piątek, 30 lipca 2021

Warszawskie dzieci, które zweryfikował czas





Dziś idę walczyć — Mamo,
może nie wrócę więcej,
może mi przyjdzie polec tak samo,
jak tyle, tyle tysięcy...”


Dziś idę walczyć – Mamo!






Największa armia podziemnej Polski – Armia Krajowa miała w swych szeregach wybitnych dowódców oraz dzielnych żołnierzy. W oddziałach walczyły także dzieci, które często oddawały swoje życie, w bitwach o wolną Polskę. Tak popularna dziś pieśń Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego oddaje cały dramat tamtych wydarzeń. „Warszawskie dzieci pójdziemy w bój, za każdy kamień Twój stolico damy krew...” Tę znaną piosenkę nagrano 1 sierpnia 1944 roku dla radia Błyskawica. Bardzo szybko obiegła powstańczą Warszawę i stała się symbolem zaciętych walk, ale przede wszystkim młodych ludzi i małych dzieci, biorących udział w walkach zbrojnych i dodatkowych ważnych dla kraju akcjach.


Chłopcy, którzy działali w Harcerskiej poczcie polowej, byli najmłodsi. Z reguły mieli po 12 lub 15 lat, jednak zdarzali się i młodsi. Bardzo często ochotnicy zawyżali swój wiek, ponieważ dowódcy nie chcieli brać nieletnich na żołnierzy. Największą i najlepiej zorganizowaną grupą w Armii Krajowej byli młodzi ludzie z Szarych Szeregów. Dzieci i młodzież wyszkoleni w Bojowych Szkołach i Grupach Szturmowych, z których tworzono oddziały bojowe Kedywu. Witold Modelski 11-letni wówczas chłopiec po śmierci swoich rodziców sam zgłosił się do batalionu „Gozdawa”. W niedługim czasie został kapralem, brał udział w walkach na Starym Mieście, po wstąpieniu do batalionu „Parasol” walczył wraz ze starszymi kolegami na Czerniakowie. Poległ 20 września 1944 roku. Witold jest patronem Sali Małego Powstańca w Muzeum Powstania Warszawskiego.


Niemcy nie mieli skrupułów w mordowaniu dzieci i młodzieży. Ci najmłodsi, którzy zajmowali się przenoszeniem poczty, żywności czy opatrunków, nie do końca jednak byli łatwym łupem. Mali, szybcy i sprytni potrafili wykiwać nie jeden patrol gestapo. Wiele z polskich dzieci zmuszono do pracy w niemieckich zakładach zbrojeniowych. Niemcy z pełną świadomością i premedytacja łamali konwencję genewską. Chłopcy wzięci w tamtym okresie do niewoli czasami wracali do Polski, wielu jednak z nich rozproszyła się po całym świecie.


Podczas powstania zarówno dzieciom jak i ich rodzinom doskwierał głód, choroby, wieczny strach. Wiele rodzin z małymi dziećmi wywieziono do niemieckich obozów zagłady. W tamtym okresie nie miało znaczenia to jaki status społeczny ma chłopiec, czy dziewczynka, każde z nich było w tym samym niebezpieczeństwie.


Pozycji o dzieciach w czasie Powstania Warszawskiego znajdziemy wiele. Jednakowo wspomnienia, dzienniki, czy powieści. Pani Agnieszka Cubała napisała książkę Warszawskie dzieci 44,jednak nie jest to opowieść o walce młodych ludzi w tamtym okresie. Pozycja Pani Cubały skupia się na tym jak radziły sobie dzieci w tych trudnych dniach z dramatem sytuacji, głodem, cierpieniem, bólem. Goście Autorki opisują również traumę, która towarzyszyła im po upadku powstania przez długie lata, a nie którym do dziś. W pozycji Warszawskie dzieci 44 poznajemy wspomnienia m.in. Krzysztofa Kowalewskiego, Jacka Fedorowicza, Beaty Tyszkiewicz, czy Adama Komorowskiego. Każda z opowieści jest inna, każda przedstawia inny dom, inną rodzinę, inny dramat.


Publikacja Pani Cubały była długo przeze mnie wyczekiwaną pozycją. Byłam trochę uprzedzona, ponieważ wolałabym przeczytać wspomnienia zwykłych dzieci, które wyrosły na zwykłych ludzi, a nie celebrytów, którzy później w komunistycznej Polsce byli tym, kim byli... Skusiłam się jednak na tę pozycję i przyznam, że jest ona naprawdę dobra. Zachwyciły mnie głównie fotografie, fotokopie i dokumenty, natomiast same wspomnienia... Szczerze mówiąc aż trudno mi uwierzyć w to, że ktoś, będąc dzieckiem, przeżył tragedię, a teraz będąc dorosłym cóż... Ma problem z patriotyzmem.


Oczywiście postrzeganie wydarzeń przez dzieci a później uporządkowanie ich w okresie dorosłości wiele zmienia, ale chyba spodziewałam się po tej pozycji naprawdę wielkiego WOOW, zostałam jednak utwierdzona w przekonaniu, że wspomnienia ludzi, którzy, że tak napiszę, się dorobili i stali znanymi postaciami, nawet najbardziej uczciwe po latach zostają zweryfikowane przez ustrój, pieniądze i władze.


Muszę tutaj, jednak napisać, że jeśli chodzi o pracę, jaką poświęciła autorka, na stworzenie swojego dzieła to jestem pod wrażeniem. Pisarka ma na swoim koncie wiele publikacji w tej tematyce, mam zamiar nadrobić i przeczytać inne pozycje, mimo żeWarszawskie dzieci 44 trochę mnie rozczarowały. Temat wspomnień dzieci, które przeżyły powstanie, jest naprawdę super, zastanawiam się natomiast dlaczego Autorka pokusiła się o to, aby były to wspomnienia sławnych ludzi... Pan Adam Komorowski syn Komendanta Armii Krajowej to wspaniała postać, zestawienie jego historii ze wspomnieniami ludzi, którzy w kolejnym ustroju cóż... sama nie wiem, to tak mi trochę nie leży.


Ze względu na tematykę, zdjęcia, dokumenty, fotokopie pozycję Pani Cubały polecam. Liczę na to, że kolejna publikacja autorki będzie wywoływała u mnie większy dreszczyk pozytywnych emocji. Trzeba, jednak przyznać, że w książce czuć wielką pasję pisarki co z całą pewnością przekłada się na styl pisania i to, że dzieło to jest dostępne dla młodych odbiorców.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka




 

środa, 28 lipca 2021

Cieślar lepszy niż Cejrowski








Mapy mają w żyłach niebieską krew”.


Ramon Gomez de La Serna




Rapa Nui (Wyspa Wielkanocna) to najbardziej tajemnicze i wyizolowane miejsce na całym świecie. Wyspa ta została odkryta w roku 1772 przez Jacoba Roggevenna w Niedzielę Wielkanocną stąd jej nazwa. W tamtym czasie zamieszkiwało ją około 3 tysięcy osób. Szacuje się, że wcześniej liczba mieszkańców dochodziła nawet do 15 tysięcy. Ich liczba spadła ze względu na wyczerpanie zasobów naturalnych, oraz po ścięciu wszystkich drzew. Konflikty w tym rejonie doprowadziły nawet do kanibalizmu. Wyspa została zasiedlona już w IV wieku przez ludy z Hawajów, ostatecznie jej rdzennymi mieszkańcami byli Polinezyjczycy.


Rapa Nui znajduje się na Pacyfiku i jest wyspą pochodzenia wulkanicznego. Jej gospodarka oparta jest głównie na turystyce, jednak mieszkańcy uprawiają również rolnictwo, rybołówstwo, hodują konie drób i bydło.


Wyspa Wielkanocna znana jest głównie z Moai. Rzeźby te są monolityczne i ważą około 18 ton. Są, również niezmiernie wysokie osiągają ponad 6 metrów, natomiast najpopularniejsza z nich Paro ma około 10 metrów. W sumie jest to 887 posągów wyrzeźbionych w kamieniołomie Rano Raraku. Obecnie nadal znajduje się w nim 394 Moai. Nie wiadomo dlaczego kamieniołom został opuszczony. Twórcy zostawili wiele niedokończonych posągów. Pomimo wielu badań nie wiadomo dlaczego Moai w ogóle powstały. Ich tajemnicą jest również to, że stoją twarzami do oceanu. Mimo wielu teorii nie udało się, ustalić co w historii posągów jest prawdą a co mitem.


Wyspa ta uznawana jest za cud na drugim końcu świata. Przyciąga turystów i badaczy z każdego zakątka ziemi. Niezwykła kultura mieszkańców, tajemnicze posągi i legendy z dawnych lat sprawiają, że wycieczki do Chile nie mogą obyć się bez odwiedzin na Rapa Nui.




Pan Artur Cieślar autor książki Tajemnicza Wyspa Wielkanocna zabiera nas w swej pozycji w niezwykłą podróż do świata Moai, które od tysięcy lat patrzą na Pacyfik i czekają... Być może na lepszy czas. Pisarz i podróżnik nie tylko opisuje nam nie tylko geografię wyspy, czy historię posągów, ale również zabiera nas na festiwal Tapati, zapoznaje nas z mieszkańcami, którzy są tak samo nie zwykli jak miejsce, w którym mieszkają.


Pan Cieślar opisuje tradycje, które od pokoleń towarzyszom mieszkańcom tego rejonu, ich codzienne życie, wierzenia, problemy i tajemnice. Książka jest niezwykłą wyprawą do świata, który nie gości w telewizji. Zachwycające fotografie, historyczne przedstawienie samej wyspy oraz ludzie, którzy tworzą oryginalną społeczność, a których trzeba poznać.


Jestem pod wielkim wrażeniem pozycji autora. Oczywiście kto z nas nie słyszał o Wyspie Wielkanocnej i posągach, które swoim ustawieniem pilnują wybranej przez siebie części świata. Moim osobistym zdaniem książka Tajemnicza Wyspa Wielkanocna jest lepsza niż pozycje Pana Cejrowskiego. Napisana wspaniałym barwnym językiem, zachwyca opisami przyrody, geografii, kultury. Niesamowita szczegółowość publikacji sprawia, że podczas czytania ma się wrażenie, że samemu jest się na miejscu. Kocham pozycje podróżnicze, zwłaszcza takie, z których można się dużo dowiedzieć jeśli chodzi o życie w wybranym rejonie. Dla mnie książka tego typu nie musi mieć wielu zdjęć, liczy się treść, ale pozycja Pana Cieślara zachwyca wprost zdjęciami. Przede wszystkim nie są sztuczne i ustawione. Niesamowicie naturalne i nieretuszowane przenoszą nas w zupełnie inny świat.


Ta publikacja to jedna z tych, które chce się trzymać w dłoniach bez końca. Czytać, oglądać fotografię i podziwiać. Niesamowita, zachwycająca, i prawdziwa. Z całą pewnością nie może jej zabraknąć na półce fana podróży. Informacje zawarte w tej książce sprawiają, że człowiek chce pojechać i poczuć tamte klimaty i tajemnice. Zachęcam do zakupienia naprawdę wartościowej pozycji podróżniczej. Myślę, że dzięki publikacjom takim jak ta Pana Cieślara, każdy może poznać świat nawet jeśli budżet nie pozwala na bilety lotnicze.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka

 


 

deWitt - ekscentrycznie i z pazurem




Gdy bankructwo wchodzi drzwiami,
miłość wylatuje oknem”






Pozycja Francuskie wyjście. Tragedia manier to jedna z tych publikacji, które zaskoczyły mnie już na pierwszej stronie. Wstyd się przyznać, ale zgubiłam się już na samym początku kiedy czytałam początkową kartkę. Już miałam ją przewrócić, lecz zwątpiłam w zrozumienie właśnie odczytanego tekstu i musiałam wrócić do tekstu jeszcze raz. Pozycja Pana deWitta to totalny chaos, jednocześnie publikacja jest tak niesamowita, że przez całą lekturę zastanawiałam się, jak mogłam przeoczyć tego autora.


O Patricku deWitt nie słyszałam nigdy. Nie mam pojęcia, co napisał, kim jest i czym się zajmował wcześniej. Francuskie wyjście tak mną wstrząsnęło, że nawet nie sprawdziłam informacji, o pisarzu co zazwyczaj robię. Książkę przeczytałam dwa razy, bo serio nie wierzyłam, że coś takiego mogło powstać i przyznam, że publikacja jest rewelacyjna. Wydawać by się mogło, że to zwykła obyczajówka, ale jednak nie do końca. W ogóle opis z tyłu książki nie oddaje jej treści, za chwilę to wyjaśnię, ale najpierw pokrótce, o czym jest to dzieło.


Główna bohaterka Frances jest już kobietą w kwiecie wieku, niestety całkowicie traci ona swój majątek w wyniku dość ekscentrycznego i nieoszczędnego życia. Na stan posiadania pani Price składał się spadek po jej zmarłym mężu, z którego szacowna dama korzystała wraz ze swoim synem Malcolmem (imię mężczyzny genialne jak dla kota). Frances postanawia wyprzedać to co jej zostało i przeprowadzić się wraz ze swym całkowicie pozbawionym charakteru dzieckiem do Paryża, aby tam zacząć wszystko od nowa.


Z tyłu książki jest napisane ciepła historia o relacji matki z synem... Dla ścisłości Malcolm jest totalnym maminsynkiem bez ambicji, honoru, własnych pieniędzy. Na dodatek swoje problemy zajada i nie widzi w tym problemu. Nasza bohaterka pani Price to ambitna, z bardzo silnym charakterem patologiczna matka, która układa życie synowi po trzydziestce. To właśnie te relacje między matką a synem oczarowały mnie najbardziej. Nigdy nie czytałam bardziej denerwującej, a jednocześnie tak fascynującej książki. Irytowałam się postacią Malcolma, i pędziłam przez strony, aby w końcu dowiedzieć się, czy facet się ogarnie. Osoba Frances w powieści jest tak przytłaczająca i zawłaszczająca całą fabułę, że byłam w niezłym szoku, i pod ogromnym wrażeniem pracy autora.


Nie znajdziemy w tym dziele sentymentów. Bohaterka to silna kobieta, która wie, czego chce, a stany psychiczne jej syna opisane w publikacji sprawiają, że książkę czyta się jak wspaniałe studium psychologiczne. Powieść napisana dynamicznym, bogatym językiem, z niezwykłym poczuciem humoru. Język momentami można by rzec, zakrawa, o nazwanie go rynsztokiem burżuazji sprawia, że ta pozycja po prostu sama aż się pcha w ręce, aby ją czytać i czytać. Osobiście jestem zachwycona. Adrenalina z powodu głupoty faceta i siły jego matki skakała mi po każdej stronie, ale wierzcie mi, że warto było się powkurzać hihihihi.


Jeszcze dziś kilka dni po przeczytaniu ta publikacja mocno mnie trzyma i wracam do niej w myślach. Nigdy nie czytałam nic jednocześnie tak denerwującego, a zarazem wartościowego. Momentami sama zaczęłam się zastanawiać, oraz mieć nadzieję, że nie jestem taką despotyczną matką, która będzie synom w wieku pięćdziesięciu lat wybierała skarpety rano.


Francuskie wyjście to dzieło, które po prostu trzeba przeczytać. Jestem przekonana, że będziecie zachwyceni autorem tak samo jak ja. Z perspektywy czasu myślę, że pozycja ta to bardzo dobre odbicie relacji matka syn w wielu domach. O ile ciepłe stosunki Malcolma z Frances są w pozycji tej patologiczne, to cała publikacja zasługuje na jedną z tych wielu nagród, które zazwyczaj dostają książki nijakie, natomiast powieści z charakterem i pazurem są pomijane. Życzę tego autorowi z całego serca, a Was Kochani zachęcam do zakupienia Francuskiego wyjścia i zapoznania się ze światem bogatej arystokratki, która w bardzo oryginalny sposób postanawia zacząć swoje życie od nowa.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

czwartek, 22 lipca 2021

Kulinarny hit tego roku!!!




Jedzenie symbolizuje miłość,
gdy słowa są niewystarczające”.


Alan D. Wolfeld




Kochani nadszedł czas, aby przedstawić Wam, moim zdaniem książkę tego roku. Oczywiście rok się jeszcze nie skończył, jednak patrząc na nowości, które pojawią się do końca września w dziedzinie kulinariów, żadna z nich nie dorównuje pozycji Pani Olii Hercules.


Obawiam się, że słowa wspaniała, cudowna, czy rewelacyjna nie będą oddawały tego co czuję kiedy patrzę na pozycję autorki a na pewno nie oddadzą tego co myślę po zapoznaniu się z publikacją. Jeśli jeszcze nie znacie książki kulinarnej Sielskie smaki. Nostalgiczna podróż kulinarna koniecznie, ale to koniecznie musicie ją poznać.


Zaczynając od początku trzeba tutaj cofnąć się w przeszłość do czasów kiedy Kresy Wschodnie należały jeszcze do państwa polskiego. Myślę, że jest to bardzo ważne, ponieważ pozycja Pani Hercules traktuje o tradycyjnej kuchni ukraińskiej, jednak przeplata się ona z naszą polską tradycją. Każdy, kto interesuje się historią, wie, że są to przedwojenne ziemie II Rzeczypospolitej zawłaszczone przez Sowietów. Nie będę tutaj pisała Wam wykładu historycznego, jednak trzeba pamiętać, że kuchnia kresowa przewija się również w naszym codziennym gotowaniu, które stanowi również część naszej narodowej kultury. Pani Olia Hercules stworzyła znakomite dzieło zawierające sto przepisów z tradycji ukraińskiej, które w polskich domach bardzo często goszczą na naszym stole.


Zanim zacznę opisywać potrawy, muszę wspomnieć o tej części publikacji, która zachwyciła mnie najbardziej, a mianowicie wspomnienia o dawnych czasach i tradycjach kuchennych. Kochani rozdziały poświęcone takim zagadnieniom jak tradycyjne pieczenie w piecach kaflowych, wraz z całą historią tych piecyków, zagadnienia związane z wartością tradycji gotowania, czy wspaniałe rozdziały poświęcone życiu i prowadzeniu gospodarstwa na wsi, a co z tego wynika sztuki przepysznego, skromnego przygotowywania posiłków dla całej rodziny wprost powaliły mnie i wzruszyły. Jestem tą pozycją niezmiernie oczarowana. Nie czytałam poprzednich książek autorki i koniecznie muszę to nadrobić, natomiast Sielskie smaki to kulinarny majstersztyk.


Mamy w domach wiele pozycji kulinarnych ja również mam ich sporo, jednak zachwycają mnie publikacje, które poza stosem przepisów zawierają również głęboką historyczną treść o tradycji potraw. Dzieło Pani Hercules jest pierwszą pozycją, wśród trzech naprawdę wartościowych, jakie posiadam.


Jeśli chodzi o potrawy, znajdziemy tutaj rozdziały poświęcone przetworom, mięsom, wypiekom, czy rybom. Wspaniałe przepisy na kiszonego arbuza, domowy tradycyjny chleb, pieczone ryby, czy gulasze, a także cudowne ciasteczka miodowe czy sernik z duszonymi jabłkami. Powiem Wam, że przed recenzją tej pozycji skusiłam się, na wypróbowanie kilku przepisów zaczęłam od sernika z jabłkami... Cudowny smak i powrót do tradycyjnych składników bez chemii typu proszek do pieczenia, po prostu CUDO. Wspaniały smak. Ciasteczka miodowe w sam raz na Święta Bożego Narodzenia z całą pewnością powtórzę ten przepis, są to ciasteczka chyba typowo do przygotowania z dziećmi i ku mojemu zaskoczeniu długo pozostają świeże. Zachwyciła mnie prostota przepisu na tradycyjną kutię. Nie za bardzo przepadam za tym przysmakiem, ale przepis kusi swoją zwyczajnością i tradycyjnymi składnikami więc potrawa znajdzie się na naszym stole. Poza tym coś, co od razu wpadło w oczy moim dzieciom napoleon. Kochani to ciasto robi moja Teściowa, placki na zdjęciu wyglądały jak te u Niej, jednak Mama mojego Męża robi ten wypiek z kremem budyniowym, czekoladowym a w książce Pani Hercules jest krem migdałowy. Nigdy nie piekłam tego naprawdę przepysznego ciasta, ale zrobię to, aby spróbować z innym nadzieniem.


Ważne jest, aby napisać tutaj o fotografiach tych pyszności. Wiecie, jak to jest, w książkach kulinarnych potrawy doskonałe na zdjęciu jak sztuczne, natomiast w Sielskich smakach miałam wrażenie, jakby zdjęcie było zrobione po przygotowaniu jedzenia u mojej Babci. W fotografiach czuć duszę potrawy, coś niesamowitego. Wszystkie zdjęcia w książce są naturalne nie obrabiane, aby wyglądały na ładniejsze. Pejzaże, ludzie, wnętrza chat, smakołyki... Sama naturalność sprawia, że musisz patrzeć i patrzeć...


Niepozorna okładka kryje zachwycające, wzruszające wnętrze. Na odwrocie napisano, że publikacja jest o kuchni ukraińskiej, ale mogę się założyć, że jeśli weźmiecie do rąk tę pozycję, odkryjecie w niej smaki swojego domu rodzinnego.


Książka Sielskie smaki. Nostalgiczna podróż kulinarna to pozycja, którą musi mieć każda pani domu. Wśród tandety kulinarnych nowości zachęcam Was do zakupienia publikacji, która nie tylko smakami zabierze was w przeszłość do sielskich czasów u dziadków, ale również historią zauroczy, wzruszy, i być może przywoła cudowne wspomnienia. Jeśli jesteś mężczyzną i nie wiesz co podarować swoim paniom w prezencie nie ważne, czy to żona, mama, córka, czy teściowa Sielskie smaki będą idealnym prezentem, który zapewni ucztę dla podniebienia całej rodzinie. W kuchennej biblioteczce jest to pozycja obowiązkowa.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka


 

środa, 21 lipca 2021

Nowa jakość pisania - Mary Kubica



Jest broń straszniejsza niż morderstwo,
to prawda”.


Charles de Talleyrand




Ukazała się kolejna powieść Pani Mary Kubicy. Zaginiona kobieta jest ku mojemu zaskoczeniu zupełnie inną stylistycznie publikacją, niż poprzednie pozycje tej autorki. Wcześniejsza publikacja, którą miałam, przyjemność czytać Tamta kobieta, była równie ciekawa, jednak ta nowość jest o wiele lepsza w sposobie czytania.


Po pierwszej powieści autorki zastanawiałam się, czy zawsze pisze tak rozwlekle psychologicznie. Jeśli ktoś kocha opisy tego co dzieje się w głowie bohaterów to wszystkie książki Pani Kubicy są dla niego. Ja jednak miałam wrażenie, że jak na literaturę kryminalną i thriller za dużo w niej naśladownictwa stylu np. Pana Kinga. O ile Pan King to klasyk i jego dzieła są bardzo zrównoważone, o tyle w pozycji Pani Kubicy było to trochę irytujące. Po powieść Zaginiona Kobieta sięgałam z dużym dystansem, chyba nie do końca byłam kolejny raz gotowa na penetrację umysłu bohaterów, ale ponieważ czytałam tylko jedną publikację, postanowiłam skusić się na kolejną, aby przekonać się, czy rozwlekłe opisy stanów emocjonalnych są stylem pisania, czy to jednorazowy pomysł, dopełniający fabułę.


Zostałam pozytywnie zaskoczona. Oczywiście temat zaginięcia się powiela, ponieważ mamy wiele tego typu literatury, jednak autorka stworzyła tym razem książkę z odrobiną stylu pisarzy, którzy mają jakieś pojęcie o psychologicznym aspekcie umysłu ludzkiego, co wyszło in plus. Tym razem Pani Kubica nie bombarduje nas opisami emocji, frustracji, czy przeżyć a skupia się na tym, w czym jest naprawdę dobra, czyli opisie akcji. Czytając Zaginioną Kobietę, zastanawiałam się, czy styl pisania był spontaniczny, czy wywołany jakimś bodźcem, nie dowiemy się tego, jednak jeśli Pani Kubica będzie trzymała się świetnej akcji, bez rozwlekania stanów psychicznych z całą pewnością jej kolejne książki będą hitami.


Shelby Tebow ginie bez wieści po wyjściu z domu. Nie długo po niej bez śladu giną także Meredith Dickej wraz z córką, która ma dopiero sześć lat. Po aż jedenastu latach odnajduje się córka kobiety Delilah. Mieszkańcy miasteczka chcą wiedzieć gdzie była i co się z nią działo przez te lata. Jednak młoda kobieta, nie do końca jest gotowa na opowieści. Społeczność małej miejscowości skrywa wiele tajemnic, i zna wiele sekretów, których nie chce wyjawiać... Czy zaginięcie dziewczyny i jej matki jest jednym z nich? Czy na pewno wszyscy chcą wiedzieć, co zdarzyło się jedenaście lat temu? Komu zależy, aby prawda nie wyszła na jaw?


Pozycja autorki dzieje się w dwóch czasach co niezwykle rozwija akcję, i przyznam, że bardzo mi się to podobało. Wydarzenia wspaniale się łączą i wierzcie mi do ostatniej strony, nie wiadomo kto jest kim i jak zakończy się cała powieść. Tak myślę, że Pani Kubica jest naprawdę świetna w tworzeniu akcji i budowaniu napięcia, taka jest właśnie ta książka pełna pytań, nieprzewidywalnych sytuacji, i niejednoznacznych bohaterów. W końcu nie ma tutaj 98% psychologicznego bełkotu i to jest cudowne. Z niecierpliwością czekam na kolejną pozycję tej autorki. Bardzo podoba mi się kiedy twórca ma swój styl. Myślę, że Pani Kubica jest słaba jeśli chodzi o rozwijanie psychologii bohatera, ale potrafi trzymać w napięciu i budować świetną fabułę.


Książkę Zaginiona Kobieta szczerze polecam. Dobry thriller w sam raz na deszczowe dni, trzyma w napięciu i buduje atmosferę, a o to w tej literaturze właśnie chodzi.



Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

Historia owiana tajemnicą



Grzechów nie dokupuje się w Kościele,
ale na ulicy i w domu”.


Martin Scorsese




Ella Carey to autorka, która była mi całkowicie nie znana, aż do momentu otrzymania książki Dom nad jeziorem. Przyznam, że na tę pozycję czekałam z niecierpliwością. Ciężko stwierdzić czy książka ta to romans, czy klasyczna obyczajówka... najważniejsze jest, jednak to, że powstała na kanwie prawdziwych wydarzeń, a autorka miała odwagę oprzeć publikację o dzieje najsławniejszej i najbardziej wpływowej kurtyzany belle epoque Marthe de Florian.


Mkarthe de Florian była francuską kurtyzaną, choć długo utrzymywano, że tylko aktorką. Wśród jej kochanków można odnaleźć wiele słynnych nazwisk np. Georges Clemenceau oczywiście, zanim został 72 premierem Francji, Gaston Doumergue 13 prezydent Francji, a także samego Giovanni Baldini włoskiego artystę. W roku 2010 w Paryżu dokonano niezwykłego odkrycia mianowicie, odnaleziono porzucony, apartament przy Square La Bruyere. Wielkim zaskoczeniem było to, że wszystko, co w nim znaleziono, meble, obrazy, cały wystrój były nietknięte od kilku dobrych dekad. Niezwykłe mieszkanie należało do Pani De Florian, mieszkała w nim aż do swojej śmierci natomiast później apartament w spadku przeszedł na jej wnuczkę Mathe. Mieszkała ona w nim do roku 1942 kiedy strach przed wojną zmusił kobietę do ucieczki z Paryża. Nigdy, jednak nie wróciła ona do domu, ale mieszkanie opłacała aż do swojej śmierci w roku 2010. Do dziś nie wiadomo, dlaczego wnuczka ekskluzywnej kurtyzany na zawsze opuściła apartament i miasto.


Między innymi ta niezwykła historia opisana jest w powieści Pani Carey. Kolejną, którą tutaj znajdziemy to pałac Isy. Wprawdzie pałac istnieje naprawdę a jego historia jest równie ciekawa jak ta z Paryża, ponieważ ciągnie się, aż do wkroczenia Sowietów do Niemiec, ale to doczytacie sobie sami. Z całą pewnością jednak publikacja Dom nad jeziorem łącząc te dwie historie, zabierze nas w świat miłości z dawnych lat.


Książka opowiada historię Anny, której dziadek Max kiedyś zamieszkujący Prusy pozostawił tam swój dom a w nim tajemniczy przedmiot. Mężczyzna prosi wnuczkę, aby udała się do Schloss Siegel i przywiozła mu jego własność. Kobieta mimo tego, że spełnia prośbę staruszka, nie wie tak naprawdę, po co jedzie. Powieść dzieje się w dwóch czasach zabiera nas nie tylko do Berlina dzisiejszych czasów, ale również do przedwojennego Paryża i do Prus. Anna podczas swej wyprawy poznaje Willa, który pomaga jej odkryć tajemnice rodzinnego majątku, oraz wielkiej miłości Maxa.


Publikacja niezwykle subtelna, Ani romans, ani obyczajówka, moim zdaniem książka zahacza o wyżyny tego rodzaju literatury. Historia w tle sprawia, że pozycja jest jeszcze ciekawsza, a czytelnik może uzupełnić informacje przedstawione w pozycji tymi, które znajdzie na własną rękę np. w internecie. Jestem przekonana, że ta niedługa powieść spodoba się nie tylko fankom romansu, ale również przygody, tajemnicy, historii i soczystych skandalików. Jestem tą pozycją zachwycona, mimo że z reguły nie czytam tego typu powieści. Zachęcam Was bardzo uczciwie do spędzenia czasu z bohaterami, których przedstawia nam Pani Carey, myślę, że się nie zawiedziecie i z chęcią sięgniecie po inne książki tej autorki.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S - ka



 

piątek, 16 lipca 2021

Powrót do polskiej literatury klasycznej



Znam ten romans lepiej,
niż własne małżeństwo”.


Clint Eastwood




Literatura obyczajowa o miłości ma tylko zazwyczaj dwie recenzje dobra i złą. Ten typ publikacji często nie wywołuje uczuć ambiwalentnych, po prostu się podoba lub nie. Ja uwielbiam powieści obyczajowe nawet te z wątkiem romantycznym, jednak ci którzy czytają moje recenzje wiedzą, że nie czytuję powieści polskich, ponieważ zazwyczaj są najzwyczajniej nudne, bez akcji i głębszej treści. Na książkę Dziedziczka z Moczarowisk, skusiłam się ze względu na opis... Nigdy nie czytałam nic autorstwa Pani Marii Ulatowskiej, oraz Pana Jacka Skowrońskiego, to moja pierwsza Ich pozycja. Teraz napiszę coś co rzadko piszę o publikacjach tego typu, ta pozycja to niezapomniana wędrówka w czasie, która cofa czytelnika do takich tytułów jak TrędowataNoce i DnieOrdynat MichorowskiMiędzy ustami a brzegiem pucharu... Autorzy stworzyli wspólnie współczesne mistrzostwo świata w literaturze obyczajowo – romantycznej.




Nie czytałam pierwszej części tej powieści Pałac w Moczarowiskach, ale zapewniam, że mam zamiar to nadrobić. Książkę tę można jednak czytać zupełnie oddzielnie, choć z własnego doświadczenia niektóre wątki po prostu uciekają, bo nie miało się okazji zapoznać z tomem I. Mimo to publikacja jest zupełnie zrozumiała poza motywem historii rodziny i tego ja główna bohaterka otrzymała w spadku pałac.


Więc zacznę od akcji samej powieści Nika nasza główna bohaterka otrzymuje Pałac w Moczarowiskach w spadku. Między nią i wydziedziczonym wnukiem poprzedniego właściciela nastaje konflikt, ponieważ mężczyzna nie może pogodzić się z decyzją dziadka, że to nie on będzie właścicielem całego obiektu, (Tutaj zachęcam do przeczytania tomu I ponieważ tam zapewne jest wszystko wytłumaczone, dlaczego Władysław zostaje wydziedziczony) dziewczyna zakochuje się, jednak we Władysławie i wydaje się, że mężczyźnie uda się zrealizować swój plan odzyskania majątku. Wątkiem pobocznym jest miłość przyjaciela Niki Pawła do bohaterki, oraz historia nieznajomego Teofila, którego okazuje się wiele łączy majątkiem.


W tej pozycji znajdziemy wszystko to, co w tego typu literaturze jest najważniejsze, romans, zdradę, mezalians, podział na sfery społeczne, zabytki, niesamowitą historię, tajemnicę, niebanalnych bohaterów.


Mnie, zaskoczyło to, jakim językiem jest napisana ta publikacja. Kochani jestem pod ogromnym wrażeniem polszczyzny autorów. Język niby współczesny, ale tak niesamowicie klasyczny, słownikowy i z terminologią wyższych sfer, że byłam w wielkim szoku, ponieważ z takim słownictwem spotykałam się w pozycjach Heleny Mniszkówny, czy Marii Dąbrowskiej. Myślałam, że nikt już tak dziś nie pisze.


Oczywiście tematyka jest powielana, ponieważ z pewnością znajdziemy mnóstwo podobnych pozycji, ale wartość słowna tekstu jest tak wielka, że tę powieść trzeba po prostu przeczytać. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej pozycji. Muszę koniecznie przeczytać również inne dzieła autorów. Kocham naszą starą polską literaturę, tamten język, opisy, emocje, klimat, właśnie styl dawnych lat odnalazłam w Dziedziczce z Moczarowisk.


Książka ta z całą pewnością będzie wielką przyjemnością dla Pań, ale także dla wszystkich, którzy w literaturze współczesnej szukają tej nutki starej polskiej klasyki. Zachęcam z całego serca do zapoznania się zarówno z tomem I jak i II tej serii. Jestem przekonana, że letnie wieczory z Niką, jej rodziną i niezwykłym pałacem nie tylko umilą Wam czas, ale przeniosą do czasów, które być może wspomnicie z rozrzewnieniem.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S - ka



 

NOWOŚCI WYDAWNICZE MAJ 2025R.

http://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t   James Doty, neuronaukowiec i znany orędownik idei współczucia, opisuje w tej k...