poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Dobro w tragedii - Auschwitz




Strach jest jak balast w balonie,
wystarczy go wyrzucić, by wznieść się wyżej”.




Publikacji o Auschwitz-Birkenau powstało wiele. Zarówno tych polskich, które moim zdaniem są najbardziej obiektywne jak i tych zagranicznych. Nie miałam dotąd w ręku pozycji zagranicznej, która traktowałaby o bohaterach z obozu, którzy przyczynili się do uratowania życia innym ze współwięźniów. Trochę pogrzebałam i szczerze mówiąc nic konkretnego, nie znalazłam, na obcojęzycznym rynku wydawniczym. Cieszę się, jednak niezmiernie, że nasze polskie Wydawnictwa cały czas pamiętają o zwykłych ludziach, którzy stali się bohaterami dla tysięcy innych.


Niezwykła postać, zapomniana na kartach podręczników do historii Józef Bellert jest osobą, której historia nigdy nie może zostać zapomniana. Troskliwy lekarz, który w największym obozie koncentracyjnym zorganizował szpital dla tysięcy więźniów. Niezmiernie trudno uwierzyć, że dla 5000 skazanych na zagładę był ratunkiem dla 4400 ocalałych.
Józef Bellert zaczął swoją działalność gdy dowiedział się, że Auschwitz zostało wyzwolone. Wiedział, że dla wycieńczonych, ledwo żywych ludzi, każda pomoc jest na wagę złota. Dwa radzieckie szpitale przybyłe w tym czasie na teren obozu nie były w stanie pomóc tylu potrzebującym. Nasz bohater wraz z grupą wolontariuszy z PCK zorganizował szpital, który przeszedł do historii. Bellert przeżył dwie wojny światowe w tamtym czasie miał 58 lat, jednak to, co zobaczył, po przekroczeniu bramy Arbeit Macht Frei się nie spodziewał. Z jego relacji możemy dowiedzieć się, że „Ludzie bali się, że wróci głód, więc chowali w siennikach i pod poduszkami kawałki chleba. Lękali się ludzi w białych fartuchach, zastrzyków i wyjścia do łaźni”.


Bellert jednak nie poddała się. Pomogło mu doświadczenie organizacyjne z czasów Legionów Polskich i Powstania Warszawskiego kiedy organizował szpital PCK przy ulicy Mokotowskiej. Uratował tysiące, nigdy nie zapomniał tego, co zobaczył.


Mówili na nią Anioł z Auschwitz. Stanisława Leszczyńska, bo o niej mowa po uwięzieniu w obozie zagłady pracowała jako położna. Jej niezwykła odwaga w przeciwstawianiu się rozkazom niemieckim sprawiła, że odebrała ponad 3000 porodów. Swoje niezwykłe przeżycia z obozu opisała w publikacji Raport położnej z Oświęcimia,w KL Birkenau pracowała, aż do czasu wyswobodzenia obozy przez Armię Czerwoną w 1945 roku.


Stanisława Leszczyńska przez lata spędzone w niewoli sprawiała, że kobiety mogły doświadczyć prawdziwego cudu narodzin w nieludzkich warunkach. Przez całą jej działalność w Auschwitz nigdy nie zdarzyło jej się, aby dziecko urodziło się martwe. Aby ochronić matki i ich dzieci sprzeciwiała się rozkazom samego Josefa Mengele. Kobiety nazywały ją „Mateczką”. Mimo że każde z dzieci pod jej opieką rodziło się żywe, ich los był przesądzony. Do maja 1943 roku każde z dzieci urodzonych w obozie po porodzie było topione w beczułce. Po tym wydarzeniu każda z matek mogła zobaczyć swoje martwe niemowlę rzucone przed blok i rozrywane przez szczury.


Po opuszczeniu Auschwitz Leszczyńska kontynuowała swoją pracę jako położna, a swoje przeżycia opisała w wyżej wymienionej pozycji. W dniu urodzin kobiety obchodzimy Dzień Położnej.




Bohaterów, którzy postawili na szali swoje życie, aby ocalić innych, w niemieckim obozie zagłady było wielu. Z całą pewnością gdyby chcieć opisać każdego z nich zabrakłoby miejsca...


Pani Teresa Kowalik oraz Pan Przemysław Słowiński stworzyli wspólnie wspaniałe dzieło, które opowiada nam historię ludzi, dla których życie innych było ważniejsze niż własne. W publikacji Bohaterowie z Auschwitz znajdziemy bohaterskie czyny takich ludzi jak Witold Pilecki ochotnik do Auschwitz, który po ucieczce z obozu swoje raporty wysłała w świat, jednak zostały one zignorowane przez naszych sojuszników, Irena Wiśniewska, cudowna pielęgniarka, która przez czas pobytu w bezkompromisowy sposób niosła ulgę cierpiącym, Maksymilian Kolbe bohater, o którym historia nigdy nie zapomni. Człowiek, który z własnego wyboru poszedł na śmierć za innego człowieka. A także Bronisław Czech, Tadeusz Pietrzykowski, czy Sabina Nawara.


Niezwykle wartościowa pozycja, o odwadze, poświęceniu, miłości do bliźniego.


Bohaterów z Auschwitz czytałam z ogromną przyjemnością. W książce tej są tacy, o których słyszałam, ale są i tacy, których nie znam. Wspaniałe, niesamowite życiorysy, wydarzenia i informacje. Przyznam, że niezwykle wzruszające.
Nie wiem, czy dziś współcześni ludzie potrafiliby okazać tyle miłości innym. Mam wielką nadzieję, że wydarzenia, które miały miejsce podczas II wojny światowej nigdy się nie powtórzą, jednak bardzo ważne jest to, aby zawsze być człowiekiem dla człowieka. Z całą pewnością powinniśmy brać przykład z bohaterów opisanych w pozycji, być może kiedyś sami będziemy w pewnym miejscu historii gdzie potrzebne będzie dokonanie wyboru między tym co łatwe a tym co słuszne.


Książkę Pani Kowalik i Pana Słowińskiego polecam z całego serca. Jest to jedna z tych pozycji, którą warto czytać, całą rodziną wraz z małymi dziećmi opowiadając im historię ludzi, dla których hasło Bóg, Honor, Ojczyzna było symbolem życia.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Fronda



 

piątek, 30 lipca 2021

Warszawskie dzieci, które zweryfikował czas





Dziś idę walczyć — Mamo,
może nie wrócę więcej,
może mi przyjdzie polec tak samo,
jak tyle, tyle tysięcy...”


Dziś idę walczyć – Mamo!






Największa armia podziemnej Polski – Armia Krajowa miała w swych szeregach wybitnych dowódców oraz dzielnych żołnierzy. W oddziałach walczyły także dzieci, które często oddawały swoje życie, w bitwach o wolną Polskę. Tak popularna dziś pieśń Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego oddaje cały dramat tamtych wydarzeń. „Warszawskie dzieci pójdziemy w bój, za każdy kamień Twój stolico damy krew...” Tę znaną piosenkę nagrano 1 sierpnia 1944 roku dla radia Błyskawica. Bardzo szybko obiegła powstańczą Warszawę i stała się symbolem zaciętych walk, ale przede wszystkim młodych ludzi i małych dzieci, biorących udział w walkach zbrojnych i dodatkowych ważnych dla kraju akcjach.


Chłopcy, którzy działali w Harcerskiej poczcie polowej, byli najmłodsi. Z reguły mieli po 12 lub 15 lat, jednak zdarzali się i młodsi. Bardzo często ochotnicy zawyżali swój wiek, ponieważ dowódcy nie chcieli brać nieletnich na żołnierzy. Największą i najlepiej zorganizowaną grupą w Armii Krajowej byli młodzi ludzie z Szarych Szeregów. Dzieci i młodzież wyszkoleni w Bojowych Szkołach i Grupach Szturmowych, z których tworzono oddziały bojowe Kedywu. Witold Modelski 11-letni wówczas chłopiec po śmierci swoich rodziców sam zgłosił się do batalionu „Gozdawa”. W niedługim czasie został kapralem, brał udział w walkach na Starym Mieście, po wstąpieniu do batalionu „Parasol” walczył wraz ze starszymi kolegami na Czerniakowie. Poległ 20 września 1944 roku. Witold jest patronem Sali Małego Powstańca w Muzeum Powstania Warszawskiego.


Niemcy nie mieli skrupułów w mordowaniu dzieci i młodzieży. Ci najmłodsi, którzy zajmowali się przenoszeniem poczty, żywności czy opatrunków, nie do końca jednak byli łatwym łupem. Mali, szybcy i sprytni potrafili wykiwać nie jeden patrol gestapo. Wiele z polskich dzieci zmuszono do pracy w niemieckich zakładach zbrojeniowych. Niemcy z pełną świadomością i premedytacja łamali konwencję genewską. Chłopcy wzięci w tamtym okresie do niewoli czasami wracali do Polski, wielu jednak z nich rozproszyła się po całym świecie.


Podczas powstania zarówno dzieciom jak i ich rodzinom doskwierał głód, choroby, wieczny strach. Wiele rodzin z małymi dziećmi wywieziono do niemieckich obozów zagłady. W tamtym okresie nie miało znaczenia to jaki status społeczny ma chłopiec, czy dziewczynka, każde z nich było w tym samym niebezpieczeństwie.


Pozycji o dzieciach w czasie Powstania Warszawskiego znajdziemy wiele. Jednakowo wspomnienia, dzienniki, czy powieści. Pani Agnieszka Cubała napisała książkę Warszawskie dzieci 44,jednak nie jest to opowieść o walce młodych ludzi w tamtym okresie. Pozycja Pani Cubały skupia się na tym jak radziły sobie dzieci w tych trudnych dniach z dramatem sytuacji, głodem, cierpieniem, bólem. Goście Autorki opisują również traumę, która towarzyszyła im po upadku powstania przez długie lata, a nie którym do dziś. W pozycji Warszawskie dzieci 44 poznajemy wspomnienia m.in. Krzysztofa Kowalewskiego, Jacka Fedorowicza, Beaty Tyszkiewicz, czy Adama Komorowskiego. Każda z opowieści jest inna, każda przedstawia inny dom, inną rodzinę, inny dramat.


Publikacja Pani Cubały była długo przeze mnie wyczekiwaną pozycją. Byłam trochę uprzedzona, ponieważ wolałabym przeczytać wspomnienia zwykłych dzieci, które wyrosły na zwykłych ludzi, a nie celebrytów, którzy później w komunistycznej Polsce byli tym, kim byli... Skusiłam się jednak na tę pozycję i przyznam, że jest ona naprawdę dobra. Zachwyciły mnie głównie fotografie, fotokopie i dokumenty, natomiast same wspomnienia... Szczerze mówiąc aż trudno mi uwierzyć w to, że ktoś, będąc dzieckiem, przeżył tragedię, a teraz będąc dorosłym cóż... Ma problem z patriotyzmem.


Oczywiście postrzeganie wydarzeń przez dzieci a później uporządkowanie ich w okresie dorosłości wiele zmienia, ale chyba spodziewałam się po tej pozycji naprawdę wielkiego WOOW, zostałam jednak utwierdzona w przekonaniu, że wspomnienia ludzi, którzy, że tak napiszę, się dorobili i stali znanymi postaciami, nawet najbardziej uczciwe po latach zostają zweryfikowane przez ustrój, pieniądze i władze.


Muszę tutaj, jednak napisać, że jeśli chodzi o pracę, jaką poświęciła autorka, na stworzenie swojego dzieła to jestem pod wrażeniem. Pisarka ma na swoim koncie wiele publikacji w tej tematyce, mam zamiar nadrobić i przeczytać inne pozycje, mimo żeWarszawskie dzieci 44 trochę mnie rozczarowały. Temat wspomnień dzieci, które przeżyły powstanie, jest naprawdę super, zastanawiam się natomiast dlaczego Autorka pokusiła się o to, aby były to wspomnienia sławnych ludzi... Pan Adam Komorowski syn Komendanta Armii Krajowej to wspaniała postać, zestawienie jego historii ze wspomnieniami ludzi, którzy w kolejnym ustroju cóż... sama nie wiem, to tak mi trochę nie leży.


Ze względu na tematykę, zdjęcia, dokumenty, fotokopie pozycję Pani Cubały polecam. Liczę na to, że kolejna publikacja autorki będzie wywoływała u mnie większy dreszczyk pozytywnych emocji. Trzeba, jednak przyznać, że w książce czuć wielką pasję pisarki co z całą pewnością przekłada się na styl pisania i to, że dzieło to jest dostępne dla młodych odbiorców.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka




 

środa, 28 lipca 2021

Cieślar lepszy niż Cejrowski








Mapy mają w żyłach niebieską krew”.


Ramon Gomez de La Serna




Rapa Nui (Wyspa Wielkanocna) to najbardziej tajemnicze i wyizolowane miejsce na całym świecie. Wyspa ta została odkryta w roku 1772 przez Jacoba Roggevenna w Niedzielę Wielkanocną stąd jej nazwa. W tamtym czasie zamieszkiwało ją około 3 tysięcy osób. Szacuje się, że wcześniej liczba mieszkańców dochodziła nawet do 15 tysięcy. Ich liczba spadła ze względu na wyczerpanie zasobów naturalnych, oraz po ścięciu wszystkich drzew. Konflikty w tym rejonie doprowadziły nawet do kanibalizmu. Wyspa została zasiedlona już w IV wieku przez ludy z Hawajów, ostatecznie jej rdzennymi mieszkańcami byli Polinezyjczycy.


Rapa Nui znajduje się na Pacyfiku i jest wyspą pochodzenia wulkanicznego. Jej gospodarka oparta jest głównie na turystyce, jednak mieszkańcy uprawiają również rolnictwo, rybołówstwo, hodują konie drób i bydło.


Wyspa Wielkanocna znana jest głównie z Moai. Rzeźby te są monolityczne i ważą około 18 ton. Są, również niezmiernie wysokie osiągają ponad 6 metrów, natomiast najpopularniejsza z nich Paro ma około 10 metrów. W sumie jest to 887 posągów wyrzeźbionych w kamieniołomie Rano Raraku. Obecnie nadal znajduje się w nim 394 Moai. Nie wiadomo dlaczego kamieniołom został opuszczony. Twórcy zostawili wiele niedokończonych posągów. Pomimo wielu badań nie wiadomo dlaczego Moai w ogóle powstały. Ich tajemnicą jest również to, że stoją twarzami do oceanu. Mimo wielu teorii nie udało się, ustalić co w historii posągów jest prawdą a co mitem.


Wyspa ta uznawana jest za cud na drugim końcu świata. Przyciąga turystów i badaczy z każdego zakątka ziemi. Niezwykła kultura mieszkańców, tajemnicze posągi i legendy z dawnych lat sprawiają, że wycieczki do Chile nie mogą obyć się bez odwiedzin na Rapa Nui.




Pan Artur Cieślar autor książki Tajemnicza Wyspa Wielkanocna zabiera nas w swej pozycji w niezwykłą podróż do świata Moai, które od tysięcy lat patrzą na Pacyfik i czekają... Być może na lepszy czas. Pisarz i podróżnik nie tylko opisuje nam nie tylko geografię wyspy, czy historię posągów, ale również zabiera nas na festiwal Tapati, zapoznaje nas z mieszkańcami, którzy są tak samo nie zwykli jak miejsce, w którym mieszkają.


Pan Cieślar opisuje tradycje, które od pokoleń towarzyszom mieszkańcom tego rejonu, ich codzienne życie, wierzenia, problemy i tajemnice. Książka jest niezwykłą wyprawą do świata, który nie gości w telewizji. Zachwycające fotografie, historyczne przedstawienie samej wyspy oraz ludzie, którzy tworzą oryginalną społeczność, a których trzeba poznać.


Jestem pod wielkim wrażeniem pozycji autora. Oczywiście kto z nas nie słyszał o Wyspie Wielkanocnej i posągach, które swoim ustawieniem pilnują wybranej przez siebie części świata. Moim osobistym zdaniem książka Tajemnicza Wyspa Wielkanocna jest lepsza niż pozycje Pana Cejrowskiego. Napisana wspaniałym barwnym językiem, zachwyca opisami przyrody, geografii, kultury. Niesamowita szczegółowość publikacji sprawia, że podczas czytania ma się wrażenie, że samemu jest się na miejscu. Kocham pozycje podróżnicze, zwłaszcza takie, z których można się dużo dowiedzieć jeśli chodzi o życie w wybranym rejonie. Dla mnie książka tego typu nie musi mieć wielu zdjęć, liczy się treść, ale pozycja Pana Cieślara zachwyca wprost zdjęciami. Przede wszystkim nie są sztuczne i ustawione. Niesamowicie naturalne i nieretuszowane przenoszą nas w zupełnie inny świat.


Ta publikacja to jedna z tych, które chce się trzymać w dłoniach bez końca. Czytać, oglądać fotografię i podziwiać. Niesamowita, zachwycająca, i prawdziwa. Z całą pewnością nie może jej zabraknąć na półce fana podróży. Informacje zawarte w tej książce sprawiają, że człowiek chce pojechać i poczuć tamte klimaty i tajemnice. Zachęcam do zakupienia naprawdę wartościowej pozycji podróżniczej. Myślę, że dzięki publikacjom takim jak ta Pana Cieślara, każdy może poznać świat nawet jeśli budżet nie pozwala na bilety lotnicze.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Zysk i S-ka

 


 

deWitt - ekscentrycznie i z pazurem




Gdy bankructwo wchodzi drzwiami,
miłość wylatuje oknem”






Pozycja Francuskie wyjście. Tragedia manier to jedna z tych publikacji, które zaskoczyły mnie już na pierwszej stronie. Wstyd się przyznać, ale zgubiłam się już na samym początku kiedy czytałam początkową kartkę. Już miałam ją przewrócić, lecz zwątpiłam w zrozumienie właśnie odczytanego tekstu i musiałam wrócić do tekstu jeszcze raz. Pozycja Pana deWitta to totalny chaos, jednocześnie publikacja jest tak niesamowita, że przez całą lekturę zastanawiałam się, jak mogłam przeoczyć tego autora.


O Patricku deWitt nie słyszałam nigdy. Nie mam pojęcia, co napisał, kim jest i czym się zajmował wcześniej. Francuskie wyjście tak mną wstrząsnęło, że nawet nie sprawdziłam informacji, o pisarzu co zazwyczaj robię. Książkę przeczytałam dwa razy, bo serio nie wierzyłam, że coś takiego mogło powstać i przyznam, że publikacja jest rewelacyjna. Wydawać by się mogło, że to zwykła obyczajówka, ale jednak nie do końca. W ogóle opis z tyłu książki nie oddaje jej treści, za chwilę to wyjaśnię, ale najpierw pokrótce, o czym jest to dzieło.


Główna bohaterka Frances jest już kobietą w kwiecie wieku, niestety całkowicie traci ona swój majątek w wyniku dość ekscentrycznego i nieoszczędnego życia. Na stan posiadania pani Price składał się spadek po jej zmarłym mężu, z którego szacowna dama korzystała wraz ze swoim synem Malcolmem (imię mężczyzny genialne jak dla kota). Frances postanawia wyprzedać to co jej zostało i przeprowadzić się wraz ze swym całkowicie pozbawionym charakteru dzieckiem do Paryża, aby tam zacząć wszystko od nowa.


Z tyłu książki jest napisane ciepła historia o relacji matki z synem... Dla ścisłości Malcolm jest totalnym maminsynkiem bez ambicji, honoru, własnych pieniędzy. Na dodatek swoje problemy zajada i nie widzi w tym problemu. Nasza bohaterka pani Price to ambitna, z bardzo silnym charakterem patologiczna matka, która układa życie synowi po trzydziestce. To właśnie te relacje między matką a synem oczarowały mnie najbardziej. Nigdy nie czytałam bardziej denerwującej, a jednocześnie tak fascynującej książki. Irytowałam się postacią Malcolma, i pędziłam przez strony, aby w końcu dowiedzieć się, czy facet się ogarnie. Osoba Frances w powieści jest tak przytłaczająca i zawłaszczająca całą fabułę, że byłam w niezłym szoku, i pod ogromnym wrażeniem pracy autora.


Nie znajdziemy w tym dziele sentymentów. Bohaterka to silna kobieta, która wie, czego chce, a stany psychiczne jej syna opisane w publikacji sprawiają, że książkę czyta się jak wspaniałe studium psychologiczne. Powieść napisana dynamicznym, bogatym językiem, z niezwykłym poczuciem humoru. Język momentami można by rzec, zakrawa, o nazwanie go rynsztokiem burżuazji sprawia, że ta pozycja po prostu sama aż się pcha w ręce, aby ją czytać i czytać. Osobiście jestem zachwycona. Adrenalina z powodu głupoty faceta i siły jego matki skakała mi po każdej stronie, ale wierzcie mi, że warto było się powkurzać hihihihi.


Jeszcze dziś kilka dni po przeczytaniu ta publikacja mocno mnie trzyma i wracam do niej w myślach. Nigdy nie czytałam nic jednocześnie tak denerwującego, a zarazem wartościowego. Momentami sama zaczęłam się zastanawiać, oraz mieć nadzieję, że nie jestem taką despotyczną matką, która będzie synom w wieku pięćdziesięciu lat wybierała skarpety rano.


Francuskie wyjście to dzieło, które po prostu trzeba przeczytać. Jestem przekonana, że będziecie zachwyceni autorem tak samo jak ja. Z perspektywy czasu myślę, że pozycja ta to bardzo dobre odbicie relacji matka syn w wielu domach. O ile ciepłe stosunki Malcolma z Frances są w pozycji tej patologiczne, to cała publikacja zasługuje na jedną z tych wielu nagród, które zazwyczaj dostają książki nijakie, natomiast powieści z charakterem i pazurem są pomijane. Życzę tego autorowi z całego serca, a Was Kochani zachęcam do zakupienia Francuskiego wyjścia i zapoznania się ze światem bogatej arystokratki, która w bardzo oryginalny sposób postanawia zacząć swoje życie od nowa.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

czwartek, 22 lipca 2021

Kulinarny hit tego roku!!!




Jedzenie symbolizuje miłość,
gdy słowa są niewystarczające”.


Alan D. Wolfeld




Kochani nadszedł czas, aby przedstawić Wam, moim zdaniem książkę tego roku. Oczywiście rok się jeszcze nie skończył, jednak patrząc na nowości, które pojawią się do końca września w dziedzinie kulinariów, żadna z nich nie dorównuje pozycji Pani Olii Hercules.


Obawiam się, że słowa wspaniała, cudowna, czy rewelacyjna nie będą oddawały tego co czuję kiedy patrzę na pozycję autorki a na pewno nie oddadzą tego co myślę po zapoznaniu się z publikacją. Jeśli jeszcze nie znacie książki kulinarnej Sielskie smaki. Nostalgiczna podróż kulinarna koniecznie, ale to koniecznie musicie ją poznać.


Zaczynając od początku trzeba tutaj cofnąć się w przeszłość do czasów kiedy Kresy Wschodnie należały jeszcze do państwa polskiego. Myślę, że jest to bardzo ważne, ponieważ pozycja Pani Hercules traktuje o tradycyjnej kuchni ukraińskiej, jednak przeplata się ona z naszą polską tradycją. Każdy, kto interesuje się historią, wie, że są to przedwojenne ziemie II Rzeczypospolitej zawłaszczone przez Sowietów. Nie będę tutaj pisała Wam wykładu historycznego, jednak trzeba pamiętać, że kuchnia kresowa przewija się również w naszym codziennym gotowaniu, które stanowi również część naszej narodowej kultury. Pani Olia Hercules stworzyła znakomite dzieło zawierające sto przepisów z tradycji ukraińskiej, które w polskich domach bardzo często goszczą na naszym stole.


Zanim zacznę opisywać potrawy, muszę wspomnieć o tej części publikacji, która zachwyciła mnie najbardziej, a mianowicie wspomnienia o dawnych czasach i tradycjach kuchennych. Kochani rozdziały poświęcone takim zagadnieniom jak tradycyjne pieczenie w piecach kaflowych, wraz z całą historią tych piecyków, zagadnienia związane z wartością tradycji gotowania, czy wspaniałe rozdziały poświęcone życiu i prowadzeniu gospodarstwa na wsi, a co z tego wynika sztuki przepysznego, skromnego przygotowywania posiłków dla całej rodziny wprost powaliły mnie i wzruszyły. Jestem tą pozycją niezmiernie oczarowana. Nie czytałam poprzednich książek autorki i koniecznie muszę to nadrobić, natomiast Sielskie smaki to kulinarny majstersztyk.


Mamy w domach wiele pozycji kulinarnych ja również mam ich sporo, jednak zachwycają mnie publikacje, które poza stosem przepisów zawierają również głęboką historyczną treść o tradycji potraw. Dzieło Pani Hercules jest pierwszą pozycją, wśród trzech naprawdę wartościowych, jakie posiadam.


Jeśli chodzi o potrawy, znajdziemy tutaj rozdziały poświęcone przetworom, mięsom, wypiekom, czy rybom. Wspaniałe przepisy na kiszonego arbuza, domowy tradycyjny chleb, pieczone ryby, czy gulasze, a także cudowne ciasteczka miodowe czy sernik z duszonymi jabłkami. Powiem Wam, że przed recenzją tej pozycji skusiłam się, na wypróbowanie kilku przepisów zaczęłam od sernika z jabłkami... Cudowny smak i powrót do tradycyjnych składników bez chemii typu proszek do pieczenia, po prostu CUDO. Wspaniały smak. Ciasteczka miodowe w sam raz na Święta Bożego Narodzenia z całą pewnością powtórzę ten przepis, są to ciasteczka chyba typowo do przygotowania z dziećmi i ku mojemu zaskoczeniu długo pozostają świeże. Zachwyciła mnie prostota przepisu na tradycyjną kutię. Nie za bardzo przepadam za tym przysmakiem, ale przepis kusi swoją zwyczajnością i tradycyjnymi składnikami więc potrawa znajdzie się na naszym stole. Poza tym coś, co od razu wpadło w oczy moim dzieciom napoleon. Kochani to ciasto robi moja Teściowa, placki na zdjęciu wyglądały jak te u Niej, jednak Mama mojego Męża robi ten wypiek z kremem budyniowym, czekoladowym a w książce Pani Hercules jest krem migdałowy. Nigdy nie piekłam tego naprawdę przepysznego ciasta, ale zrobię to, aby spróbować z innym nadzieniem.


Ważne jest, aby napisać tutaj o fotografiach tych pyszności. Wiecie, jak to jest, w książkach kulinarnych potrawy doskonałe na zdjęciu jak sztuczne, natomiast w Sielskich smakach miałam wrażenie, jakby zdjęcie było zrobione po przygotowaniu jedzenia u mojej Babci. W fotografiach czuć duszę potrawy, coś niesamowitego. Wszystkie zdjęcia w książce są naturalne nie obrabiane, aby wyglądały na ładniejsze. Pejzaże, ludzie, wnętrza chat, smakołyki... Sama naturalność sprawia, że musisz patrzeć i patrzeć...


Niepozorna okładka kryje zachwycające, wzruszające wnętrze. Na odwrocie napisano, że publikacja jest o kuchni ukraińskiej, ale mogę się założyć, że jeśli weźmiecie do rąk tę pozycję, odkryjecie w niej smaki swojego domu rodzinnego.


Książka Sielskie smaki. Nostalgiczna podróż kulinarna to pozycja, którą musi mieć każda pani domu. Wśród tandety kulinarnych nowości zachęcam Was do zakupienia publikacji, która nie tylko smakami zabierze was w przeszłość do sielskich czasów u dziadków, ale również historią zauroczy, wzruszy, i być może przywoła cudowne wspomnienia. Jeśli jesteś mężczyzną i nie wiesz co podarować swoim paniom w prezencie nie ważne, czy to żona, mama, córka, czy teściowa Sielskie smaki będą idealnym prezentem, który zapewni ucztę dla podniebienia całej rodzinie. W kuchennej biblioteczce jest to pozycja obowiązkowa.


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka


 

środa, 21 lipca 2021

Nowa jakość pisania - Mary Kubica



Jest broń straszniejsza niż morderstwo,
to prawda”.


Charles de Talleyrand




Ukazała się kolejna powieść Pani Mary Kubicy. Zaginiona kobieta jest ku mojemu zaskoczeniu zupełnie inną stylistycznie publikacją, niż poprzednie pozycje tej autorki. Wcześniejsza publikacja, którą miałam, przyjemność czytać Tamta kobieta, była równie ciekawa, jednak ta nowość jest o wiele lepsza w sposobie czytania.


Po pierwszej powieści autorki zastanawiałam się, czy zawsze pisze tak rozwlekle psychologicznie. Jeśli ktoś kocha opisy tego co dzieje się w głowie bohaterów to wszystkie książki Pani Kubicy są dla niego. Ja jednak miałam wrażenie, że jak na literaturę kryminalną i thriller za dużo w niej naśladownictwa stylu np. Pana Kinga. O ile Pan King to klasyk i jego dzieła są bardzo zrównoważone, o tyle w pozycji Pani Kubicy było to trochę irytujące. Po powieść Zaginiona Kobieta sięgałam z dużym dystansem, chyba nie do końca byłam kolejny raz gotowa na penetrację umysłu bohaterów, ale ponieważ czytałam tylko jedną publikację, postanowiłam skusić się na kolejną, aby przekonać się, czy rozwlekłe opisy stanów emocjonalnych są stylem pisania, czy to jednorazowy pomysł, dopełniający fabułę.


Zostałam pozytywnie zaskoczona. Oczywiście temat zaginięcia się powiela, ponieważ mamy wiele tego typu literatury, jednak autorka stworzyła tym razem książkę z odrobiną stylu pisarzy, którzy mają jakieś pojęcie o psychologicznym aspekcie umysłu ludzkiego, co wyszło in plus. Tym razem Pani Kubica nie bombarduje nas opisami emocji, frustracji, czy przeżyć a skupia się na tym, w czym jest naprawdę dobra, czyli opisie akcji. Czytając Zaginioną Kobietę, zastanawiałam się, czy styl pisania był spontaniczny, czy wywołany jakimś bodźcem, nie dowiemy się tego, jednak jeśli Pani Kubica będzie trzymała się świetnej akcji, bez rozwlekania stanów psychicznych z całą pewnością jej kolejne książki będą hitami.


Shelby Tebow ginie bez wieści po wyjściu z domu. Nie długo po niej bez śladu giną także Meredith Dickej wraz z córką, która ma dopiero sześć lat. Po aż jedenastu latach odnajduje się córka kobiety Delilah. Mieszkańcy miasteczka chcą wiedzieć gdzie była i co się z nią działo przez te lata. Jednak młoda kobieta, nie do końca jest gotowa na opowieści. Społeczność małej miejscowości skrywa wiele tajemnic, i zna wiele sekretów, których nie chce wyjawiać... Czy zaginięcie dziewczyny i jej matki jest jednym z nich? Czy na pewno wszyscy chcą wiedzieć, co zdarzyło się jedenaście lat temu? Komu zależy, aby prawda nie wyszła na jaw?


Pozycja autorki dzieje się w dwóch czasach co niezwykle rozwija akcję, i przyznam, że bardzo mi się to podobało. Wydarzenia wspaniale się łączą i wierzcie mi do ostatniej strony, nie wiadomo kto jest kim i jak zakończy się cała powieść. Tak myślę, że Pani Kubica jest naprawdę świetna w tworzeniu akcji i budowaniu napięcia, taka jest właśnie ta książka pełna pytań, nieprzewidywalnych sytuacji, i niejednoznacznych bohaterów. W końcu nie ma tutaj 98% psychologicznego bełkotu i to jest cudowne. Z niecierpliwością czekam na kolejną pozycję tej autorki. Bardzo podoba mi się kiedy twórca ma swój styl. Myślę, że Pani Kubica jest słaba jeśli chodzi o rozwijanie psychologii bohatera, ale potrafi trzymać w napięciu i budować świetną fabułę.


Książkę Zaginiona Kobieta szczerze polecam. Dobry thriller w sam raz na deszczowe dni, trzyma w napięciu i buduje atmosferę, a o to w tej literaturze właśnie chodzi.



Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Poradnia K


 

 https://www.youtube.com/@Literackiewiadomo%C5%9Bcizwiejs-l3t