czwartek, 9 grudnia 2021

Saga, która podbiła serca milionów






Tradycja to piękno, które chronimy, a nie więzy, które nas krępują. Tradycja – to rzecz zawodna, ulega często przeinaczeniom. Tradycja jest rozumem całego narodu, przesianym z jednego wieku w drugi. Wszystko, co tradycyjne, jest łatwe do polubienia i nie wymaga wysiłku.




Najbardziej prestiżowa, osiągająca rekordy sprzedaży na całym świecie powieść, której wznowienie właśnie zawitało do księgarń w Polsce. Przetłumaczona na 12 języków sprzedana w ponad trzydziestomilionowym nakładzie, książka, która uzyskała wiele prestiżowych nagród, Pisarz, którego pozycje zostały rekomendowane do biblioteki prezydenckiej w Białym Domu… Jeśli jeszcze nie znacie Trygve Gulbranssena i jego dzieła A lasy wiecznie śpiewają, koniecznie musicie to nadrobić, jest to powieść obowiązkowa przy końcu 2021 roku.


Wydana w roku 1933 skandynawska saga zbliżyła do siebie pokolenia ludzi na całym świecie. Składająca się z dwóch tomów powieść na zawsze odmienia serca, oraz umysły czytelników zabierając nas do świata pełnego natury, tradycji, żywych ludzi i wartościowych historii. Publikacja, której akcja rozgrywa się w XVIII i XIX wieku żyje swoim życiem bez pośpiechu, pędu czasu, ani skrótowości. Zabiera nas do świata wszechogarniających lasów, wspaniałych widoków, ponadczasowej tradycji i ludzi, którzy są gotowi na wszystko by przez pokolenia bronic swojego dziedzictwa.


W obficie skutej lodem dziewiętnastowiecznej Norwegii żyją dumni ludzie, których istnienie regulowane jest przez naturę, żywioły i pory roku. Na twardych równinach żyje, mieszka i pracuje lud Bjorndal. Są to ludzie, których boją się pozostali mieszkańcy szerokiej okolicy. Ród ten słynie z męstwa i uporu, ale skrywa także swoje momentami straszne tajemnice, nie zna pojęcia miłosierdzie i nie toleruje słabości. Członkowie rodu będą jednak musieli zmierzyć się z wieloma trudnymi pytaniami jak np. czym są obowiązki bogatych wobec biednych, czy można zrezygnować z zemsty, która stanowi filar ich istnienia, czy egzekwowanie swych praw zawsze prowadzi do czegoś dobrego, na czym tak naprawdę polega zaufanie i posłuszeństwo Bogu?


Ród Bjorndal to także ludzie pełni miłości, pasji i poświęcenia. Czy odnajdą się w rodzinnych zmaganiach i kulturowych tradycjach? Jak potoczą się ich losy na przestrzeni mijającego czasu wielu pokoleń? Kto zyska, a kto straci? Czy surowi ludzie lodu potrafią kochać, czuć oraz współczuć? To wszystko w niezapomnianej powieści wszech czasów.




Przeczytałam w swoim życiu wiele książek. Czasami zmarnowałam przy nich czas, ponieważ nie były warte nawet tego, aby je otworzyć. Przyznam, że do tej pory nie miałam w ręku lepszej pozycji niż A lasy wiecznie śpiewają Pana Trygve Gulbranssena.


Ta powieść to dzieło, od którego ciężko się oderwać. Napisana na niesamowicie wysokim poziomie, może wydawać się ciężka i niezrozumiała. Zawiera wiele opisów i wydawać by się mogło niepotrzebnej treści, jednak to wszystko tworzy świat historii o ludziach być może lepszych niż my. Pisarz jest postacią charakterystyczną, jego książki łatwo rozpoznać, wielostronicowe opisy przyrody, bezpośrednia charakterystyka bohaterów, zero tak zwanej pikanterii i szczegółowo rozpisane przemyślenia postaci… Nuda? Być może, jednak bezsprzecznie jest to nuda, której wstyd nie znać. Przenosząc się w świat twardych ludzi z lodowej Norwegii, odkrywamy nie tylko losy bohaterów, ale również poznajemy sami siebie, nasze wartości, wady, zalety, pragnienia, oraz to, co nas przeraża i raduje.


To pozycja, której nie można porównać do żadnej innej. Nikt już tak dziś nie pisze, myślę też, że Pisarz nie ma sobie równych również w latach swej twórczości. A lasy wiecznie śpiewają to magia, kunszt literacki oraz klasa w jednym.


Nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka ukazały się dwie części sagi zawarte, w jednej pozycji są to, A lasy wiecznie śpiewają oraz Dziedzictwo na Bjorndal. Piękne wydanie ze skromną, twardą, okładką ze skrzydełkami zachęca do zapoznania się, z tym bez wątpienia wielkim dziełem.


Nie znałam do tej pory twórczości Autora. Uwielbiam skandynawskie sagi, choć nie te o miłości, ta książka jest spełnieniem moich wszystkich oczekiwań wobec wartościowej literatury. Będę ją polecała wszystkim, którzy tak jak ja kochają rodzinne pozycje obyczajowe, pełne pasji, życia i namiętności.


Najlepsze zakończenie roku tylko z dziełem Pana Trygve Gulbranssena. To jedna z tych publikacji, której nie wolno przegapić. Są książki, których wstyd nie przeczytać i ta jest jedną z nich. Jeśli jeszcze nie znacie głębokiego przesłania dzikiej Północy, koniecznie zapoznajcie się z międzynarodowym hitem, A lasy wiecznie śpiewają


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

wtorek, 7 grudnia 2021

Nowy wątek kryminalny




„Nikomu z ludzi nie może udać się zbrodnia doskonała,
potrafi, jednak dokonać tego przypadek”.


Władimir Nabokow












Po ostatnim polskim thrillerze, choć może to bardziej kryminał Dziecięcy kram doszłam do wniosku, że warto dawać szansę krajowym powieściom z tego gatunku. Szczerze mówiąc, rzadko czytam nasze publikacje, ponieważ są nijakie i bez polotu, ale nie można oceniać wszystkiego pod jeden schemat. Postanowiłam więc sięgnąć po najnowsze dzieło Pani Kamili Cudnik W cieniu twierdzy, zapowiadała się niezwykle ciekawie i powiem, ze mnie zaintrygowała po opisie.


W wielkim skrócie powieść dzieje się w czasie rządów pruskich w Polsce. Nasz główny bohater Walter Offenberg po głośnym skandaliku z udziałem jego żony, która umiera w nieszczęśliwych okolicznościach, postanawia wyjechać z Berlina do Torunia. Kupuje tam majątek po polskim ziemianinie. Po przybyciu na miejsce poznaje Luizę, która jest córką poprzedniego właściciela, między nim i kobietą zaczyna pojawiać się uczucie. Niestety podczas nocy świętojańskiej we wsi dochodzi do strasznego mordu. Wszyscy są podejrzani, nie wiadomo komu ufać, mała społeczność coraz bardziej pogrąża się w strachu oraz serii tajemnic.




Tematyka książki naprawdę ciekawa, kontekst historyczny nie za bardzo oddany, Pisarka bardziej skupiła się na akcji, ale nie ma tragedii. Mimo to mój zapał opadł po kilku pierwszych stronach. Nie mogłam przebrnąć, przez te wszystkie niemieckie nazwiska stanowczo za dużo ich było, w pewnym momencie postacie zaczęły mi się zlewać w jedno. Poza tym muszę tutaj uczciwie dodać, że użycie tylu bohaterów hm… niemieckich, miast, nazwisk... I język moim zdaniem sprawiło, że książkę czyta się jak suchą powieść bez emocji. Język niemiecki, wszystkie słowa w nim są z reguły twarde i suche, zresztą Niemcy jako naród nie są tak wylewni jak Polacy i Autorka mimo tego, że wspaniale oddała to w swoim dziele, sprawiła tym, że pozycja jest po prostu drętwa.


ByC może to był zamysł Pisarki, ale do mnie jakoś nie dotarł. Mimo wspaniałej, akcji i ciekawego tematu, suchość dialogów, sztywność postaci, i te namnożone nazwiska spowodowały, że miałam wrażenie, że czytam książkę Niemca, który wyznaje zasadę Ordnung mus sein!


Nie miałam okazji czytać nic innego Pani Cudnik, mam zamiar to nadrobić, ponieważ liczę na to, że inne publikacje Pisarki są o wiele lepsze. Niestety W cieniu twierdzy kompletnie mnie rozczarowało.


Myślę, że o Niemcach trzeba potrafić pisać. Są to specyficzni ludzie fakt, ale mają również swoje uczucia i przedstawienie ich tak sucho… Jakoś do mnie nie przemówiło. Powieść kończy się w sposób, który sugerował mi tom II, jestem bardzo ciekawa.


Książka to powieść z wątkiem kryminalnym i tutaj chwilę się zatrzymam, ponieważ sam ten temat przedstawiony wspaniałe. We wsi ginie młoda kobieta, pruska milicja zaczyna śledztwo, podczas którego okazuje się, że w podobnych okolicznościach zginęła kiedyś też inna dziewczyna. Z tym Pani Cudnik poradziła sobie wspaniale, jednak w oczy nadal raziła mnie ta pruskość.


Długo zastanawiałam się, czy powieść, polecić, ale każdy jak wiecie, ma inny gust literacki, więc jak najbardziej polecam. Mimo braku, historycznych przemyśleń, temat samego morderstwa, oraz śledztwa zasługuje na uwagę i z całą pewnością spodoba się fanom polskiego kryminału. Ja na pewno do tego dzieła nie wrócę.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

poniedziałek, 6 grudnia 2021

Colin Bridgerton zaprasza do nowej powieści





Mężczyźni pragną zawsze być pierwszą miłością kobiety. Kobiety zawsze pragną być ostatnim romansem mężczyzny”.


Oscar Wilde








Całkiem niedawno, ukazał się czwarty tom popularnej serii Julii Quinn Bridgertonowie. Po przeczytaniu, trzech części, oraz wnikliwym zapoznaniu się z serialem, przyznam, że z niecierpliwością czekałam na perypetie kolejnego członka tej zacnej rodziny.


Szczerze mówiąc gdy ukazał się, pierwszy tom tej powieści myślałam, że to jakaś nowość. Dopiero po głębszym buszowaniu w internecie dowiedziałam się, że Wydawnictwo Zysk i S-ka, wznowiło tę pozycję. Do tytułu Mój książę podeszłam bardzo sceptycznie, lawina krytyki, która spotkała pierwszy sezon serialu, nie zachęciła mnie ani do książki, ani do filmu, jednak skusiłam się na tom drugi i kolejne. Otwarcie powiem, że zakochałam się w tej serii. Z reguły nie czytam romansów, każdy, kto śledzi, moje recenzje wie, że rzadko o nich piszę, chyba że trafię naprawdę na jakąś perełkę. Bez wątpienia tom IV o rodzinie Bridgertonów, jest takim smaczkiem wśród literatury.


W poprzednich częściach poznaliśmy już Daphne, Anthonego, oraz Benedicta, tym razem przyszedł czas na Colina. Colin Bridgerton kochający podróże młody człowiek, o niesamowicie sympatycznej osobowości po wojażach w upalnej Grecji powraca do Londynu wraz z rozpoczęciem nowego sezonu matrymonialnego. Jego matka, z całego serca pragnie ujżeć syna przy boku jakiejś młodej, miłej kobiety, marzy także o gromadzie wnuków, więc usilnie namawia mężczyznę do ożenku. Powrót Colina wywołuje szybsze bicie serca u naszej Penelopy Featherington, na pewno ją pamiętacie z serialu to ta ruda lekko pulchna młoda dama. Beznadziejnie, od lat zakochana w młodym Bridgertonie, pozostaje, starą panną marząc, że któregoś dnia stanie się dla mężczyzny kimś więcej niż tylko przyjaciółka rodziny.


Perypetie tych dwojga sprawiają, że część IV trzeba przeczytać. Suto przeplatana soczystymi ploteczkami tajemniczej, oraz niesamowicie bezpośredniej Lady Whistledown pozycja odziera socjetę ze wszystkich jej sekretów.




Bezsprzecznie wśród romansów historycznych książki Pani Quinn są publikacjami, których nie wolno przegapić. Nie tylko zabierają nas do Anglii XIX wieku, w której możemy poznać styl życia, zasady, konwenanse, ale także miłostki, tragedie i cierpienie ówczesnych młodych kobiet i mężczyzn. Książki Autorki przede wszystkim zabierają nas do świata niemal realnego romansu tamtych lat, z którym wiele kobiet chciałoby się utożsamiać.




Chciałabym tutaj odnieść się także do serialu na platformie Netflix. Po zapoznaniu się, z wszystkimi IV tomami powieści, jestem nim niesamowicie zniesmaczona. Pierwszy sezon całkowicie odarł pozycje z jej delikatności, poczucia humoru, klasy, oraz wątków historycznych. Serial jak dla mnie został przedstawiony w sposób wulgarny i naprawdę polecam najpierw zapoznać się z powieścią a dopiero później oglądać to coś, co zaserwował nam Netflix. Mam nadzieje, że drugi sezon nie będzie aż tak powierzchowny i płytki, z całą pewnością obejrzę go z ciekawości.


Mam swoje ulubione postacie w tej historii, mam również swoich ulubionych członków rodziny. Colin Bridgerton jest jednym z nich. Byłam niezmiernie ciekawa, jak potoczy się historia tego mężczyzny i uroczej Penelopy. Muszę tutaj również wspomnieć, że nasza bohaterka skrywa sekret, który być może zostanie odkryty w tej części, doczytajcie sami.


Rzadko polecam romanse, ale Miłosne tajemnice Pani Julii Quinn bezsprzecznie umilą Wam drogie Panie przedświąteczne wieczory. Jestem przekonana, że tak jak ja zachwycicie się kolejnym polowaniem na męża w nadchodzącym londyńskim sezonie. Tym razem sale balowe, piękne suknie, gorące walce i najświeższe ploteczki udowodnią Wam, że czasami na miłość warto poczekać. Nie marnujcie więc czasu, tylko koniecznie poznajcie Colina Bridgertona i zaproście go na kubek gorącej czekolady w trakcie przygotowań, do najpiękniejszych Świąt w roku.



Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

wtorek, 30 listopada 2021

Upadek Cywilizacji Zachodu






Cywilizacja ginie, barbarzyństwo nie osiągnęło jeszcze
dostatecznej siły, chciałoby się dożyć wielkiego dnia Nemezis.
Niech moi przyjaciele budują – ja pragnę zniszczeń”.


Michał Bakunin










Bez wątpienia Oświecenie było jedną z najważniejszych epok świata. Wyszliśmy z ciemnoty i zacofania, a także zabobonów Średniowiecza, postawiliśmy na pierwszym miejscu człowieka, jego potrzeby, samokształcenie. Prawo do inności. Porzuciliśmy, Boga uznając, że sami możemy być sobie panami i stanowić o przyszłości. Wielu uczonych upadku Cywilizacji Zachodniej upatruje właśnie w tej epoce. Do tego czasu koncepcja istnienia i bycia człowieka była ściśle związana ze stworzeniem przez Boga, kroczenie Jego prawami i chodzeniem Jego śladem. Poddając w wątpliwość, wszelkie zasady byliśmy świadkami koncepcji, które całkowicie zaprzeczały chrześcijańskim wartością.


Dziś człowiek bez drogowskazu moralnego tworzy prawo, jest bytem biologicznym, jak uważał Darwin, jest bytem ekonomicznym, jak mawiał Marks, jest także bytem czysto seksualnym, jak twierdził Freud, jest niczym, jak mówił Nietzsche.


Na przestrzeni lat możemy obserwować całkowitą laicyzację krajów, które kiedyś były największymi punktami praktyki chrześcijańskiej na świecie jak Hiszpania, Francja. Wielu krytyków twierdzi, że do szybkiego zniszczenia wszelkich wartości przyczyniła się rewolucja seksualna z lat 60 – tych. Jeszcze inni powiedzą, że rewolucja francuska i rządy Henryka VIII Tudora całkowicie rozwaliły wartości pochodzące z Biblii, natomiast wielu obywateli USA do dziś ma zdanie, że przyznanie praw czarnoskórym obywatelom było początkiem końca.


Mimo mądrości wielu mamy dziś wielki problem. Człowiek pozostał obdarty ze wszystkiego i nie definiuje się z niczym. To, co kiedyś uważano za ważne, dziś jest krytykowane i piętnowane. Głupota idzie przed mądrością, a niemoralność stawiana jest na piedestale. Doczekaliśmy czasów, w których eutanazja, aborcja, marginalizacja wiary, nadawanie tradycyjnym pojęciom nowego zakłamanego znaczenia, gloryfikacja Gender, odrzucenie wszelkich zasad prawa nikogo nie dziwi, a jest wręcz pochwalane, oczekiwane i ma szerokie przyzwolenie.




Pani Elżbieta Królikowska – Avis zajęła się jednym z najważniejszych tematów współczesności, czyli upadkiem cywilizacji zachodniej. W swej pozycji Cywilizacja Zachodu na rozdrożach wartości pokazuje nam świat, który upada.


W książce możemy przeczytać o negatywnym skutku porzucenia wszelkich wartości przez pryzmat różnych krajów świata. Jak doszło do upadku demokracji w Stanach Zjednoczonych, o problemach społecznych w Brazylii, sytuacji politycznej na Węgrzech, ale przede wszystkim o tym co dzieje się w naszym kraju. Co przykrywa pandemia koronawirusa, o braku profesjonalizmu wśród dziennikarzy, o walce między różnymi formacjami politycznymi, czy o skutkach działań na świecie dla Polski.


Przyznam, że pozycja Pisarki mnie zaciekawiła, ale… Cóż trochę się rozczarowałam. Pisana niesamowicie jednopartyjne nie jest to książka, która przedstawia mój prywatny głos w wielu kwestiach. To raczej zbiór felietonów w imię „kto nie z nami ten przeciw nam”. Mimo tego, że Autorka porusza naprawdę ważne tematy, które po prostu trzeba omawiać nie tylko na arenie międzynarodowej, moim jednak zdaniem nie jest to publikacja obiektywna.


Nie lubię książek, które próbują przypodobać się jednej linii politycznej. Zresztą nie znoszę także takich gazet, dzienników, czy czasopism, nie mówiąc już o jednopartyjnych telewizjach czy kanałach radiowych. Nigdy nie jest tak, że jedna strona ma zawsze rację, a druga się myli. Mimo tego, że popieram Panią Królikowską – Avis w temacie powrotu do wartości chrześcijańskich, to jej polityczny punkt widzenia totalnie do mnie nie mówi.




Książkę polecam bardziej jako ciekawostkę, jednak dla fanów tak zwanej dobrej zmiany będzie ona z pewnością rewelacyjna.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka


 

piątek, 26 listopada 2021

Ach co to był za cukierek!!!




Słuszną linię ma nasza władza”.


Miś”








„Chcesz cukierka, idź do Gierka. Gierek Ci da, bo dużo ma” powiedzonko, które gościło w naszych domach, do dziś jest powtarzane w nieco zmienionej formie (której tutaj nie przytoczę, ponieważ jest wulgarna), gdy je słyszymy, od razu widzimy lata 70 – te i polskie wstawanie z kolan. Och co to były za czasy. Dojście do władzy Edwarda Gierka przyniósł narodowi polskiemu nie tylko koncert zespołu ABBA, czy wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale przede wszystkim bogactwo na sklepowych półkach, a także lekkie otwarcie szlabanów na granicach.


Edward Gierek I sekretarz KC PZPR wraz z Piotrem Jaroszewiczem wydawać by się mogło, że wyciągnęli wnioski z rządów poprzedników i wpadli na genialny pomysł pogodzenia wzrostu gospodarczego w kraju ze wzrostem stopy życiowej obywateli. Genialnych pomysłów mieli dużo… Efekty mamy do dziś.


Trzeba przyznać, że Gierek, zawieszając plan poprzedniej ekipy, jakim było podniesienie cen żywności, sprawił jednocześnie, że dość szybko rosły płace, które przyczyniły się do zasobności portfeli Polaków. Niestety I sekretarz nie doinformował narodu, że życie na kredyt kiedyś musi się skończyć. Nadszedł czas, w którym nasi wierzyciele zaczęli domagać się spłaty długów. Polityka zagraniczna nigdy nie była i nie jest mocną stroną rządów w Polsce… Śmiem twierdzić, że Piłsudski razem z Dmowskim przewracają się w grobach.


W latach 70-tych tak zwany „nawias inflacyjny” sprawił, że ludzie zaczęli bać się deprecjacji oszczędności i wzrostu cen. W szybkim tempie ze sklepów zaczęły znikać wszelkie towary, a zaczęły pojawiać się puste półki. Konieczność zrównoważenia rynku wymusiła na rządzie w roku 1975 podwyżkę cen. Protesty, które wybuchły rok później sprawiły, że podwyżkę tę odwołano. Gospodarcza tragedia wisiała już na włosku. Dobiła ją zima stulecia na przełomie roku 78/79. Polsce dokuczał pogłębiający się brak energii, który spowodował spadek produkcji wielu zakładów, fabryk i hut. W końcu nadeszły długie jak zima na Syberii kolejki przed sklepami. To aż dziś nie do pomyślenia, że w roku 1980 mięso oraz wyroby czekoladowe wraz z czekoladą mogło nabyć tylko 75% społeczeństwa, margaryna dostępna była dla 78% a ser dla 80%.


Ach jak się nasz Gierek ratował. Całą winę próbował zrzucić na premiera Jaroszewicza, niestety w roku 1980 został pozbawiony funkcji na rzecz Edwarda Babiucha.


Fani mitycznej epoki gierkowskich cukierków do dziś mówią, że dekada Gierka to najlepszy okres w dziejach Polski. Zapominają jednak o długach, przehulanych i zmarnowanych miliardach dolarów, kilometrowych kolejkach po wszystko i pustych półkach w sklepach.


Donald Tusk potrafił powiedzieć: „To nie były dobre czasy, ale to nie były też czasy, które warto przekreślić. Akurat gospodarskie wizyty i inwestycje za czasów Gierka to jest raczej coś, co dobrze wspominam".


Taaaak… Temu Panu wyborcy już podziękowali:-))


Jarosław Kaczyński uznał, że Gierek „działał w takich okolicznościach, jakie wtedy były, ale to, że chciał uczynić z Polski kraj ważny — w tamtym kontekście, w tamtych okolicznościach-to była bardzo dobra strona jego działania, jego osobowości, jego poglądów, wskazująca na to, że był komunistycznym, ale jednak patriotą".


Yyyyy… To chyba dlatego dziś Pan Kaczyński wraca do tamtych czasów, w swoich projektach rządowych. Ale, ale koniec z prywatą wróćmy do Edwarda Gierka:-))


Aby nie było, że tylko się czepiam, tego braku musztardy trzeba tutaj napisać, że faktycznie w roku 1971 nadano w kolorze pierwszy program telewizyjny. Rolnicy zostali objęci ubezpieczeniem oraz uzyskali bezpłatny dostęp do opieki zdrowotnej, nie brakowało pracy, a raczej pracowników. Zakończyła się ofensywa przeciwko kościołowi zapoczątkowana przez Gomułkę, i oczywiście trzeba wspomnieć o tanich mieszkaniach i samochodach.


W czasach Edwarda Gierka, dla każdego coś miłego, jednak na dłuższą metę… Mit „Szklanych domów” upadł.


W swojej najnowszej pozycji Pan Piotr Gajdziński Czas Gierka epoka socjalistycznej dekadencji przenosi nas w niezwykle barwne lata 70 -te. Opisuje nie tylko dojście do władzy I sekretarza KC PZPR, ale również jego genialne pomysły, konflikty polityczne i upadek z wysokiego konia. W tej pozycji przeczytacie nie tylko o absurdach rządów ikony PRL -u, ale także o życiu zwykłych ludzi i poza kulisowych działaniach na rzecz tak zwanego dobra naszego kraju.


Przyznam, że o epoce rządów Edwarda Gierka czytałam wiele. Każda z publikacji oddaje wzloty i upadki tamtych lat. Pozycja Pana Gajdzińskiego nie jest wyjątkiem. Napisana wspaniałym przystępnym językiem, zaprasza nas w świat naszych rodziców oraz dziadków w sposób niezwykle obiektywny. Prawdziwa, momentami niezwykle humorystyczna książka, która pozwala spojrzeć na czasy PRL-u z dystansu, jednocześnie zachęcając nas do przeanalizowania czasów, w których żyjemy teraz.


Bezsprzecznie dzieło to polecam wszystkim miłośnikom I sekretarza, ale również jego wrogom. Najbardziej, jednak zachęcam młodych ludzi, a także fanów historii do sięgnięcia po barwną historię rządu, który próbował zmienić Polskę po tragicznych wizjach Gomułki.


Książkę do recenzji otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl


 

sobota, 20 listopada 2021

Jordan zaraz po Tolkienie




Zawsze zastanawiałam się, dlaczego ludzie zachwycają się powieściami fantasy lub typowym sf. Przyznam, że nigdy nie przepadałam za tego typu literaturą, być może mam ograniczoną wyobraźnię, ale potwory, dziwne stwory, kosmici, jakieś wojny galaktyczne nigdy mnie nie fascynowały. Wolałam oglądać te dzieła na ekranie niż sięgać po książki, jednak jako dziecko zachwyciłam się serią o Harrym Potterze. Z biegiem lat odkryłam świat Tolkiena i chyba od tego momentu trochę przychylniej zaczęłam patrzeć na gatunek fantasy.


Niestety nadal jestem krytycznie nastawiona do literatury fantastycznej polskiej. Mój patriotyzm nie obejmuje polskich pisarzy dzieł współczesnych, widać w tych pozycjach braki i niedociągnięcia, mimo starań ciągle w naszej literaturze zresztą nie tylko tej z tego gatunku czegoś brakuje, ale to moja subiektywna ocena.


Całkiem niedawno kiedy przeglądałam zapowiedzi i nowości Wydawnictwa Zysk i S-ka zwróciłam uwagę na powieść Roberta Jordana Oko świata, która okazała się pozycją z tego mało przeze mnie lubianego gatunku. Skusiłam się mimo to na przeczytanie opisu i powiem uczciwie, przepadłam. Z uwagi na to, że kocham Władcę Pierścieni, pomyślałam sobie WOW! To jest super na dodatek w podobnym klimacie i tematyce. Musiałam mieć pierwszy tom tej serii. Całkowicie zaskoczyła mnie objętość tej pozycji, ponieważ zorientowałam się, że całość składa się z kilkunastu tomów. Spodziewałam się czegoś mniej obszernego, a dostałam niemal grubość encyklopedii. Na pierwszy rzut oka książka jest grubsza niż pierwszy tom opowieści o Śródziemiu.


Przybliżając tematykę trzej chłopcy, mieszkają w małej wiosce gdzieś na końcu świata. Toczą monotonne dość nudnawe życie. Pewnego dnia w ich małym świecie pojawia się tajemnicza kobieta Moraine, która należy do zakonu kobiet władających ogromną mocą Aes – Sedai. Ostrzega ona mieszkańców przed czarnym, który budzi się z długiego uśpienia, aby zawładnąć nad całym światem. W tym samym niemal momencie wioskę atakują trolloki stwory, które były uważane za wymysły legend. Gdy wszystko staje w ogniu, kobieta pomaga zbiec chłopcom, jest przekonana, że jeden z nich jest Smokiem Odrodzonym, który może pokonać Czarnego i ocalić świat.


Pierwszy tom Oko świat jest początkiem serii Koło czasu. Seria ta bije rekordy popularności za granicą i podbija listy bestsellerów. Bez wątpienia dla fanów takich dzieł jak Gra o tronWładca Pierścieni, czy Mroczna wieża powieść Pana Jordana to uczta dla zmysłów oraz inteligencji.


Nie myślałam, że to kiedykolwiek napiszę, ale Oko świata jest chyba nawet lepsze niż mój ulubiony Tolkien, a może po prostu on już przestał mi wystarczać. Na pierwszym miejscu niesamowite, szczegółowe opisy, niemal tak precyzyjne jak u Kinga i tak wielobarwne jak u klasyki Śródziemia. Dalej wielowątkowość, która przyznam, jest dla mnie bardzo ważna. Różnorodność bohaterów, niejednoznaczność każdej z postaci, wspaniale rozbudowane dialogi, do tego klimat, który od pierwszej strony uruchamia wyobraźnię i niemal od razu przenosi nas w świat bohaterów.


Zawsze namawiam do zapoznania się z książką, zanim zobaczymy film lub serial i tak jest również tym razem. Serial dostępny jest w Prime Video szczerze mówiąc nie widziałam go, z uwagi na to, ze mam zamiar zapoznać się z całą serią i zostawię go sobie na deser i Was kochani również do tego zachęcam.


Chciałabym się tutaj również podzielić takim przemyśleniem, wydawało mi się kiedy przeczytałam skrót na okładce i zaczęłam pierwszy rozdział, że publikacja ta jest typowo dla młodzieży. Tak sugerował mi dobór bohaterów trzej młodzi chłopcy. Trochę bałam się, że przez to powieść będzie miała bardziej młodzieżowy, potoczny język, ale nic takiego nie miało miejsca. Okazało się, że mimo moich wyobrażeń seria ta nie jest młodzieżówką, choć naprawdę zachęcam, aby z książką zapoznali się młodzi ludzie.


Niezwykłe przygody, intrygujące zwroty akcji, ciekawa fabuła, myślę, że seria Pana Jordana bezsprzecznie może zostać postawiona w jednym szeregu z klasykami gatunku. Nie ukrywam, że mam wielkie oczekiwania co do kolejnych części, jestem zafascynowana rozwojem przygody oraz zmianą, jaka zachodzi w bohaterach. Mam nadzieję, że kolejne tomy są na tym samym poziomie pisarstwa, oraz że każdy kolejny wnosi coś nowego do rozwoju akcji.


Bezsprzecznie Oko świata, jest serią, którą warto, a nawet trzeba polecić. Jestem przekonana, że zarówno starsi jak i młodsi odbiorcy będą nią zachwyceni, oraz że stanie się ona kolejnym ulubionym dziełem w kilku tomach wszystkich sympatyków Froda Bagginsa. Jeśli szukacie czegoś nowego, świeżego i wciągającego koniecznie uzupełnijcie swoje biblioteczki pierwszym i kolejnymi tomami Koła czasu.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

 https://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t