wtorek, 31 sierpnia 2021

Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata





Holokaust podważył fundamenty cywilizacji,
zaplanowała go i zrealizowała władza państwowa.
Dlatego ważna jest wiedza na temat mechanizmów,
jego powstawania, by nigdy w przyszłości
nic takiego już się nie powtórzyło”.


Jolanta Ambrosewicz – Jacobs








Jad Waszem Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu, to tutaj Polacy najwięksi wśród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata otrzymali najwięcej medali, jako ludzie, którzy przysłużyli się ratowaniu Żydów w czasie II wojny światowej. To niesamowite jak państwo, które przyznając naszym babciom, dziadkom, rodzicom, wujkom, ciociom, czy też sistrom, bratom, dzieciom ten tytuł dziś kłamie na arenie międzynarodowej, że Polacy to najwięksi antysemici. Jak bardzo zadziwia, że zbrodniarzy okrzykuje się bohaterami, a bohaterów zbrodniarzami.


1 stycznia 2019 roku liczba uhonorowanych tym zaszczytnym tytułem Polaków wyniosła 6992, jest to największa liczba wśród wszystkich państw. Wielu historyków uważa, że liczba Polaków pomagających Żydom w tamtym okresie jest znacznie większa. Hans Furth pisze, że liczba ta sięga jego zdaniem ponad miliona osób. Żydom pomagali wtedy zwykli obywatele, całe wioski, wiele rodzin oraz organizacja specjalnie do tego powołana, czyli Rada Pomocy Żydom „Żegota”.


Warunki do pomocy Żydom w tamtej Polsce były co najmniej niekorzystne. Tylko w naszym kraju za pomoc oraz ukrywanie obywateli narodowości żydowskiej groziła śmierć całej rodziny. Represje, oraz trudności były na porządku dziennym, a ze śmiercią liczył się każdy, kto postanowił dać, choć kromkę chleba potrzebującemu Żydowi.


Trzecie rozporządzenie o ograniczeniach pobytu w Generalnym Gubernatorstwie”, który głosił, że„Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim żydom świadomie dają kryjówkę. Podżegacze i pomocnicy podlegają takiej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany. W lżejszych wypadkach można orzec ciężkie więzienie...


Hans Frank






Każdy z nas niewątpliwie słyszał o rodzinie Ulmów, która została bestialsko wymordowana, za ukrywanie Żydów. Na Podkarpaciu możemy zwiedzić muzeum ich imienia i posłuchać wypowiedzi świadków tamtych wydarzeń. Ella Lind z Instytutu Jad Waszem przeprowadziła szereg badan nad motywami, jakimi kierowali się Polacy podczas ratowania obywateli żydowskich. Najwięcej z nich zdecydowało się na to ze względu na długą znajomość, przyjaźń, czy wcześniejszą wspólną pracę. Druga największa grupa kierowała się względami humanitarnymi, moralnymi i religijnymi... Trzeba tutaj wspomnieć, że Polacy również ginęli w obozach zagłady. Największy na naszym polskim terenie niemiecki obóz Auschwitz – Birkenau początkowo był zbudowany dla obywateli polskich dopiero po rozbudowaniu Auschwitz-Birkenau II służył do masowego mordowania Żydów.


Najbardziej znanymi Polakami, którzy bez wahania poświęcili życie dla swoich braci Żydów byli m.in. Zygmunt Kuriata wraz z rodzicami zamordowany za ukrywanie dwójki żydowskich dzieci, Jan Puchalski i jego żona Anna ukrywali 6 Żydów przez 6 miesięcy w Łosośnej, Matylda Getter siostra zakonna, która ukrywała ponad 550 żydowskich dzieci z getta warszawskiego w katolickich sierocińcach, Józef Sobiesiak był organizatorem oddziałów partyzanckich, na Wołyniu dzięki niemu uratowało się ok. 500 Żydów... Można tak wymieniać tysiące szlachetnych Polaków, którzy dziś zapewne przewracają się w grobach słysząc o polskim antysemizmie.




Jedną z osób, która również ratowała Żydów przed Niemcami była Pani Irena Gut Opdyke. Złapana przez żołnierzy Armii Czerwonej została uwięziona, pobita i zgwałcona. Została zmuszona do pracy w szpitalu polowym. Udało jej się uciec w roku 1940 do rodziny mieszkającej w Radomiu, została, jednak złapana przez Niemców i skierowana do pracy m.in. w fabryce amunicji. W roku 1942 podczas gdy likwidowane było getto w Tarnopolu, pomogła uciec 12 Żydom. Szóstce z nich zorganizowała kryjówkę w lesie, przynosiła im jedzenie, natomiast drugą szóstkę ukryła w piwnicy domowej Rugemera. Major dowiedział się, że ukryła tam Żydów, ale w zamian, że zostanie jego kochanką, zgodził się na to, aby nadal tam przebywali.


Po wojnie Iren Gut została posądzona o kolaborację z Niemcami, z pomocą przyszedł jej pomocnik ONZ w Polsce William Opdyke. Kobieta wyszła za niego za mąż i zamieszkali razem w Kalifornii.


Wspaniała pozycja Ratowałam od zagłady, która jest wspomnieniem Pani Iren Gut – Opdyke to książka przedstawiająca całe życie tej dzielnej kobiety, niewahającej się pomóc tym, którzy podczas II wojny potrzebowali pomocy. W publikacji autorka przedstawia swoje życie, wspomnienia z czasów przed wojna jak i te dalsze. Opisuje zdarzenia, ludzi, politykę, która była prowadzona w tamtym czasie wobec Polaków, oraz swoje starania, aby pomóc nie mając nic w zamian.


Publikacja Ratowałam od zagłady, dla mnie jest tak niesamowicie wzruszająca, że popłakałam się już na podziękowaniach pisarki. To niby tylko niecałe 200 stron, jednak książka jest tak mocna, że naprawdę ze względu na moje ciągłe wzruszenie musiałam poświęcić na nią kilka dni. Czytałam wiele autobiografii i wspomnień, te są bardzo wyjątkowe, ponieważ są napisane z wielką prostotą i szczerością, a także z ogromną miłością również do czytelnika. Uczucia Pani Obdyke przebijają z tej pozycji i są wyrażone tak realnie, że każdy może poczuć je na sobie.


Jestem pełna uznania dla tej pozycji oraz jej bohaterki. Jednocześnie oburza mnie fakt, że żyjący uczestnicy II wojny, którzy ratowali Żydów, są narażeni dziś na taką niewdzięczność, krytykę i kłamstwo. Nie jestem antysemitką, ale śmiem stwierdzić, że ponieważ Żydzi skazywali własnych obywateli, w tamtym czasie na zagładę nie kiwnęliby palcem, aby pomóc nam Polakom gdyby sytuacja była odwrotna. Jestem niezwykle dumna z tego, że tak wielu moich rodaków w tym Pani Iren Gut wykazało się prawdziwym męstwem, odwagą, moralnością i człowieczeństwem a przede wszystkim poświeceniem nie tylko swoim, ale i swoich rodzin.


Publikacja Ratowałam od zagłady, jest obowiązkową pozycją, na liście do przeczytania moim subiektywnym zdaniem. Polska jak i Polacy muszą pamiętać o swoich bohaterach, aby wydarzenia sprzed ponad 70 lat nigdy więcej się nie powtórzyły. Bardzo dziękuję Pani Irene Gut – Obdyke oraz Wydawnictwu Poradnia K za tę pozycję. Zachęcam Was Kochani, aby zapoznać się, z tą książką jestem pewna, że wzruszycie się tak samo jak ja.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K

 

niedziela, 29 sierpnia 2021

Polska ponownie w szale wojny






Choćby w cudzym kraju, padała deszcz złota i srebra,
choćby we własnym deszcz sztyletów i włóczni -
We własnym będzie lepiej”.



Początek XIV wieku był bardzo burzliwy, dla trzech największych dynastii Habsburgów, Wittelsbachów oraz Luksemburgów. Wszystkie one krwawo rywalizowały o władze w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Elektorzy rzeszy ze wszystkich sił starali się, aby nie dopuścić do tego, że jedna z nich utworzy monarchie, dziedziczną. W roku 1313 syn zmarłego Henryka VII Luksemburskiego miał objąć tron, nie zgodzili się na to elektorzy, którzy jawnie popierali Fryderyka III Pięknego lub Ludwika IV Bawarskiego. Dnia 24 września nad rzeką Inn rozegrała się bitwa o władzę między Fryderykiem a Ludwikiem. Mimo iż zwyciężył ten drugi, jego korona była kwestionowana przez Jana XXII i Leopolda I Sławnego. Po śmierci Ludwika IV Bawarskiego władza w roku 1347 ponownie wróciła do dynastii Luksemburgów.


Jan Luksemburski koronowany na króla Czech w roku 1311, dopiero na początku roku 1327 przypominał sobie o spuściźnie Wacława II w Polsce. Niestety zajęty konfliktami we własnym państwie nie był w stanie zapobiec koronacji Władysława Łokietka w Krakowie w roku 1320. Jan dobrze wiedział, że Łokietek będzie walczył o całe granice swego kraju, oraz że jedyną szansą na odzyskanie Pomorza i Wielkopolski jest konflikt zbrojny. Wielkim problemem Luksemburga był sojusz Władysława z Andegawenami, to bardzo mocno utrudniało powrót na ziemie polskie.




Nie tylko z roszczeniami Czecha Łokietek miał problem. Niezwykle wielkim zagrożeniem byli również Krzyżacy. Jan Luksemburski wspierał działania zakonu i w roku 1328 ruszył z nimi ramię w ramię przeciwko Litwie, z którą Władysław miał sojusz. Król Polski zaatakował wtedy Krzyżaków, najeżdżając ziemię chełmińską. Był to niezwykły pech dla naszego władcy. Propaganda zakonu spowodowała, że atak odebrano jako zarzynanie chrześcijan. Od Łokietka w tamtym momencie odwrócił się nawet sam papież. Jan Luksemburki w roku 1329 obwołując się królem Polski, nadał Krzyżakom Pomorze Gdańskie, co niezwykle wzmocniło ich prawa do tej dzielnicy.


Rok 1331 również był ciężki dla królestwa polskiego. Rozpoczął się zbrojny najazd Krzyżaków... Był on świetnie przygotowany a dowódcą zakonu był Dietrich von Altenburg. Wszystkie działania Krzyżaków miały być skoordynowane z wyprawą Jana Luksemburskiego. Dietrich miał pecha, ponieważ pod Kaliszem gdzie umówił się z Janem, nikogo nie zastał. Króla Czech zatrzymał Bolko II mający do załatwienia nieuregulowaną sprawę głogowską po śmierci księcia Przemka... Zakon był nie źle zdenerwowany za to Łokietek wraz z synem... :-)))




Czwarty tom wspaniałej powieści Pani Elżbiety Cherezińskiej tym razem zabierze Was w podróż nie tylko po Wawelu, ale i po zamku w Malborku. Przyznam, że Wojenna Korona zachwyciła mnie niezmiernie. Byłam w Malborku, zamek jest ogromny, a powieść autorki wspaniale opisuje czasy jego świetności. Tutaj muszę napisać, że Pani Cherezińska w niezwykły sposób przedstawia również zabytki w swych publikacjach. Podczas gdy my możemy podziwiać ruiny na żywo, mury bez duszy, zimne i sterylne pisarka w każdą komnatę, wieżę, loch, czy basztę wprowadza niezwykłe życie, tchnie w nie duszę, a to wszystko sprawia, że w tych niezwykłych i niewątpliwie ważnych dla nas miejscach, po prostu chce się być.


Tym razem Władysław musi stawić czoło Janowi Luksemburskiemu, który wraca po dziedzictwo swego przodka, oraz zakonowi, tak potężnemu jak żaden inny w tamtych czasach. Niezwykły sojusz Łokietka z Węgrami sprawia, że akcja jest jeszcze bardziej wartka a sytuacja napięta. Czy faktycznie małżeństwo króla z córką Karola Roberta da radę na zawsze przypieczętować przyjaźń Polski i Węgier? Zapewne już wiecie, jak było dalej, jednak ta historia opowiedziana piórem Pani Cherezińskiej zasługuje na przeczytanie.


Z wielką niecierpliwością czekałam, aż do akcji wkroczą kobiety Starej Krwi, po prostu je uwielbiam, ich mądrość, inteligencję i lojalność, są one chyba jednymi z moich ulubionych bohaterek. Oczywiście w tomie IV jak i w poprzednich nie brakuje intryg, tajemnic, kłamstw, zdrad i miłości. Jeśli przeczytaliście wcześniejsze części, zapewniam Was, że ta również jest pełna niespodzianek a przede wszystkim historycznych wiadomości na bardzo wysokim poziomie.


Zastanawiałam się po przeczytaniu lektury, czy pisarka stworzy kolejne tomy tym razem o następnym królu Polski. Jestem przekonana, że historia dalsza, np. o Jagiellonach, czy czasach naszego kraju zaraz przed rozbiorami również byłaby wielkim dziełem i szczerze mówiąc chętnie, bym sięgnęła po dalsze losy narodu, pióra Pani Elżbiety Cherezińskiej.


Kochani gonię Was do zakupu Wojennej korony a najlepiej wszystkich części, na stronie Wydawnictwa Zysk i S-ka. Bezsprzecznie będą to dobrze wydane pieniądze. Z niecierpliwością czekam na tom V... Mimo tego, że znam historię, jestem niezmiernie podekscytowana i ciekawa, dalszych losów moich ulubionych bohaterów. Podzielcie się opinią o tej pozycji i o poprzednich jestem ciekawa Waszego zdania.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka



 

piątek, 27 sierpnia 2021

Londyn czeka na bohatera - duchy i zjawy




Nikt już nie wierzy w duchy.
A one przecież, są wszędzie wokół nas
i czekają, aż ktoś je dostrzeże”.




Najstarsze opowieści o duchach sięgają setek lat wstecz. Przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie stawały się legendami, a później mitami. Zarówno rynek filmowy jak i książkowy opływają w tematykę zjaw, demonów, potworów i duchów. Powieści dla dzieci w tym temacie, zawsze wydawały mi się mocno okrojone. Oczywiście dla młodszych pociech mamy wiele miłych opowiastek o dobrych duszkach, ale dla starszych miałam wrażenie, że trochę ten rynek kuleje.


Wśród tytułów, które stały się bardzo popularne m.in. seria Szklane dzieci, Upiorne opowieści, czy Banda niematerialnych szaleńców ciągle brakowało mi tego czegoś... Pozycji, która wciągnie nie tylko młodych, ale i starszych. Moim subiektywnym zdaniem dzieci uwielbiają serie, zwłaszcza te dzieci, które mają specjalne potrzeby edukacyjne. Lubią się utożsamiać ze swoimi ulubionymi bohaterami, nie muszą ciągle poznawać nowych głównych postaci, co sprawia, że bardziej skupiają się na akcji publikacji. W roku 1956, 22 lata od powstania Kaczora Donalda w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania w tym temacie. Serie z tymi samymi bohaterami były najchętniej kupowanymi na rynku amerykańskim, dzięki temu Kaczor Donald, cieszy się sławą do dziś, a jego przygody są rozpisywane w tomach komiksów.


Wydawnictwo Poradnia K fantastycznie wbiło się w serie książek dla dzieci. Niewątpliwie hit o Enoli Holmes jest tego najlepszym przykładem. Ostatnia książka o dziewczynie przebranej za chłopca, aby spełnić swoje marzenia w świecie czarodziejów, zyskała rzeszę fanów a tom drugi jej przygód wyczekiwany, jest, z wielką niecierpliwością. W tym miesiącu Wydawca wita swoich młodych czytelników rewelacyjną kilkutomową powieścią o spółce Lockwood.


Książkę o młodych łowcach duchów musiałam mieć. Czułam, że będzie ona wielkim hitem zaraz po popularności Harry’ego Pottera. Pozycja Pana Jonathana Strouda Krzyczące schody z serii Lockwood &Sp. tom I zaprasza nas do świata pełnego zjaw, demonów, wielkiej przygody i prawdziwej przyjaźni.


Książka opowiada o grupie prywatnych detektywów, w wieku do 15 lat, którzy walczą z szerzącymi się demonami na ulicach Londynu. Z jakiegoś powodu miasto zostało opętane przez zjawy. Łowcy duchów są na wagę złota, ponieważ każdy dom ma jakiś spirytystyczny problem. Do akcji wkracza podupadająca agencja Lockwood & Sp. Składa się ona z samych dzieci, które działają bez kontroli dorosłych. Ciekawostką jest, że zjawy są widziane tylko przez młodych ludzi, dorośli ich nie widzą. W naszej agencji pracuje trójka dzielnych łowców Anthony, George i Lucy, każde ze swoją przeszłością i bagażem doświadczeń. Wspólnie próbują utrzymać agencję, co wcale nie jest łatwe. Po serii zawalonych spraw mają ostatnią szansę na powrót na rynek, sprawa krzyczących schodów może ich uratować lub pogrążyć. W pierwszym tomie bohaterowie zabierają nas, do najbardziej nawiedzonego domu w Anglii gdzie muszą zmierzyć się z siłami zła, niebezpieczną czerwoną komnatą i słynnymi schodami. Czy uda im się rozwiązać zagadkę i przeżyć? Przeczytajcie sami.




Muszę Was od razu uprzedzić, że jeśli macie ochotę na lekką książeczkę o duchach to nie radze czytać (choć będziecie żałować), Autor totalnie mnie zaskoczył. Publikacja jest połączeniem najlepszych produkcji filmowych i książkowych w jedno, począwszy od filmu Blade po klasykę literatury lat 70 – tych Całopalenie. Akcja zaczyna się już na pierwszych stronach i przyznam szczerze, że ja stara baba miałam momentami cykora. Były momenty, że serio zastanawiałam się, czy to na pewno pozycja dla młodych czytelników. Pisarz jest genialny! Najbardziej zachwyca mnie fakt, że to I tom i będą kolejne. Jestem niezmiernie ciekawa nie tylko dalszych przygód trójki przyjaciół, ale również rozwiązania tajemnicy co się właściwie stało, że Londyn ma tak zwany PROBLEM. W powieści możemy również znaleźć historię życia naszych dzielnych łowców, oraz opisy samego życia w mieście. Niezwykle wartościowa fabuła, która jestem przekonana, trafi, do serc miłośników historii z dużym dreszczykiem.


Koniecznie musicie się z tą pozycją zapoznać, ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Mam wielką nadzieję, że będzie ich dużo, ponieważ moje dzieci kochają serie. Lockwood i Sp. bez wątpienia są dziecięcym hitem nadchodzącej jesieni. Zapewniam Was, że wasze pociechy się nie oderwą od lektury, i jestem przekonana, że sami dacie się porwać w wir paranormalnych wydarzeń w Londynie.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K



 

czwartek, 26 sierpnia 2021

Dzieło na miarę klasyków literatury polskiej




Książka i możność czytania,
to jeden z największych cudów ludzkiej cywilizacji”.


Maria Dąbrowska








Odczuwałam taki smutek, żal a przede wszystkim złość podczas czytania powieści Pani Małgorzaty Urszuli Laski Miód w deszczu, z powodu tego mało zacnego faktu w historii naszego kraju, kiedy to w roku 2019, niezwykle upolitycznioną Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury otrzymała jak dotąd całkowicie olewana na światowym rynku wydawniczym Pani Olga Tokarczuk.


Powiecie pewnie, co ma książka Pani Laski do Pani Tokarczuk, wierzcie mi to nie mój bełkot... Już tłumaczę. Kocham literaturę klasyczną. Swoje początki z nią zaczęłam w wieku 12 lat z powieścią Pani Heleny Mniszkówny Trędowata, następnie oczywiście Ordynat Michorowski, tej samej autorki, a dalej już klasyki jak Chłopi, Noce i dnie, Nad Niemnem, Lalka, Marta, czy Między ustami a brzegiem pucharu. To były i nadal są moim zdaniem piękne wprost nie tylko powieści o miłości, ale również niezwykle patriotyczne publikacje. Można ich nie lubić, można nie czuć tego rodzaju pisania, jednak niewątpliwie ich autorzy zasługują na szacunek. Niektórzy z nich doczekali się ukoronowania swej twórczości, wydawać by się mogło, największą nagrodą w dziedzinie literatury, czyli Nagrodą Nobla i chwała im za to, ponieważ niewątpliwie im się należała, choć osobiście, nie przepadam za komunistycznym tokiem myślenia Pani Wisławy Szymborskiej.


Kiedy w roku 2019 Pani Olga Tokarczuk pisarka, która nie przyczynia się do szerzenia patriotyzmu w naszym kraju, a już na pewno poza nim otrzymała (śmiem twierdzić na potrzeby polityczne) nagrodę przyznawaną od lat, spadłam z krzesła, ponieważ uważam, że jest tak wielu naprawdę zacnych autorów piszących o prawdziwej Polsce i prawdziwych Polakach, że nie mieściło mi się w głowie, iż można wykazać się, aż takim brakiem znajomości literatury polskiej. Właśnie do tych wartościowych dzieł zaliczam powieść Miód w deszczu. To nieprawdopodobne, posiadając w kraju takie pisarki jak np. Pani Laska doceniać coś, co nie zasługuje moim prywatnym zdaniem, nawet na przeczytanie dwóch stron a co dopiero nagrodę takiej rangi.


Książka autorki jest najlepszą jak dotąd przeczytaną przeze mnie pozycją obyczajową tak bardzo podobną do powieści, którymi zachwycam się do dziś. To kolejna publikacja Pani Laski, którą czytałam, jednak ta po prostu bije na głowę wszystkie poprzednie i moim zdaniem tematyka książki powinna zostać rozbita przez pisarkę i pisana w tomach!


Zanim opiszę fabułę pozycji, chciałabym jeszcze kilka słów poświęcić okładce tego dzieła. Przyznam, że całkowicie mnie ona zmyliła. Spodziewałam się raczej lekkiej książeczki obyczajowej, z wątkiem miłosnym a dostałam po głowie prawdziwym arcydziełem w stylu Pani Dąbrowskiej. Nie mam pojęcia, jaki był zamysł grafika, ale z tyłu powieści powinno być dopisane do nominacji w przyznawaniu kolejnej Nagrody Nobla. Niewątpliwie wielka treść skrywana pod skromną okładką.


W wielkim skrócie powieść pisana jest na kanwie historycznych wydarzeń zaraz po wojnie, znajdziemy w niej historię okupacji, losy naszych Żołnierzy Wyklętych, brutalny przemarsz wojsk, zarodek PRL -u, i coś, co oczarowało mnie najbardziej, czyli niezwykłe przedstawienie rejonu Mazur i Kurpiowszczyzny, z całą jej tradycją. Ciężka praca, dzieci do wychowania, przemoc domowa, sąsiedzkie konflikty, wzajemna, pomoc, ale i niechęć, a to wszystko przedstawione jak najbardziej realnie, z odbiciem wielkich polskich dzieł, które również poruszały te tematy.


Pozycja ta jest opisem życia rodzinnego, nie wymyślnego, ale właśnie życia zwykłych Polaków mierzących się z trudnościami. Znajdziemy tutaj miłość Gretel i Juliana wystawioną na próbę czasów, w jakich żyją, przeczytamy o ciężkiej sytuacji Antosi, gnębionej przez męża tyrana przyznam, że ta postać była moją ulubioną niezwykła kobieta... Codzienne życie i ciężką pracę rodziny, i starego Mazura, dla którego również zaświeciło słońce.


Pozycja ta zawiera dosłownie wszystko to, co zawierają klasycy. Pisana współcześnie udowadnia nam, że nasza historia, rodzina, wiara, i kraj nadal są najważniejszymi tematami w polskich powieściach obyczajowych, udowadnia nam, że są jeszcze autorzy, którzy bez sztucznych ubarwień i przekłamań na potrzeby wielkiej polityki tworzą dzieła o nas samych i tradycji wielkiego kraju nad Wisłą.


Muszę również wspomnieć o wprost cudownym urzekającym języku pozycji. Gwara kurpiowska tak bogata w książce wprowadza nas całkowicie w świat stworzony przez pisarkę i jest wisienką na torcie całej fabuły. Oczywiście znajdziemy słowniczek tych zapewne niezrozumiałych dla większości wyrazów więc bez obaw o zrozumiałość tekstu.


Jestem pod wielkim wrażeniem tej publikacji... Naprawdę z chęcią ujrzałabym to dzieło na dużym ekranie, i byłabym szczęśliwa gdyby pisarka kontynuowała temat, aby z jednej pozycji powstała np. trylogia. Kochani tę książkę po prostu trzeba mieć. Po wielkich klasykach mistrzów literatury polskiej przyszedł czas na współczesnych pisarzy, którzy kunsztem dorównują tym, na których wychowały się pokolenia. Gratuluję Pani Lasce wspaniałej pozycji, czekam na więcej i życzę wielu nagród, ponieważ niewątpliwie Miód w deszczu na nie zasługuje. A Was gonię do księgarni po perełkę wśród literatury obyczajowej, jestem przekonana, że utoniecie w tej publikacji i będziecie chcieli więcej.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro


 

Kołyma - dramat Polaków




Nie można dokonać rewolucji,
za pomocą jedwabnych rękawiczek”.


Józef Stalin






Kołyma... Było to nieformalne określenie największej grupy obozów pracy w ZSRR. O ile o niemieckich obozach zagłady napisano wiele książek i stworzono wiele filmów, o tyle obozy na terenie byłego ZSRR traktowane są nadal, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn bardzo po macoszemu. Jest to o tyle dziwne, że Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili nie wymordował tylko setki tysięcy Polaków, czy ludzi innych narodowości, ale jest odpowiedzialny za zbrodnie na obywatelach własnego kraju, które szacuje się w milionach.


Jakuck ASRR obwód magdański przez rzeszę więźniów nazywany do dziś Przeklętą Wyspą, to 2,6 miliona kilometrów kwadratowych podległych gułagom sowieckim. Założone w roku 1932 gdy odkryto na tych terenach niezmiernie bogaty zasób naturalny węgla, złota, platyny, uranu, rud cyny i ołowiu, ropy naftowej oraz molibdenu. Już w roku 1931 Stalin zaczął organizować pierwsze górnicze przedsiębiorstwa podległe NKWD. W lutym roku kolejnego zaczęto na Kołymę zwozić pierwszych więźniów, aż trudno uwierzyć, że śmiertelność w pierwszych latach istnienia obozu wynosiła 80%.


Niezwykle surowy klimat, tragiczne warunki bytowe i ciężka praca przy wydobyciach i wycince lasów sprawiały, że obszar ten był znany z naprawdę ogromnej śmiertelności. Kierowani byli tam więźniowie szczególnie niebezpieczni dla władzy radzieckiej. Głównie zamykano tam więźniów politycznych i kryminalnych, jednak to ci polityczni byli zmuszani, do najcięższej pracy często pracując nawet za swych kryminalnych towarzyszy. Pracę na terenie Kołymy przerywano dopiero kiedy temperatura osiągała 54 stopnie Celsjusza oczywiście na minusie. Szacuje się, że liczba więźniów w tych obozach pracy w roku 1953 wynosiła okołom 200 tysięcy. Natomiast całego Dolstroju około 2 – 3 miliony. Niebywałe jest, że obóz kołymski zamknięto ostatecznie dopiero w roku 1957. Nasza encyklopedia PWN dostarcza nam wiedzy, że na Kołymie zginęło około dwa lub nawet cztery miliony więźniów, jednak z dokumentów ZSRR wiadomo, że w całym Gułagu zmarło 1 606 748 zesłańców.




Polacy trafiali do obozów sowieckich w roku 1939 w ramach akcji polskiej. Kiedy ZSRR zagarnęło wschodnie ziemie naszego kraju, Sowieci zaczęli deportować tysiącami polaków a w szczególności polskich patriotów, inteligencję, bogatych gospodarzy oraz zamożnych ziemian. Rok 1939 był wstępem do tego, co wydarzyło się w Katyniu, kiedy wprowadzana w błąd opinia publiczna miała uwierzyć w zbrodnie Niemców w lesie katyńskim. Rosjanom nie wystarczyły deportacje... Postanowili pozbyć się naszej inteligencji raz na zawsze kulką w łeb.




Pan Sebastian Warlikowski w swej wzruszającej pozycji Polacy w sowieckich łagrach. Nie tylko Kołyma zebrał wspaniałe wspomnienia i dokumenty oraz relacje tych, którzy pamiętają czasy wywózki na krwawą ziemię.


Znajdziemy w niej relacje m.in. Pana Stanisława Kowalskiego, Pana Jerzego Michalewskiego czy Pani Aliny Kołosowskiej Kaweckiej... Wszyscy oni przeżyli piekło Kołymy, i choć dziś już tamten los im nie grozi nigdy nie zapomną tego co tam przeżyli, ani tych, którzy zginęli.


Jestem pod ogromnym wrażeniem tej publikacji. Chciałabym powiedzieć, że moim zdaniem temat zbrodni sowieckich to temat, który zapewne będzie się ciągnął latami z uwagi na wiele spraw, które jeszcze czekają na odkrycie i wydobycie z kremlowskich archiwów. Właśnie dlatego wszelkie publikacje o działalności Stalina tak bardzo mnie fascynują i ciekawią. O ile o zbrodniach niemieckich tak naprawdę napisano już niemal wszystko, a co druga pozycja jest powtórką innych, o tyle jeśli chodzi o zbrodnie ZSRR, mam wrażenie, rynek wydawniczy w Polsce posiada wielki niedobór.


Pozycja Pana Warlikowskiego to cała gama wspomnień z okresu wywózki i samego życia na Kołymie, jednak mnie w tej publikacji urzeka coś innego mianowicie ogrom fotografii, fotokopii i pamiątek udostępnionych na potrzeby książki. Uwielbiam kiedy pozycja historyczna ma wiele zdjęć, myślę, że to jeszcze bardziej przybliża czytelnika do opisywanych zdarzeń, czy zawartych wspomnień. Muszę tutaj wspomnieć, że publikacja Nie tylko Kołyma jest kontynuacją bestsellera Kołyma Polacy w sowieckich łagrach bez komentarza wspomnienia i dokumenty, za którą pisarz otrzymał nagrodę w konkursie na historyczną książkę roku 2019.


Zachęcam Was Kochani do zapoznania się z zarówno tą ,jak i wcześniejszą pozycja autora. Jestem przekonana, że obie pozwolą Wam na zapoznanie się ze światem, który dla wielu był przez długie lata nie tylko dramatyczną rzeczywistością, ale i miejscem ostatniego spoczynku.


Niezwykle ciekawe jest, również to, że dziś prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin posiada swoje zakłady karne wzorowane na obozach pracy powstałych w Związku Radzieckim. Wiele z nich powstało w danych obozach sowieckich. Największy obszar współczesnych „łagrów” znajduje się około 500 km od Moskwy w Republice Mordowii. Niezwykle obszernie pisze o tym Pani Nadjeżda Tołokonnikowa. Tak więc lektura książki Pana Warlikowskiego dla każdego miłośnika historii jest obowiązkowa.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zona Zero



 

Do kraju tego... Domowy chleb






Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba,
Tęskno mi Panie...”


Cyprian Norwid








Chleb, chlebek, chlebuszek... Ten tradycyjny, suto obsypany mąką i ten pokrojony w grube pajdy, posmarowany smalcem, mieszanym ze skwarkami. Jedynie w tradycji polskiej, otaczany tak wielką czcią i estymą, wypiekany w piecach chlebowych, zapewniający dobrobyt całemu domowi. Nie bez przyczyny utarło się powiedzenie „Kto ma piekarza w rodzinie, ten nie zginie”. Znak Krzyża, czyniony na każdym gotowym do pokrojenia bochenku, był podziękowaniem dla Boga za udane zbiory, które pozwoliły zasiąść do stołu, a także czcią wyrażoną dla każdego okruszka.


Od zawsze nasze dzieci były uczone, a także są nadal, że chlebem się nie bawi, a upuszczony na ziemię od razu jest podnoszony i całowany. Wielką tradycją w kulturze naszego kraju jest również witanie pary młodej chlebem i solą, natomiast staropolski zwyczaj nakazuje wniesienie do nowego domu bochenka wypieczonego dzień wcześniej.


Bardzo często wypiek ten miał również charakter zdrowotny. Przez lata wierzono, że pieczywo a zwłaszcza chleb jest najlepszym lekarstwem na ukąszenie żmii, czy dokuczliwe migreny. Podawano go również zwierzętom, zresztą zwyczaj ten utrzymał się do dziś, karmimy nim kaczki w parku, a nasze babcie podają go świniom i kurom. Nie wszyscy, jednak zawsze mogli się nim cieszyć. Do I polowy XIX wieku pojawiał się na stołach bardzo rzadko. Mogli się nim cieszyć tylko nieliczni, ludzie, którzy nie mieli możliwości spożywania go, na co dzień jadali chleb tylko podczas większych świąt.


Chleb, jest najważniejszym daniem naszym stole wigilijnym. Przed kolacją w dawnej Polsce pieczono parę rodzajów pieczywa na tę okazję. Były bułeczki pszenne dla dzieci i kolędników, chleb z ziarnami oraz tak zwana strucla. Każdy rodzaj pieczony był dzień przed Bożym Narodzeniem. Z czasem tym wiąże się ciekawa tradycja, którą jeszcze na wsiach oczywiście się podtrzymuje. Mianowicie gospodyni, wsadzając do pieca strucle, robiła wiecheć ze słomy i wkładała go do buta. Wraz z nim chodziła ona, do Trzech Króli gdzie paliła go i okadzała dymem domowników, zwyczaj ten miał przynieść pomyślność całemu domowi oraz chronić przed bólem gardła.


Chleba nie mogło również braknąć przy rozpoczynaniu zbiorów. Tak zwane zażynki jak i żniwa zawsze rozpoczynała kobieta, czyli osoba, która piecze w domu chleb. Przynosiła ona na pole chleb, który pozostawał tam jako ofiara. Ciekawe jest to, że chleb stanowił również ważne jadło podczas pogrzebów. W guberni worniejskiej ludzie w dzień pogrzebu stawiali na mogile drobinki zrobione z ciasta, aby duszy umarłego lżej było wstępować do nieba.




Dziś chleb zazwyczaj kupujemy w piekarni lub sklepie. Nie jest on już tym samym wypiekiem, jaki pamiętamy sprzed lat. Warto zatem sięgnąć po pozycje książkową Pani Lauren Chattman, która zachęca nas do domowego wypieku tego dla nas ważnego tradycyjnego pokarmu.


W publikacji Domowy wypiek chleba nie znajdziemy opisów tradycji i obrządków związanych z wypiekiem. Jest to książka całkowicie poświęcona temu jak w domowym zaciszu własnej kuchni przygotowań najważniejsze pieczywo dla naszej rodziny.


Znajdziemy tutaj dział jak w ogóle zacząć wypiek, wszelkie składniki, wyposażenie, jakie będzie nam potrzebne, a także wspaniałą gamę tradycyjnych przepisów na prawdziwym zakwasie, które krok po kroku nauczą nas jak przygotować np. chleb na bazie prostego ciasta, chleby na zakwasie z dzikich drożdży, płaskie pieczywo drożdżowe, czy pieczywo pełnoziarniste. Wszystkie przepisy są bardzo dokładnie rozpisane oraz opatrzone fotografiami.



Biorąc do ręki pozycje Pani Chattman myślałam, że jest to kolejna z tych cóż... okrojonych książek kucharskich, która zawiera zdjęcia z przeróbek komputerowych. Okazało się jednak, że autorka, w co aż nie wierzyłam, trzyma się ściśle tradycyjnych receptur i składników. Nie znajdziecie tutaj pieczywa na spulchniaczach czy z dodatkiem jajek w proszku, publikacja ta to skarbnica wypieku chleba na naszych rodzimych zbożach z użyciem tradycyjnych form.


Przepisy są wspaniale wytłumaczone i jestem pewna, że nie będą stanowiły problemu nawet dla tych, którzy pierwszy raz sięgają po domowy chleb. Publikacja zawiera również najważniejsze pytania i odpowiedzi dotyczące zaczynu na wypieki, co jest bardzo ważne jeśli chcemy, aby nasz chlebek był smaczny. Muszę tutaj stwierdzić, że książka ta jest napisana, może brzydko to zabrzmi jak dla dzieci, czyli wszystko krok po kroku co dla mnie jest wielkim atutem. Oczywiście wypiek na zakwasie własnej roboty troszkę trwa, ale zapewniam Was, że opłaca się podjąć tego zadania. Chleb, jaki wyciągniecie z piekarnika, będzie miał, tylko jedną wadę, nie będzie z pieca chlebowego, cała reszta a najważniejszy jest smak, będzie taka sama jak przy wypieku naszych babć.


Bezsprzecznie pozycja Domowy wypiek chleba to publikacja, która musi zagościć na półce każdej pani domu. Tego typu pozycje pomagają zachować nasze polskie tradycje i zwyczaje, a także to, co najważniejsze smaki.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa RM

 

 https://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t