasu, uświadomiłam sobie, że mimo to, że Nad Niemnem mi się bardzo podoba, w ogóle nie zrozumiałam tej publikacji, a może po prostu wtedy byłam na nią za młoda. Dopiero powieść Pana Pawłowskiego otworzyła mi oczy na rzeczywisty problem obu tych pozycji, a mianowicie życie ludzi, zarówno Polaków, jak i Białorusinów na ziemiach Grodzieńszczyzny i Nowogródczyzny. Dzięki tej publikacji udało mi się lepiej zrozumieć kontekst historyczny Nad Niemnem, co przyznam po latach, mojego ostatniego spotkania z tą powieścią zachęciło mnie do ponownego sięgnięcia po Autorkę.

Płynąc po dnie Niemna, to dalsze losy rodziny Bohatyrowiczów, tym razem pod niemiecką i rosyjską okupacją. Znajdziemy tutaj także naszych starych bohaterów z powieści Pani Orzeszkowej, natomiast wisienką na torcie są prawdziwe wydarzenia, na których oparta jest fabuła. Pisarz barwnie przedstawia losy rodziny od początku I wojny światowej, aż do lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Książka ta, nie jest z pewnością pisana językiem popularnej Autorki, nie zawiera tak wielu barwnych opisów, skupia się raczej na wydarzeniach historycznych i warunkach, w jakich muszą żyć bohaterowie, jednak czuć ten nadniemeński klimat. Byłam niesamowicie zawiedziona, że Autor uśmiercił moją ukochaną Justynę, wiem spojler, ale nie mogłam się z tym pogodzić. Byłam ciekawa z samego opisu książki jej dalszych losów i tego, jak poradziła sobie na gospodarstwie, tak wiem to nieprzerwana pępowina z publikacją Elizy Orzeszkowej😊. Niestety dla mnie Pan Pawłowski zdecydował inaczej, ale wybaczam Mu ze względu na wysoki poziom tej powieści.

Wydanie na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie niszowego, ale cudowna wklejka i kolorowe ilustracje są wspaniałe. Trochę żałuję, że oprawa nie jest twarda, ale może uda się to przy kolejnych dodrukach. Byłam zaskoczona, że książka posiada swoje tłumaczenie na język rosyjski, przyznam także, że Wydawnictwo PCPapier, jest mi kompletnie nieznane, mimo to pod względem historycznym i merytorycznym uważam tę pozycję za niezwykle wartościową.

Trudna historia wielu narodów, na jednej ziemi, opisana w sposób ciekawy i przystępny, to jest chyba coś, co robi na mnie największe wrażenie. Zastanawiałam się, czy uwłaczy to Pani Orzeszkowej, jeśli uznam, że Płynąc po dnie Niemna, może być traktowane, jako niezwykła kontynuacja Jej powieści, dochodzę do wniosku, że moim zdaniem Pan Pawłowski stworzył właśnie coś takiego. Dziś tyle lat po wojnie, trudna historia byłych państw Związku Radzieckiego, oraz nasza polska ciągle się łączą, co sprawia, że książki takie jak Płynąc po dnie Niemna, są potrzebne.

Książkę do receznji otrzymałam od Wydawnictwa PCPapier


 

Dramat

- [..] trzeba wierzyć. Wierzyć. Cóż innego nam pozostaje? - W co? - W Boga. I w dobro, które tkwi w ludziach. - Czy pan nigdy nie wątpił? - ...